Jeżeli ktoś przed sezonem powiedziałby nam, że na serio i bez żadnej szydery uznamy mecz Piast – Cracovia za hit kolejki, zalecalibyśmy wówczas wizytę u specjalisty. Jeśli dodamy do tego fakt, że w tej samej kolejce odbywa się spotkanie Wisły i Legii, sami nawet za tę wizytę byśmy zapłacili, bo to oznaczałoby tyle, że z gościem faktycznie jest coś nie halo. Piłka – a szczególnie ekstraklasowa – potrafi wywrócić nasze oczekiwania do góry nogami. I jak tu jej nie wielbić?
Czy Korona się obudzi?
Przyznamy, że gra Korony w tym sezonie nieszczególnie nas zachwycała, ale kielczanie zbyt wielu powodów do narzekań nie dali – broniły ich wyniki. Z jednej strony: wszyscy wiemy, z jakimi problemami borykała (i boryka) się Korona, więc gorszej passy – czy może nawet dołka, zwał jak zwał – wręcz trzeba było się spodziewać. Z drugiej – sytuacja jest na tyle poważna, że zastanawiamy się, czy…
…Korona da radę jeszcze przed zimą zdobyć choć jeden punkt?
Wcale się na to nie zanosi. Na rozkładzie ma Lecha (dziś), Cracovię i Legię, które przy obecnej formie kielczan (ostatnie trzy mecze – zero punktów) wydają się wręcz ekipami nie do ogrania.
Czy dla Wilusza to spotkanie będzie miało podwójne dno?
Może i tak, ale obrońca Korony potraktuje je wyłącznie w kontekście kibicowskim. Lech zastrzegł sobie przy wypożyczeniu, że defensor nie może grać przeciwko niemu, co dla Wilusza oznacza tylko jedno: przymusowy odpoczynek. Kto go zastąpi? Krzysztof Kiercz, czyli człowiek w Kielcach bardzo lubiany, ale niekoniecznie będący ostoją defensywy. W tym sezonie dwa razy rozpoczął mecz od pierwszego składu, z czego ofensywa Cracovii zakręciła mu w głowie na tyle, że jego błędnik dochodził do siebie przez następny tydzień.
Jak bardzo rozpędzona jest lokomotywa?
Bardzo, bo lokomotywa wróciła na – nomen omen – dobre tory i już mało kto w Poznaniu pamięta o tym, że ich klub jeszcze nie tak dawno był czerwoną latanią ligi. Dziś „Kolejorz” gra z bezpośrednim sąsiadem w tabeli, a to oznacza tylko jedno – jeśli wygra, awansuje do pierwszej ósemki. Poznaniacy tracą do podium na ten moment ledwie jedenaście punktów, co w perspektywie prawie całej rundy i późniejszego podziału punktów wydaje się być ledwie symboliczną stratą.
Jak długą serię czystych kont zanotuje Burić?
Póki co nie stracił gola od pięciu meczów (biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki), co daje 450 minut bez puszczonej bramki. Imponujące.
Czy możemy mówić, że mecz Piasta i Cracovii to hit kolejki?
Jak najbardziej. Grają ze sobą dwie drużyny, które
a) prezentują najbardziej atrakcyjny futbol w lidze,
b) mają imponującą średnią goli na mecz (Cracovia – 2,11, Piast – 1,89)
c) są rewelacjami rozgrywek.
Mimo że same marki nie powalają i marketingowo pewnie lepiej sprzeda się starcie Wisły z Legią, my nie mamy wątpliwości – najbardziej wyczekujemy meczu w Gliwicach, późniejsze starcie w Krakowie będzie już tylko deserem.
Czy to będzie dla Piasta mecz prawdy?
