W meczach pierwszego zespołu padało jak dotąd średnio po 4,5 gola, a w starciach tych drugich trafiano do siatki średnio 2,75 razy na spotkanie. Co więcej, pierwsi stali się głównym kandydatem do miana potencjalnej rewelacji sezonu, a wobec żadnego innego klubu oczekiwania nie urosły tak mocno, jak w przypadku tych drugich. Cracovia kontra Widzew. Na papierze – meczycho. Bramki, akcje, jakość, emocje. W rzeczywistości – lekkie nudziarstwo. Bramki? Głównie odwołane. Akcje? Nieskładne. Jakość? Jedynie momentami. Emocje? Jak na grzybach.

Może to kwestia wygórowanych oczekiwań, ale naprawdę się na tym meczu zawiedliśmy. Chcemy wierzyć, że mityczny worek z bramkami rozwiązałby się, gdyby nie interwencje VAR-u, które odwołały w pierwszej połowie dwa trafienia – przy obu atakujący dopuścili się przewinień raczej niewielkiego kalibru.
Futbolowi bogowie chyba uznali, że w pierwszym z piątkowych meczów padło tyle goli, że limit był już na wyczerpaniu.
Cracovia – Widzew 1:0. Walka o miano rewelacji ligi
Jak było z tymi odwołanymi bramkami? Zaczęło się od trafienia Stojilkovicia. Tym razem napastnik strzelił nie po akcji z cyklu „pobiegnę jak dzik w żołędzie”, a po całkiem składnym ataku. Dostał prostopadłe podanie w tempo, wykorzystał gapiostwo (wydawałoby się) Andreou i elegancką podcinką w stylu Tomasza Fankowskiego pokonał bramkarza.
Co nie zagrało? Ano to, że debiutujący w RTS-ie stoper z Cypru wcale się nie zagapił, a sprawnie założył pułapkę ofsajdową. Spalony był na tyle nieznaczny, że dokładne sprawdzenie go potrwało prawie trzy minuty. Duch gry nakazałby pewnie puścić tę akcję, gdyby tylko miał jakiekolwiek znaczenie przy ofsajdach.
Odwołany gol Widzewa też poprzedziła składna wymiana podań, po której aż wypadało przyklasnąć. Bergier wygrał pojedynek, rozprowadził do Akere, ten przytomnie oddał w tempo do Alvareza, który płaskim strzałem pokonał bramkarza. Co tutaj poszło nie tak? Do przewinienia doszło na bardzo wczesnym etapie tej akcji, jeszcze w środku pola, gdzie Bergier podczas fizycznej walki uderzył Piłę w twarz. Chętnie obejrzelibyśmy to starcie z większej liczby powtórek, ale wygląda na to, że odnotowano wystarczająco duże podstawy do odgwizdania faulu.
W pierwszej połowie Cracovia miała bardzo prosty sposób na ten mecz – laga na Stojilkovicia. Kiedy tylko Pasy odbierały piłkę, napastnik automatycznie ruszał ze sprintem, a jego koledzy po prostu kopali w jego kierunku. Widzew chciał budować akcje w nieco bardziej finezyjny sposób, ale zwykle kończył na etapie fundamentów. Niewiele w jego grze się kleiło. Fornalczyk grał dokładnie ten sam mecz, co zawsze. Akere był aktywny, ale często podejmował złe wybory, choć jego centrostrzał sprawił lekkie kłopoty Madejskiemu. Powrót Bergiera na niewiele się zdał. Shehu też nie wyglądał tak mocarnie, jak w poprzednich kolejkach.
Widzew miał swój naprawdę dobry moment chwilę po zmianie stron. To wtedy Bergier trafił głową w słupek, Fornalczyk mógł mieć asystę po kiksie (najpierw strzelił w absurdalny sposób, a potem piłka spadła w szesnastce prosto na głowę Alvareza), a Shehu postraszył z wolnego z siedemnastu metrów. Kiedy już wydawało się, że bramka dla gości z Łodzi wisi w powietrzu…
…Cracovia wyprowadziła akcję, która przesądziła o losach tego meczu.
Szaleństwo Kakabadze
To właśnie był jeden z tych momentów, gdy jakość aż wylewała się z każdego zagrania. Przerzut Maigaarda? W punkt. Zgranie Kakabadze? Idealne. Podobnie jak ruch Minczewa do piłki, który przewidział, gdzie zagra mu Gruzin, wyprzedził obrońcę i pewnie wykończył tę szybką wymianę podań. Obrona Widzewa rozciągnęła się przy tej akcji jak stary sweter po praniu.
Cracovia nie miała większych problemów z utrzymaniem korzystnego wyniku do końca. Jeszcze bardziej cofnęła się do defensywki, a Widzew, no cóż, chyba się podłamał. Dziwi nas, że na boisku ani na moment nie zameldował się Pawłowski – kto miał rozruszać tę drużynę, jak nie on? Żeljko Sopić sięgnął po Czyża, Baenę, Teklicia, Cybulskiego i Klukowskiego – żaden z nich nie tchnął w drużynę nowego ducha.
Na boisku pojawił się za to Mateusz Klich, dla którego był to symboliczny powrót na stadion przy Kałuży. 41-krotny reprezentant Polski wszedł w 90. minucie, trochę poganiał w pressingu i… nie zdążył przywitać się z piłką. Pomysłem na zastąpienie Hasicia okazali się dziś Praszelik i Kameri. Obaj dostali do zagrania po połówce i obaj nieszczególnie dali Luce Elsnerowi jakiekolwiek argumenty. Na wahadle szalał za to znów Kakabadze i jeśli kogoś w przyszłym meczu spodziewamy się na dziesiątce, to właśnie jego.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Lechio Gdańsk, wypisz się z Ekstraklasy, to nie ma sensu
- Gwiazda Lecha Poznań wypada na dłużej. Wiadomo, ile potrwa pauza
- Piotr Obidziński: Przygotowujemy oficjalną skargę do UEFA
Fot. newspix.pl