Bohater kolejki? Mocnym kandydatem mógłby być oczywiście Marcin Kamiński, dający Wiśle Płock wygraną z Legią Warszawa i pozycję lidera Ekstraklasy, ale czujemy, że ten tytuł po prostu musi przypaść Jesusowi Imazowi. Za powtarzalność strzelania przez lata, przez już blisko dekadę, dzięki czemu dołączył do „Klubu 100”. W sumie podobnie powtarzalna, tyle że w traceniu goli, jest też Lechia Gdańsk, która absolutnie zdominowała jedenastkę badziewiaków.
![Jesus Imaz to megakot. A Lechia mega przecieka [KOZACY I BADZIEWIACY]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/08/638911061737219297-scaled.jpg)
Jesus Imaz to gigakozak. Gdybyśmy przyznawali tytuły Honorowych kozaków Ekstraklasy, to Jesus Imaz miałby taki tytuł zapewniony już dawno. Lata mijają, mistrzowie się zmieniają, a Hiszpan na boiskach Ekstraklasy zachwyca i nie wygląda, jakby miał zamiar przestać to robić. Zresztą nie dalej jak tydzień temu przedłużył swoją umowę z Jagiellonią Białystok o kolejny rok. I bardzo dobrze.
34-latek w czterech kolejkach tego sezonu uzbierał już trzy gole i trzy asysty i po raz drugi wędruje do naszej Jedenastki kozaków. Dubletem z Radomiakiem dał Jadze nie tylko ważne trzy punkty, ale i sam dołączył do Flavio Paixao, dotychczas jedynego obcokrajowca w „Klubie 100”. Drugi z goli w Radomiu był właśnie setną bramką Imaza na boiskach Ekstraklasy.
I, o rany, jakie te bramki były imazowe. Pierwsza – złe przyjęcie kolegi, tłok w polu karnym, odskakująca piłka, zresztą z Bartoszem Mazurkiem biegnącym wprost na niego, co raczej Imazowi nie pomagało – a ten, pyk, pakuje piłkę do bramki. To czucie, ten spryt i instynkt – to coś, co sprawia, że Hiszpan jest na nasze warunki piłkarzem tak wyjątkowym. Doskonale wiedział, gdzie może znaleźć się piłka, ale zwróćcie uwagę, jak genialnie obrócił się całym ciałem – jednocześnie będącym zorientowanym na piłkę, ale i cały czas ustawiając się w pozycji otwartej w stosunku do bramki. To sprawiło, że gdy tylko miał chwilę swobody, bez namysłu uderzył, a futbolówka wpadła do bramki.
Druga bramka: to samo, najpierw podążył za piłką, którą sam wprawił w ruch prostopadłym podaniem, a później cały czas analizował, gdzie może się za chwilę znaleźć. Ktoś inny może zostałby przed polem karnym, może zaczekałby, gdzie spadnie odbita piłka. Ale Imaz bez zawahania ruszył w miejsce, z którego właśnie wracał będący na spalonym Pozo. Bo wiedział, że jeśli Drachal zgra piłkę głową w tamtą strefę, za chwilę będzie kończył akcję strzałem. Tak też było, a piłka wpadła do bramki po strzale Imaza już po raz setny.
Panie Imaz, jesteś pan kozak totalny.
Kozacy i badziewiacy. Sprytny Imaz, profesor Kamiński
Z Jagiellonii na wyróżnienie zasługuje też Sławomir Abramowicz. Bo Radomiak z Jagiellonią wcale przegrać nie musiał – ale przegrał, bo ta miała w swoich szeregach właśnie Abramowicza (przepuścił tylko strzał Joao Grzesika, broniąc cztery inne) oraz wspomnianego Imaza.
A jeśli już przy defensywie jesteśmy, to nie sposób nie zauważyć tego, co na początku sezonu wyrabiają w Płocku. Drużyna Mariusza Misiury w pięciu meczach straciła zaledwie dwa gole, najmniej w całej stawce, i prowadzi w tabeli Ekstraklasy. Co jest w głównej mierze zasługą świetnej gry w defensywie.
Bohaterem jej meczu z Legią został Marcin Kamiński, po którym – w przeciwieństwie choćby do Arkadiusza Recy z tego spotkania – widać, że wraca do Polski z poważnej ligi. Nie chodzi tylko o bramkę, ale o całokształt profesury, którą zaprezentował w starciu z ekipą Edwarda Iordanescu. Bliski wyróżnienia był także Andrias Edmundsson, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się docenić Lukasa Klemenza z GKS-u Katowice i Erika Janżę z Górnika Zabrze. Pierwszy z nich dokonał nie lada sztuki – wszedł na boisko z ławki rezerwowych i jako środkowy obrońca strzelił dwa gole Arce Gdynia, drugi – został przez nas wybrany najlepszym graczem spotkania Górnika z Pogonią Szczecin. Jego zawijas totalnie zmylił Cojocaru przy bramce na 2:0, więc pośrednio można nawet powiedzieć, że słoweński obrońca testuje cierpliwość Alexa Haditaghiego, sprawdzając, czy ten faktycznie da zapowiadany kredyt zaufania Robertowi Kolendowiczowi.
