Naprawdę podoba mi się „duży” mundial

Antoni Figlewicz

05 grudnia 2025, 15:28 • 4 min czytania 21

Nazwijcie mnie klakierem Infantino albo zakochanym w obrzydliwej, współczesnej piłce idiotą. Okej, może być. Ale mam swój powód, dla którego dałbym się pokroić za ideę rozszerzonego do 48 drużyn mundialu. Nie jestem zaślepiony, widzę wady, ale są one przysłaniane jedną, wielką zaletą. Nazwę ją roboczo „światowością”.

Naprawdę podoba mi się „duży” mundial
Reklama

Może to kwestia mojej słabości do egzotycznych tematów i ochoty do chłonięcia wiedzy niepotrzebnej o drużynach i postaciach z końca świata, ale raz na cztery lata chętnie zobaczę zespoły, których niektórzy na mistrzostwach świata raczej by nie chcieli. Cieszę się na debiut Republiki Zielonego Przylądka, Jordanii czy innego Curacao. Bo nie widziałem ich ani razu w akcji, a mundial to najlepsza okazja, żeby poznać kogoś albo coś nowego.

W takim moim rozumowaniu kryje się też jednak tajemnica wspomnianego wcześniej hasła „światowość”. Mistrzostwa świata stają się bowiem, wraz z ostatnią reformą, jeszcze bardziej „światowe” niż wcześniej.

Reklama

Zagramy na MŚ z gospodarzami, Afryką i Azją. Unikniemy Anglii i Norwegii? [CZYTAJ WIĘCEJ]

Mundial dla wszystkich. Populizm, który kupuję

Normalnie słysząc o jakiejś inkluzywności czy wspieraniu słabszych w sporcie mam pewne opory, uzasadnione. Ciągnięcie za uszy cieniasów z piłkarskiego trzeciego świata, którzy są zwyczajnie gorsi od wielu, wielu drużyn z Europy, trochę się mija z celem. A także z podstawą rywalizacji, która sama w sobie zakłada, że ktoś, kto jest lepszy, jest… lepszy. A ten gorszy jest gorszy.

Na mundialu w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Meksyku zabraknie więc paru całkiem mocnych zespołów ze Starego Kontynentu, a w ich miejsce zaprezentują się ekipy pokroju właśnie Curacao. To, co pod względem sportowym uznać można za słabość, ja widzę jako mocną stronę zbliżającej się imprezy, która przyciągnie nam drużyny rzadziej oglądane przez europejskiego kibica. Albo nie oglądane wcale.

Może przedstawię procentowo, o co mi w tym wszystkim chodzi.

W formacie z 32 drużynami mieliśmy wcześniej 13 ekip z Europy, piłkarsko raczej najmocniej rozwiniętej. To nieco ponad 40,6% całego mundialu, mistrzostw świata. Sporo.

Teraz mamy 48 uczestników, a wśród nich 16 zespołów z naszego kontynentu. 33,(3)%. Jedna trzecia. Nadal sporo, jednak troszkę mniej, a przy okazji zrobiło się mnóstwo miejsca dla reszty świata. Dwóch drużyn z Azji, po dwóch z obu Ameryk, czterech z Afryki i jednej ekipy z maleńkiej federacji Oceanii. Światowo, choć w tym ostatnim przypadku będziemy co cztery lata witać na mundialu Nową Zelandię.

Mundial z urzędu. Spacer Nowej Zelandii na mistrzostwa świata [CZYTAJ WIĘCEJ]

– Trzy ogromne kraje. Czterdzieści osiem drużyn. Zwiększy się liczba meczów, więc naturalnie wzrosną też przychody. Pieniądze zostawiane i wydawane przez telewizję, sponsorów, kibiców, dużo tego – zachwycał się swego czasu Gianni Infantino, licząc już pewnie w głowie kolejne franki szwajcarskie lądujące w jeg… to znaczy w kieszeni FIFA. Jasne, zarobią w światowej federacji naprawdę sporo. Ale póki dzieje się to bez wielkiej krzywdy dla futbolu, niech mu będzie.

Dlaczego ten format jest spoko?

Całkiem już przechodząc do meritum – cieszę się, że nie będę oglądał na mundialu nudzących europejskich średniaków, których mam podsuniętych pod nos we wszystkich tych eliminacjach do kolejnych czempionatów, w rywalizacji o mistrzostwo Starego Kontynentu czy nawet wciśniętej w piłkarski kalendarz Lidze Narodów. UEFA wyciska piłkę jak cytrynę, a FIFA podsuwa mi odrobinę świeżości, której na co dzień brak.

A im więcej świeżości, tym bardziej ogólnoświatowy turniej różni się od najbliższej nam rywalizacji pod egidą europejskiej federacji. I tym bardziej mnie interesuje, nawet jeśli jestem pewien, że potencjalne spotkanie, dajmy na to, Kataru z Haiti nie będzie stało na wysokim poziomie sportowym. Ten jest zresztą sprawą poboczną, kiedy ścierają się ze sobą drużyny z całego świata, chcemy przede wszystkim piłkarskiego święta.

Poprzebieranych kibiców.

Dziwacznych, ale i pięknych historii w mniejszych zespołach.

Zaskakującej myśli trenerskiej.

Nawet jakichś wuwuzeli, bębenków, szeleszczących kołowrotków.

Dla mnie mundial to tego typu impreza i każdy element odróżniający ją od piłki na „wysokim poziomie” trafia prosto do mojego serca. Dlatego kupuję format, w którym więcej ekstrawagancji, a mniej sztampy i europejskiej nudy. Tego grona 48 zespołów już bym raczej nie rozszerzał, wiadomo. Ale czuję ekscytację przed czymś nowym i, moim zdaniem, uzasadnionym. Kupili mnie tą zmianą, nieźle ją wytłumaczyli, zapowiada się fajnie.

Choć pewnie znajdziecie sporo argumentów będących w kontrze do mojego optymizmu.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO O FINAŁACH MISTRZOSTW ŚWIATA:

Fot. Newspix.pl

21 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Mistrzostwa Świata 2026

Inne kraje

W cieniu słonia. Toronto i Kanada szykują się na mundial [FourFourTwo]

Wojciech Piela
5
W cieniu słonia. Toronto i Kanada szykują się na mundial [FourFourTwo]
Anglia

Drogie bilety na mundial. Premier Wielkiej Brytanii oczekuje działań FIFA

Michał Kołkowski
2
Drogie bilety na mundial. Premier Wielkiej Brytanii oczekuje działań FIFA
Reklama
Reklama