Już wszystko jasne! Już się wyjaśniło, dlaczego Patryk Małecki grał tak żenująco. Otóż – no niestety – po raz kolejny miał problem z trenerem. Do licznego grona szkoleniowców, którzy nie nadają się do współpracy z jakże wybitnym skrzydłowym, dołączył Czesław Michniewicz.
“Gazeta Krakowska” przeprowadziła wywiad z Małeckim. Czytamy tam…
– Przed kontuzją grałem słabo, ale po tym jak się wyleczyłem, z meczu na mecz moja forma była wyższa. Nie było nam jednak po drodze z trenerem Michniewiczem. Oczekiwał ode mnie czegoś innego. Sam nie wiem nawet dokładnie czego. Jeśli natomiast chodzi o sprawy czysto sportowe, to uważam, że wyglądało to z mojej strony jesienią o wiele lepiej niż zaraz po przyjściu do Pogoni.
– Chce Pan powiedzieć, że miał konflikt z trenerem Michniewiczem?
– Konflikt to za duże słowo, bardziej nieporozumienie. Nie chciałbym zbyt obszernie na ten temat się rozwodzić. Może jeszcze przyjdzie kiedyś na to czas. Powiem tylko tyle, że było szereg kwestii, w których trener mi przeszkadzał. Cieszę się, że mam to już za sobą. Chcę się skoncentrować na tym, żeby jak najlepiej przygotować się do sezonu w Wiśle.
– Trener Michniewicz zarzucał Panu, że liczby miał Pan słabe. Brakowało asyst i bramek. Trudno się z tym nie zgodzić.
– Różnie z tym bywa. Czasami piłkarz może się zaciąć jeśli chodzi o takie twarde liczby. Problem polegał jednak na tym, że w Pogoni wszystkiemu winni byli boczni pomocnicy. O innych zawodnikach trener nigdy złego słowa nie powiedział. Natomiast skrzydłowi, nie tylko ja, ale również inni, cały czas byli krytykowani.
Był szereg kwestii, w których trener przeszkadzał Patrykowi Małeckiemu! Cóż to mogły być za kwestie? Czyżby przeszkadzał mu celnie podawać? Przeszkadzał mu strzelać w bramkę, a nie obok? Przeszkadzał mu podejmować na boisku dobre decyzje, zamiast złych? Tego nie wiemy, ponieważ „może jeszcze przyjdzie kiedyś na to czas”. W każdym razie cieszymy się, że Patryk uwolnił się od tego koszmaru, bo najgorzej kiedy wybitnego zawodnika hamuje jego własny trener.
Oczywiście sam Małecki trenerowi nie przeszkadzał. Fochy, gdy był zdejmowany z boiska, co Michniewicz odbierał jako brak szacunku dla reszty grupy, w szczególności rezerwowych – nie, to w ogóle nie przeszkadzało. Konieczność obchodzenia się z nim jak z jajkiem – e tam. Permanentnie kiepska gra – no w ogóle. Sam Małecki mówi: „Problem polegał jednak na tym, że w Pogoni wszystkiemu winni byli boczni pomocnicy. O innych zawodnikach trener nigdy złego słowa nie powiedział. Natomiast skrzydłowi, nie tylko ja, ale również inni, cały czas byli krytykowani”.
Ciekawe, dlaczego!
Zdaniem Małeckiego krytykować należało też parę Fojut – Czerwiński? A może Rafała Murawskiego i Mateusza Matrasa? Może Zwolińskiego? Albo Frączczaka? Generalnie należało skrytykować kogokolwiek, aby jaśnie Patryk nie poczuł się urażony?
Niestety, bilans szczecińskich skrzydłowych jest następujący:
Małecki – 1093 minuty, 1 gol, 1 asysta.
Przybecki – 658 minut, 0 goli, 1 asysta.
Danielak – 544 minuty, 0 goli, 0 asyst.
Widać jak na dłoni, że Pogoń osiągała wyniki nie dzięki skrzydłowym, ale mimo ich beznadziejnej gry. Małecki jednak pyta: – Hej, czemu ciągle mówi się o nas?!
Żeby jeszcze Michniewicz faktycznie tych skrzydłowych szmacił, niczym Von Heesen? A on tylko napomknął kilka razy, że nie mają liczb, co Małecki najwyraźniej uznał za bezpardonowy atak. Psychika Patryka takiej zniewagi nie przyjmuje. Jemu należy mówić: – Masz fantastyczną rundę za sobą, nie możemy się doczekać aż znowu pokażesz nam trochę swojej magii.
Wiśle Kraków gratulujemy. Tak po prostu.