Ten znaczek na koszulkach rywali zawsze mnie pobudzał, niepotrzebna mi była żadna inna motywacja. (…) Pół roku mieszkałem w internacie, który mieścił się na osiedlu zamieszkanym głównie przez kibiców Cracovii. Ze dwa razy ktoś mnie zaczepił, ale groźniejszych przygód na szczęście uniknąłem. Pamiętam tylko, że idąc na przystanek autobusowy, trzeba było się dobrze rozglądać na boki. Tam była taka ciemna dróżka i nigdy nie było wiadomo, kto wyskoczy zza drzewa – opowiada Łukasz Burliga przed derbami Krakowa.
FAKT
Na dzień dobry pada pytanie: czy Pasy pójdą na wymianę ciosów? Cracovia jest najlepiej grającą w ofensywie, obok Legii, drużyną w Polsce. Nie lubi się bronić, stawia na atak. Trener Jacek Zieliński przyznaje, że obrona Częstochowy nie jest mocną stroną jego piłkarzy, dlatego zagrają inaczej. Ofensywnie.
Poza tym:
– Makuszewski mówi o chęci odzyskania zaufania kibiców: „Trzeba wyjść na boisko i wypruć na nim flaki”
– Górnik Zabrze nie ma kogo wystawić w miejsce kontuzjowanego Korzyma
– Pawłowski, jeśli przegra z Pogonią, może stracić pracę
– Jagiellonia chce zacząć dobrą passę
A Legia jest porozbijana.
Trener Legii ma twardy orzech do zgryzienia. W meczu z Podbeskidziem Stanisław Czerczesow (52 l.) nie będzie mógł skorzystać z kilku podstawowych zawodników. Pod znakiem zapytania stoją występy: Duszana Kuciaka (30 l.), Jakuba Rzeźnizcaka (29 l.) i Ivana Trickovskiego (28 l.). (…) Największy problem szkoleniowiec po raz kolejny będzie miał z obsadą w obronie. Jeśli Rzeźniczak nie będzie na sto procent gotowy do gry, to obok Igora Lewczuka (30 l.) na środku defensywy po raz kolejny wystąpi prawdopodobnie Tomasz Jodłowiec (28 l.). Dobą formę w bramce prezentuje ostatnio Arkadiusz Malarz (35 l.), który przeciwko Midtjylland po raz trzeci w tym sezonie nie puścił gola.
I jeszcze relacje z piątkowej ligi. Spójrzmy, jak pIłkarze Piasta idą jak burza.
Do piątku Piast nie wygrał z Ruchem w ekstraklasie u siebie. Lider jest jednak w takim gazie, że przełamał również i tę serię. Gospodarze w derbach Górnego Śląska ograli Niebieskich 3:0. (…) Goście z Chorzowa dawali się podejść jak dzieci swoim przeciwnikom. – Doskonale wiedzieliśmy, w jaki sposób dośrodkowuje Mraz. Mimo tego był nie do powstrzymania – denerwował się Cichocki, dla którego był to bardzo smutny piątek.
RZECZPOSPOLITA
Urwany film. Konkretny, dobry tekst.
Dziesięć lat temu zmarł George Best, północnoirlandzki piłkarz, który rozgrywał fantastyczne mecze w przerwach balu, jakim było jego życie. Na szczyt dotarł jakby od niechcenia, tanecznym krokiem, w przeciwieństwie do dzisiejszych gwiazd, opętanych reżimem treningowym i dążeniem do doskonałości. Cytaty z Besta wszyscy znają na pamięć: „W 1969 roku rzuciłem alkohol i kobiety. To było najgorsze 20 minut mojego życia”, albo ten, nieodłącznie kojarzony z enfant terrible wyspiarskiej piłki: „Mnóstwo pieniędzy wydałem na wódę, dziewczyny i szybkie samochody. Resztę po prostu przepuściłem”. Pod koniec życia George Best cierpiał na marskość wątroby. W 2000 roku poszedł na kolejny odwyk – został zamknięty w szpitalu w Chelsea. W tym czasie napisał autobiografię, która właśnie wyszła w Polsce nakładem wydawnictwa SQN. Książka zaczyna się od dramatycznego przyznania się przed samym sobą do alkoholizmu. Rozdział kończy się wyznaniem, że przestał pić. „Ale stawiając swoje pierwsze niepewne kroki w prawdziwym życiu, czując się, jakbym miał 100 lat, nie mogłem przysiąc, że skończyłem z piciem raz na zawsze. I mimo że upłynęło 12 miesięcy, wciąż nie mogę”. Przynajmniej się nie oszukiwał. Na początku co trzy miesiące wstrzykiwano mu do żołądka kolejną dawkę leków, które nie pozwalały mu tykać alkoholu. Ale znów zaczął pić. W 2002 roku musiał przejść przeszczep wątroby. Z nowym organem pił dalej.
