Gdy przychodził tam w 2014 roku, wielu ekspertów twierdziło, że będzie grać drugie skrzypce, wchodzić z ławki albo w ogóle przepadnie. Tymczasem Grzegorz Krychowiak okazał się jednym z najważniejszych żołnierzy Unaia Emery’ego i stał się ukochanym graczem fanów Sevilli. W barwach andaluzyjskiej ekipy w dwa sezony rozegrał 90 meczów i zapracował sobie na uwielbienie. Nigdy wcześniej ani później nie był taką gwiazdą, jak wtedy, na Ramon Sanchez Pizjuan. To był jego klub, a on pasował tam idealnie.

Grzegorz Krychowiak w Sevilli. Dwa wspaniałe lata
Sezon 2014/15. Sevilla wydaje wtedy 5,5 miliona euro na Grzegorza Krychowiaka, do tej pory zawodnika Stade de Reims. Sporo, w tamtym okienku za nikogo nie zapłacili więcej. Aleix Vidal i Timothee Kołodziejczak – kolejni w tej klasyfikacji – kosztowali tę ekipę po 3 miliony euro. W Krychowiaku z jednej strony były więc pokładane nadzieje. A z drugiej – niekoniecznie spodziewano się, że stanie się istotną postacią Sevilli.
A został jedną z najważniejszych.
W całym sezonie wystąpił w 48 meczach i był to trzeci wynik w drużynie. Ale już jeśli chodzi o minuty – nie miał sobie równych. Popełniał też najwięcej fauli, ale przy tym notował najwięcej przechwytów oraz podań. Był wojownikiem, przecinakiem, rozgrywającym, zdobył też kilka ważnych goli. Choć ta statystyka, która najlepiej oddaje to, za co pokochali go kibice w Andaluzji to liczba żółtych kartek. Łącznie zgarnął ich wtedy 19.
CZYTAJ TEŻ: GRZEGORZ KRYCHOWIAK ZAKOŃCZYŁ KARIERĘ! DECYZJA ZAPADŁA
Nigdy nie odstawiał nogi. I tak przez dwa całe sezony. Krychowiak w Sevilli był na boisku wszędzie. Gdy trzeba było nosić fortepian – nosił. Kiedy wypadało zagrać finezyjne podanie – próbował i często wychodziło.
A kibice, gdy przyszło – w 2016 roku – do głosowania na najlepszą XI Sevilli w minionej dekadzie, absolutnie to docenili. Krychowiak znalazł się w niej obok takich gwiazd jak Dani Alves, Andres Palop, Luis Fabiano czy Frederick Kanoute. Dwa sezony wystarczyły, by w oczach fanów zasłużyć na znalezienie się obok nich. To był dla niego fantastyczny czas, a Sevilla stała się jego miejscem na ziemi. Krychowiak był tam idolem tłumów.
Wspaniale było śledzić tę przygodę. Dlatego przypomnijmy ją nieco szerzej.
Nowa Sevilla. Z Krychowiakiem
Przez kilka dobrych lat Sevilla była w Hiszpanii zespołem walczącym o miejsce w TOP 4. W sezonie 2006/07 niemal do samego końca rywalizowała też z Realem Madryt i Barceloną o mistrzostwo. I może gdyby nie fakt, że walczyła też (skutecznie) o drugi z rzędu triumf w Pucharze UEFA, to ostatecznie by je zdobyła. A tak – skończyło się na trzecim miejscu. I tak najlepszym od lat.
Jednak na początku kolejnej dekady coś się w Sevilli zatrzymało. Sezony 2011/12 i 2012/13 to w obu przypadkach 9. miejsce w lidze. Wyglądało na to, że Los Nervionenses nie poradzili sobie z końcem pewnej ery, a liga zaczęła im uciekać. Wtedy jednak do klubu ściągnięto Unaia Emery’ego. A ten z miejsca zespół – wraz z Monchim, dyrektorem sportowym, odpowiedzianym za transfery – kompletnie odmienił.
