Jesteśmy świadkami rewelacyjnej jesieni w wykonaniu reprezentacji Polski, w trakcie której największym powodem do optymizmu jest postawa Roberta Lewandowskiego. Napastnik Bayernu w pięciu meczach zdobył osiem goli, a trzy kolejne wypracował. Pewną przeciwwagą dla ofensywnych wyczynów kapitana reprezentacji jest pozostawiająca wiele do życzenia postawa w defensywie, bo w tych samych pięciu meczach drużyna narodowa straciła aż dziewięć bramek, co daje średnią niemal dwóch piłek we własnej siatce na mecz. Co więcej, w żadnym z jesiennych spotkań podopieczni Nawałki nie potrafili zachować czystego konta, nawet w domowym starciu z Gibraltarem. Czy mamy więc powody do niepokoju?
Przeanalizujmy pokrótce wszystkie bramki, które reprezentacja straciła jesienią. W teorii najmniej pretensji można mieć o wyjazdowy mecz z Niemcami, bo to w końcu mistrzowie świata. Przy pierwszym golu, po zagraniu na klepkę, Hector urwał się Piszczkowi, źle ustawiony był Szukała, natomiast Glik z Jodłowcem wyszli do nieudanej pułapki ofsajdowej i pozwolili urwać się Mullerowi. Przy drugiej bramce Goetze ograł na skrzydle Piszczka i Krychowiaka, a jego dobrego strzału nie zdążył zablokować Szukała. Natomiast przy ostatnim trafieniu Rybus krył pustą strefę i pozwolił oddać strzał Mullerowi, a przy dobitce Goetze zareagował szybciej niż Olkowski.
Gol stracony w meczu z Gibraltarem to oczywiście pochodna rozluźnienia przy wyniku 8:0. Jake Gosling po zagraniu na klepkę zgubił Sebastiana Milę, wbiegł pomiędzy Glika oraz Szukałę i pewnym strzałem pokonał Fabiańskiego. Natomiast w meczu w Glasgow przy pierwszym golu Forrest ograł Piszczka oraz Błaszczykowskiego i odegrał do Ritchiego, którego nie zdążył zablokować Krychowiak. Z kolei przy drugim trafieniu największą winę ponosi Grosicki, który stracił piłkę, następnie nie był w stanie zatrzymać Ritchiego, który asystował przy bramce Fletchera. Tutaj z asekuracją nie zdążył też Michał Pazdan.
Stosunkowo najmniej defensywnych błędów mieliśmy w meczu z Irlandią, bo – jak pamiętamy – feralny faul Pazdana miał miejsce jeszcze przed polem karnym. Inna sprawa, że legionista sam przyznał po meczu, że zupełnie nie kontrolował pozycji Longa i nawet go nie widział. Michał popełnił więc poważny błąd, który jednak powinien się zakończyć jedynie rzutem wolnym. Znacznie gorzej sprawy miały się w piątkowym meczu z Islandią, gdzie straciliśmy dwa gole, a mogliśmy znacznie więcej. Praktycznie w pierwszej ofensywnej akcji meczu Sigthorsson urwał się Glikowi, założył “siatkę” Szukale i dał się sfaulować w polu karnym Wawrzyniakowi. Jeszcze bardziej groteskowo wyglądał drugi gol, przy którym Glik niepotrzebnie wyszedł do główkującego Bodvarssona, a Szukała dramatycznie się obciął, pozwalając wyjść Finnbogasonowi jeden na jeden z Wojciechem Szczęsnym.
Problem w defensywie jest ewidentny i tak naprawdę nie pomagają tu żadne rotacje w składzie. Po meczu z Islandią zasłużonym kozłem ofiarnym został Szukała, chociaż pamiętajmy, że w meczach z Irlandią i zwłaszcza Szkocją para Glik-Pazdan też nie stanowiła muru nie do przejścia. Być może problem tkwi w braku stabilizacji, bo we wszystkich jesiennych meczach Polacy zagrali z inną czwórką obrońców. Przyczyną takiego stanu rzeczy w dużej mierze były kontuzje, ale wydaje się też, że Nawałka wciąż nie może się zdecydować co do lewego obrońcy i drugiego stopera. Selekcjoner cały czas waha się pomiędzy Rybusem i Wawrzyniakiem oraz Szukałą i Pazdanem, co – jak widać – raczej nie sprzyja poprawie gry defensywnej. A akurat obrona jest taką formacją, w której wzajemne zrozumienie wydaje się najbardziej potrzebne. Innymi słowy, czas eksperymentów w defensywie pomału dobiega końca, tym bardziej, że podczas turnieju we Francji o zachowanie czystego konta będzie znacznie trudniej niż obecnie.
Fot. FotoPyK