GAZETA WYBORCZA
Jedna propozycja od Przemysława Zycha. Średniak się burzy.
Czołowe polskie kluby utworzyły wspólny front z przedstawicielami innych średnich europejskich lig i chcą przeforsować zmiany w regulaminie kontynentalnych rozgrywek. Aktualne zasady UEFA przyznają bowiem potrójny handicap klubom z czołowych lig. Nie dość, że europejska federacja pozwala zespołom z Hiszpanii, Niemiec, Włoch, Anglii, Francji czy Portugalii na znacznie późniejszy start w rozgrywkach (większość omija eliminacje), to jeszcze za przyznany odgórnie start od fazy grupowej otrzymują premie finansowe. I dodatkowo bonusowe punkty do rankingów, co tylko utrwala panujący porządek. (…) Przed obecnym sezonem UEFA nakazała trzeciej i czwartej drużynie polskiej ekstraklasy (Jagiellonia i Śląsk) występy już w I rundzie eliminacji Ligi Europy, która odbyła się 2 lipca. Aby przedrzeć się do fazy grupowej, musiałyby pokonać aż czterech rywali. W całej historii LE ledwie sześć drużyn (na 478 startujących!) oszukało przeznaczenie i od I rundy przebiło się do fazy grupowej. W tym roku dwie – Gabala i Rosenborg – na 102, które wystartowały w I rundzie. W takiej samej sytuacji jak Jagiellonia i Śląsk są od tego roku zespoły wszystkich krajów z miejsc od 16. do 54. w rankingu UEFA (Polska zajmuje dziś 18. pozycję). UEFA zagwarantowała jednocześnie miejsce w fazie grupowej LE aż 16 drużynom z lig z miejsc 1.-12., gdy dotąd było ich sześć! Skutki łatwo przewidzieć. Rozwarstwienie w europejskim futbolu będzie narastało. – Mamy na kontynencie 15 superklubów występujących w LM, a za nimi kolejne 60 uznanych marek, które napotykają coraz większe problemy, aby konkurować z najmożniejszymi – mówi Dariusz Mioduski, właściciel Legii, który od września reprezentuje polski futbol w zarządzie European Club Association (ECA). ECA zrzesza przedstawicieli europejskich klubów i doradza UEFA.
SUPER EXPRESS
Byłem zły, że nie grałem – mówi Aleksandar Prijović.
A z trenerem Czerczesowem?
– Nasze relacje nigdy nie były lepsze.
Początki nie były łatwe. W pewnym momencie wylądowałeś nawet w rezerwach.
– To nie była dla mnie dobra sytuacja i nie chcę jej komentować, ale na szczęście to już przeszłość. Jestem ambitnym zawodnikiem, ciężko pracuję na treningach, bo chcę grać w pierwszym składzie, ale nie wszystko zależy ode mnie. Oczywiście, że byłem zły, gdy nie grałem. Nie przyszedłem do Legii po to, by tracić czas na ławce. Może nie strzelam bramek w każdym meczu, ale jestem zawodnikiem, który może zrobić różnicę na boisku.
Były piłkarz Polonii adoptuje dzieci z Kenii. Ciekawa historia Michała Dudka.
W przeszłości był dobrze zapowiadającym się bramkarzem, jednak jego karierę zakończyły kontuzje. Michał Dudek (21 l.), były piłkarz Polonii Warszawa, po odwieszeniu butów na kołek skupił się na działalności charytatywnej. Od kilku lat wspiera finansowo dzieci z Afryki, adoptował już dwóch Kenijczyków i planuje… wybudować tam szkołę! – Adopcją na odległość zainteresowałem się w klasie maturalnej. Szkolny katecheta polecił mi fundację “Czyńmy dobro” i 3,5 roku temu adoptowałem Raphaela – tłumaczy Dudek, który zakończył karierę w 2014 roku, po tym jak dwukrotnie zerwał więzadło w kolanie. W przeszłości był powoływany do reprezentacji Polski do lat 16 i był filarem kadry Mazowsza, z którą zdobył mistrzostwo Polski w 2010 roku. Były bramkarz “Czarnych Koszul” obecnie mieszka w Budapeszcie, gdzie jest menedżerem firmy marketingowej. – Moi pracownicy czasem się spóźniali, więc postanowiłem spożytkować kary finansowe, które na nich nakładałem. Włączyłem im stronę internetową, dałem 3 minuty na wybranie dziecka do adopcji i w styczniu adoptowaliśmy Fridericka – mówi Dudek. Na początku listopada Michał wraz z kolegą Hubertem Pleskotem, który również adoptuje dzieci na odległość, wyleciał do Kenii, by odwiedzić swoje dzieci. – Ogłosiliśmy na Facebooku zbiórkę i odzew był ogromny. Uzbieraliśmy 200 kg darów, m.in. piórniki, zeszyty czy ubrania. Przywieźliśmy też piłki i buty piłkarskie i rozegraliśmy miniturniej z naszymi dziećmi – uśmiecha się Dudek.
