Trzy miesiące nieustannego wygrywania, czternasty skalp z rzędu. Na Juventus Stadium odbyła się kolejna demonstracja siły Bianconeri, tym razem na teoretycznym rywalu do scudetto – chyba jednak z naciskiem na teorię, bo Juve i kończący w dziesiątkę Inter w półfinale Coppa Italia dzieliła różnica klas. Aż trudno sobie wyobrazić, że jeszcze przed chwilą to Inter uciekał w tabeli, i to zresztą z solidnym zapasem punktowym.
Juventus był lepiej zorganizowany, skuteczniej bronił, przeprowadzał groźniejsze akcje, miał więcej jakości po swojej stronie i potrafił to pokazać – właściwie mógł to wygrać jeszcze wyżej. Najbardziej zadowolony ze zwycięstwa jest z pewnością Morata, którego akcje nie stały ostatnio za wysoko, nie potrafił się bowiem odblokować strzelecko od… czwartego października, czyli przy tej wspaniałej formie Juve miał stosunkowo ubogi udział. Dzisiaj jednak strzelił dwa gole – jeden co prawda z karnego, ale jedenastkę wbić Handanoviciowi to też sztuka (Słoweniec zresztą wyczuł intencje strzelca, ale strzał był zbyt mocny), a druga bramka to już ładne intuicyjne wykończenie. Na 3:0 podwyższył Dybala, któremu wystarczyło zaledwie parę minut by zapisać się na listę strzelców, a w tak bezczelny i sprytny sposób strzelić takiemu fachowcowi Jak Handanović – duża klasa. Którą Argentyńczyk potwierdza od wielu tygodni, więc nie jest to żadnym zaskoczeniem. Co do Interu, to chyba sprawdza się teoria, że Nerazzurri wyciągali do tej pory wyniki ponad stan, rzeczywistość chyba ich wreszcie dogoniła. Rewanż na San Siro wydaje się formalnością, niestety dla gospodarzy – mało przyjemną.
Analitycy Bayernu połamali znowu niejeden ołówek od notowania mocnych punktów mistrza Włoch. Nie ma co ukrywać – wiosna dla Juve stoi pod znakiem rywalizacji z Napoli, również grającym wyborną piłkę, ale Allegri mierzy w długi rajd w Lidze Mistrzów, który by potwierdził, że Juventus to jak dawniej europejski top, ekipa, która nie musi mieć przed nikim kompleksów. To pokazując się w Europie Włosi mogą przywrócić w pełni blask swej marce, sprawić, by Pogbie czy – w dłuższej perspektywie – Dybali po prostu nie opłacało się odchodzić z Turynu, skoro stąd też będzie można walczyć o najważniejsze triumfy, a i swoje zarobić. Pierwszy przystanek tej walki – elektryzujące starcie z Bayernem. Już nie możemy się doczekać.