Reklama

Blaski i cienie kadencji Sławomira Nitrasa. No, głównie cienie

Antoni Figlewicz

23 lipca 2025, 14:56 • 13 min czytania 27 komentarzy

Wiecie, w polityce zwykle niewiele rzeczy da się jednoznacznie ocenić, wiele zależy od sympatii, poglądów. W sporcie jest już jednak trochę łatwiej – jak coś jest złe, to jest złe. Jeśli jakiś pomysł jest głupi, to istotnie za głupi się go uznaje. Pod tym względem Sławomir Nitras przy pierwszym rządowym rozdaniu trafił na bardzo niewdzięczne ministerstwo. Niby z perspektywy funkcjonowania państwa niespecjalnie ważne, ale za to całkiem eksponowane i pełne różnych pułapek. No i co tu dużo mówić – odchodzący Minister Sportu i Turystyki regularnie w owe pułapki wpadał, przez co w jego kadencji trudno mimo wszystko doszukiwać się wielu pozytywów.

Blaski i cienie kadencji Sławomira Nitrasa. No, głównie cienie

Chciałbym nawet od pozytywów zacząć, ale… no ciężko, trudne się wylosowało. Coś tam się jednak znajdzie w morzu niedorzeczności i zwyczajnej słabości Nitrasa na polu sportu. Zaskakujące, że człowiek, który ze sportem właściwie nie miał do czynienia nigdy – może poza sympatią do Pogoni Szczecin – ostatecznie okazał się kiepskim ministrem w resorcie odpowiedzialnym za sport. Wszyscy pewnie zbierają szczęki z podłogi. Jak to się stało, że mający dyplom z politologii i doświadczenie zawodowe przede wszystkim w polityce partyjny nominat ostatecznie nie do końca czuł, o co w tym wszystkim chodzi? No jak?

Reklama

Najlepiej spróbujmy jeszcze raz podobnej taktyki w doborze szefa tego resortu.

Znamy następcę Nitrasa. Był finalistą Idola [CZYTAJ WIĘCEJ]

Nic to, ironia na bok. Sławomir Nitras miał kilka pomysłów, nie można mu zarzucić całkowitej bierności, przynajmniej w zakresie tworzenia koncepcji. Z wdrażaniem już było gorzej, ale to chyba ogólna przypadłość polityków. Ale tak, istotnie, zapamiętamy kilka momentów tej kadencji, nie przejdzie ona jakoś całkowicie bez echa.

Sławomir Nitras odchodzi z rządu. Kiepska kadencja Ministra Sportu i Turystyki

Najbliżej było ministrowi Nitrasowi do piłki nożnej, ale i zarazem z tym najbardziej popularnym w Polsce sportem poradzić sobie zwykle najtrudniej. To już nawet nie chodzi o działaczowski beton, trudno sobie wyobrazić człowieka, który wchodzi do resortu i z miejsca rozdaje karty w Polskim Związku Piłki Nożnej czy wręcz od ręki uzdrawia patologie w piłkarskiej centrali albo chociaż jej regionalnych odpowiednikach. Takich bohaterów, szeryfów, raczej nie ma. Nie zmienia to jednak faktu, że koniec końców ten teoretycznie najbliższy merytorycznie – a i tak dosyć daleki – segment świata sportu i tak ministra Nitrasa przeżuł, a potem wypluł.

Bo był, nie zapominajmy o nim, odważny pomysł z nowelizacją ustawy o sporcie, która zakładała między innymi, że w zarządzie polskich związków sportowych ma się znaleźć więcej kobiet. Żeby było jasne – w założeniach całego projektu był też na przykład całkiem niezły koncept wsparcia zawodniczek w ciąży oraz po porodzie. Albo pomysł na danie prawa głosu w związku zawodnikom i zawodniczkom. Tyle że przykrył te aspekty całkowicie koncept kuriozalnego parytetu, który w najgorszym wypadku mógł nawet poskutkować zawieszeniem naszej reprezentacji piłkarskiej w FIFA.

