Nie trzeba być wybitnym specjalistą w dziedzinie reprezentacyjnej piłki nożnej, żeby zauważyć że siła rażenia ataku włoskiej kadry znacznie straciła na jakości. Nie tak odległe czasy, gdy w ataku Squadra Azzurra biegały gwiazdy pokroju Tottiego, Del Piero, Inzaghiego, Toniego czy Vieriego minęły bezpowrotnie i gdyby ktoś przez ostatnie lata wyłączył się z futbolowego życia, a następnie spojrzał na nazwiska i dorobek obecnych 'armat’ – prawdopodobnie złapałby się za głowę i zaśmiał pod nosem. Włosi zwyczajnie przestali produkować typowych napastników i o ile w obronie czy pomocy co chwilę pojawiają się nowi, ciekawi zawodnicy, o tyle typowej '9′ jak nie było, tak nie ma. Niektórzy więc, na pozór szaleni, mówią: 'Postawmy na doświadczenie, chcemy w kadrze Maccarone!’.
Żeby zobrazować słabość ofensywy kadry prowadzonej przez Antonio Conte, wystarczy przytoczyć kilka statystyk. Na ostatni mecz, kiedy to Włosi w połowie listopada podejmowali w Bolonii zespół Rumunii, były szkoleniowiec Juventusu powołał 5 napastników. Byli to kolejno:
– Simone Zaza, rezerwowy napastnik Juventusu, w kadrze 7 meczów, 1 gol;
– Graziano Pelle, Southampton, w kadrze 10 meczów, 4 gole, z czego 2 przeciwko Malcie;
– Eder, naturalizowany 30-latek, regularnie strzelający w Sampdorii, ale ciężko nazwać go 'typową 9′, Włosi powiedzieliby o nim 'seconda punta’, w kadrze 8 meczów, 2 gole;
– Stefano Okaka, Anderlecht Bruksela (!), bilans w kadrze to 3 mecze, 1 gol;
– Manolo Gabbiadini, rezerwowy napastnik Napoli, podobnie jak Eder nie pasujący na '9′, w kadrze 6 meczów, 1 gol.
Na siłę pod napastników można podpiąć też ofensywnych skrzydłowych, czyli:
– Stephan El Shaarawy, totalny niewypał w Monako, w styczniu prawdopodobnie trafi do jednego z włoskich średniaków, w kadrze 17 meczów i 2 gole;
– Alessio Cerci, w tym sezonie bez gola w Milanie, bez gola również w 14 dotychczasowych występach w zespole narodowym; przed kilkoma dniami trafił do broniącej się przed spadkiem Genoi.
Łączny bilans ludzi odpowiadających za strzelanie goli w drużynie 4-krotnych Mistrzów Świata to 65 meczów i zaledwie 11 goli. Słabo, nie?
Jeszcze przed kilkunastoma miesiącami wydawało się, że problem zniknął kiedy to Ciro Immobile z 22 golami na koncie sięgnął po koronę króla strzelców Serie A. Kto wie jak potoczyłaby się jego kariera gdyby pozostał wtedy w ekipie Torino, może to on byłby właśnie pewniakiem w układance Antonio Conte. 25-latek nie podbił jednak serc kibiców w Dortmundzie i Sevilli, więc po zagranicznych wojażach wraca do drużyny prowadzonej przez Giampiero Venturę, gdzie będzie próbował odzyskać zaufanie selekcjonera Azzurrich.
