Reklama

Casual Friday. Jestem tak zajarany życiem, że nie uwierzycie.

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2015, 00:48 • 12 min czytania 0 komentarzy

Skąd pomysł, żeby grał w reprezentacji z “dychą”, czym dojeżdża na zgrupowania kadry i na czym oblał pierwszy egzamin na prawo jazdy? Dlaczego długo nie chciał wynająć mieszkania, o co przyczepili się pod Jubilatem kibice Cracovii i kiedy chce wyjechać za granicę? O tym wszystkim, a także o wielu innych sprawach opowiada Bartosz Kapustka w najdłuższym wywiadzie w dotychczasowej karierze.

Casual Friday. Jestem tak zajarany życiem, że nie uwierzycie.

Napisałeś o sobie na Instagramie: „jestem tak zajarany życiem, że nie uwierzycie”. I w sumie masz prawo być zajarany po takim roku.

To dewiza, którą kieruję się w życiu i którą zaczerpnąłem z utworu Sokoła. Jestem szczęśliwy z tego, co robię, a ostatni okres to praktycznie same pozytywy. Staram się to doceniać zamiast smucić niepotrzebnymi rzeczami.

Które osiągnięcie z tego roku najmocniej na ciebie wpłynęło?

Debiut w reprezentacji. W żaden sposób nie kalkulowałem, że wydarzy się to tak szybko. Na dodatek strzeliłem gola, co już całkiem przeszło moje oczekiwania. Teraz tylko trzeba iść za ciosem. Pamiętam ten telefon od trenera Nawałki… Lubię mieć w życiu wszystko jasne i – choć zdawałem sobie sprawę, że słowo selekcjonera to rzecz święta i niepodważalna – wolałem mimo wszystko poczekać na ogłoszenie listy powołanych. Gdy zobaczyłem tam swoje nazwisko, ciśnienie zeszło jeszcze bardziej. Uświadomiłem sobie: „kurczę, naprawdę jadę na reprezentację!”. Nie mogłem podejrzewać, że to koledzy mnie wypuszczają, bo poznałem po głosie pana Bogdana Zająca, który przekazał do telefonu trenera Nawałkę. Wcześniej dostałem powołanie na reprezentację U-21 i nie sądziłem, że tak szybko coś się zmieni.

Reklama

Czułeś, że zasłużyłeś na powołanie czy pomyślałeś, że Nawałka chce ci dać kopa motywacyjnego?

Starałem się zasłużyć, ale byłem na takim etapie przygody z piłką, że nie mogłem powiedzieć, że liczyłem na powołanie. Dostałem kredyt zaufania i tylko ode mnie zależało, czy będzie to jednorazowy przypadek.

I od razu wziąłeś dychę na plecy.

To też było nieoczekiwane, bo dowiedziałem się na dwie godziny przed meczem. Jechałem autobusem z drużyną i w ogóle nie myślałem o numerach. Wchodzę do szatni, patrzę – dziewiątka Lewego, jedenastka Grosika, a między nimi dycha. Kapustka. Pytam Pawła, naszego człowieka od sprzętu:

– Co się stało, że dziesiątka?

– Zapytaj trenera, a nie mnie.

Reklama

Bardzo pozytywne wyróżnienie, ale trener Nawałka ogólnie ma świetny kontakt z zawodnikami. W pierwszym dniu rozmawiał ze mną tak, jakby mnie znał od wielu lat. Od razu daje odczuć, że jesteś ważną częścią reprezentacji, a nie piątym kołem u wozu.

Jesteś już na tym etapie, że sprawdzasz listy powołań z niecierpliwością?

Po cichu mam już nadzieję, że znowu je dostanę. Czuję się częścią reprezentacji, ale wiem, ile czeka mnie pracy, żeby być tu ważniejszą postacią.

Po przyjeździe Lewandowski był dla ciebie „panem” czy od razu złapałeś kontakt ze starszymi?

Było o tyle łatwiej, że pojechałem na kadrę z Krzysiem Mączyńskim i opowiedział mi, jak to wszystko wygląda. W hotelu od razu zamieniłem z każdym parę zdań. Zaskoczyło mnie, że nie byłem dla nich anonimowy. Wiedzieli, kim jestem. Nic, tylko podpatrywać kolegów, których znałem w telewizji, jacy są na boisku i poza nim.

Karol Linetty zgłosił się do Roberta po dietę. Ty też prosiłeś o jakieś konkretne rady?

Nie jestem typem, który chodzi i wypytuje o wszystko, ale z Robertem i jego żoną już rozmawiałem o odżywianiu. Robert pomaga każdemu z nas. Stara się rozmawiać ze wszystkimi. Można do niego przyjść w każdej sprawie, ale w tej drużynie każdy ma prawo imponować. Widząc na treningu Krychowiaka podziwiam jego ustawienie, spokój i to, że nie traci piłek. Warunki fizyczne to jedno, ale żeby tak myśleć na boisku jak on – mega sprawa. Robert natomiast wyciąga maksa z każdej piłki. Może ci się wydawać, że ma prostą akcję, ale nie każdy wykorzystuje ją tak skrupulatnie jak on.

MECZ ELIMINACJE DO MISTRZOSTW EUROPY 2016 GRUPA D: POLSKA - GIBRALTAR --- QUALIFICATION FOR UEFA EURO 2016 MATCH GROUP D IN WARSAW: POLAND - GIBRALTAR

Wciąż dojeżdżasz na kadrę pociągiem?

Tak, jeździmy z Krzysiem. To najlepszy środek lokomocji.

Kibice pozwalają spokojnie jechać?

Zdarzyło się, że ktoś mi pogratulował, ale nie jestem jeszcze na tyle popularny, żeby ciągle mnie zaczepiali.

Prawko już zrobione?

Zrobione, ale jeszcze nie odebrałem. Zdałem za drugim razem. Pierwszy egzamin oblałem, bo jechałem z drogi jednokierunkowej, zagapiłem się, zahamowałem na linii ciągłej i utrudniłem ruch. Nie było taryfy ulgowej. Trzeba było podejść drugi raz.

A dalej mieszkasz w internacie?

Nie, ale niedawno rzeczywiście mieszkałem z młodszym kolegą w hotelu klubowym blisko ośrodka Cracovii przy Wielickiej. I bardzo miło to wspominam – to przecież żadna ujma mieszkać z młodszymi. Często wychodziliśmy po zajęciach pograć z chłopakami w piłkę. Tak mijały nam dni. Mieli też do nas zaufanie i nie musieli tak dokładnie sprawdzać, kiedy wracamy jak w internacie, w którym wcześniej mieszkałem przez trzy lata. Przyzwyczaiłem się do takiego trybu, bo już w wieku 12 lat wyjechałem z Tarnowa. O dziwo nie było trudno się przyzwyczaić. Po pierwsze – wolę przebywać w towarzystwie ludzi zamiast być sam, po drugie – wielu znajomych podążyło podobną ścieżką i gdy tworzyła się pierwsza klasa gimnazjum, to połowę już znałem. To było dla nas jak obóz piłkarski.

Nie kusiło, żeby wcześniej wynająć mieszkanie?

Myślałem o tym, ale wolałem poczekać do końca sezonu i spokojnie czegoś poszukać.

Teraz wynajmujesz?

Wynajmuję, ale planuję wkrótce zainwestować. Trochę brakuje mi internatu. Kto tam mieszkał, ten wie, jaka panuje atmosfera. Nie da się nudzić. Zresztą do dziś często zapraszam znajomych do siebie.

Można się też zagubić.

Sam widziałem wielu chłopaków, którzy dobrze się zapowiadali, a potem zaginęli. Pochłaniały ich inne rzeczy.

Tobie nigdy nie zaszumiało?

Wszystko zależy od środowiska. Otaczałem się kolegami, którzy byli podobnie ukierunkowani. Niektórym zwyczajnie zabrakło szczęścia. Przydarzyły sie choćby kontuzje. W moich czasach wracało się ze szkoły o 16:00, rzucało tornister i szło się grać na pobliskie boisko krakusa Nowa Huta. I tak do późnych godzin wieczornych. Od poniedziałku do piątku praktycznie nie korzystaliśmy z internetu. W piątek przyjeżdżało się do domu i sprawdzało informacje z całego tygodnia. Teraz czasy się zmieniły.

Ale ty też mimo wszystko jesteś z pokolenia PlayStation.

To prawda, ale w internacie nawet nie mieliśmy WI-Fi i nikomu to nie przeszkadzało. Dziś to prawie nie do pomyślenia. Sam po sobie widzę, ile teraz czasu spędzam w sieci, choć oczywiście nie chcę przesadzać z aktywnością. Wtedy nawet nie miałem okazji. Sto procent czasu poświęcałem piłce.

MECZ ELIMINACJE DO MISTRZOSTW EUROPY 2016 GRUPA D: POLSKA - GIBRALTAR 8:1 --- QUALIFICATION FOR UEFA EURO 2016 MATCH GROUP D IN WARSAW: POLAND - GIBRALTAR 8:1

Miałeś jakieś nieprzyjemności na mieście związane z tym, że jesteś piłkarzem Cracovii?

Może nie tyle nieprzyjemności, ale raz jechałem wieczorem zjeść kolację w mieście, o tej samej porze Wisła grała u siebie i podeszło do mnie kilku kibiców Cracovii. Dopytywali, gdzie jadę, czy aby nie na Wisłę i nie chcieli za bardzo uwierzyć, bo to było w okolicach Jubilata. W końcu ich przekonałem. Miałem wtedy 15 lat i zaczynałem trenować z pierwszym zespołem.

Niewielu się wybiło ostatnimi czasy w Cracovii.

Można mieć mega talent, ale nie każdy dostanie szansę treningów z pierwszym zespołem. Mnie się to udało naprawdę wcześnie. Nie spodziewałem się po dwóch miesiącach w juniorach młodszych, że trener Stawowy zaprosi mnie na zajęcia. Pamiętam, jak na początku koledzy mnie wypuszczali. Pierwszy dzień, mam wyjść na trening, a ci mówią, że jak już wszyscy będą w szatni, to powinienem wstać, przedstawić się i powiedzieć o swoich zainteresowaniach. Wchodzi trener, mówi kilka zdań, że zaprasza na trening, a ja nagle wstaję i ku jego zdziwieniu zaczynam opowiadać, że jestem Bartek Kapustka. Było trochę śmiechu.

Najwięcej zawdzięczasz trenerowi Podolińskiemu?

Dużo zawdzięczam Stawowemu, który zapoczątkował moją przygodę z dorosłą piłką, ale Podoliński jest chyba najważniejszy. Nie bał się na mnie postawić. Od początku dało się odczuć, że we mnie wierzy. Kiedy tylko pojawiłem się w osiemnastce meczowej na derby, to od razu wyszedłem od pierwszej minuty. Na dodatek wygraliśmy 1:0. Po meczu dziękowałem trenerowi, bo niewielu postawiłoby wtedy na mnie bez skrupułów. Zawsze będę mu za to wdzięczny.

Podobno Podoliński zastanawiał się, czy nie dać ci opaski. Wiedziałeś o tym? Rozmawialiście na ten temat?

Nie rozmawialiśmy, ale podczas okresu przygotowawczego graliśmy dwa sparingi, kiedy podzielił nas na dwie jedenastki i dowiedziałem się, że w jednej miałem być kapitanem.

Dlaczego – twoim zdaniem – Podolińskiemu nie wyszło w Cracovii?

Nie było tak, jak opisywały to niektóre media, że ktoś grał przeciwko komuś. Każdy gra dla rodziny, pieniążków i dla siebie, żeby coś osiągnąć, więc nikt nie będzie sam sobie robił krzywdy. Do dziś zastanawiam się, co się stało, że nagle znajdujemy się w takim miejscu. Na pewno pojawiło się trochę więcej czysto piłkarskich treningów na mniejszym obszarze. Od razu było widać, że trener Zieliński chce, byśmy to my dominowali i grali atakiem pozycyjnym. Z drugiej strony – w tydzień nie da się całkiem odmienić drużyny i trener Podoliński już wcześniej zapoczątkował nasz rozwój. Nie mogliśmy tylko odpalić.

A jaki ty masz indywidualnie plan na karierę? Niedawno przedłużyłeś kontrakt o trzy lata, ale trudno przypuszczać, że go wypełnisz.