Tak. W Gliwicach mają tylko jeden powód do niepokoju: postawę defensywy. W meczach z Termaliką i Górnikiem blok obronny uprawiał momentami radosny futbol. To się bardzo przydaje w ofensywie, kiedy Osyra włącza się z prawej strony albo Pietrowski bierze na siebie rozgranie, ale lider ekstraklasy chwilami zapomina o tym, że nie jest nieśmiertelny. Że jak straci piłkę w ataku, powstają luki, które rywal szybko potrafi zapełnić. A wolnego miejsca w tyłach Piasta ostatnio było tyle, co w samolotach odlatujących z Radomia. Skoro umiał wykorzystać to Górnik, skoro dała radę Termalika, gliwiczanie tym bardziej muszą się pilnować w starciu z Cracovią.
Czy trener Latal bawi się w von Heesena?
O tym może świadczyć wypowiedź pod kątem Osyry, który dostał od swojego szkoleniowca publiczną zjebkę. Zacytujmy fragment tekstu z dzisiejszego “Faktu”:
– Nie można powiedzieć, że wszystko było fatalne w meczu z Górnikiem. To jednak, jak wyglądała nasza obrona, było katastrofą. Takie błędy nie mogą nam się przytrafiać – denerwował się czeski szkoleniowiec Piasta. Latal szczególne pretensje ma do Kornela Osyry (22 l.). – To on niepotrzebnie sprokurował rzut karny na początku meczu. To nie pierwszy raz, bo w Niecieczy też niepotrzebnie doprowadził do karnego.
Oby tylko nie skończył jak Niemiec. Ale patrząc na grę Piasta, o to akurat jesteśmy spokojni.
Bartosz Kapustka ukąsi Piasta?
Nie. Został pobity podczas pomeczowego wyjścia drużyny do krakowskiego klubu Frantic i dziś nie da rady wybiec na boisko. “Super Express” podaje, że został zaatakowany z partyzanta, co może oznaczać pobicie na tle kibicowskim. A jeśli dodamy fakt, że podczas ostatnich derbów Krakowa został przywitany “chuj ci na imię, Kapustka ty skurwysynie”, sporo elementów układa nam się w logiczną całość.
No i takim sposobem Kapustka nie ukąsi dziś Piasta. Zresztą, jeżeli został pobity na tyle, że nie może zagrać w dzisiejszym spotkaniu, nie wiemy nawet, czy miałby czym.
O co gra Rakels?
To informacja z serii „fakty, które na pewno zmienią wasze życie”. Jeżeli Rakels strzeli dziś gola, wyrówna klubowy rekord bramek w jednym sezonie strzelonych przez jednego piłkarza. Obecny (12 trafień) należy do Piotra Bani.
A poza tym?
O transfer. Rakels ma wpisaną w kontrakt klauzulę odstępnego (500 tys. euro), która w zestawieniu z obecną formą Łotysza wydaje się być dość śmieszną sumą. Napastnik dojrzał piłkarsko, oprócz Cetnarskiego jest najjaśniejszym punktem Cracovii i ma pełne prawo, by powoli myśleć o pakowaniu walizek.
Podbeskidzie odczaruje swój stadion?
Pytanie, które powraca jak bumerang przed każdym meczem Podbeskidzia u siebie. Ile jeszcze będzie trwać ta seria? Osiem meczów u siebie i ledwie cztery punkty, wszystkie po remisach. Wcale nie lepiej, kiedy popatrzymy na dorobek bielszczan na własnym stadionie w przekroju całego roku. Łącznie wygrali pod Klimczokiem ledwie… dwa razy. Śmiech na sali.
Czemu miałoby się udać tym razem?
Bo Ruch Chorzów przeciętnie radzi sobie na wyjazdach. Osiem meczów – dwa zwycięstwa, dwa remisy, cztery porażki. W delegacjach chorzowianie średnio lubią bywać, a swoją pozycję w tabeli zawdzięczają głównie meczom u siebie.
Czy piłkarz na „D” podąży śladem Kapustki?
Jeśli chodzi o tego samego Adama Deję (dziś nie zagra z powodu kartek), który od czterech lat w lidze nie wyróżnił się zupełnie niczym, to Robert Podoliński – przy całej sympatii dla niego – chyba oszalał. A już na pewno przesadził z tak zwaną pozytywną pompką.
Fot. FotoPyk