Quagliarella, Matri czy Balotelli? To już było. Insigne, Vazquez, Sansone czy Berardi albo nie nadają się na szpicę, albo z różnych, dyscyplinarnych względów nie podobają się selekcjonerowi. Z kolei Paloschi, Destro czy Pavoletti chyba zwyczajnie nie nadają się do reprezentowania Włoch na arenie międzynarodowej. Kibice, próbując więc pomóc Conte, szukają dalej i podczas gdy doświadczeni Luca Toni i Antonio Di Natale nie mają już ochoty (i zdrowia) na bieganie w narodowych barwach, podpowiadają skorzystanie z usług snajpera Empoli, Massimo Maccarone. I choć pomysł z 37-latkiem z Empoli ciągnącym ofensywną grę jednego z faworytów do końcowego triumfu w turnieju wydaje się być całkowicie abstrakcyjny, warto się chwilę zastanowić i odpowiedzieć na pytanie: Czy aby na pewno Big Mac dałby kadrze mniej niż wiecznie utalentowany Okaka czy włoska wersja Miłosza Przybeckiego – Alessio Cerci?
No właśnie, Massimo Maccarone. Kiedy w 2002 roku debiutował we włoskiej kadrze prowadzonej przez słynnego Giovanniego Trapattoniego, wydawało się że drzwi do wielkiej kariery stoją przed nim otworem. Debiut miał niemal wymarzony – Leeds, spotkanie Anglia – Włochy i przy rezultacie 1:1 to po faulu Davida Jamesa właśnie na nim sędzia w ostatniej minucie meczu podyktował jedenastkę, którą pewnie wykorzystał Vincenzo Montella, oczywiście odpalając zaraz po tym swój słynny 'samolocik’. Warto zaznaczyć, że 21-letni Maccarone debiutując w reprezentacji Włoch, nie miał za sobą ani jednego meczu w Serie A.
Faul Jamesa na Maccarone i gol Montelli od 1:45
Regularnie grał i strzelał zaledwie na drugim poziomie rozgrywkowych w barwach Empoli, błyszczał także w reprezentacji Włoch do lat 21, z którą doszedł do półfinału młodzieżowego Euro. Został zresztą królem strzelców tej imprezy, podczas gdy tytuł najlepszego zawodnika turnieju trafił do rąk Petra Cecha. Biurko menedżera włoskiego napastnika zaczęło uginać się od kolejnych ofert transferowych, a on sam postanowił że najlepszą opcją będzie Premier League i mający spore aspiracje zespół Middlesbrough F.C.
Znani z twardych negocjacji Włosi po raz kolejny udowodnili że potrafią sprzedawać piłkarzy za duże pieniądze i zarobili na Maccarone blisko 13 milionów euro, dzięki czemu stał się najdroższym piłkarzem w historii Boro, wyprzedzając legendarnego Garetha Southgate’a czy sprowadzonego z Realu Madryt Christiana Karembeu. Kibice angielskiego klubu z miejsca pokochali włoskiego napastnika i nie mogli doczekać się jego współpracy z Juninho Paulistą czy słynnym Alenem Boksicem. Niestety jak się później okazało brytyjski klimat nie do końca służył Big Macowi, który co prawda koniec końców w sezonie 2002/2003 był najlepszym strzelcem zespołu, ale 9 goli w 34 spotkaniach to wynik znacznie poniżej oczekiwań.
Kiedy wydawało się że po wypożyczeniach do Sieny czy Parmy nic dobrego na Wyspach już go nie spotka, wychowanek Milanu w sezonie 2005/2006 niespodziewanie stał się ojcem sukcesu jakim bez wątpienia był awans Boro do finału Pucharu UEFA. Najpierw strzelił decydującego gola w ćwierćfinale przeciwko Basel, kiedy to Anglicy odrobili stratę trzech bramek, a następnie to właśnie jego dwie bramki dały wygraną 4:3 ze Steauą Bukareszt i awans do upragnionego finału. Maccarone choć przez chwilę mógł się więc poczuć jak legendarny 'Srebrny Lis’ Fabrizio Ravanelli, uwielbiany w Middlesbrough snajper, który pod koniec lat 90 strzelił 32 bramki w 50 występach w barwach Boro. Ostatecznie w finale Pucharu UEFA górą była Sevilla, a łysy napastnik na początku 2007 roku wrócił do Włoch, zasilając szeregi Sieny.
