Klimczak był w stanie zatrzymać Hamę, Urban zarzuca mu brak szczerości…

redakcja

Autor:redakcja

29 stycznia 2016, 08:56 • 10 min czytania

– Podobne sytuacje zdarzają się też w mocniejszych ligach niż polska. Nie chodzi mi o to, że ktoś zmienia klub, bo ja jako trener kiedyś byłem w Legii, a teraz jestem w Lechu. W przypadku Kaspera kłopot polegał na tym, że źle to rozegrał, nie był z nami do końca szczery. Tylko tyle i aż tyle – opowiada w dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym” Jan Urban.

Klimczak był w stanie zatrzymać Hamę, Urban zarzuca mu brak szczerości…
Reklama

FAKT

1

Reklama

Na początek informacja o tym, że Legia jest gotowa na odejście Kuciaka – w zanadrzu trzyma Cierzniaka, o którego będzie się starała, żeby przyszedł już teraz. Dalej: mimo że od transferu Sebastiana Mili do Gdańska minęło już sporo czasu, Lechia nadal nie rozliczyła się ze Śląskiem Wrocław.

Całkowita kwota transferu wynosiła 1,4 mln zł. Zobowiązanie rozłożono na raty, których spłacanie miało się skończyć w grudniu 2015 roku. Zaraz zacznie się luty, a Lechia dalej zalega Śląskowi sporo pieniędzy. Klub z Oporowskiej wysyła nad morze bezskutecznie wezwania o zapłaty. (…) To zresztą nie pierwsza zwłoka. Już kilka miesięcy temu zaległości Lechii w płatnościach rat za Milę wynosiły ćwierć miliona złotych.

2

Kapustka nie jest zainteresowany przejściem do Galatasaray. I bardzo dobrze.

Propozycja z Turcji była kusząca. W Galatasaray Kapustka miałby za kolegów klubowych Wesleya Sneijdera (32 l.) i Luksasa Podolskiego (31 l.), a za plecami wsparcie 50 tysięcy fanatycznych kibiców. I szykowałby się do dwumeczu z Lazio w 1/16 finału Ligi Europy. Turcy złożyli Cracovii konkretną ofertę, która została odrzucona. Galatasaray było gotowe zapłacić za Kapustkę trzy miliony euro. W przypadku rozegrania przez 20-letniego piłkarza określonej liczby spotkań na konto Cracovii trafiłby kolejny milion.

Paweł Wszołek ma dość niecodzienny sposób na utrzymanie formy.

– Pracuję z psychologiem, indywidualnie z fizjoterapeutą, od trzech miesięcy chodzę na jogę Bardzo mi to pomaga. Joga ukształtowała mi psychikę, czuję się spokojniejszy. Ludzie mogą to krytykować, ale dzięki niej czuję nie tylko swobodę psychiczną, ale i na boisku jestem bardziej giętki, mięśnie nie są spięte – opowiada. Skąd pomysł na taką formę zajęć? – Przeczytałem książkę Ryana Giggsa, której połowa opowiada o jodze, o tym, jak pomogła mu w życiu – tłumaczy skrzydłowy.

GAZETA WYBORCZA

3

W ogólnopolskiej „Gazecie” zero piłki, zaglądamy więc do stołecznego wydania a tam tekst o Adamie Hlousku.

Hlousek miał udany pierwszy sezon w Stuttgarcie. W nowym klubie, na nowej pozycji, wywalczył miejsce w podstawowym składzie, zagrał 22 mecze w Bundeslidze. Problemy zaczęły się latem. – Stuttgart chciał kupić lewonożnego stopera, ale w końcu uznał, że Czech będzie odpowiednim kandydatem. Hlousek wystąpił na środku obrony w sparingu z Manchesterem City i wypadł dobrze. Niemcy wygrali 4:2, gole stracili, gdy Hlouska nie było już na boisku. Na dłuższą metę nie miało to jednak prawa się udać. Czech nie miał ani doświadczenia, ani nawyków, ani umiejętności, by grać na środku obrony – twierdzi Urban. Hlousek zaczął sezon w pierwszej jedenastce, ale po czterech porażkach z rzędu usiadł na ławce, z której do końca sezonu podniósł się tylko trzykrotnie.

SUPER EXPRESS

4

W „Superaku” Miro Radović puszcza oko do Legii i sugeruje, że jest do wzięcia, czeka tylko na telefon.

Czy wrócisz do Legii?

Nie rozmawiałem ani z prezesem Leśnodorskim, ani dyrektorem Żewłakowem. Mój numer się nie zmienił. Tyle mogę powiedzieć w tym temacie. Nikomu nie muszę udowadniać, że jestem legionistą. Mimo że czytałem o sobie różne opinie, że poszedłem do Chin dla kasy. To ten sam Rado, który 9 lat grał w Legii. To ten sam Rado, który przez dwa lata miał w kontrakcie sumę odstępnego pół miliona euro. Namawiano mnie, abym to wykorzystał, ale nie zrobiłem tego. Zawsze mówiłem, że kiedyś wrócę do Legii. Jako kibic czy zawodnik. Jestem legionistą. Tak się czuję.

(…)

Nie boisz się reakcji kibiców Legii, którzy mają ci za złe, że przed rokiem zostawiłeś zespół w obliczu meczu w Lidze Europy z Ajaksem Amsterdam?

Powiem ci szczerze, bo wiele się mówiło o tym. Zgadza się, że to nie był najlepszy moment na moje odejście. Nie miałem na to dużego wpływu, nie mogłem sobie wybierać, kiedy odejdę. Zabrakło komunikacji. Na dzień przed meczem trener podejmuje decyzję, że nie będę grał. Mimo że powiedziałem, że jestem przygotowany i chcę wystąpić w tym spotkaniu. Jest mi przykro, że tak się stało, że się tak potoczyło. Zgadza się, że można było inaczej, ale nie miałem na to wpływu. Druga sprawa. Tak samo w Polsce mogłem złapać kontuzję. Nie wiadomo, czy gdybym został to ze mną zdobylibyśmy mistrzostwo. Niektórzy zwalają, że ja odszedłem i przez to wszystko się posypało. Teraz możemy dyskutować na ten temat, ale nie damy odpowiedzi. Widocznie tak musiało być.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Taka słaba okładka? Wstyd!

5

Na start fragment felietonu Michała Pola, który tłumaczy się z wczorajszej okładki.

Bardzo nam się dostało od internautów za tytuł „Wstyd!” na okładce „Przeglądu Sportowego” podsumowujący koszmarną porażkę piłkarzy ręcznych z Chorwacją. Od histerycznych, których cytować nie warto, przez takie, że „wstyd, to kraść ale nie przegrać”, że „można mówić o rozczarowaniu, ale nie wstydzie”, że „za łatwo rzucamy mistrzów na glebę”, że „nie szanujemy ich po tylu sukcesach”, wreszcie, że „nie rozumiemy sportu, w którym raz się wygrywa, raz przegrywa”. Zbigniew Hołdys na Twitterze przyrównał wręcz sytuację do gwizdów i bluzgów z trybun na Kazimierza Deynę czy Irenę Szewińską po zgubieniu pałeczki. Jeszcze inni pisali, że „prawdziwy kibic jest przy drużynie w chwilach zwycięstwa i porażki”.

 Tak, prawdziwy kibic powinien być „wierny po porażce”, ale nie powinien być ślepy i odporny na fakty. Jeden fatalny mecz nie przekreśla dokonań piłkarzy ręcznych, nie wymazuje szacunku dla nich za wszystkie pozytywne emocje, jakie dzięki nim przeżyliśmy, za serce jakie wkładali w walkę. Nadal są one ogromne. Ale szlachectwo zobowiązuje. Za ten jedyny występ przed własną fantastyczną publicznością, za porażkę najwyższą w historii ME, kandydaci do medalu, którzy potrafili pokonać wcześniej mistrzów świata i Europy, Francuzów, powinni się wstydzić. I wstydzą. Sami to szczerze przyznają. Jak napisał jeden z internautów: „jest im bardziej wstyd niż jest to w stanie oddać jakikolwiek nagłówek”.

6

W wywiadzie z Janem Urbanem poruszanych jest kilka wątków, my zacytujemy komentarz w sprawie, która w styczniu grzała najbardziej. Odejście Hamalainena.

Na wyobraźnię wszystkim zadziałała Legia. Wzięła Kaspra Hamalainena, co bezpośrednio uderzyło w Lecha…

Podobne sytuacje zdarzają się też w mocniejszych ligach niż polska. Nie chodzi mi o to, że ktoś zmienia klub, bo ja jako trener kiedyś byłem w Legii, a teraz jestem w Lechu. W przypadku Kaspera kłopot polegał na tym, że źle to rozegrał, nie był z nami do końca szczery. Tylko tyle i aż tyle.

Kontaktował się z panem po podpisaniu kontraktu z Legią, starał się jakoś wytłumaczyć?

Nie i żeby było jasne – ja takiego kontaktu nie oczekuję. Stało się, czasu już nie da się cofnąć. Niepokoi mnie jeszcze coś innego: że takie pieniądze fruwają w powietrzu. Piłkarz dostaje kontrakt powiedzmy na 400 tysięcy euro rocznie, więc ofertę przyjmuje. A ja się zastanawiam, czy zawodnicy których klasę znamy i którzy z polskimi drużynami nie zdołali awansować do Ligi Europy powinni mieć aż takie gaże? To jest droga w ślepy zaułek.

Piłkarze w polskich klubach są przepłacani?

Mówię o takich przypadkach, wyciągam wnioski na podstawie zaistniałych faktów i obawiam się, że to windowanie cen może się dla polskich klubów źle skończyć, bo między klasą zawodnika a jego poziomem zarobków musi być jakaś rozsądna zależność. Może komuś jej brak się podoba. Mnie nie.

7

O kulisach odejścia Fina opowiada także prezes Lecha, Karol Klimczak. Stawia sprawę jasno – Lecha było stać na zatrzymanie Hamy.

Prezes zaprzeczył informacjom, że klubu nie było stać na zatrzymanie swojego najlepszego strzelca. Pretensje miało o to wielu poznańskich kibiców, którzy od dawna mają zastrzeżenia wobec władz Lecha, zarzucając im nadmierną oszczędność w kwestii transferów. – Mówią, że jesteśmy skąpi i za mało płacimy zawodnikom, dlatego oni nie chcą do nas przychodzić i grać za „czapkę gruszek”. Ale prawda jest taka, że zaoferowaliśmy Kasprowi około 360 tysięcy euro rocznie i uważam, że są to bardzo dobre zarobki. W Legii dostał między 450-500 tysięcy i my też mogliśmy mu takie pieniądze zapłacić – powiedział wprost Klimczak.

– Mogliśmy dołożyć Hämäläinenowi te 100 tysięcy, nasze przychody spokojnie na to pozwalają. Sprawiłoby to jednak, że byłby jedynym piłkarzem w kadrze, który ma aż tak wysokie zarobki, dużo wyższe od przeciętnej pensji w zespole, a tego nie chcieliśmy. Nie uważaliśmy, żeby był dwa razy lepszy od reszty zawodników. Nauczeni przykładem Manuela Arboledy nie chcieliśmy powtarzać starych błędów – dodał prezes Kolejorza.

Na słowa Klimczaka reaguje błyskawicznie (naprawdę błyskawicznie, bo już na następnej stronie) Bogusław Leśnodorski.

Największym echem wśród kibiców Legii i Lecha odbiło się na razie podpisanie kontraktu z Kasperem Hamalainenem. Prezes Kolejorza Karol Klimczak stwierdził na antenie „Radia Merkury”, że Fin będzie zarabiać w Legii 475 tysięcy euro rocznie. To prawdziwa kwota?

Nie mam pojęcia, skąd prezes Klimczak mógłby mieć takie informacje. Generalnie nie jestem zdziwiony całym zamieszaniem wokół Kaspera i wolałbym się w to wszystko nie mieszać. Powiem tyle, że nie zaglądam innym do portfela i uważam to za dobrą zasadę. Hamalainen chciał grać w Legii i dlatego do nas trafił.

Czy w najbliższych dniach można się spodziewać powrotu Miroslava Radovicia? Serb zadeklarował publicznie, że czeka na telefon od pana lub dyrektora Michała Żewłakowa.

Radović dopiero kilka dni temu rozwiązał kontrakt z Chińczykami, dlatego poczekajmy chwilę na rozwój sytuacji. Zobaczymy, jak się wszystko potoczy. Takich decyzji nie podejmuje się na „hurra”. Cenimy go, wiemy o potrafi i co zrobił dla Legii, ale decyzja nie została jeszcze podjęta.

8

Vanja Marković opowiada o piekle, jakie przeżył w związku z zerwaniem więzadeł.

Dla Markovicia ostatnie dwanaście miesięcy to była szkoła życia. – Kontuzja zmieniła moje myślenie. Wcześniej byłem przekonany, że gra w piłkę to coś normalnego. Coś, co będę mógł robić zawsze. Dopiero kiedy zerwałem więzadła i przez pierwszy miesiąc nie mogłem się ruszyć, zacząłem doceniać, jak ważne jest zdrowie – mówi. Na szczęście po drugim zabiegu nie było już żadnych komplikacji i Marković mógł rozpocząć rehabilitację.

– Pierwsze tygodnie były tragiczne. Czasami siedziałem w pokoju i zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będę mógł truchtać. O graniu w piłkę nawet nie myślałem – wspomina pomocni Korony. – Pewnie gdyby nie brat, który pół roku wcześniej zmagał się z dokładnie taką samą kontuzją i cały czas mnie wspierał podczas leczenia, nie dałbym rady wrócić do piłki. On był dla mnie chodzącym przykładem, że po takim urazie da się grać w piłkę. A czasem naprawdę ciężko było w to uwierzyć – dodaje.

Oprócz tego:

– Miazga zamiast   dla Polski zagra dla Chelsea,
– Sevila w półfinale Pucharu Króla,
– Wisła ma już gotową kadrę,
– kolejny proces w sprawie korupcji,
– Marcin Listkowski miał opcję przejścia do West Hamu, ale z niej nie skorzystał,
– w Górniku Zabrze po raz pierwszy w historii zagra Hiszpan,
– dwa tygodnie przerwy Paixao.

9

Paweł Wszołek opowiada o zmianie mentalnej, którą przeszedł i o Adamie Nawałce, który wciąż miał go na oku, nawet wtedy, kiedy nie grał.

Został pan zapomniany w kraju?

Nie obchodzi mnie, co myślą ludzie w Polsce, zdaniem niektórych, wyjechałem tylko dla pieniędzy. Wiem, że bardzo poprawiłem się taktycznie, zdecydowanie lepiej gram w defensywie. Liga włoska jest z mojego punktu widzenia najtrudniejsza w Europie, szczególnie dla napastników i pomocników. Najważniejsze, że cały czas czułem, że selekcjoner we mnie wierzy, czeka na sygnał ode mnie, który mogę wysłać mu tylko dobrą grą. Z powodu fali krytyki stałem się bardziej odporny. Były mecze, w których psułem proste piłki, głównie dlatego, że grałem rzadko, nie czułem boiska. Nie mam do nikogo pretensji, moja wina. Głowa w profesjonalnym futbolu jest najważniejsza. Trzeba ułożyć sobie plan na przyszłość, mieć wyznaczoną drogę i dążyć nią do celu. (…)

Ostatni mecz w reprezentacji zagrał pan w maju 2014 roku z Niemcami. Zdziwił się pan, kiedy usłyszał, że Adam Nawałka przylatuje odwiedzić pana w Weronie?

Wtedy byłem w kadrze po raz ostatni, ale cały czas miałem kontakt z selekcjonerem. Wcześniej dwa razy był w Genui, rozmawiał ze mną i z Bartkiem Salamonem. Wspierał, monitorował, dzwonił od czasu do czasu. Czułem, że we mnie wierzy. Ostatnio był na moich treningach, potem na spotkaniu z Romą, więc widział i mnie, i Wojtka Szczęsnego. W Rzymie zamieniliśmy kilka zdań po meczu, udzielił paru wskazówek. Zawsze powtarza, żebyśmy wierzyli w siebie, wychodząc na boisko mieli świadomość, co chcemy zrobić, żeby wszystkie podania były wypieszczone, żebyśmy byli zaangażowani w defensywie.

 

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama