Reklama

Rusza Liga Europy. Kto się w niej potknie, tego wyprzedzi Ekstraklasa

AbsurDB

Autor:AbsurDB

24 września 2025, 19:34 • 9 min czytania 0 komentarzy

Dziś rusza Liga Europy. Rozgrywki będące dla nas marzeniem nieco bardziej realnym od Ligi Mistrzów, ale tak jak ona, chwilowo nieosiągalnym. Dlatego w tym sezonie traktujemy ją nieco po macoszemu. Kibice polskich drużyn koncentrują się na Lidze Konferencji, gdzie za tydzień zagra cały nasz kwartet, a fani futbolu na najwyższym poziomie skupiają się na śledzeniu Ligi Mistrzów. Tymczasem to w Lidze Europy mogą rozstrzygnąć się nasze szanse na awans do czołowej dziesiątki (!) rankingu UEFA. Polscy kibice powinni śledzić ją w tym sezonie dość uważnie i, choć brzmi to niezgodnie z duchem sportu, trzymać kciuki za potknięcia rywali czterech klubów. Jakich? O tym, a także o tym kto wygra Ligę Europy przeczytacie w naszym tekście.

Rusza Liga Europy. Kto się w niej potknie, tego wyprzedzi Ekstraklasa

Analiza Ligi Europy 2025/26

W drugim pod względem prestiżu europejskim pucharze wbrew pozorom dzieją się rzeczy ważne. Wylądowało tam kilka mocnych klubów z silnych lig. Jest też wielu potentatów z lig średnich, szczególnie z południa Europy. Kto zatem będzie walczył o czołową ósemkę w tabeli fazy ligowej, która da bezpośredni awans do 1/8 finału, a kto nie ma szans nawet na dwudziestą czwartą lokatę i prawdopodobnie odpadnie już na tym etapie?

Reklama

Najbardziej wyrównane rozgrywki w Europie?

Liga Europy wyróżniać się będzie przede wszystkim wyrównanym poziomem drużyn. Już w poprzedniej edycji do ósmego miejsca wystarczyło w niej czternaście punktów w ośmiu meczach, czyli o dwa mniej niż w Lidze Mistrzów. Jednocześnie każdy jej uczestnik zdobył co najmniej trzy oczka, tymczasem w elitarnych rozgrywkach wszystkie swoje mecze przegrały Slovan Bratysława i Young Boys Berno.

Rok temu najwięcej goli w Lidze Europy strzeliło w fazie ligowej Galatasaray i było to zaledwie 19 trafień, które w dodatku wystarczyły mu do zajęcia jedynie czternastego miejsca w tabeli. Dla porównania Barcelona w Lidze Mistrzów strzeliła aż 28 goli. Różnica między ósmą a dwudziestą piątą drużyną wyniosła w Lidze Europy zaledwie cztery punkty. Dla Rangersów oznaczało to bezpośredni awans do 1/8 finału, a dla Bragi odpadnięcie z rozgrywek i brak gry w play-offach.

Wiemy już zatem, że w nowej fazie ligowej liczy się każdy punkt, ale przy obecnym poziomie wyrównania Ligi Europy, to właśnie w niej waga dosłownie każdego gola jest największa.

Przede wszystkim nie ma w niej drużyn drastycznie – przynajmniej w teorii – odstających in minus. Jeszcze rok temu w fazie ligowej zagrały RFS Ryga i Karabach, który zajął ostatnie miejsce. Teraz Azerowie trafili do… Ligi Mistrzów, a Łotysze odpadli w eliminacjach z Maltańczykami. Mało tego, w poprzednim sezonie w Lidze Europy rywalizowały Lazio, Athletic Bilbao, Manchester United, Tottenham, Eintracht Frankfurt, Olympique Lyon, Ajax Amsterdam, AS Roma i FC Porto, czyli naprawdę mocne marki.

Tym razem w drugim co do ważności europejskim pucharze kontynentalnych potęg jest znacznie mniej. Przede wszystkim z najmocniejszych piłkarsko krajów do Ligi Europy trafiły drużyny, na których nazwę nie uginają się ze strachu nogi przeciwników. Stuttgart, Freiburg, Celta Vigo, Nottingham Forest i Bologna w ostatnich sezonach miewały problemy nawet z awansem do czołowej dziesiątki w swoich ligach. Lyon musi się cieszyć, że nie spadł z Ligue 1 i nie został wyrzucony z pucharów, Nicea dołuje w lidze zajmując dwunaste miejsce, a jeszcze niżej jest Aston Villa, która jeszcze nie wygrała w tym sezonie meczu w Premier League. Wrażenie mogą robić Betis i Roma, ale rok temu zespołów na takim poziomie jak one było cztery razy więcej.

Faworyci mimo kryzysu

Zatem może i poziom czołówki jest nieco niższy, ale zwiastuje to zaciętą walkę o wygranie fazy ligowej, a później całych rozgrywek. Kto jest więc największym faworytem?

Paradoksalnie, biorąc pod uwagę wyniki ligowe i krajowe w ostatnich latach, kandydatami do wygrania fazy ligowej wydają się być Aston Villa i Lyon, które przechodzą przecież duże problemy sportowe (Anglicy) i finansowe (Francuzi).

Klub z Birmingham wciąż kadrowo jest ścisłą czołówką europejską, a kiepski początek sezonu ekipy Unaia Emery’ego tego nie zmienia. Trudno znaleźć analizę, która nie wskazywałaby ich jako faworyta rozgrywek.

Zaskakiwać może natomiast wskazanie Lyonu. Szczególnie, że wciąż zawieszony jest jego trener Paulo Fonseca. Tak odważne typowanie w odniesieniu do francuskiej drużyny wynika jednak z… terminarza. Les Gones zagrają bowiem u siebie z Salzburgiem, PAOK-iem, Basel i Go Ahead Eagles, które w każdym z koszyków były rywalami raczej korzystnymi do wylosowania. Na wyjeździe zagrają z Betisem, Maccabi Tel-Awiw, Young Boys i Utrechtem. Poza Hiszpanami, nie są to zespoły trudniejsze od przeciętnego możliwego do wylosowania przeciwnika.

Raków był ostatnim polskim klubem w Lidze Europy

Czy zagra Izrael?

Szczęśliwe dla Lyonu jest też trafienie na „wyjazdowy” mecz z Maccabi. Izraelczycy ze względu na sytuację w regionie nie grają bowiem u siebie, a w Bačkiej Topoli w Serbii, co stawia ich oczywiście w gorszej sytuacji. Powinni być jednak zadowoleni, że w ogóle przystąpią do rozgrywek, bo pojawiły się plotki o tym, że ich kraj zostanie w ostatniej chwili zawieszony w prawach członka UEFA.

Tak się jednak nie stało, a dzięki temu uniknęliśmy absurdalnej sytuacji w tabeli. Otóż gdyby Maccabi nie zostało dopuszczone do rozgrywek i nikt by go nie zastąpił, pierwszy raz w historii piłki nożnej, w tabeli rozgrywek mielibyśmy… ułamkowe punkty.

W nowej fazie ligowej UEFA przyjęła, że niedopuszczalne jest nagradzanie niektórych zespołów trzema punktami w przypadku walkowera. Przy tak wyrównanej tabeli końcowej, byłby to olbrzymi handicap dla przypadkowo obdarowanych nim drużyn. Dlatego zgodnie z nową, niezastosowaną jeszcze w praktyce zasadą, w takim przypadku przyznawana będzie liczba punktów wyliczona według specjalnego algorytmu.

Za każdego walkowera na swoją korzyść, drużyna otrzyma taką liczbę punktów, jaką średnio zdobywały w całej fazie ligowej zespoły z jej koszyka w meczach z drużynami z koszyka jej rywala.

Pisaliśmy o tym już w styczniu przy okazji ostatniej kolejki Ligi Mistrzów, w której teoretycznie Brugii opłacało się oddać Manchesterowi City walkowera. Jej rywale dostaliby bowiem za niego nie trzy, a… półtora punktu.

Już widzę edytorów we wszystkich gazetach i na wszystkich portalach sportowych świata zmieniających sposób publikacji tabeli Ligi Europy na taki, w którym jedna z drużyn miałaby ułamkowe części punktu…

Kto zagra w barażach Ligi Europy?

Kto zatem, poza Aston Villą i Lyonem, powalczy o znalezienie się w czołowej ósemce dającej awans do 1/8 finału? Powinno do tego wystarczyć około czternaście punktów, a na taki dorobek mogą liczyć przede wszystkim Roma, Nottingham, Lille, Bologna, Porto i Betis. Do rywalizacji powinny włączyć się także Stuttgart, Feyenoord, Freiburg oraz Fenerbahce.

O jak najlepsze rozstawienie przed fazą play-off będą prawdopodobnie ścigały się takie kluby jak Celta, Nicea, Genk, Midtjylland, Braga, Celtic i Crvena Zvezda.

Na niezwykle wyrównaną zapowiada się walka o ostatnie miejsce dające grę w lutowych barażach o 1/8 finału. Liga Europy jest jedynymi rozgrywkami, w których trudno dziś wskazać choć jedną ekipę, która jest pod tym względem skazana na niepowodzenie.

Nawet Maccabi Tel-Awiw bez atutu własnego boiska powinno zdobyć około sześciu punktów. A to oznacza, że zaledwie dwie niespodzianki mogą dać mu awans do fazy play-off. Oprócz klubu z Izraela najtrudniejsze zadanie stoi przed Steauą, Ludogorcem i Basel, a i tak nie są oni skazani na porażkę, bo przecież Rumunom rok temu zaledwie jednego gola zabrakło do zajęcia ósmego miejsce w Lidze Europy.

Holandia w dołku

Kiepsko wyglądają rankingowe perspektywy Holandii. Po pierwsze delegowała do pucharów malutki klub Go Ahead Eagles Deventer, który kiepsko rozpoczął ten sezon. Po drugie – Utrecht jest największym pechowcem losowania. Z pierwszego i ostatniego koszyka wylosował niełatwych rywali (Betis, Porto, Genk i Brann), a z drugiego i trzeciego – zdecydowanie najbardziej wymagających z możliwych. Drużyna Rona Jansa zmierzy się bowiem z Lyonem, Celtikiem, Nottingham i Freiburgiem. Trudniej się nie dało.

