To już trzy lata jak Jahn Regensburg sięgnął po honorowego prezesa stowarzyszenia polskich prawdziwków i przebierańców, Franka Smudę. Praca w Niemczech – pal licho, że tylko w 2. Bundeslidze – to marzenie wielu polskich trenerów i ciężko z tym polemizować. „Franz” swój sen o Niemczech spełnił, poszedł do ostatniej ekipy w tabeli, już powoli witającej się z niższym poziomem rozgrywkowym, w dodatku bez żadnej kasy na transfery. Trochę żenua – można by wtedy pomyśleć przez moment, bo przecież mowa o człowieku, który dopiero co prowadził poważną reprezentację na dużym turnieju, aż swoje trzy grosze wtrąciłby zdrowy rozsądek: – A czy ten prawdziwek zasłużył na coś więcej?
Smuda w roli strażaka – równie dobrze można by do tego zadania zaangażować kółko lokalnych podpalaczy i piromanów a efekt byłby ten sam. “Franz” poradził sobie w Niemczech… zgodnie z oczekiwaniami. Przyklepał spadek, swoje wziął i poleciał ze stołka – tak jak wszyscy się tego spodziewali. Bilans jego cudotwórstwa w Ratyzbonie przedstawia się następująco:
– w piętnastu meczach wygrał tylko raz, oprócz tego trzy razy podzielił się punktami. W pozostałych spotkaniach zbierał baty,
– przed Smudą drużyna traciła do miejsca gwarantowanego utrzymanie ledwie siedem punktów, po jego interwencji – aż 16,
– wszyscy w Ratyzbonie łapali się za głowy dziwiąc się, że gorzej od poprzedniego trenera punktować jednak można,
– gorszy wynik w lidze od niego wykręcił ostatnio tylko jakiś anonimowy trener w sezonie 2001/2002, po czym musiał zakończyć karierę,
– publicznie jechali z nim nie tylko dziennikarze, ale i piłkarze, których prowadził,
– po sobie pozostawił tyle, że kazał przebudować szatnię,
– za główną przyczynę swojego niepowodzenia podaje fakt, że miał do czynienia z bandą amatorów, mimo że w jego drużynie znalazłoby się kilku poważnych graczy, których później chciał nawet ściągnąć do Polski.
“Franz” po wyrzuceniu na zbity pysk odejściu z Regensburga czuł się mimo wszystko dość zadowolony z siebie. Wygadywał, że zostawił drużynę dokładnie na tym samym miejscu w tabeli, co w momencie, gdy ją obejmował. Czyli – że jeszcze bardziej się nie obsunął. Zaczynał osiemnasty, to i wyjechał jako osiemnasty. Brawo!
“Franz”, tak zupełnie szczerze… Wróć do roboty, bez ciebie jakoś tak smutno!