Często przewija się to pytanie, ale staram się podchodzić spokojnie. Cztery miesiące temu siedziałem na ławce w klubie, a teraz rozmawiamy na zgrupowaniu reprezentacji. Doceniam to, co mam, wiem, że poprzeczka idzie w górę, ale jestem też dumny, że mogę grać w takiej Cracovii, która walczy o najwyższe cele. W tym klubie to przecież nie była codzienność. Mam z tyłu głowy, że kiedyś trzeba będzie się zdecydować na wyjazd, ale na razie się od tego odcinam. Wolę się spokojnie przygotowywać.

Odrzucałeś już jakieś propozycje czy jeszcze nie było konkretów? Mówiło się o Standardzie Liege.

Była taka propozycja, ale klub nie był zainteresowany moim odejściem, więc i ja nie zaprzątałem sobie tym głowy. Zresztą, nawet w przypadku poważniejszych rozmów pewnie nie zdecydowałbym się na taki wyjazd.

A jeżeli wpłynie coś w zimie?

Nawet jeżeli wpłynie mega oferta, to… Nie chcę powiedzieć, że na pewno odrzucę, bo wszystko może się zmienić, ale wolę się skupiać na polskiej lidze.

Przykład Mateusza Klicha uczy, że nie ma sensu wyjechać za szybko?

Nie ma reguły. Mati zawsze był dla mnie przykładem. Wyznaczył ścieżkę, którą chciałem podążać, bo zaczynał u tego samego trenera w Tarnovii, a potem też pokazał się w Cracovii. Chciałem osiągnąć tyle co on, ale z biegiem czasu każdy pisze własną książkę. Nie ma też recepty na udany transfer. Gdyby była, to każdy by ją znał i postępował według wyznaczonego scenariusza. Czasem trzeba uczyć się na błędach. Liczę, że po prostu zdrowie dopisze i kiedyś będę gotowy do rywalizacji w silnej lidze. Czas zweryfikuje.

Jednym słowem – ciśnienia na wyjazd nie masz.

Nie mam.

W pewnym momencie wypłynął też temat Legii.

Dowiedziałem się o tym, gdy pierwszy raz jechałem na reprezentację, ale wszystko działo się za moimi plecami. Nie podjąłem tematu i nie chciałem tego komentować. Moja cena też poszła w górę, a – nie oszukujmy się – polskie kluby często nie mają budżetu albo nie chcą ryzykować wydawania większych pieniędzy za młodych zawodników.

To ile jesteś dziś wart?

Pytanie do ludzi, którzy zajmą się moim ewentualnym transferem.

Masz klauzulę odstępnego?

Wybacz, ale wolę, żeby pozostało to tajemnicą. Nie chcę o takich rzeczach mówić publicznie.

TRENING REPREZENTACJI POLSKA --- POLAND NATIONAL FOOTBALL TEAM TRAINING IN WARSAW

Wspomniałeś kiedyś, że chciałbyś zagrać w Primera Division. Gdyby teraz zgłosił się np. taki Betis, to naprawdę nie byłbyś zainteresowany transferem?

Chyba też nie poleciałbym od razu. Wolałbym się dłużej zastanowić. Kiedyś faktycznie powiedziałem, że Hiszpania chyba najbardziej odpowiadałaby mojej charakterystyce, ale nie chcę się zamykać na jedną ligę. Moim wzorem zawsze był Ronaldinho. Wychodziło się na boisko, żeby próbować powtórzyć to, co wyprawiał z piłką, ale czasem zwyczajnie się nie dało. W dzisiejszych czasach praktycznie nie ma już zawodników, którzy – może nie licząc Neymara – potrafiliby tak wiele. Spędzaliśmy na podwórku masę czasu i kopiowaliśmy te zagrania. Szukaliśmy siatek czy innych sztuczek. Bawiliśmy się piłką na twardej nawierzchni, co zresztą zostało mi do dziś. W meczach też lubię dokonywać mniej oczywistych wyborów.

Trenerzy nie próbowali cię tego oduczyć?

Nawet gdyby próbowali, to mogliby mieć rację, bo sam wiem, że czasem przesadzam. Zdarza mi się zaplątać w drybling, kiedy obok mam lepiej ustawionego kolegę. Zawieszam się, chcę zrobić coś niekonwencjonalnego, a potem ktoś może mieć o to pretensje. Trener Zieliński czasem zwraca mi uwagę, żebym grał szybciej, ale nie ukrywam, że lubię poholować i pójść w drybling. Muszę to wypośrodkować.

Spełniłeś swoje prywatne oczekiwania w rundzie jesiennej?

Nie stawiałem sobie konkretnych wytycznych, jeśli chodzi o statystyki. Chciałem po prostu jak najwięcej grać. W poprzednim sezonie bywało z tym różnie. Czasem zagrałem kilka meczów w pierwszym składzie, potem znowu ławka i tak się to kręciło. Teraz potrzebowałem stabilizacji. Rundę zapisuję na plus, ale w drugiej muszę to jeszcze potwierdzić.

Przydałoby się więcej bramek i trochę poprawić „fizykę”.

Sam trener mówi, żebym częściej szukał strzału. Fizycznie zrobiłem krok do przodu. Może ciężko w to uwierzyć, ale kiedy debiutowałem u trenera Stawowego, to byłem jeszcze chudszy i nietrudno było wybić mnie z równowagi. Widzę po sobie postęp. Tkanka tłuszczowa niewielka, wyżej pięciu procent pewnie nie skoczy, ale pamiętam pierwsze treningi na siłowni – wszystko musiałem robić indywidualnie i operować zdecydowanie mniejszymi ciężarami niż koledzy. Teraz jest inaczej. Inna sprawa, że bez dużych rąk i szerokiej klatki też można sobie radzić. Często można nadrobić sprytem i inteligencją. Iniesta i Neymar też przecież nie są tytanami fizycznymi. Sam nieraz spotykałem na boisku kogoś, kto fizycznie powinien mnie miażdżyć, ale czasem szybciej wejdę w pojedynek bark w bark czy chwycę za koszulkę i potrafię w ten sposób wybić go z równowagi. Wszystko przychodzi z doświadczeniem.

Powiedz na koniec, po co ci była ta afera z Błękitnymi, bo to jak do tej pory jedyna rysa na twoim wizerunku.

Popełniłem błąd. Cała sytuacja została nakreślona w innym świetle niż było naprawdę, ale dałem powody, żeby tak się stało. Po meczu jeszcze udzieliłem wywiadu, w którym powiedziałem, że w następnej rundzie Lech przejedzie się po Błękitnych. Powinienem trzymać język za zębami. Zawsze ciężko było mnie wyprowadzić z równowagi, a wtedy naprawdę się zagotowałem. Pierwszy raz – można powiedzieć – zderzyłem się z tak trudną rzeczywistością. Jechali z nami nasi kibice, zawodnicy Błękitnych i nie wytrzymałem i odpowiedziałem przeciwnikowi. Traktuję to jednak jako lekcję na przyszłość i może to dobrze, że spotkało mnie coś takiego tak wcześnie. Stałem się silniejszy mentalnie, bo ten okres naprawdę nie był łatwy.

Ale pytałeś ich, ile zarabiają?

Nie było pytania o zarobki, ale raz dałem się sprowokować. Miałem żal, że nikt wtedy mnie o to nie zapytał, ale doszedłem do wniosku, że może też nie ma sensu tego roztrząsać. Lepiej od razu posypać głowę popiołem. Dalsze rozgrzebywanie tylko pogorszyłoby sytuację, ale takie prowokacje zdarzają się na boisku często. Nikt się nad nikim nie pastwi. To zwykła wymiana ciosów. Nie przeczę jednak, że dostałem nauczkę. Po tej sytuacji wielu znajomych mówiło, że uwierzyłoby, gdyby ktoś inny pytał o zarobki, ale na pewno nie ja.

Tym bardziej, że akurat wtedy chyba nie miałeś najwyższego kontraktu.

Mieszkałem w klubowym internacie, miałem pierwszy kontrakt i nie zarabiałem wielkich pieniędzy. Informacja poszła jednak w świat, a ludzie czytają i wyrabiają sobie opinię na twój temat. Co poradzić? Teraz chcę ją poprawić, bo wbrew pozorom jestem spokojnym gościem, który raczej się nie wychyla.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...