Bardzo dobry debiut Bulata
W naszej drużynie kozaków jest też miejsce dla dwóch graczy Zagłębia Lubin, które w piątek przejechało się po Lechii Gdańsk (to Jakub Sypek i Damian Dąbrowski), jest miejsce dla jak zwykle bardzo solidnego Otara Kakabadze (asysta przy golu Minczewa, dającym Pasom zwycięstwo), a którego Kuba Białek chwalił w relacji pomeczowej do tego stopnia, że już w redakcji snujemy rozważania, czy Luka Elsner w następnej kolejce nie wystawi Gruzina na dziesiątce.
Uwagę zwraca także świetny debiut Marko Bulata, który pierwszy raz zagrał dla Rakowa w Ekstraklasie, strzelił gola i okazał się najlepszy na placu gry. Daje też nadzieję, że Medaliki doczekają się piłkarza, który będzie w stanie zarządzać meczem „z tylnego siedzenia” i być reżyserem gry częstochowian.
Z przodu – obok Imaza – ustawiamy Luisa Palmę, który w sobotę ciągnął za uszy Lecha Poznań, ale starczyło to tylko do wyciągnięcia remisu z Koroną Kielce. Ofensywny tercet uzupełnia Adam Zrelak, który zastąpił w składzie GieKSy Macieja Rosołka i od razu pokazał, kto jest regularnym kozakiem, a kto badziewiakiem.

Lechio Gdańsk, ty się zastanów
Osobnym fenomenem jest w naszej lidze Lechia Gdańsk, która ma:
- Najwięcej zdobytych bramek w całej lidze,
- Lidera klasyfikacji strzelców,
- Kolejny wyjazdowy mecz z dwoma strzelonymi golami.
Ale i:
- Najwięcej bramek straconych,
- Zero wygranych spotkań,
- Minus trzy punkty na koncie,
- Siedem punktów straty do bezpiecznej pozycji.
Kuriozalnie wygląda też zbitka dorobku bramkowego dwóch drużyn zamykających tabelę Ekstraklasy.
- Piast Gliwice – 0:3,
- Lechia Gdańsk – 11:17.
Nawet biorąc pod uwagę, że Piast już na tym etapie ma dwa mecze zaległe – cudo.
No, a wracając do Lechii – kusiło oczywiście wrzucenie w badziewiaków całej ekipy z Gdańska, ale dla wielu piłkarzy z ofensywy byłoby to skrajnie niesprawiedliwe. No, ale niesprawiedliwe byłoby także udawanie, że nic się nie dzieje, skoro Przemek Michalak relację z meczu z Zagłębiem Lubin tytułuje: „Lechio Gdańsk, wypisz się z Ekstraklasy, to nie ma sensu”.
Do badziewiaków trafia więc bramkarz Szymon Weirauch, trafia Maksym Diaczuk (trzeci raz w tym sezonie…), trafia Alvis Jaunzems, trafia Iwan Żelizko, trafia Kacper Sezonienko i trafia Michał Głogowski. Wszyscy otrzymali od nas za występ notę 1, poza Weirauchem (nota 2), ale ten wpuścił sześć goli i umieszczenie kogokolwiek innego w bramce tej jedenastki byłoby niepoważne.
Mało brakowało, a jedenastkę badziewiaków złożylibyśmy z samych zawodników klubów z Trójmiasta, bowiem do sześciu graczy Lechii dokooptowaliśmy trzech piłkarzy Arki Gdynia. Na najniższe możliwe noty zasłużyli Alassane Sidibe i Diego Percan, a do dziurawej obrony dorzucamy Juliena Celestine’a.
Linię defensywną uzupełniamy Mateuszem Skrzypczakiem, który po powrocie do Lecha wydaje się przytłoczony nałożonymi na niego oczekiwaniami i możliwością zaistnienia w reprezentacji Polski. Do tego stopnia, że popełnił kolejny opłakany w skutkach błąd, gdy na własnej połowie stracił piłkę na rzecz Dawida Błanika, co zakończyło się błyskawicznym golem dla Korony.
– Zawaliłem tego gola – przyznawał bez ogródek po zakończeniu spotkania defensor Lecha.
Do kompletu dorzucamy jeszcze Kacpra Karaska, który zdołał negatywnie wyróżnić się nawet w najbardziej paździerzowym spotkaniu piątej kolejki Ekstraklasy. Wszedł na boisko po przerwie i po kwadransie wyleciał z czerwoną kartką. Miał szczęście, że Piast Gliwice był w sobotę tak słaby, że i tak nie zdołał wykorzystać przewagi jednego zawodnika.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Przyszłość Koulourisa wyjaśniona? „Wypełni kontrakt”
- Iordanescu: Pozwoliliśmy im grać tak, że czuli się komfortowo
- Papszun o torcie i Brunesie: To temat dla gówniarzy, nie dla poważnych ludzi
Fot. Newspix.pl