Reklama

Atletico gotowe na bitwę o Hiszpanię

redakcja

Autor:redakcja

30 stycznia 2016, 10:12 • 5 min czytania 0 komentarzy

W 2015 roku przegrał wszystko. Sezon 2014/15 zakończył bez trofeów, co w przypadku tak mocnego klubu wielu uznałoby za porażkę. Ale ten człowiek jest akurat ostatnim, z którym można byłoby powiązać słowo „porażka”. Ten człowiek to od kilku lat uosobienie sukcesu. Chodząca charyzma i gwarancja, że się uda. Przed miesiącem stuknęły mu cztery lata na stanowisku, ale gdyby dziś istniała taka możliwość, władze przedstawiłyby mu czek in blanco z prostą prośbą: wpisuj, co chcesz, ale po prostu tu zostań. Nie patrz na Chelsea, Manchester, PSG czy jakichkolwiek Arabów. Zostań, rób, co chcesz, baw się w Fergusona, a nikt nie wtrąci ci się w robotę.

Atletico gotowe na bitwę o Hiszpanię

Cztery lata minęły, od kiedy „Ole, ole, ole, Cholo Simeone” przestało oznaczać fetowanie wielkiego piłkarza, a zaczęło być wsparciem dla jeszcze większego trenera. Trenera, który mimo pustego licznika trofeów za 2015, może się cieszyć największą stabilnością posady na świecie. Żaden szkoleniowiec z Bundesligi, La Liga, Serie A czy Premier League nie zbudował wokół siebie takiego kultu jak Simeone. Żaden przy tym nie zbudował tak potężnej maszyny jak Atletico. Ktoś wytknie, że latem rozbił bank, ściągnął Jacksona (35 milionów), Vietto (20), Ferreirę-Carrasco (20), Filipe Luisa (16) i Savicia (12). Ktoś zarzuci, że wydał prawie najwięcej w Europie, ale… czy ktokolwiek się na to odważy? Simeone to już w Atletico taki pomnik, któremu nikt nie zajrzy w portfel. Skoro wydaje aż tyle, znaczy się, że tyle wydać musi. I koniec, kropka.

Pierwsze okno transferowe? Przyszli Pizzi i Fran Merida. Nie wypaliło. Drugie? Tu już cały zastęp, z którego błysnęli Raul Garcia i wracający z wypożyczenia Diego Costa. Trzecie? Emiliano Insua. Pomyłek w tzw. międzyczasie była cała masa. Alderweireld, Guilavogui czy nawet ostatnio przepłacony Jackson. To jednak nieistotne. Grunt, że były sukcesy. Mistrzostwo, Copa del Rey, Liga Europy, Superpuchar Europy i Superpuchar Hiszpanii. To wszystko brzmi okazale, ale sprowadza się do jednego – Simeone udało się rozbić hiszpański duopol. Primera División przestała być bajką dwóch drużyn, których bataliom przyglądała się „druga” liga. Wraz z przyjściem Cholo ta „druga” straciła solidnego uczestnika. Atletico to dziś główny – obok Barcelony – kandydat do mistrzostwa.

A przy tym to drużyna, która wychodzi z oklepanego założenia. Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz. I jadą tak cicho od początku sezonu. W Champions League bez większych problemów odprawili Benfikę, Galatasaray i Astanę. W lidze natomiast siedmiokrotnie wygrali zaledwie jednym golem. Oczywiście towarzyszyła temu masa nerwów, jak choćby w starciu z Levante, kiedy na gola Thomasa trzeba było czekać do 80. minuty. Dla Simeone najważniejsze jest jedno. Defensywa. Osiem goli straconych w 21 meczach. Niedoceniany Oblak wyrósł przy nim na czołowego bramkarza Europy (18 czystych kont w 27 spotkaniach!), Godin na najlepszego – ktoś ma wątpliwości? – stopera świata, a przy Urugwajczyku do wielkiej kariery sposobi się posiadający olbrzymi potencjał 20-letni Gimenez.

Wszystko jest zaplanowane jak w zegarku. No, może poza akcjami Griezmanna, bo ten – jak podkreśla sam Simeone – cieszy się pełną swobodą i w ataku może robić, co tylko zechce. I robi. 19 goli i 4 asysty w 30 meczach. O miejsce obok Francuza biją się Torres, Jackson, Correa, Vietto. Efekt? Rywalizacja tak ostra, że zasłużony El Nino ląduje na trybunach, a na drugiego strzelca drużyny wyrasta niepozorny Saul Niguez. Chłopak, który na boisku haruje – box to box – jak dzik i który rozkwitł pod nieobecność kontuzjowanego Tiago, pokazując Simeone, że może zagrać na kilku pozycjach. Sam Cholo – gdy Portugalczyk złamał nogę – na wszelki wypadek poprosił władze o Augusto Fernandeza z Celty. Tymczasem na Vicente Calderón meldowała się perełka z River Plate, czyli grający na tej samej pozycji Matias Kranevitter.

Reklama

Z problemu, jak zastąpić Tiago, zrodził się kłopot bogactwa. Jak mawiają Hiszpanie – overbooking. Simeone robi to jednak celowo. Wywiera taką presję na wszystkich zawodników, by nikt nie czuł się podstawowym graczem. Jedynym nietykalnym de facto jest Godin, a na pozostałych pozycjach konkurencja aż iskrzy. Nie wytrzymał jej właśnie Oliver Torres, odkrycie poprzedniego sezonu ligi portugalskiej, który właśnie miał się zawijać, ale ostatecznie klub postawił weto. On nie wytrzymał jednej z dewiz Simeone. El esfuerzo no se negocia. Wysiłek nie podlega negocjacjom. Sami piłkarze podkreślają zresztą, że początki u Argentyńczyka bywają katorżnicze. To kierat, w który albo się wdrożysz, albo zostaniesz wypluty. Pod Vietto początkowo wręcz uginały się nogi i musiał przerywać treningi, aż na koniec po prostu spadł na ziemię. Ale opłaciło się. Bo dziś gra. I mało tego – jeżeli odejdzie Griezmann, to właśnie on powinien zająć jego miejsce. Póki co jednak sam Griezmann – jak twierdzi Simeone – jest intransferible, czyli nie do transferu, „ale przecież nie zwiążemy go łańcuchem”.

Zakaz transferowy, który ostatecznie może zostać zawieszony, nie stanowi dla Atletico żadnego problemu. Cholo – mając świadomość, że taka restrykcja spadnie na klub – już się na to przygotował. Praktycznie każda pozycja jest obsadzona przynajmniej dwoma fachowcami. Mankamenty? Niemal zero pożytku (także z powodu kontuzji) z Jacksona Martineza, zjazd Fernando Torresa i… katastrofa w Copa del Rey. Co prawda Koke powtarza, że celem na 2016 rok jest Liga Mistrzów, ale to w końcu Hiszpania. Tu gra się o każdą koronę, a przecież z gry po feralnym Cadiz szybko wypisał się Real. Teraz po środowej katastrofie z Celtą wypisało się też Atletico. Plusy? Pół żartem można powiedzieć, że nie będzie gdzie rotować, więc rywalizacja wskoczy na jeszcze wyższy poziom. O ile to w ogóle możliwe, bo – zaryzykujemy takie stwierdzenie – nie ma drugiego klubu z tej półki, w którym różnice pomiędzy pierwszym składem a ławką byłyby tak zatarte.

Odpadnie Gimenez? Wskakuje Savić. Odpadnie Vietto? Czas na Correę, najlepszego młodego piłkarza Argentyny, zdaniem Taty Martino. Odpadnie Tiago? Jest Augusto. Odpadnie Augusto? Jest Saul. Odpadnie któryś z skrzydłowych? To gramy bez nich. Na dwóch fałszywych w postaci Koke czy Saula, których zluzować w przerwie może Ferreira-Carrasco. Belg jest zresztą jednym z ulubieńców Simeone, bo nie sprawia mu różnicy, czy gra w 4-4-2, czy w 4-3-3. A dla Cholo to klucz, bo on akurat – jak niewielu – potrafi być wyjątkowo elastyczny taktycznie i kiedy zajdzie konieczność, lubi rotować tymi systemami, dostosowując się do okoliczności jak kameleon.

Jak zagra dzisiaj? Dzisiaj czeka go starcie tytanów. Najlepsza defensywa kontra najefektowniej grający atak ligi. Podrażnione odpadnięciem z pucharu Atletico kontra lekko wyhamowana ostatnio Barcelona. Przed pierwszym meczem tych drużyn w tym sezonie Simeone mówił: „w kontekście całego sezonu budżety się liczą, w kontekście jednego meczu – nie”. Rzeczywistość pokazała, że kiedy masz pomysł na drużynę – nawet z dużo niższym budżetem jesteś w stanie strącić Real i zrównać się punktami z Barceloną. A może nawet ją pokonać? Odpowiedź dziś o 16.00.

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...