Sezon 2013/14 to 5. miejsce w lidze, ale i triumf w Lidze Europy. W klubie szaleli wtedy a to Kevin Gameiro, a to Vitolo, a to Vicente Iborra, a to – przede wszystkim – Carlos Bacca. Na żadnego z nich nie wydano więcej niż 10 milionów euro. Okienko 13/14 było majstersztykiem na rynku transferowym, a potem doszła świetna praca trenera, który to poukładał i dał klubowi trzeci w jego historii europejski sukces.
Nie ostatni. Ale kolejne miały miejsce już z Krychowiakiem.
Polak przychodził do Sevilli jako część ulepszeń, która przede wszystkim zakładała tworzenie w pewnym sensie nowej linii pomocy. Z klubu odszedł dopiero co Ivan Rakitić, który powędrował do Barcelony, a wciąż odczuwało się też pożegnania sprzed roku – gdy Sewillę opuścili Gary Medel czy Geoffrey Kondogbia. Zastąpić miał ich Stephane M’Bia i w sumie gdy grał, to grał dobrze. Ale wiele meczów stracił przez urazy. Stąd Krychowiak, który wpisywał się w profil, jakiego podobno szukał Emery – kogoś łączącego cechy Rakiticia i zawodników z gatunku „fizycznych monstrów”.
Krychowiak miał w Sevilli głównie nosić fortepian, przynajmniej tak sądzono na początku. Od rozegrania byli inni – na czele z Everem Banegą, który przyszedł w tym samym okienku transferowym – on miał przerywać akcje, zabezpieczać obrońców, pilnować gwiazd rywala. I robił to doskonale.
Krychowiak. Ulubieniec fanów i broń na gwiazdy
W pewnym momencie stał się znany jako „el arma anticracks” – broń, którą wykorzystywano, by powstrzymać największe gwiazdy rywala.
Symbolem tego stała się jego pogoń za Leo Messim, zakończona czyściutkim wślizgiem, idealnie wyliczonym. A potem od razu ruszył z piłką w drugą stronę. W tej akcji było wszystko to, co charakteryzowało Krychowiaka. Wyplute płuca, wślizg, zero strachu przed pojedynkiem z gwiazdą. W swojej karierze uprzykrzał też życie Cristiano Ronaldo, Toniemu Kroosowi, Andresowi Inieście i wielu innym. Szybko zaczęto w Hiszpanii spekulować, że pasowałby idealnie do ówczesnego Atletico i filozofii Diego Simeone.
A dla defensywnego pomocnika, który kochał harować na boisku, nie było wówczas większego komplementu.
¿Os acordáis de esta barbaridad que hizo Krychowiak vs Messi?
Todavía me acuerdo como flipe en el campo. pic.twitter.com/6tXa4ARurh
— coña (@SprintDeRakitic) June 18, 2022
Polak jednak uwielbiał pracę z Emerym. Trener w pełni mu zaufał, a on się za to zaufanie odwdzięczał na boisku. Hiszpan od początku dostrzegł, że Grzegorz to w jego zespole postać niezbędna i wielce sobie Krychowiaka cenił, zresztą szacunek działał tu w obie strony. – Trener przywiązuje wielką wagę do detali. Jest całkowicie poświęcony swojej pracy i świetnie przygotowuje nas do meczów. […] Dzięki niemu lepiej rozumiem słowa „szacunek” i „ciężka praca”. To właściwy człowiek do tej pracy – mówił Krychowiak o Emerym.
A ten z kolei nie tylko mówił, ale też wyrażał uznanie dla Polaka czynami. W sezonie 2015/16 kilkukrotnie wypuścił go na boisko z opaską kapitana, a ta jakby zdawała się dodawać Polakowi mocy. Pierwszy raz zagrał z nią zresztą przeciwko Realowi Madryt – a to dla niego rywal szczególny, debiutował w Sevilli też w meczu z Los Blancos, choć przegranym – i jego ekipa wygrała wówczas 3:2, a Polak żartował, że „opaski zażądał przy okazji negocjacji kontraktowych”.
Bo w tamtym momencie miał już z Sevillą nową umowę – z większą klauzulą odstępnego.
