Znamy murowanego faworyta do nagrody imienia Józefa Wójciechowskiego. Podczas gdy trenerzy w całej Europie dostają coraz więcej czasu i zaufania, podczas gdy w takiej Bundeslidze doszło do raptem kilku roszad od początku sezonu, a w Premier League każda zmiana szkoleniowca to wydarzenie, u Maurizio Zampariniego w Palermo stołek trenerski nie tyle rozgrzany jest do czerwoności, co po prostu płonie. Karuzela rozpędzona do granic możliwości, już sześciu w sezonie 15/16 załapało się na ostrą jazdę.
Wszystko zaczęło się od zwolnienia Giuseppe Iachiniego. To, że chłop w ogóle wytrzymał w Palermo przez ponad dwa lata, zakrawa na cud. Zamparini lubił go opieprzyć w mediach, co gdzie indziej potraktowane byłoby jako szczyt nieprofesjonalności, ale Iachini był aniołem cierpliwości. Gdy oberwało mu się jesienią, tłumaczył: prezes ma wyrazisty styl bycia. Często żartuje. A taka krytyka to też forma zmotywowania zespołu.
Mądre słowa, wyważone? I wilk syty i owca cała? Możliwe.
Ale Zamparini i tak go zwolnił niemal tuż po tej wypowiedzi.
No i się zaczęło. Pojawił się Ballardini, który rewolucji nie zrobił, przegrywał równie regularnie. Słynna na całą Europę była jego scysja z bramkarzem Sorrentino, po której doszło do absurdu nad absurdy: trener przestał rozmawiać z piłkarzami. Mecz z Hellas, a tu ani słowa przed, ani słowa w trakcie, ani słowa po. Nawet w Football Managerze chociaż czasem rzuci się przekleństwem do monitora, a tutaj – nic, grobowa cisza.
Aby było zabawniej, z Hellas wygrali. Aby było jeszcze zabawniej, Ballardini po tym meczu musiał zgłosić się do pośredniaka.
Zamparini postanowił postawić na Guillermo Barrosa Schelotto, który miał budować fundamenty nowego, silnego Palermo. Argentyńczyk naprawdę miał dać podwaliny pod coś trwałego, a przynajmniej tak zapewniano. Problem był jeden: nie miał odpowiednich papierów. Prowadził Lanus w Argentynie, ale na Italię kwity okazały się za słabe.
Gdy Schelotto biegał po urzędach, w Palermo kręciła się karuzela szkoleniowców tymczasowych. Fabio Viviani, były szef takich potęg jak Portosummaga i Grossetto, przegrał 0:4 z Genoą. Następnie trener Primavery, Giovanni Bosi, wygrał z Udine, aż wreszcie pojawił się Giovanni Tedesco. Urodzony w Palermo, były piłkarz tej ekipy, związany emocjonalnie z klubem – planowano mu rolę asystenta Schelotto. O pracy w klubie powiedział, że to dla niego największy możliwy zaszczyt, uczucie jak strzelić bramkę w derbach.
Patent na Dankowskiego nie spodobał się jednak Schelotto, który sfrustrowany problemami biurokratycznymi właśnie podziękował, zostawiając Zampariniego w kropce. Zaufać Tedesco, który prowadził tylko maltańskich słabeuszy? Szukać kogoś nowego, kolejny raz? A może zrobić manewr rodem z “Mody na sukces” i wrócić do Iachiniego, o którego triumfalnym powrocie mówiło się już po zwolnieniu Ballardiniego?
Czyste szaleństwo. Włoska telenowela w najlepszym wydaniu. A klub w międzyczasie przegrał w Coppa Italia z trzecioligowcem, w Serie A bije się o utrzymanie.
Powiedzielibyśmy, że to doskonała lekcja dla prezesa, i pewnie wyciągnie wnioski, nauczy się, że lepiej być cierpliwym ale znając Zampariniego jest tylko kwestią czasu, gdy znowu puszczą mu nerwy.