Reklama

Kulisy konfliktu Lewandowski – Probierz. Otwarta wojna już w marcu

Wojciech Górski

09 czerwca 2025, 10:03 • 11 min czytania 158 komentarzy

Robert Lewandowski już na poprzednim zgrupowaniu miał ostentacyjnie okazywać niezadowolenie z pracy Michała Probierza. Napastnik był zawiedziony selekcjonerem i otaczającymi go ludźmi do tego stopnia, że właściwie przestał się z tym kryć – a frustrację potęgował fakt, iż Lewandowski sam zdawał sobie sprawę, że marnowane są właśnie ostatnie miesiące, w których jest w stanie grać dla reprezentacji Polski. Wymówkę o odpoczynku można włożyć między bajki. Przyczyną czerwcowych zdarzeń jest otwarty już konflikt na linii Lewandowski – Probierz, który eskalował właśnie z całą mocą.

Kulisy konfliktu Lewandowski – Probierz. Otwarta wojna już w marcu

O tym, że zmęczenie Lewandowskiego jest tylko wymówką pisałem już w czwartek, w tekście z wymownym tytułem – „Wygląda na to, że Lewandowski stracił wiarę w kadrę Probierza”. Wydarzenia kilku kolejnych dni tylko potwierdziły, że dobrze odczytałem sytuację – dziś nie ma już wątpliwości, że na linii napastnik – selekcjoner stosunki były napięte od dłuższego czasu.

Reklama

Zresztą potwierdzenie, że nie pomyliłem się w swojej ocenie zyskiwałem z każdym kolejnym dniem. Zaczęło się już od kolejnych wypowiedzi Lewandowskiego, który przed meczem z Mołdawią był gościem w studiu TVP Sport. Nagle, gdy tłumaczył powody swojej decyzji, mówił o zmęczeniu przede wszystkim psychicznym, nie fizycznym.

– Nikt z was nie pomyślał, że oprócz zmęczenia fizycznego, jest też to mentalne. Kto z was może wiedzieć, jak się czuję i co jest dla mnie najlepsze? Mam swoje przemyślenia i w tamtym momencie pomyślałem, że warto odpuścić z korzyścią na kolejny sezon i dalszą część eliminacji – mówił.

– Gdybym pojechał na to zgrupowanie i jeszcze mentalnie zgasł, to nie wiem jakby wyglądał przyszły sezon – dodawał.

Sygnał znów był dla mnie jasny: Lewandowskiego od dawna męczy już reprezentacja. Męczy amatorka działaczy, na których narzekał po alkoholowo-stasiakowych ekscesach w Mołdawii, męczą kolejni selekcjonerzy, męczy toksyczna atmosfera wewnątrz grupy, która od afery premiowej w Katarze do dziś nie została oczyszczona. Jego sportowa ambicja przez lata kazała wierzyć, że może z kolejnym selekcjonerem, może w kolejnym turnieju, może za jakiś czas – uda się osiągnąć coś większego. Jednak zbliżając się do 37. roku życia i widząc, że nie ma widoków na rozwój pod wodzą Michała Probierza, ani zmianę selekcjonera, w napastniku coś pękło. Wiara, że uda się jeszcze osiągnąć z reprezentacją cokolwiek, ostatecznie umarła.

Lewandowski ma dość. Nic dziwnego, zmarnowaliśmy jego karierę

Robert Lewandowski – Michał Probierz. Konflikt eskalował w marcu

Z bardzo dobrego źródła słyszę, że Lewandowskiemu miarka przebrała się w marcu. Podczas zgrupowania były już kapitan kadry ostentacyjnie dawał do zrozumienia, co myśli na temat selekcjonera. Miało w tym czasie nawet dojść do sytuacji bez precedensu – sfrustrowany napastnik osobiście miał wybrać się do sztabu i w gorzkich słowach powiedzieć, co myśli na temat ich pracy. Sygnałów, że Lewemu nie podoba się praca Probierza było jednak więcej – i nie chodzi tylko o rozbieżność w medialnych wypowiedziach, gdy jeden zwracał uwagę, że do poprawy jest jeszcze wiele, a drugi z uporem twierdził, że reprezentacja idzie w dobrym kierunku. Chodziło o małe gesty i z pozoru niewinne sytuacje, w których selekcjoner czuł, że podważany jest jego autorytet. Jako osobisty przytyk miał odebrać nawet… piosenkę puszczoną przez Lewandowskiego w autokarze.

Brzmi głupio i dziecinnie? No brzmi. Ale czy patrząc na ostatnie lata reprezentacji nas to dziwi? No niespecjalnie.