Zepchnęło to Utrecht w prognozowanej tabeli końcowej z 20. na… 31. lokatę.

 

Chyba lepiej, że polskie kluby nie zagrają w Lidze Europy

Widać jednak wyraźnie, że różnice są wręcz minimalne, a każdy gol zmieniający wynik meczu w jego końcówce może mocno poprzestawiać klasyfikację. Jeżeli chcecie wiedzieć, jak w powyższym zestawieniu plasowałyby się Lech lub Legia, gdyby nie przegrały w eliminacjach Ligi Europy, to śpieszę wyjaśnić, że znajdowałyby się w okolicach Young Boys.

Warto spojrzeć na rywali tego szwajcarskiego klubu: Lille, Lyon, Ludogorec i Panathinaikos u siebie oraz Aston Villa, PAOK, Steaua i Stuttgart na wyjeździe. Zarówno Lech, jak i Legia mogłyby liczyć na zdobycie około ośmiu punktów na takim zestawie przeciwników, a to za mało, by awansować do fazy pucharowej. Konieczne byłoby zaliczenie jakiejś większej niespodzianki.

Tym bardziej trzeba szanować Ligę Konferencji, w której, patrząc na poziom rywali, nasz kwartet powinien rywalizować o miejsce w czołowej ósemce i to między sobą. Stawia nas to w lepszej sytuacji pod kątem rankingu UEFA, niż gdyby nasze drużyny zagrały w Lidze Europy.

Skuś turecka, grecka i czeska baba na dziada

Za kogo jednak powinien trzymać kciuki polski kibic, marzący o wskoczeniu przez Ekstraklasę do pierwszej dziesiątki rankingu UEFA i grze mistrza Polski w Lidze Mistrzów bez eliminacji?

O dziesiątą lokatę walczymy z Turcją, Czechami oraz Grecją. Każdy z tych krajów ma w Lidze Europy swojego reprezentanta. Fenerbahce nie powinno mieć problemów z awansem co najmniej do play-offów, choć dopiero przekonamy się, jak sobie poradzi z trenerem Domenico Tedesco u sterów po rozstaniu z Jose Mourinho.
Na granicy awansu do baraży są natomiast PAOK, Panathinaikos i Viktoria Pilzno. Ich ewentualne odpadnięcie będzie nam bardzo na rękę.

W pierwszej kolejce Fenerbahce leci do Zagrzebia, gdzie spokojnie może zaliczyć potknięcie. PAOK gra niestety u siebie z Maccabi, ale Panathinaikos i Viktoria zaliczą wcale niełatwe wyjazdy do odpowiednio Berna i Budapesztu. Pamiętajmy, że ewentualne punkty zdobyte w barażach przez zespoły z miejsc od dziewiątego do dwudziestego czwartego wliczają się do rankingu krajowego (ale nie klubowego). Zatem niezwykle istotne jest dla nas, by co najmniej trzy z wymienionych zespołów znalazły się niżej w tabeli.

Korzystamy tu na fakcie, że Liga Europy jest znacznie trudniejsza od Ligi Konferencji, w której Turcy, Czesi i Grecy byliby nie tylko murowanymi faworytami do awansu do fazy pucharowej, ale mogliby dotrzeć nawet do półfinału. Trudno byłoby nam ich wtedy dogonić.

Warto przypomnieć, że cała trójka, którą ścigamy, ma po jednym klubie w Lidze Mistrzów (Slavia, Galatasaray i Olympiakos), a żaden z nich nie wygrał w pierwszej kolejce, choć Czesi i Grecy mieli dość łatwych rywali (odpowiednio Bodo/Glimt i Pafos). Wygląda więc na to, że w elitarnych rozgrywkach rywale nam za bardzo nie uciekną.

Walczymy o swoje w Lidze Konferencji

W Lidze Konferencji z interesujących nas krajów zagrają Samsunspor, Sigma Ołomuniec, AEK Ateny i Sparta Praga. Dwa pierwsze zespoły powinny bić się o baraże, a dwa ostatnie o czołową ósemkę. My jednak mamy w tych rozgrywkach wszystkie cztery drużyny.

O naszym miejscu w rankingu zdecydują zatem przede wszystkim mecze bezpośrednie Legii ze Spartą i Samsunsporem, Lecha z Sigmą oraz Rakowa z obiema czeskimi ekipami. Jednak słaby występ naszych przeciwników w Lidze Europy może nam znacząco ułatwić drogę do spełnienia wielkiego marzenia.

Zupełnie inną kwestią jest to, jak mistrz Polski by sobie tam poradził, skoro nie dostał się nawet do Ligi Europy…

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO O EUROPEJSKICH PUCHARACH:

Fot. Newspix.pl

0 komentarzy

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Europy

Reklama
Reklama