Już nawet szkoda gadać o tym, że z założenia miał on promować płeć, a nie kompetencje potencjalnych kandydatek do zarządu, nie tylko piłkarskiego związku, ale i wszystkich pozostałych. Niebywale idiotyczne, pisaliśmy o tym chyba dobrych kilka razy, tu całkiem niezły fragment pióra Szymona Janczyka:

Co to za chory pomysł, żeby ni stąd, ni zowąd, dorzucić do zarządu sześć kobiet, tylko dlatego, że są kobietami? Czy polską piłkę mamy reformować zapraszając do zarządu przypadkowe osoby z uwagi na płeć? Bo kandydatek, które nadają się do takiej fuchy kompetencjami zbyt wielu nie ma (tak, osobnym tematem są kompetencje obecnych członków zarządu, ale jednak).

Ustawa została ostatecznie odrzucona przez prezydenta Andrzeja Dudę, no bo też jej projekt obok elementów co najmniej neutralnych, a może i nawet mających niezły potencjał, zawierał ten ze wszech miar głupi parytet.

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów [CZYTAJ WIĘCEJ]

Sprawdziliśmy zresztą w tamtym czasie, ile faktycznie kobiet bawi się w „działaczowanie” przy polskiej piłce. Na 260 członków zarządów wojewódzkich ZPN-ów pań naliczyliśmy… osiem. Szkoda gadać, po prostu szkoda gadać. Ten pomysł miał twarz Sławomira Nitrasa i sprawił, że nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy Cezarego Kuleszy po prostu musieli w sporze z ministrem stanąć po stronie prezesa PZPN. Tak nakazywał rozsądek, którego w forsowaniu tego beznadziejnego pomysłu zabrakło w Ministerstwie Sportu i Turystyki.

Wojna z Kuleszą. A może bardziej wojenka

I na plus, i na minus. Na plus, bo są sytuacje, w których trzeba walić w szefa Polskiego Związku Piłki Nożnej jak w bęben i wielokrotnie my też to robimy. Po prostu czasem mu się należy aż za bardzo i im więcej osób będzie wskazywać problemy w naszej piłkarskiej federacji, tym lepiej.

Na minus dlatego, że Sławomir Nitras robił to wszystko zwykle na tyle nieumiejętnie, że trudno było powiedzieć, kto tu jest faktycznie problemem. Ujmijmy to może tak – wiele wypowiedzi odchodzącego z rządu ministra sugerowało, że jest on jedną z ostatnich osób, które mogą krytykować nieudolność Cezarego Kuleszy. Ale trudno się nie zgodzić ze słowami Nitrasa z marca ubiegłego roku. Wówczas pan minister mówił tak: – Są sprawy, po których pan prezes Kulesza powinien zrobić uczciwy rachunek sumienia.

No w punkt. Ale też z ust osoby całkowicie niewiarygodnej – czego wtedy mogliśmy podejrzewać, a teraz wiemy na pewno. Razów wymierzonych w Kuleszę było jeszcze kilka, jeden dotyczył choćby gali na Podkarpaciu, w której prezes PZPN wziął udział w lutym 2024 roku. Akurat wtedy, gdy grała kobieca reprezentacja Polski.

Na uszczypliwość Nitrasa Kulesza odpowiedział wówczas za pośrednictwem sport.pl tak: – Moją rolą jako prezesa PZPN nie jest kibicowanie i pokazywanie się na meczach, a zapewnienie wszystkim 17 reprezentacjom narodowym najlepszych warunków do pracy i rozwoju.

No i znów – który z panów brzmi tu rozsądniej, a który rzuca się jak niesforny bulterier? Sztuką jest zrobienie z Cezarego Kuleszy dyplomaty, a w tej utarczce to on wygląda na bardziej ułożonego niż doświadczony polityk.

Nitras kontra Legia. „Prezesi prawie się biją z władzami”

Tak jakby mało było Nitrasowi wypadania blado w starciu z Cezarym Kuleszą, to w tym samym czasie postanowił jeszcze zadrzeć z osobą z jeszcze innej parafii. Prezesem i właścicielem Legii, Dariuszem Mioduskim. A przy okazji z kibicami stołecznego klubu i wszystkimi ludźmi, którzy mają chociaż odrobinę przyzwoitości. Pamiętacie zdarzenia z Birmingham czy Alkmaar przy okazji spotkań wyjazdowych drużyny z Warszawy? Zacznijmy od wątku z Aston Villą i prezesem Mioduskim, który miał problem z wejściem na stadion. Ostatecznie wylądował w angielskim pubie, z którego… został wyproszony, gdy usłyszano, jak mówi po polsku. Anglików to my tu już nawet nie oceniamy, sytuacja była pewnie dosyć napięta.

