Reklama

Spokojna Iga to zwycięska Iga. Polka w IV rundzie Wimbledonu!

Sebastian Warzecha

05 lipca 2025, 18:45 • 5 min czytania 27 komentarzy

Już po pierwszej rundzie Wimbledonu wiedzieliśmy, że w rywalizacji singlowej zostanie nam tylko dwójka reprezentantów – Iga Świątek oraz Kamil Majchrzak. Cudów, zwłaszcza po drugim, jednak nie oczekiwaliśmy. Tymczasem okazuje się, że oboje zagrają w IV rundzie turnieju. Po wczorajszej wygranej Kamila, dziś dołożyła się Iga, która w dwóch setach ograła Danielle Collins.

Spokojna Iga to zwycięska Iga. Polka w IV rundzie Wimbledonu!

A co najważniejsze – grała spokojnie i zaprezentowała najlepszy tenis w tym turnieju.

Reklama

Iga Świątek lepsza od Danielle Collins. Polka w IV rundzie Wimbledonu

Wiadomo, że Iga Świątek z Wimbledonem lubi się wciąż średnio. Owszem, to nie tak, że notuje tam bardzo słabe wyniki – była w końcu nawet w ćwierćfinale – ale jeśli w którymś Szlemi ma odpaść na wcześniejszym etapie – to najpewniej właśnie w Londynie. W końcu tylko w ostatnich trzech edycjach potrafiły ją tam pokonać Alize Cornet czy Julia Putincewa. Obie zrobiły to zresztą w trzeciej rundzie, czyli dokładnie w tej, w której Polka znalazła się teraz.

A po drugiej stronie siatki czekało pewne wyzwanie.

Pewne, bo Danielle Collins to jedna z tych tenisistek, po których nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Amerykanka miała już rok temu kończyć karierę, ale dobry rok 2024 – jeden z lepszych w jej karierze – przekonał ją, że warto kontynuować grę. Jednak na początku tego sezonu Danielle zdecydowanie zabrakło i regularności, i umiejętności wygrania spotkań na styku. W efekcie z rzadka wykręcała nawet nie tyle imponujące, co po prostu niezłe wyniki, jak na swoje oczekiwania. A nawet gdy zdarzyły jej się wielkie zwycięstwa – jak z Igą Świątek w Rzymie – to w kolejnej rundzie przegrywała. W stolicy Włoch pokonała ją na przykład Elina Switolina.

Efekt? Collins jest aktualnie 54. zawodniczką świata. Biorąc jednak pod uwagę mecz z Rzymu, a także styl gry Amerykanki – z dużą wariacją zagrań, dobrym serwisem i forehandem, oraz piłkami posyłanymi stosunkowo szybko – można było obawiać się dzisiejszego spotkania. To wszystko brzmiało bowiem jak przepis na to, by Idze mocno utrudnić życie na wimbledońskich kortach. A okazało się jednak, że był to… najłatwiejszy mecz Polki w tym turnieju.

Siła spokoju

Od samego początku dzisiejszego starcia dało się zauważyć dwie rzeczy. Po pierwsze, że Iga pozostaje bardzo opanowana. Nie gestykuluje przesadnie, nie przeżywa swoich błędów. Po prostu robiła swoje, zgodnie z własnym planem i zaleceniami trenera. Po drugie, Collins grała nieco bez planu. Nie wiedziała do końca, jak odpowiedzieć na dobrą postawę Polki. Wyrzucała sporo piłek, nie działało jej podanie, generalnie wszystko to, co zwykle funkcjonowało u Danielle najlepiej – w tym meczu nie.

Ale to też zasługa Igi, która nie dała się rozproszyć ani na moment.

To była siła spokoju. A to coś, czego brakowało Polce od miesięcy. Miała ten spokój bowiem jedynie w pojedynczych meczach, a często opuszczał ją w starciach na styku czy takich, przed którymi rodziły się wątpliwości. Dziś od początku była opanowana i nie dała się wybić z rytmu. Bardzo dobrze też returnowała, a i przy własnym serwisie trudno jej było coś zarzucić. Zresztą tu widać było pomysł taktyczny, pewnie trenera Wima Fissette’a – dużo serwisów na ciało, które utrudniały życie Amerykance.

W efekcie pierwszy set skończył się wynikiem 6:2, z dwoma przełamaniami. Drugi – 6:3. Danielle nieco poprawiła w nim własną grę, ale zbyt późno, by mogła zagrozić Idze, bo ta szybko ją przełamała. A przy prowadzeniu 5:3 zaatakowała znów serwis Amerykanki i skończyło się to już czwartym w tym meczu przełamaniem. Sama Polka za to nie straciła podania ani razu. Po wymagającym pierwszym secie meczu z Poliną Kudiermietową i przegranej partii w starciu z Caty McNally, taki scenariusz dzisiejszego spotkania można traktować jako zaskoczenie.

Ale jakże pozytywne. Bo to była taka Iga, jaką chcemy oglądać na korcie.

Teraz Dunka

Byłam jak w transie. Wiedziałam, co muszę grać, starałam się grać szybko i pewnie. Nie chciałam pozwolić Danielle grać jej winnerów. Cieszę się z tej wygranej. Trawa? W tym roku dużo bardziej mi się podoba. Miałam treningi, gdy piłka mnie na niej słuchała. Szukam tego uczucia i dziś to był dobry dzień, w Bad Homburg [gdzie doszła do finału – przyp. red.] też zagrałam sporo dobrych meczów. Mam dużo pewności siebie – mówiła po dzisiejszym meczu. Opowiadała też, że często je… makaron z truskawkami. Ot, wywiad na korcie – nigdy nie wiadomo, o czym będzie się tam mówić.

Teraz Iga dostanie wolną niedzielę, a po niej – mecz z Clarą Tauson.

Dunka w dobrym stylu pokonała Jelenę Rybakinę, która była faworytką tego meczu – to przecież mistrzyni Wimbledonu z 2022 roku. Tauson zresztą w tym sezonie zaliczyła już kilka naprawdę imponujących wygranych, ale… rzadko potwierdzała je w kolejnych spotkaniach. To rywalka nieprzewidywalna, potrafiąca grać genialnie, ale też zawalić mecz. Natomiast jej gra jest różnorodna, dobrze pasuje na trawiaste korty, do tego generuje sporo mocy i z forehandu, i z backhandu.

Świątek miała okazję spotkać się z nią dwukrotnie i oba te mecze wygrała, ale wychodzi, że spotykają się w trybie trzyletnim – pierwszy raz miał bowiem miejsce w 2019 roku, drugi w 2022. A więc dawno, gdy Tauson była gorszą tenisistką. Teraz Clara jest dużo lepsza i może Polce zagrozić.

Ale Danielle też mogła. I nie zagroziła.

Iga Świątek – Danielle Collins 6:2, 6:3

CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:

fot. Newspix

27 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama