Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

07 stycznia 2016, 06:05 • 5 min czytania 0 komentarzy

Za tydzień o tej porze mnie znienawidzicie, obiecuję. Za tydzień o tej porze będziecie mnie wymyślnie przeklinać, będziecie odmawiać mi zdrowego rozsądku, zdolności logicznego myślenia. Będziecie ironicznie pytać czy znam zasadę spalonego, czy czasem nie wydaje mi się, że trzy rogi to karny także w finale Ligi Mistrzów. Pytania sugerujące moje rażące braki w elementarnej wiedzy o futbolu są nieuniknione, ponieważ za tydzień o tej porze włożę kij w mrowisko. A potem kij podpalę i obleję benzyną, innymi słowy: właśnie zacząłem układać ranking stu najlepszych polskich piłkarzy ostatniego ćwierćwiecza.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Żarty sobie stroisz, a może w odmętach przeszłości Mariusz Śrutwa zawalił ci kupon w Intertoto i się na niego obraziłeś? Czy ty wiesz, że w 1994 za Zenkiem Burzawą w ogień skoczyłyby całe Pniewy? Czy pojmujesz pełnię kunsztu, talentu i błyskotliwości Mirosława Waligóry? Czy ogarniasz jak swego czasu Andrzej Kubica strzelał bramki z porażającą łatwością, a Tomasz Kos dziś byłby nie do wyjęcia z pierwszej jedenastki reprezentacji?

Czy ty w ogóle wiesz, jak zajebisty był swego czasu Maciek Śliwowski?

Te i wiele innych równie fundamentalnych pytań lawinowo spłynie już za tydzień, grzebiąc mnie pod sobą. Wiem, że znajdą się liczni, którzy postanowią umierać za Krzysztofa Bukalskiego. Ujawnią się krewcy fanatycy lewej nogi Bogdana Pruska, nieprzejednani miłośnicy ataku pozycyjnego spod batuty Jacka Berensztajna, zakochani w przewrotkach i plastrach Mięciela, zwolennicy czystego szaleństwa, a więc porównywania stylu Rafała Siadaczki do stylu Roberto Carlosa. Panowie i panie, jak tu wszyscy stoimy, wiemy doskonale: znajdzie się ktoś, kto śmiertelnie obrazi się za brak Jacka Kacprzaka w topowej dwudziestce.

Jak sensownie porównać dwa niezwykłe lata Citki z dwudziestoma rzetelnej gry Surmy? Kto zasłużył na większe wyróżnienie, czy wyrobnik, który latami tyrał w pocie czoła nigdy nie schodząc poniżej solidności, czy jednak ten, który przez krótką chwilę oderwał nas od ziemi? A przecież trzeba karkołomność uprawiać na każdym korku, na poważnie zestawiać ludzi nie tyle z różnych pozycji, ale z epok o totalnie odmiennej filozofii i mechanice gry. Konfrontować Kazimierza Sidorczuka z Kamilem Grosickim, Waldemara Jaskulskiego z Sebastianem Milą, Romana Szewczyka z Emanuelem Olisadebe.

Reklama

Wyzwanie nieliche, ale, rzecz jasna, bawię się doskonale, bo żeby przy takiej robocie bawić się źle, trzeba by nienawidzić polskiej piłki. Przysiadam na chwilę, a potem znikam, wsiąkam na trzy godziny, czas ucieka niepostrzeżenie, podczas gdy analizuję jak radził sobie Waldemar Kryger i czy naprawdę Piekario w Brazylii rozgrywał za Romario. Komponowanie tego rankingu to rollercoaster prowadzący przez przeróżne czasy i odcienie polskiego futbolu, ale jako że wybieram topową setkę, to jednak dominują odcienie budzące pozytywne skojarzenia, bo przyglądam się dziesiątkom karier, z których każda coś wnosiła, jakąś dumę, jakąś wartość – już dzisiaj macie bilet na tą samą przejażdżkę. Wiecie jednak co po ponownym seansie z rogalami Sławomira Wojciechowskiego, po superformie Jana Furtoka w HSV i półfinale Ligi Mistrzów polskich legend Panathinaikosu, najbardziej wprowadza w dobry nastrój?