Każdy czuje się ważny w reprezentacji Polski. Materiał z wypowiedziami Roberta Lewandowskiego.
O przywództwie w reprezentacji
Pewność siebie dał mi Bayern. Zobaczyłem, że jeśli w takim klubie gram, strzelam bramki, jestem ważną częścią zespołu, to poradzę sobie wszędzie. Sama jakość treningów jest niesamowita, ćwiczy się z uśmiechem na twarzy, ale na sto procent. Bo jak podczas gry w dziadka wejdziesz do środka i nie będziesz tam zasuwał, to już możesz nie wyjść. A przechodząc do kadry – coś dobrego dała mi opaska kapitańska. Odpowiedzialność za drużynę na pewno. Wiem, że za każde niepowodzenie ja muszę się tłumaczyć. Przejmując opaskę, chciałem doprowadzić do tego, by w tej reprezentacji każdy czuł się ważny, potrzebny i pewny swoich umiejętności. Pierwszy przykład – konferencje prasowe. Dlaczego zawsze kapitan ma na nie chodzić? Inni piłkarze też powinni mieć prawo wypowiadać swoje zdanie. Sam wiem, jak kiedyś się czułem, kiedy wybierano mnie na konferencję. Lepszy, potrzebny. Dlatego teraz chcę, by tak samo poczuli się inni.
O Krychowiaku
Ostatnio dostał w reprezentacji koszulkę z numerem 10, ale zastanawialiśmy się z chłopakami, kto mu ją dał. Śmialiśmy się, że maksymalny numer dla niego to “6”. Wyżej już iść nie powinien (śmiech).
Superak wypada dziś bardzo korzystnie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Piast rządzi!
Relacje z ekstraklasy odpuszczamy, choć jedna ma ładny tytuł: „Gliwic walec jedzie dalej – i to jak!”. Na kolejnej stronie rozmowa z Ondrejem Dudą. Nauczyliśmy się wygrywać.
Na razie do tego pierwszego miejsca macie daleko, musicie odrobić osiem punktów.
– Daleko, daleko, rzeczywiście, ale jest jeszcze wcześnie. Dopiero minęliśmy półmetek sezonu zasadniczego, a więc mamy trochę czasu, by dogonić Piasta. Zobaczymy, jak nasi rywale będą radzić sobie z presją, bo to nie jest prosta sprawa. Doceniam to, co oni robią w tym sezonie, ale jestem przekonany, że zaczniemy nadrabiać dystans, w końcu dogonimy drużynę z Gliwic i zostaniemy mistrzami Polski.
(…)
Ten rok był dla pana bardzo trudny. Kontuzja, przerwa, powrót do formy i znowu kontuzja. Udało się nadrobić zaległości?
– Nie, fizycznie nadal nie czuję się tak, jak powinienem. Wszyscy wiemy, jak wyglądał mój okres przygotowawczy, jak było z moim transferem, który nie doszedł do skutku. Stało się to, czego absolutnie nie chciałem. Nie trenowałem, nie byłem przygotowany na ligę, co było potem widać na boisku. Tak wyszło, trudno, dziś tego nie zmienię. Chcę dograć do końca tego roku, wygrać jak najwięcej meczów, potem dobrze wypocząć w domu na Słowacji, wrócić na okres przygotowawczy, solidnie go przepracować. Wtedy na wiosnę, wszystko powinno wrócić do normy.
Pawłowski gra o posadę.
Jeśli Śląsk nie wygra z Pogonią, możliwe że Tadeusz Pawłowski pożegna się z posadą. Po niedawnej klęsce z Cracovią (1:4) właściciele klubu dali “Tediemu” kredyt zaufania, ale zastrzegli, że weryfikacja nastąpi szybko. – Trener dostał ostatnią szansę. Gramy z Legią na wyjeździe i z Pogonią we Wrocławiu. Jeżeli gra nie będzie satysfakcjonująca, wdrożymy radykalny program naprawczy – zapowiadał w wywiadzie dla onet.pl prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. – Nie myślę o rzeczach, na które nie mam wpływu. Staram się nawet nie przeglądać internetu i nie czytać gazet – mówi trener Pawłowski, pytany o swoją przyszłość. Mecz z Legią został już przegrany. Ranga potyczki ze szczecinianami robi się oczywista.