Za to komentarz Sławomira Nitrasa możemy ocenić. A w „Kanale Sportowym” minister powiedział coś takiego:

– Byliście kiedyś w Anglii? W pubie w Anglii? Ja byłem wiele razy i nikt mnie nigdy nie wyprosił. Ale jakby mnie wyprosił, a byłbym osobą publiczną, to bym się tym nie chwalił. Państwo polskie ma płacić za taki wizerunek, że wszystkie gazety brytyjskie piszą, że nie kibice, ale wręcz prezesi prawie się biją z władzami?

Wierzycie, że ten gość mógłby sprowokować bójkę w angielskim pubie? 

Wszystko to w kontekście pieniędzy, które miały dostawać polskie kluby reprezentujące nasz kraj w europejskich pucharach w ramach programu „Poland.travel”. Pieniędzy, których Sławomir Nitras nie chciał im wypłacać, bo „wszystkie gazety brytyjskie piszą, że nie kibice, ale wręcz prezesi prawie się biją z władzami”. Nie dość, że to wierutna bzdura – może nawet obrzydliwe kłamstwo – to jeszcze kolportowana przez przedstawiciela polskiego rządu, który mógłby jednak zadbać też o to, żeby polskich obywateli traktowano w Europie z nieco większym szacunkiem. Bez względu na to czy to mający coś za uszami kibice, czy akurat prezes jednego z największych naszych klubów piłkarskich.

Bujdy i konkrety Sławomira Nitrasa. Którą twarz ministra brać na poważnie? [CZYTAJ WIĘCEJ]

Kibice największym problemem polskiej piłki

A skoro już o kibicach – wiedzieliście, że tak naprawdę są oni największym problemem polskiej piłki nożnej i to przez nich sport ten cierpi u nas na niedofinansowanie? – Ja bym na Żylecie zawiesił transparent: “To nasza wina, że Legia dzisiaj ma problemy finansowe”. Prywatni inwestorzy patrzą na to, co tam się dzieje i nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Prezesi prowadzą jakąś grę z kibolami, zamiast konsekwentnie wymagać kultury i godnego zachowania na trybunach i to też ich wina, że nie ma w polskiej piłce większych pieniędzy – mówił Sławomir Nitras na antenie Radia Zet.

I tak, faktycznie, patologiczne zachowania mogą zniechęcać niektóre firmy do inwestowania w polską piłkę. Ale też nie są przeszkodą dla innych, które są gotowe w świat polskiej piłki wejść. Ba! W ekstraklasowych klubach niedawno pojawili się nawet nowi, prywatni właściciele, którzy są gotowi wykładać własne pieniądze na funkcjonowanie zespołów. Sprywatyzowano Koronę Kielce, nowego, bogatego właściciela (z naprawdę poważnej firmy) ma Widzew Łódź. A sponsorzy i tak się pojawiają i możliwe nawet, że pojawiać będzie się ich coraz więcej. Bo to po prostu za duży i zbyt medialny rynek, by przejść wobec niego obojętnie.

– Jeżeli ktoś się zastanawia, dlaczego prywatni inwestorzy chętnie finansują siatkówkę czy lekkoatletykę, a nie piłkę nożną – jest to wina Żylety i tego, jaka atmosfera panuje na stadionach – mówi w tym samym wywiadzie Nitras. Sorry, nie sprawdzam nawet stawek, jakie wykładają prywatni sponsorzy na siatkówkę czy lekkoatletykę. W ciemno zakładam, że wielkie pieniądze i zarazem największą widownię przyciąga piłka nożna.

Sławomir Nitras nie jest raczej najlepszym kumplem kibiców Legii

Największym z kłamstw Sławomira Nitrasa pozostaje jednak to dotyczące incydentów w Birmingham i Alkmaar. Te słowa, które padły na antenie TVP Info, przytoczymy jako dłuższą wypowiedź. Ku przestrodze, że naprawdę nie warto było wierzyć w cokolwiek, co mówił minister.

