Już po raz czwarty w Sankt Petersburgu odbędzie się turniej pokazowy sponsorowany przez Gazprom i zarządzany przez osoby bliskie szczytom władzy w Rosji. Wezmą w nim udział tenisiści i tenisistki dobrze znani z największych kortów i ekranów telewizorów. ATP i WTA nic z tym nie zrobią, bo ręce w tym temacie obie organizacje umyły już dwa lata temu. A to wszystko w obliczu wciąż trwającej wojny w Ukrainie, którą regularnie opłaca się za pieniądze Gazpromu właśnie.
Znani tenisiści zagrają w Petersburgu. Opłaci ich Gazprom
Julia Putincewa i Aleksander Bublik choć reprezentują Kazachstan, to są Rosjanami z krwi i kości. I w Sankt Petersburgu się pojawią. Będą tam też tenisiści rosyjscy – Anastasija Potapowa, Diana Sznajder, Wieronika Kudiermietowa, Karen Chaczanow i, przede wszystkim, Daniił Miedwiediew, były lider światowego rankingu, który w tym turnieju zadebiutuje (miał grać rok temu, ale się wycofał). Ten sam, który gdy wybuchła wojna, publicznie apelował o pokój, a od Rosji i jej działań raczej – nawet jeśli nie wprost – się odcinał.
Miedwiediew nie musiał lecieć do Petersburga. Oczywiście, to jego ojczyzna, wiadomo, że może chcieć ją odwiedzić, zwłaszcza, że zjawił się tam z żoną i dzieckiem. Równocześnie jednak to bogaty gość, mieszkający na co dzień w Monako, ale związany od lat z Francją, gdzie wyjechał jako nastolatek. W Monako pomieszkuje też Chaczanow, w dodatku jest przedstawicielem ormiańskiej mniejszości w Rosji, której z tamtejszym rządem raczej nie jest przesadnie po drodze.
Obaj zagrają jednak na pokazówce sponsorowanej przez Gazprom. Gazowy gigant sponsoruje jednak nie tylko turnieje tenisowe, ale też w dużej mierze działania wojenne na terytorium Ukrainy. To dlatego współpracę z nim zerwało w pierwszym możliwym momencie po rosyjskiej inwazji związane z nim od lat Schalke 04 Gelsenkirchen, a także kilka innych klubów. Tenisistom jednak taka zależność nie przeszkadza.
Nie zawsze to dziwi.
Anastasija Potapowa na przykład wywołała w przeszłości wielkie kontrowersje, gdy w marcu 2023 roku wyszła na kort w koszulce Spartaka Moskwa. Wieronika Kudiermietowa przez długi czas po wybuchu wojny grała w koszulce firmy objętej sankcjami Unii Europejskiej. Finalnie została zmuszona do zmiany dostawcy strojów, jednak sama się na to nie zdecydowała. Diana Sznajder to znana popleczniczka działań rosyjskiego rządu. Czy faktycznie w to wierzy, czy jest po prostu tubą propagandową – trudno stwierdzić.
Meanwhile, Russia’s Anastasia Potapova took the court v Pegula wearing a Spartak Moscow T-shirt, which she immediately removed as Pegula was walking in.
(Spartak has suffered some serious repercussions because of the war). pic.twitter.com/uLDA93xwSl— Stephanie Myles (@OpenCourt) March 13, 2023
Wszyscy oni – a także Holender Tallon Griekspoor, krytykowany za to przez fanów z jego ojczyzny, ale związany z Rosją, bo… jest w związku z Potapową – wystąpią 29 i 30 listopada w Sankt Petersburgu.
Zawodnicy z zagranicy wspierają propagandę
Zawodnicy zostaną podzieleni na dwa zespoły – Lwy i Sfinksy. Griekspoor, Potapowa, Bublik i Sznajder zagrają w jednym z nich. W drugim – Miedwiediew, Chaczanow, Kudmiermietowa i Putncewa. Kapitanami obu ekip zostaną z kolei Janko Tipsarević i Mansour Bahrami. Pierwszy to Serb, kiedyś zajmujący nawet miejsce w czołowej „10” rankingu ATP, a od 2019 roku emerytowany. Ale Serbowie dobrze żyją z Rosjanami, wiadomo to nie od dziś.
Zaskakuje za to Bahrami… choć to nie pierwszy raz, gdy się w Sankt Petersburgu pojawi – był tam już i rok temu.
Zaskakuje, bo to Irańczyk, który co prawda wielkiej kariery tenisowej nie zrobił, ale od lat jest znany jako prawdziwy król turniejów pokazowych. Jest zabawny, potrafi wiele zrobić z piłką i rakietą, dobrze się go ogląda w takich okolicznościach. Bierze przez to udział regularnie w meczach na Wielkich Szlemach, jeździ po świecie i raczej dobrze mu za to płacą. Właściwie nie ma potrzeby, by brał udział i w takim turnieju jak ten w Petersburgu, tym bardziej w roli kapitana.
Ale bierze. Drugi raz z rzędu.

Mansour Bahrami na trybunach tegorocznego French Open. Fot. Newspix
Bahrami jest zresztą tylko częścią większego problemu. W poprzednich latach do Rosji zajechało wielu tenisistów z zagranicy – zjawili się tam na przykład Francuz Adrian Mannarino, Hiszpanie Roberto Bautista Agut (co zaskoczyło jego fanów, bo Bautista Agut otwarcie wspierał osoby LGBT+, które w Rosji są szykanowane) i Pedro Martinez, Węgier Marton Fucsovics czy Dusan Lajovic z Serbii. W 2023 roku miała też zagrać Włoszka (mająca polskie korzenie) Jasmine Paolini, jednak ostatecznie się wycofała. Podobno – jak twierdziły włoskie media – za radą swojego menadżera.
Rok temu w Petersburgu zjawił się za to Thanasi Kokkinakis z Australii, który nie miał na to właściwie żadnego argumentu – poza finansowym, rzecz jasna. I to była obecność znacząca. Bo inni mogą się wymawiać a to geograficzną bliskością, a to faktem, że chcą ucieszyć rodzimych fanów, a to nawet sympatiami serbsko- czy węgiersko-rosyjskimi. Thanasi? Nic z tego. W dodatku Kokkinakis zlekceważył wtedy ostrzeżenia australijskich władz tenisa, które sugerowały mu, by w Sankt Petersburgu nie występował. Wasyl Myrosznyczenko, ukraiński ambasador w Australii mówił potem:
– To bardzo rozczarowujące, widzieć australijskiego tenisistkę, który jedzie grać w Rosji dla pieniędzy, w dodatku w turnieju sponsorowanym przez państwowe przedsiębiorstwo, którego zyski przeznaczane są na produkcje broni wykorzystywanej w wojnie przeciwko Ukrainie. Rosjanie potrzebują tych prywatnych turniejów, by pokazać, że „mają uczestników z całego świata”. Rosja korzysta z takich okazji, próbując udowodnić swoim obywatelom, że „nie jesteśmy odizolowani, widzicie, grają u nas ludzie z Europy, Australii, wszystko jest dobrze”. Używają tego w celach propagandowych.
Kokkinakis stał się więc częścią tej propagandy. Podobnie najlepsi rosyjscy sportowcy – którzy sami w większości od dawna w Rosji nie mieszkają – a nawet tacy mający związki z Ukrainą. Choćby urodzony w tym kraju (choć grający w czasie swojej kariery dla Rosji) Nikołaj Dawydienko. Bo były mistrz ATP Finals też brał w przeszłości udział w petersburskim turnieju. Dawydienko to zresztą ciekawy przypadek, bo w swoim życiu starał się też o obywatelstwo niemieckie (jako nastolatek, gdy tam mieszkał) i austriackie (z powodu problemów z podróżowaniem na rosyjskim paszporcie). Obu mu odmówiono.
Aczkolwiek jemu Gazprom może być bliski. Przez lata w tym właśnie przedsiębiorstwie pracowali jego rodzice.
Powiązania z Putinem? WTA i ATP umywają ręce
W ramach turnieju przewidziane są też oczywiście atrakcje dla fanów. Sesje rozdawania autografów, spotkania z tenisistami. Na profilach społecznościowych imprezy czy to na Telegramie, czy YouTubie, czy w wielu innych miejscach można zobaczyć migawki z poprzednich lat – dziesiątki kibiców, którym plakaty (można je pobrać i wydrukować na własną rękę) czy piłki podpisują utytułowani zawodnicy. A obok, wiadomo, wielkie loga Gazpromu i innych przedsiębiorstw sponsorujących turniej.
Powiązań petersburskiej imprezy z władzami Rosji jest zresztą sporo.
Od lat za PR turnieju odpowiada Wiera Podguzowa, siostrzenica Władimira Putina, ale też wiceprezes PSB, państwowego banku, który został objęty zachodnimi sankcjami, ze względu na swoje powiązania z armią i wojennymi działaniami.
Natalia Kamelzon (na zdjęciu poniżej), dyrektorka turnieju, to z kolei była tenisistka i trenerka (swoją drogą urodziła się w Doniecku), ale też zadeklarowana zwolenniczka Putina i jego polityki. W przeszłości w Petersburgu organizowała tamtejszy turnieju WTA, a w ostatnich latach słynne stały się w pewnym momencie prowadzone przez nią w Moskwie tenisowe mistrzostwa klubów, na których jedna z ekip zagrała w koszulkach wzorowanych na mundurach rosyjskiej armii. Z „zetką” na widoku. W przeszłości Kamelzon organizowała też turniej ATP w Izraelu.
Wyświetl ten post na Instagramie
Zresztą ATP niespecjalnie się Rosjan wypiera. Podobnie jak WTA pozwala im grać w tourze – bez flag, ale to niewiele zmienia – ale też ma nadal powiązania z ważnymi postaciami rosyjskiego tenisa. Wcześniej przez lata w Rosji organizowano, oczywiście, turnieje czy to w Moskwie (WTA) czy Sankt Petersburgu (WTA). Odwołano je po inwazji, nakładając tym samym sankcje na rosyjski tenis.
Ale nie na zawodników. I nie zrobiono tego też wobec ich uczestnictwa w tym turnieju. Po jego drugiej edycji – w 2023 roku – do obu organizacji napisali dziennikarze Reutersa, z pytaniem o oficjalne stanowisko. I w kobiecej, i w męskiej federacji po prostu umyto ręce.
– To event, który nie ma powiązań z WTA, a WTA nie wspiera jego organizacji. Zawodniczki rywalizują w WTA Tour na zasadach niezależnych podmiotów i w okresie poza sezonem mogą wziąć udział w turniejach pokazowych bez żadnych konsekwencji – można było przeczytać w jednym oświadczeniu. Drugie, to ATP, głosiło właściwie to samo. Innymi słowy – to ich sprawa, gdzie grają, nie ograniczamy im tego.
Taka polityka obu organizacji nie jest zresztą niczym nowym. WTA i ATP najszczęśliwsze są wtedy, gdy nikt nie niepokoi ich pytaniami, i gdy nie trzeba działać. ATP stara się raczej ignorować przypadki zgłaszanej przemocy domowej, której sprawcami mieliby być tenisiści. WTA przez moment wstrzymało powrót turniejów do Chin, gdy głośna stała się sprawa zaginięcia Peng Shuai, byłej mistrzyni wielkoszlemowej w deblu. Ale dziś zawodniczki już w Państwie Środka grają.
I nie tylko tam. Rywalizują też w Arabii Saudyjskiej, Katarze i wielu innych krajach, których wewnętrzna (a czasem i zewnętrzna) polityka budzą kontrowersje. Zresztą zwolennicy Rosji często powtarzają: skoro gra się tam, to dlaczego i nie u nas?
A fakt, że turniej w Sankt Petersburgu – nawet jeśli pokazowy – nie budzi sprzeciwu osób zarządzających obiema organizacjami, tylko takie pytania wzmacnia.
Rosjan można zrozumieć… i krytykować
Perspektywę samych zawodników i zawodniczek można zrozumieć. Głównie tych z Rosji, których sprawy niezależne od nich pozbawiły możliwości gry przed własną publiką. Ucieszyć rodzimych fanów to coś pięknego. – Chciałbym podziękować mieszkańcom i gościom tego pięknego miasta. To było dla mnie bardzo istotne, przyjechać i zagrać w tym turnieju. Jako dziecko regularnie jeździłem na Sankt Petersburg Open. Teraz, niestety, turnieju nie ma – mówił w 2023 roku Aleksander Bublik.
Bublik co prawda reprezentuje Kazachstan, ale ten kraj skusił go lata temu warunkami i obietnicą sporych wypłat w gotówce. Z krwi i kości jest Rosjaninem, wychował się niecałą godzinę od Sankt Petersburga. Da się zrozumieć – jak powiedział – czemu chciał tam zagrać i czemu w tym roku znowu tam zawita.
Ale jednak to wszystko to propaganda. Bublik jej służy, służyć będzie Daniił Miedwiediew, podobnie Tallon Griekspoor. I wszyscy inni zawodnicy, którzy się tam pojawią. To propaganda Gazpromu i władz Rosji. Nazwiska zawodników zostaną wykorzystane, by pokazać, że – jak mówił Myrosznyczenko – wszystko w tym kraju w porządku, a sport się rozwija. Ładne obrazki z petersburskiej hali staną się dowodem na to, że nie ma żadnych problemów, żadnej izolacji, żadnych tenisowych ograniczeń.
Niektórzy na pewno nie widzą w tym problemu, bo przecież Potapowa i Sznajder rosyjską politykę wspierają. Inni jednak nie są jej zbyt wielkimi zwolennikami. Zresztą część Rosjan otwarcie ją krytykowała – w świecie tenisa to głównie Andriej Rublow i Daria Kasatkina, która finalnie zmieniła obywatelstwo i gra dziś pod australijską flagą. Inni po prostu nic nie mówili, ale biorąc udział w tego typu imprezie, stawiają się po stronie agresorów w trwającej wojnie.
W tej sytuacji oddzielenie sportu od polityki po prostu nie działa. Nie przy powiązaniach organizatorów i sponsorów tego turnieju.
A że WTA i ATP organizują imprezy w Arabii Saudyjskiej czy Chinach? Organizują. Ale to nie argument sprzyjający Rosji i ich chęci powrotu do touru. To raczej przypomnienie, że obie tenisowe organizacje patrzą na zyski, ignorując problemy dotyczące łamania praw człowieka w tych krajach.
I za to powinna spotykać je powszechna krytyka. Podobnie jak zawodników i zawodniczki, którzy zagrają w Petersburgu.
SEBASTIAN WARZECHA
Czytaj więcej o tenisie na Weszło:
- Linda Klimovicova. Czeska tenisistka wybrała Polskę i już dla niej wygrywa
- Jak działa umysł mistrza. Djoković wciąż myśli, że jest Supermanem
- Tak źle, tak niedobrze. Świątek, Sabalenka i kwestia wizerunku
- Dylemat tenisowy. Dobry sezon bez Szlema czy słaby z wielkim tytułem?
Fot. Newspix