Termalica nie panikuje.
– Chcemy wygrać wreszcie na nowym stadionie. Po porażce z Piastem byliśmy podrażnieni, bo wypracowaliśmy sobie więcej okazji. Błędy, jakie w tym meczu popełniliśmy nie mogą się powtórzyć – zapowiada Dariusz Jarecki, który w białostockim klubie spędził dwa i pół sezonu. Oprócz niego w klubie z Podlasia grali także: Pavol Staňo, Dawid Sołdecki i Dawid Plizga. Trener Piotr Mandrysz liczy przede wszystkim na poprawę koncentracji swoich zawodników. – Do gry nie mogę mieć większych zastrzeżeń, ale znowu zaczęliśmy popełniać zbyt wiele prostych błędów w defensywie. To one miały wpływ na nasze porażki – ocenia.
Poza tym:
– Lechia z mistrzem o przełamanie
– Pora na serię wyjazdową Jagiellonii
– Ojrzyński z większą władzą: jedyna osoba w ścisłym kierownictwie klubu z pojęciem o piłce
– Urban ma swoich pewniaków
– Szykuje się wymiana ciosów w derbach Krakowa
Znaczek Cracovii mnie pobudza – mówi w wywiadzie Łukasz Burliga.
W Ruchu też były emocje, gdy pan grał przeciwko Cracovii?
– Ten znaczek na koszulkach rywali zawsze mnie pobudzał, niepotrzebna mi była żadna inna motywacja. Dla kolegów z Ruchu starcie z Cracovią to było spotkanie jak każde inne, ale dla mnie jednak o wiele ważniejsze od pozostałych.
Raz strzelił pan im dwa gole przewrotką!
– Tak, to było jeszcze w drużynie juniorów, w wygranym przez nas 3:2 spotkaniu. Co prawda w jednej sytuacji leżałem już na ziemi, ale byłem tyłem do bramki, więc wciąż można uznać to za przewrotkę.
Spotkały pana jakieś mniej przyjemne przygody związane z Cracovią?
– Pół roku mieszkałem w internacie, który mieścił się na osiedlu zamieszkanym głównie przez kibiców Cracovii. Ze dwa razy ktoś mnie zaczepił, ale groźniejszych przygód na szczęście uniknąłem. Pamiętam tylko, że idąc na przystanek autobusowy, trzeba było się dobrze rozglądać na boki. Tam była taka ciemna dróżka i nigdy nie było wiadomo, kto wyskoczy zza drzewa.
(…)
Marzeniem Cracovii jest, aby zakończyć sezon wyżej niż wy.
– A naszym marzeniem jest do tego nie dopuścić.
I na koniec sobotni felietoniści. Krzysztof Stanowski pisze: Masowość kontra fachowość.
Pierwsze teksty, które napisałem do „Przeglądu Sportowego” nie były przesadnie ambitne – bo cóż ambitnego mógłby napisać 14-latek? Niedawno wpadł mi w ręce jeden z nich. Wiosną 1997 roku poinformowałem o plebiscycie na najlepszego piłkarza Legii, który zorganizowano na stronie internetowej. Mało kto wówczas wiedział, co to w ogóle jest strona internetowa, z siecią łączyliśmy się przez modem, wpisując hasło „ppp”, a później czekaliśmy aż kilobajty zaczną leniwie skapywać, jak krople z niedokręconego kraju. Internet wtedy nie oferował zbyt wiele. Jednak na zakończenie wspomnianego artykułu zdobyłem się na małe proroctwo: napisałem, że – kto wie! – być może w przyszłości nawet sportowca roku będziemy wybierać w sieci. (…) Dzisiaj wszystko załatwia się jednym kliknięciem. W porządku, wiem, że to wygodne i że poszerza zasięg plebiscytu. Wiem też, że w tym kierunku zmierza świat – trudno się obrażać na rzeczywistość. Jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że zagłosować jest… aż za łatwo. Już nie trzeba iść na pocztę, już nie trzeba kupować znaczka, wystarczy komputer i dziesięć sekund wolnego czasu. Siłą rzeczy, głosy ludzi faktycznie pochłoniętych sportem, znających na pamięć całą klasyfikację medalową igrzysk olimpijskich, znaczą mniej niż kiedyś i boję się, że powoli zmierzamy w kierunku konkursu piękności (czy też popularności – jak zwał tak zwał). Być może nawet nadchodzi era dominacji piłkarzy – sportowców ze świecznika, niemal celebrytów – kosztem na przykład lekkoatletów. A przecież całe dekady piłkarze mieli wielkie problemy, by dostać się chociaż do czołowej dziesiątki.