Polska Organizacja Turystyczna ma promować kraj jako destynację turystyczną, ma dbać o wizerunek Polski. Przestrzegałem Legię Warszawa już rok temu, gdy były te słynne bijatyki z policją. Najpierw w Holandii, później w Wielkiej Brytanii, gdzie kibice prowadzili regularne wojny z policją. My mamy w ministerstwie analizę, co się pisało o Legii, w tych krajach, w których mieli promować Polskę. Gdyby Pani porównała, ile pisano dobrze, a ile pisano w kontekście bójek, awantur, zatrzymań piłkarzy, jakichś szarpanin, w których uczestniczyli prezesi, to by się okazało, że Legia za granicą promowała wizerunek Polski w sposób dosyć szczególny.

A nie założył pan minister może, że to co piszą media to jedno, a to co się wydarzyło w Holandii czy Wielkiej Brytanii to drugie? Jak polskie media podkreślają, że było jednak trochę inaczej, to komu pan minister wierzy?

Kiedy minister Nitras przestanie kłamać? [CZYTAJ WIĘCEJ]

Absurdalny podział finansowego tortu. „Sumo ważniejsze od siatkówki”

Dobra, piłka na bok, przynajmniej na dłuższą chwilę. Pamiętacie, jak Sławomir Nitras zachwalał nowy system podziału środków między kluby sportowe z pominięciem związków. My pamiętamy – to ten rewolucyjny system, który sprawił, że więcej pieniędzy przyznano sumitom czy klubom zrzeszających graczy kajak polo niż choćby tenisistom. Albo zwykłym kajakarzom górskim, którzy przecież mają swoją dyscyplinę na igrzyskach i mogą nam dać naprawdę spore powody do dumy. Ale nie – wielki system nazwany dla niepoznaki Pro Klub premiuje kluby sumo. Pisał o tym mój redakcyjny kolega publikujący pod pseudonimem AbsurDB:

Sprawdziłem 27 pierwszych klubów naszych medalistów z Paryża (dwunastu siatkarzy, nie licząc Leona, drużyna szermierki i czterej wioślarze oraz pozostali medaliści indywidualnie). Dofinansowanie według listy ministerstwa otrzyma… osiem z nich (czyli mniej niż jest wspieranych klubów sumo) – wylicza. – Jeżeli nawet dodać szesnaście klubów, do których przeszli w wieku juniorskim nasi późniejsi medaliści, to z 43 klubów, w jakich trenowali w wieku młodzieżowym, rekomendowanych do dofinansowania jest… dwanaście.

Absurdy pomysłu Nitrasa. Pomylone kluby, patologiczne zasady podziału [CZYTAJ WIĘCEJ]

Wszystko dlatego, że w Ministerstwie wpadli na pomysł przełożenia rankingu Instytutu Sportu na poszczególne kwoty dofinansowania, a, jak widać, efekty takiego założenia przy podziale środków okazały się wyjątkowo niedorzeczne.

Ktoś powie, że to nie jest wina Nitrasa, tylko jego współpracowników. Że minister jest tylko na szczycie wszystkich tych procesów, pełni głównie rolę reprezentacyjną, czasem podpisze coś ważnego. Ale cholera jasna, bierze też odpowiedzialność za swój resort. Pełną, niepodważalną. Wiele decyzji podejmowanych za kadencji Sławomira Nitrasa nosi znamiona zwyczajnie beznadziejnych. A nawet jeśli trafiały się jakieś sensowne, o których też tu pisałem, niżej jeszcze napiszę i nawet pisaliśmy uczciwie wcześniej, to i tak wszystko sprowadza się do tego, że opcje są trzy:

  • albo miał kiepskich współpracowników i ich słuchał,
  • albo miał dobrych współpracowników, ale ich nie słuchał,
  • albo miał kiepskich współpracowników, których zresztą i tak nie słuchał.

Bo nawet to co dobre, udawało się sprzedać źle. Albo ukryć jakimś beznadziejnym pomysłem, jak w wypadku opisywanego już parytetu w związkach sportowych.

Szkodliwy program Ministerstwa Sportu i Turystyki? Pieniądze sprowokują napinkę na wynik [DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ O KLUB PRO]

Czerwona kartka dla Piesiewicza. Nie oceniamy pobudek, wkrótce poznamy efekty

To jeden z niewielu pozytywnych wątków, choć pobudki Sławomira Nitrasa w walce z prezesem PKOl były raczej ściśle polityczne. Czasem jednak i z takiej wojenki może narodzić się jakiś bardziej szlachetny efekt. O tym, że Radosław Piesiewicz przewodzący Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu jest, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt fajnym działaczem pisaliśmy już na Weszło wcześniej. To nawet nie powinno specjalnie podlegać dyskusji, w świecie sportów olimpijskich mnóstwo było patologii, które ujrzały ostatnio światło dzienne przy okazji ubiegłorocznych igrzysk w Paryżu.

