Nieważne co dziś robiliście wieczorem, wiedzcie, że spędziliście go lepiej niż ci z nas, którzy oglądali Eredivisie, mecz Ajax – Heracles, występ Arka Milika. Ból i zgrzytanie zębów, czyste cierpienie – wiecie dobrze, że oglądamy mecze hurtowo, całymi tuzinami, ale takiej padliny nie widzieliśmy dawno. Chyba nie byliśmy w tym przekonaniu osamotnieni, bo sądząc po reakcjach kibiców Ajaksu, 0:0 z Heraclesem było jednym z najgorszych ich meczów w ostatnich miesiącach.
Rozumiemy ich, aż nie mogliśmy uwierzyć, że oglądamy w akcji lidera Eredivisie. Gra w ataku kompletnie się nie kleiła, Ajax maksymalnie potrafił podejść na trzydziesty metr, a potem nie miał pomysłu. Wstrzeliwał piłkę na głowy defensorów jeśli próbował skrzydłem, podawał im pod nogi jeśli szedł środkiem. Przewidywalni do bólu, pozbawieni kreatywności – oj, jeśli tak wygląda towar eksportowy ligi holenderskiej, to nic dziwnego że jest ona na znoszącej.
Cóż, skoro Ajax zagrał katastrofalnie, to już trafnie podejrzewacie, że i Arek wielkiego meczu nie zanotował. Owszem, nie można mu odmówić woli walki i konsekwentnego szukania okazji, nawet statystyki potwierdzają, że cały czas był pod grą i pokazywał się w różnych sektorach, ale jednak prawda jest taka, że solidarnie z resztą ofensywnych zawodników przyczynił się do takiego obrazu meczu. Może nie jest najbardziej winny, bo to jednak pomoc w największym stopniu odpowiada za kreowanie okazji, a tych było jak na lekarstwo, niemniej niewiele zrobił by tę tendencję odwrócić.
Czas się budzić Arek, wiosna ma być czasem szlifowania formy, a nie kryzysu. Może gol pomoże się odblokować, na ten pierwszy w 2016 trzeba jeszcze poczekać.
A teraz podsumowanie statystyczne, najpierw strzały. Tak, jeden… w aut:
Podania. Jak widać Milik szukał gry w różnych sektorach.
Główki:
Dryblingi:
A tu główny zarzut, jaki mają holenderscy dziennikarze do Arka. Nie strzela najlepszym:
Grafiki: Squawka.com