Rola Grzegorza zresztą rosła z każdym kolejnym tygodniem w klubie. Szybko wyrósł z tej pierwotnie mu przypisanej – przecinaka i walczaka – stając się pełnowymiarowym pomocnikiem. Owszem, przede wszystkim odpowiadał za aspekty defensywne, ale wkrótce można go było zobaczyć wszędzie na boisku. Biegał, harował, podawał, rozgrywał, bronił, przerywał akcje. Kibice byli w nim absolutnie zakochani, regularnie śpiewali: „Once Krychowiak, queremos once Krychowiak”.
Żądali w ten sposób, by na boisku pojawiło się 11 Krychowiaków. Chcieli takich właśnie piłkarzy, ich podziwiali.
– To, gdzie jestem teraz, jest efektem pracy, wyrzeczeń i dążenia do celu za wszelką cenę. Gdyby nie te trzy rzeczy, sam talent by mnie tu nie zaprowadził. I to przekłada się też na późniejszy stosunek kibiców do piłkarza. Kibic szanuje każdego zawodnika, który w trakcie meczu zostawia na boisku swoje zdrowie, biega za dwóch, jeździ na tyłku. Mecz możesz przegrać, to się zdarza, ale nigdy nie możesz przejść obok. Jeśli fani widzą, że dałeś z siebie wszystko, ale przeciwnik okazał się lepszy, i tak podziękują ci za walkę. Ale jeśli zobaczy, że odpuściłeś, na pewno tego nie przeoczy. W każdym meczu występuję z taką myślą, dlatego czuję, że kibice Sevilli mnie szanują – mówił sam Krychowiak na łamach „Piłki Nożnej”.

Grzegorz Krychowiak – w swoim stylu – walczy o piłkę z Leo Messim. Fot. Newspix
I miał rację. Fani rzeczywiście taką postawę doceniali (doceniła też La Liga, umieszczając go w najlepszej XI sezonu 2014/15), a rywale pojedynków z Polakiem zaczynali się obawiać jeszcze przed meczem. Bo wiedzieli, że ten – co by się nie działo – im nie odpuści. Zresztą niech wypowie się jeden z nich. Tomasz Zakaszewski to były redaktor „Ole Magazynu”, portalu poświęconego hiszpańskiej piłce, a prywatnie od wielu lat fan właśnie Sevilli. Pytany o Krychowiaka, mówi nam:
– Możliwość oglądania występów Polaka w barwach Nervionenses była dla mnie czymś wyjątkowym. Dla Hiszpanów jednak początkowo był postacią zupełnie anonimową. Ot, kolejny wynalazek Monchiego. Błyskawicznie jednak zyskał sobie uwielbienie kibiców stając się symbolem nieustępliwości i waleczności. Jego obecność na boisku dodawała drużynie charakteru i pewności, dlatego wraz z Everem Banegą został trzonem środka pola Sevillistas. Grzegorz zawsze zostawiał całe serce na murawie, wiec i fani dopingowali go z takim samym zaangażowaniem.
Niezniszczalny. Jak Iron Man
Zaangażowanie to jedno. Umiejętności piłkarskie – drugie. Ale wydawało się, że Krychowiaka nic właściwie nie jest w stanie zatrzymać. Tylko raz w Sevilli wyleciał na nieco dłuższy okres – w drugim sezonie, z powodu kontuzji kolana. Wtedy nie było rady, trzeba było odpocząć. Poza tym jednak gość był niezniszczalny. Dosłownie.
Doszło do tego, że „Estadio Deportivo”, hiszpański magazyn o sporcie, pisząc okładkowy tekst o Krychowiaku, umieścił go na tejże okładce w stroju Iron Mana, tyle że pisał o „Krychomanie”. Bo Grzegorz – tak jak komiksowy superbohater – był nie do zatrzymania.
Symbolem tej postawy Polaka stał się jego… złamany nos. Sprawcą urazu był inny twardziel – Sergio Ramos. Grzegorz spędził wtedy kilka minut poza boiskiem, opatrywany przez fizjoterapeutów. Ale potem na nie wrócił. Pierwotnie grał z opatrunkiem, po przerwie – w masce, w której potem występował jeszcze przez jakiś czas. W to, że Polak pojawił się ponownie na boisku, nie wierzył nawet Emery. – Inni by nie wrócili – mówił.