Opowieść o prezesie z politycznego nadania. Historia Radosława Piesiewicza [CZYTAJ WIĘCEJ]

A skoro były uzasadnione wątpliwości i zakładać można było, że w PKOl dzieje się źle, to warto było to wszystko sprawdzić. W październiku ubiegłego roku Najwyższa Izba Kontroli rozpoczęła kontrolę, którą zlecił jej właśnie minister Nitras. Procedura zakończyła się w czerwcu tego roku, a jej rezultaty mamy poznać pod koniec września. Nie zmienia to jednak faktu, że Nitras zbierając doniesienia o nieprawidłowościach zareagował w sposób odpowiedni. Nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy myślimy o tym w kontekście jego typowo politycznego starcia z kojarzonym raczej z poprzednią władzą Piesiewiczem – trzeba takie wątpliwości rozwiewać. Jeśli PKOl wydawał środki publiczne w sposób nieodpowiedni, to trzeba to wykazać i potem przejść do odpowiednich konsekwencji.

Orliki, czyli stara dobra zagrywka. Odgrzany kotlet, ale smaczny

Przyznam się bez bicia – jak usłyszałem, że znowu mają budować orliki, to momentalnie odmłodniałem o tych kilkanaście lat. Byłem nawet bliski założenia starej koszulki z turnieju o puchar premiera, którą dostałem podczas pierwszych zawodów jakie rozegrałem na tym cudzie polskiej infrastruktury piłkarskiej. Boiska tego typu są ważne, dobra i ogólnodostępna infrastruktura to doskonały zalążek dla sportu profesjonalnego. Generalnie cenię ten projekt, cieszyłem się jako dzieciak, że mam w pobliżu domu nie jedno, a w sumie to nawet trzy takie boiska. Więc nie mam powodów do narzekań, że ktoś chce ten u podstaw dobry projekt znów powołać do życia.

1000 nowych obiektów, modernizacja 2000 istniejących. Założenia są w porządku, a do tego trzeba jeszcze dorzucić niedawny, lipcowy projekt nowelizacji ustawy o sporcie, który ma zapewnić wyłączenie stosowania norm hałasu w odniesieniu do tego związanego z aktywnością sportową. Czyli prościej – koniec z tabliczkami o „zakazie gry w piłkę” czy zażaleniami, że z boiska słychać krzyki dzieci. I fajnie, do tego służy boisko, żeby były na nim dzieci. A sport jest od tego, żeby wzbudzał w nich emocje.

Kadencja Sławomira Nitrasa… no cóż, nie była dobra. Nawet jeśli znajdziemy w niej na siłę jakieś pozytywy

I w ogóle jest jeszcze kilka mniejszych projektów, które się w Ministerstwie Sportu i Turystyki udały za kadencji Sławomira Nitrasa. Albo udadzą się za niedługo i nikt już ich z Nitrasem nie powiąże.

Podpisano list intencyjny dotyczący utworzenia Narodowego Centrum Sportu AWF Warszawa – w ramach inwestycji ma powstać wielofunkcyjna hala, olimpijski basen czy internat o niezłym standardzie. Ostatnio ruszyły też zgłoszenia do programu promującego regiony dotknięte ubiegłoroczną powodzią pod względem turystycznym. Sam byłem kiedyś na wakacjach w okolicach Stronia Śląskiego, bardzo fajna okolica. To zwyczajnie dobra inicjatywa, choć na razie trzeba poczekać na jakieś jej efekty, bo zgłoszenia mogą wpływać jeszcze do najbliższego piątku.

Tylko że wszystko to jest niczym przy całym morzu bzdur i głupot, jakie wygadywał i robił minister Nitras. Wszystko to i tak kryje się za fasadą kłamstw, bujd, ogólnej kombinatorki, niekompetencji. Beznadziei tej kadencji, która kojarzy się tylko i wyłącznie z polityką. A ta dla sportu sama z siebie rzadko robi coś dobrego.

CZYTAJ WIĘCEJ O SŁAWOMIRZE NITRASIE NA WESZŁO:

ANTONI FIGLEWICZ

Fot. Newspix

27 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne sporty

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama