Sporo ciepłych słów poświęciliśmy tej jesieni transferom z pierwszej ligi, które wypaliły klubom Ekstraklasy jak nigdy. Chwaliliśmy m.in. Jagiellonię za wyciągnięcie Góralskiego, Pogoń za Czerwińskiego, Zagłębie za Janusa czy Podbeskidzie za Szczepaniaka. A skoro tak, musimy być konsekwentni – pora pogratulować też Górnikowi Łęczna, bo zakontraktowanie byłego gracza Dolcanu Ząbki, Grzegorza Piesio, okazało się strzałem blisko środka tarczy. Dziś facet wygrał drużynie mecz z Lechią Gdańsk, a i porównując swoje dokonania z całej rundy z postawą zawodników o większej renomie, nie powinien mieć kompleksów.
Weźmy choćby innego skrzydłowego, którego zobaczyliśmy dziś w Łęcznej. Reprezentanta Polski, gościa, który trafił do Lechii z Bundesligi. Sławomir Peszko. Dziś mógłby Grzegorzowi Piesio co najwyżej buty czyścić – co byłoby nawet wskazane, bo ten niecodzienny widok byłby dowodem, że skrzydłowy Lechii w ogóle na ten mecz dojechał. Cała runda?
Grzegorz Piesio: 21 meczów, 5 goli, 2 asysty, 4 kluczowe podania
Sławomir Peszko: 14 meczów, 0 goli, 0 asyst, 0 kluczowych podań
Niby piłkarze z dwóch innych światów, a Peszko przegrywa przez nokaut w pierwszej rundzie. Nie będzie to szalenie odkrywczy wniosek, ale to również oddaje problem całej Lechii – dużo fajnych nazwisk, które jednak dobrze wyglądają tylko w Skarbie Kibica, a nie na murawie.
Lechii nie udało się przedłużyć serii zwycięstw do trzech, choć dziś mierzyła się ona przecież z najsłabiej punktującą w ostatnich tygodniach ekipą w Ekstraklasie. Górnik Łęczna nie wygrał żadnego z sześciu wcześniejszych spotkań (ugrał w nich ledwie jeden punkcik). Co tu dużo mówić – “klątwa Weszło” dalej działa. Tak chwaliliśmy ostatnio defensywę gdańszczan, iż kwestią czasu było to aż ta czwórka zapewni rywalom zwycięstwo. A że granie w tym roku właśnie dobiegało końca, padło na Górnik Łęczna. Z jednej strony możemy chwalić Piesio, Świerczoka, Pitrego czy Śpiączkę, bo wykonali kawał dobrej roboty, ale z drugiej ciężko nie zauważyć, że dziś zasieki w postaci Stolarskiego, Gersona, Janickiego i Wawrzyniaka sforsowałaby nie tylko każda z drużyn Ekstraklasy (włącznie ze Śląskiem i Wisłą), ale również drużyna harcerska, a może nawet reprezentacja Polski dziennikarzy.
Ofensywa Lechii? Tu było trochę lepiej. OK, gola sprezentował Sergiusz Prusak, ale mieli oni też okazje, które nie wynikały z gościnności gospodarzy. Na pewno chciało się Makuszewskiemu, choć – do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić – skrzydłowemu Lechii brakowało precyzji, za co duży minus. Wyróżnić można jeszcze Borysiuka, który ładował z każdej pozycji i naprawdę nie były to najgorsze próby. Jedna z nich – przy stanie 2-1 – zatrzymała się na słupku, to mógł być moment zwrotny w tym spotkaniu. Ale nie był. Brak Mili, który musiał opuścić boisku po dość brutalnym wejściu Nikitovicia, a który był ostatnio w niezłej formie, mógłby być pewnym wytłumaczeniem porażki, ale wybaczcie – z taką kadrą to nie powinien być dla Lechii przecież problem.
Gdańszczanie kończą jesień za plecami Górnika Łęczna. Wyprzedzić ich może jeszcze Korona, wtedy spadną na 11. miejsce. Klub z – o zgroz0! – największą liczbą reprezentantów Polski.
***
Pomeczowy komentarz Thomasa von Heesena: Peszko tej jesieni wygląda tak fatalnie, że nawet menelom głupio zwracać się do niego per “panie kierowniku”.