Płacz. Wszystko zaczęło się od niemożliwego do powstrzymania bólu i płaczu. Powód? Odpadnięcie reprezentacji Kamerunu z mistrzostw świata w 1990 roku. Trzymali się co prawda całkiem dzielnie, ale ostateczny cios, już w doliczonym czasie gry zadał Anglik, Gary Lineker. Italia grała dalej, ale pewnego 12-letniego Włocha, o dziwo, bardziej od Azzurrich interesował los Nieposkromionych Lwów. Kiedy zostali wyeliminowani, nie mógł powstrzymać łez. To był Gianluigi Buffon. Pomnik, legenda, mistrz, wielki sportowiec. Dziś mija dokładnie 20 lat od jego debiutu w Serie A.
Podziwiał Kameruńczyków. Za to, że w fazie grupowej pokonali wielką Argentynę. Za to, że później wyrzucili za burtę Kolumbijczyków. Urzekła go ich gra, determinacja i wola walki, jaką emanowali. Młodemu Buffonowi szczególnie w pamięć zapadł golkiper, Thomas N’Kono. Piłkarz, który zupełnie nieświadomie, podczas czynienia standardowych bramkarskich powinności, zmienił bieg historii. To jego świetna gra dała później Włochom i całemu światu przyjemność oglądania jednego z najlepszych bramkarzy na świecie.
– Rzeczywiście, całym sercem kibicowałem Kamerunowi. N’Kono był ich najlepszym, totemicznym zawodnikiem. Po oglądaniu jego popisów jakby trafił we mnie piorun. W jednej chwili postanowiłem stanąć w bramce. Najpierw grałem z przyjaciółmi i wychodziło mi to całkiem nieźle. Kilka miesięcy później, już jako golkipera, sprowadziła mnie Parma – wspomina swoją młodość.
Od początku wiedział, że będzie piłkarzem. Od momentu, kiedy biegał po podwórku z kumplami, mając ledwie sześć lat. Na początku biegał więcej, bo grał w środku pola, ale szybko zorientował się, że to bramka jest jego powołaniem. Dwadzieścia lat temu, mecz Parmy z Milanem. W bramce tych pierwszych debiutuje 17-letni Buffon. Zadebiutował i był jednym z najlepszych na boisku.
Jaki jest na boisku wszyscy doskonale wiemy. Jeden z tych żelaznych profesjonalistów, których moment zakończenia kariery będzie dniem żałoby dla całego piłkarskiego świata. Kiedyś mówiono: jest dwóch najlepszych bramkarzy na świecie, Buffon i Casillas. Dziś wiemy, że ten drugi został daleko w tyle, bo choć młodszy, to nie wytrzymał presji i wylądował gdzie wylądował. – Nie ma opcji, żebym dograł do czterdziestki. Gra będzie dla mnie coraz bardziej stresująca. Co tydzień będę musiał wychodzić i pokazywać, że jestem świetnym bramkarzem, a prędzej czy później i tak ludzie o tym zapomną – mówił w wieku lat dwudziestu.
Gigi, pomyliłeś się dwa razy. Po pierwsze: czterdziestka już blisko. Po drugie: twoich wyczynów nikt nigdy nie zapomni.