A Grzegorz wracał. Raz za razem. Mówili o nim, że to twardziel. Płuca zespołu. Dzik. Tur. Iron Man. Jakiekolwiek porównanie byście wymyślili – pasowało do Krychowiaka.
Żaden uraz nie mógł go powstrzymać. Gdy w trakcie meczu Superpucharu Europy przeciwko Barcelonie doznał kontuzji żebra i tak grał do końca – nie tylko regulaminowego czasu gry, ale i dogrywki. Pełne 120 minut, do tego większość na środku obrony. A potem, po zdiagnozowaniu kontuzji, wrócił w ledwie siedem dni i wystąpił w pierwszej kolejce ligowej, też na środku obrony. Sevilla zachowała wtedy czyste konto.
Innym razem podkręcił lewą kostkę w meczu z Rayo. Noga opuchła, a Grzegorz grał dalej, choć ostatecznie został zmieniony… wbrew swojej woli. Ostatecznie opuścił wtedy mecz w Lidze Europy z Rijeką, ale z Eibarem – w następnej kolejce ligowej – zagrał pełne 90 minut. Podobnie po starciu z Valencią, gdy opuszczał stadion o kulach, a testy wykazały, że skręcił więzadło boczne w lewym stawie skokowym. Co stało się kilka dni później? Zagrał przeciwko Realowi. Znowu całe spotkanie.

Cristiano Ronaldo też nie miał łatwo z Krychowiakiem. Fot. Newspix
– Wyeliminowanie Krychy jest niezwykle trudne. To niezwykle twardy gość, zawsze chce być z zespołem. Nie da się go utrzymać z dala od meczu. Jest przy tym bardzo spokojny, taka jest jego osobowość. Wydaje się, że nigdy się nie denerwuje, ani na boisku, ani poza nim. Jest spokojny, opanowany i twardy – mówił Coke Andujar, kolega Grzegorza z drużyny w wywiadzie dla „Radio Sevilla”.
A więc spokój. Do tego nieustępliwość. Charakter. Piłkarska jakość. No i nos do wielkich momentów. Zatrzymanie Messiego – to jeden z nich. Ale jest i inny, nawet istotniejszy – finał Ligi Europy 2014/15. U siebie, w Warszawie, na Stadionie Narodowym. Sevilla grała z ukraińskim Dnipro, wygrała 3:2, a Krychowiak strzelił bramkę na 1:1. To był jego wielki moment, zapisał się w historii tej ekipy i w ten sposób (a Ligę Europy wygrał i drugi raz – w kolejnym sezonie).
🇪🇸 Sevilla lifted the Europa League for a 4th time #OTD in 2015, beating Dnipro 3-2 in Warsaw 🏆
👏 @SevillaFC #UELfinal pic.twitter.com/bU0Fs4J9Pr
— UEFA Europa League (@EuropaLeague) May 27, 2021
Choć tak naprawdę nawet, gdyby tego nie zrobił, kibice i tak by go nie zapomnieli. Bo z jednej strony były to tylko dwa sezony, a z drugiej – aż dwa sezony. Krychowiak zostawił po sobie w Sevilli niezapomniane wrażenie. I szkoda, że gdy odszedł Unai Emery, a w jego miejsce przyszedł Jorge Sampaoli, ten szukał innego pomocnika.
Grzegorz więc odszedł, dając zarobić Sevilli jakieś 40 milionów euro. Poszedł za Emerym, do PSG, jednak tam – w obsadzonej gwiazdami pomocy – się już nie przebił. I nigdy nie grał już tak dobrze i na takim poziomie, jak w Sevilli. To tam był gwiazdą, tam jest uwielbiany.
To jego piłkarskie miejsce.
SEBASTIAN WARZECHA
Czytaj więcej o Grzegorzu Krychowiaku:
- Klasyczny Krychowiak, czyli asysta i żółta kartka. W okręgówce jest taki sam
- Krychowiak: W tym wieku w Ekstraklasie nie mam nic do zyskania
- Jaki kraj, taki Beckham. 10 scen z życia reprezentanta Krychowiaka
Fot. Newspix