Maccarone strzela bramkę dającą awans do finału Pucharu UEFA
’Kocham Massimo, to niewiarygodne!’ – mówił na gorąco po meczu ze Steauą legendarny napastnik Jimmy Floyd Hasselbaink.
Maccarone na konferencji, podczas której przedstawiano go jako zawodnika Sieny, został zapytany o to dlaczego tak naprawdę nie udało mu się podbić angielskich boisk. Big Mac stwierdził, że to wszystko wina trenera Steve’a McClarena, najbardziej dwulicowej i nieuczciwej osoby jaką miał nieszczęście spotkać w swoim życiu. Anglik miał zapewniać napastnika że to on jest jego głównym wyborem w ataku i że ma zagwarantowane miejsce w składzie, tymczasem później bez żadnego wytłumaczenia sadzał go na ławce i trzymał na niej przez całe spotkanie, a gdy Włoch pytał dlaczego nie gra, późniejszy selekcjoner reprezentacji Anglii miał odpowiadać tylko ’tak, tak, wiem, następnym razem zagrasz’. Maccarone skrytykował także metody szkoleniowe McClarena, a na sam koniec dodał, że tak naprawdę podczas pobytu w Anglii nie zawiedli go tylko fani Middlesbrough, którzy wspierali go gdy cierpiał z powodu przesiadywania na ławie.
Przez 3 lata występów w Sienie spisywał się na tyle dobrze, że w 2010 roku szykujące się do występów w Lidze Europy sycylijskie Palermo postanowiło że to on zastąpi odchodzącego do Napoli Edinsona Cavaniego i wyłożyło za niego blisko 5 milionów euro. Maccarone zawiódł jednak po raz kolejny i w zimowym okienku transferowym zamienił Palermo na Sampdorię. Tam także był cieniem błyszczącego w juniorskich zespołach Włoch Big Maca i wybór pozostał więc jeden – powrót do Empoli. W 2012 roku, a więc dokładnie 10 lat po odejściu z ekipy Azzurrich do Middlesbrough, napastnik wrócił do 'domu’ i jak się później okazało nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Regularnie strzelane przez niego gole przyczyniły się do awansu Empoli do Serie A, poprzedni sezon, już w najwyższej klasie rozgrywkowej, zakończył z 10 trafieniami na koncie. W obecnych rozgrywkach przy jego nazwisku widnieje już 9 goli i 3 asysty, jak sam mówi to nie koniec, bo zamierza grać co najmniej do 40 roku życia. Szczególnie słynna była bramka, a raczej cieszynka, jaką zaprezentował pod koniec zeszłego roku w spotkaniu przeciwko Bolonii, kiedy to podbiegł do kibiców i… napił się piwa.
To był symboliczny gest wykonany dla moich przyjaciół, którzy siedzieli na trybunie. Zawsze po meczu chodzę z nimi do pubu, bo choć są kibicami Bolonii, to przyjaźń jest czymś więcej – powiedział w pomeczowym wywiadzie Maccarone.
Wszyscy na każdym kroku zaznaczają, że to prawdziwy lider, profesjonalista, pierwszy przychodzący rano do klubu i ten, który po zakończeniu treningu zamyka szatnię. Po prostu kapitan. Biorąc pod uwagę słabość ataku reprezentacji Włoch, może warto postąpić zgodnie z powiedzeniem że w tym szaleństwie jest metoda i zgłosić się po klubowego kolegę Piotra Zielińskiego? Szybkość i dynamika już nie ta, ale sprytu i zastawki może pozazdrościć mu niejeden młodszy zawodnik. 38-letni Luca Toni w zeszłym sezonie sięgnął po koronę króla strzelców włoskiej Serie A, stając się tym samym najstarszym Capocannoniere w historii ligi, 42-letni Roger Milla strzelał gola na Mundialu, dlaczego więc popularny Big Mac, który w tym roku będzie obchodził 37. urodziny, miałby nie dokonać czegoś podobnego?
Bartek Szulga