To, że czarno na białym widać jakość współczesnego pokolenia. Piłkarzem roku 1993 był Leśniak z Wattenscheid, w 1997 Sławek Majak z równie słabej Hansy Rostock, Krzynówek w 2003 jako zawodnik 2.Bundesligi. Sam fakt, że grałeś regularnie za granicą, choćby i w drugiej lidze, już często stawiał cię na piedestale. Mieliśmy wielu przyzwoitych zawodników, ale bardzo niewielu wybitnych. Liga miała taką markę, że rodzime gwiazdy często musiały iść na pipidówę i budować swoją markę od zera. W 1996 cała Polska dosłownie oszalała po zaledwie iluzorycznej obietnicy wybitności – dziś tę wybitność w osobie Lewego mamy urzeczywistnioną, dojrzałą.

Pomyślcie o swoim ulubionym piłkarzu lat dziewięćdziesiątych lub poprzedniej dekady. Kto to jest, Piotr Nowak? Andrzej Juskowiak? Maciek Żurawski? A teraz pomyślcie jakie lata świetlne dzieliły ich od jedenastki roku France Football, do której załapał się Krychowiak. Krychowiak, który nawet nie jest najlepszym aktualnie piłkarzem reprezentacji Polski. Dla mnie taki szybki test też był brutalnym zderzeniem z rzeczywistością, bo wydawało mi się, że Piotr Nowak był kozakiem nad kozaki, a przecież jego TSV 1980 Munchen było w najlepszym razie przeciętniakiem, jego samego wiosną 1997 (wybieram ten okres, bo akurat wpadło mi w ręce zestawienie) Kicker umieścił raptem w kategorii “godni zauważenia”, czyli na miejscach 14-17 wśród ofensywnych pomocników. Członkowie wielkiej Wisły: Kałużny, Żurawski, Kosowski, Frankowski? Dali nam sporo emocji i tego nikt im nie zabierze, ale odbili się od poważnych lig, czego absolutnie nie można powiedzieć o aktualnych liderach reprezentacji.

Ten ranking będzie siłą rzeczy utopiony w nostalgii, ale on te nostalgiczne czasy subtelnie odbrązawia. Nie przez moje widzimisię, bo raczej mam tendencję do gloryfikowania podziwianych za dzieciaka asów, ale siłą nie dających się zbić faktów. Spojrzenie w przeszłość, najbardziej wskazujące na obiecującą przyszłość – mogły się trafić czarniejsze wnioski.

Emocje będą, muszą być, to istota takich zestawień. Raptem wspomniałem dwóm osobom o rankingu, a potem przegadaliśmy na jego temat dwie godziny, dyskutując zażarcie o różnych kandydaturach, wyciągając zapomniane, a godne uwagi nazwiska. Was też zachęcam do przedstawiania swoich propozycji, choćby do “top10” w komentarzach.

Ale wy wiecie do czego tak naprawdę was teraz zachęcam, po prostu niewinnie zapraszając do pokazania własnych mini-rankingów? Do popieprzonej jatki w komentarzach, bo inaczej w tym wypadku przecież się nie da. Z jakiegoś nieznanego nauce powodu to, czy Rząsa będzie 73, a Koźmiński 74, czy jednak na odwrót, staje się sprawą, która może doprowadzić do krwawej bójki. Paradoksalnie te skrajne, silne emocje co do Waldemara Prusika, nie tylko pokazują magnetyzm futbolu, ale tak naprawdę łączą. Bo jeśli drzesz z kimś koty o ocenę postaci Bogusława Cygana, to jednak dalece bardziej niż dzielą jakiekolwiek różnice, łączy was i wyróżnia to jak dobrze wiecie kim był, co zrobił Bogusław Cygan.

Reklama

PS: Trzydzieści sekund niezbędnych do prawidłowego namysłu nad takim tematem. Przyznać się – kto rozpoznał, że główne zdjęcie to stopklatka z czołówki “Gola”?

Leszek Milewski

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...