Patrzysz w terminarz i widzisz, że przyjeżdża do ciebie Bruk-Bet. To sytuacja, w której generalnie powinieneś się uśmiechnąć, bo jakie problemy na twoim stadionie może sprawić ci sympatyczny klub z Niecieczy? Ano duże. O ile u siebie beniaminek radzi sobie słabo, o tyle z wyjazdów zazwyczaj wraca z tarczą, a nie na niej. Dziś zremisował w Lublinie z Motorem, choć po pierwszej połowie tylko niepoprawni optymiści stwierdziliby, że drużyna Brosza skończy z jakimś punktem.

Zabrze i Białystok – stamtąd Bruk-Bet wracał z kompletem punktów. Radom i Lublin – tu skończył ze zdobyczą jednego oczka. Jedynie z Krakowa niecieczanie wracali bez żadnej zdobyczy, ale to wciąż znakomity wynik. Motor na papierze był najmniej wymagającym rywalem spośród wymienionych, ale przecież przed przerwą na kadrę przełamał się w Zabrzu, co mogło zwiastować, że zacznie się odkręcać po niemrawym początku sezonu.
Motor – Bruk-Bet 1:1. Ekipa Brosza świetna na wyjazdach
I rzeczywiście – tak to wyglądało. Do przerwy goście praktycznie nie zagrozili bramce Motoru. Doszło do jednego strzału Kurzawy, ale ta akcja była tak licha, że już nikt o niej nie pamięta. Z kolei w drużynie Stolarskiego wiele się kleiło. Świetne piłki za plecy rzucali Łabojko, Wolski czy Rodrigues (zwłaszcza ten ostatni). Motor panował, dominował, szybko wyszedł na prowadzenie po szybkiej, zespołowej akcji i golu Czubaka.
Mecz z gatunku, w których nie może stać ci się żadna przykra historia.
I wtem, w drugiej połowie dochodzi do kumulacji błędów. Pamiętacie wejście Ndiaye w Zabrzu? Kiedy pojawił się na boisku, w swoim pierwszym kontakcie z piłką wpisał się na listę strzelców. Dziś, no cóż, zaliczył takie pierwsze kopnięcie, że możemy się tylko zastanawiać, co autor miał na myśli.
Gol dla Bruk-Betu padł po karnym. Karnym, który podyktowano za zagranie ręką po rzucie rożnym. Rzucie rożnym, który wziął się z tego wizjonerskiego zagrania.
Warto docenić autora, choć nie do końca wiadomo, co miał na myśli. pic.twitter.com/Op6xvfyIlR
— Jakub Białek (@jakubbialek) September 14, 2025
Piłka wyszła na róg. To właśnie po tym rogu Matthys zagrał piłkę ręką, co sędzia wyłapał dopiero po podejściu do monitora (słuszna decyzja). Jedenastkę na gola zamienił Jimenez i… cały mecz się odwrócił.
Bruk-Bet ogólnie wyszedł na drugą połowę z nowym pomysłem. Trener Brosz wstrząsnął zespołem, dokonując aż trzech zmian. Niemrawych Kurzawę, Kubicę i Hilbrychta zastąpili Jimenez, Guerrero i Bobok. Zwłaszcza ten ostatnio wniósł na boisko dużo energii po swojej stronie i mógł kończyć z dwoma asystami. Bliżej gola był Bruk-Bet, a konkretnie Kopacz, który dopadł do piłki wyplutej przez bramkarza i wybrał wariant siłowy. Niesłusznie, bo trafił w słupek, a wystarczyło precyzyjnie podciąć nad bramkarzem i niecieczanie schodziliby z boiska ze zwycięstwem.
Ciężko się gra z Bruk-Betem. Nawet, kiedy wydaje ci się, że ta drużyna zupełnie nie funkcjonuje, to potrafi nagle zmienić swoje oblicze o sto osiemdziesiąt stopni. Albo zrobi jedną czy dwie zabójcze akcje, osiągnie korzystny dla siebie wynik i potem dzięki wzorowej organizacji gry nie da ci stworzyć zagrożenia pod swoją bramką. Marcin Brosz zlepił zespół, którego nikt nie powinien lekceważyć. Mateusz Stolarski z kolei znowu ma powody do głębokich przemyśleń. Jeśli komuś wydawało się, że lublinianie wracają na dobre tory, to Bruk-Bet powiedział dziś: nie tak szybko.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Przygotowania po raz drugi. Edi Iordanescu szykował Legię Warszawa na trudną jesień
- Ile prywatne kluby dostają od samorządów? [ANALIZA]
- Zadyma po meczu w Gliwicach. Ucierpiał… operator kamery
Fot. newspix.pl