Chemii między Probierzem a Lewandowskim nie było od początku i nie zmieniają tego wypowiedzi, w których obaj panowie publicznie chcieli próbować zbudować właściwą relację. Napastnik Barcelony na początku kadencji, wciąż wierząc, że awans na Euro 2024 jest możliwy, opowiadał, że „znów czuje ten ogień”, a selekcjoner jeszcze kilka dni temu nazywał Lewandowskiego „dobrem narodowym”. Jak mocno tlił się ten ogień i jakim dobrem narodowym jest dla Probierza snajper, widzimy najlepiej dzisiaj.

Pamiętam zresztą, że gdy w Torshavn – podczas debiutanckiego zgrupowania Probierza – przyglądałem się z bliska jego zachowaniu i sytuacji w kadrze, odnosiłem dziwne wrażenie, że nieobecność Lewego jest wówczas nowemu selekcjonerowi na rękę. Już wtedy Probierz mocno „pompował” Piotrka Zielińskiego, jakby zakładając, że ułożenie sobie relacji z nim może być ważniejsze od ułożenia stosunków z Lewandowskim. Czy słusznie? Pierwszą odpowiedź na to poznamy jutro podczas meczu z Finlandią.

Już wtedy można było jednak odnieść wrażenie, że Probierz w pewien sposób boi się pozycji Lewandowskiego w kadrze i tego, że nie zbuduje sobie przed nim autorytetu jako trener. Podobne obawy miała zresztą chyba cała piłkarska Polska – uznając, że nowy selekcjoner nie jest po prostu fachowcem tej klasy, by mieć posłuch u napastnika Barcelony. Zwłaszcza, że Lewandowski od dawna był znany z tego, że jeśli danego trenera nie szanuje – prędzej czy później da temu dobitny wyraz.

Jeśli w przeszłości dostawało się nie tylko Franciszkowi Smudzie, Jerzemu Brzęczkowi i Czesławowi Michniewiczowi, a nawet Julianowi Nagelsmannowi, to jakie szanse, by tego uniknąć miał Michał Probierz?

Drużyna ma być „zachwycona” decyzją Probierza

Selekcjoner miał jednak w tym starciu pewnego asa w rękawie – a mianowicie nastroje drużyny, która od dłuższego czasu miała dość humorów i gwiazdorzenia Lewandowskiego. Choć piłkarze oczywiście doceniają jego klasę piłkarską i szanują jako zawodnika, trudno powiedzieć, by specjalnie przepadali za graczem Barcelony – raczej mało który zawodnik kadry umieściłby go w gronie najbardziej lubianych kolegów ze zgrupowania.

Wielu piłkarzy narzekało na fochy Roberta, że to już przesada – słyszę od osoby, będącej wewnątrz reprezentacji.

Niezadowolenie z postawy (ówczesnego) kapitana pogłębiło się, gdy Lewandowski postanowił nie przyjeżdżać na czerwcowe zgrupowanie. Wszystko wskazuje jednak na to, że gdyby nie paniczne ruchy wokół pożegnania Kamila Grosickiego, napastnik Barcelony raczej nie straciłby opaski. Decyzję o tym, by przekazać ją na stałe Zielińskiemu Probierz miał podjąć dopiero po piątkowym meczu.

Taką decyzję nakręciła spirala nerwowych i nieprzemyślanych ruchów. Wypoczywający na Balearach Lewandowski poczuł się zewsząd krytykowany i chaotycznie próbował ratować swój wizerunek, przyjeżdżając na pożegnanie Kamila Grosickiego. Komunikat, że przyjazd do Chorzowa był z góry zaplanowaną niespodzianką, także miał pogłębić niezadowolenie wewnątrz grupy.

Podobnie jak i ostateczna wizyta Lewandowskiego. Zawiedziony tym, jak sprawę rozegrał kapitan miał być sam Grosicki, robiąc przed kamerami dobrą minę do złej gry, gdy pozował do wspólnych zdjęć z boiskowym kolegą. „Grosikowi” już wcześniej było przykro, że kapitana miało zabraknąć na jego pożegnalnym meczu, a gdy „Lewy” ostatecznie przyjechał – miał być zły, że stało się to właśnie w taki sposób. Skrzydłowy Pogoni mógł się poczuć potraktowany przedmiotowo, a dodatkowo przestał być najjaśniejszą postacią własnego święta, gdy uwaga mediów przede wszystkim koncentrowała się na Lewandowskim.

Probierz, czując rosnące niezadowolenie drużyny, postanowił więc przekazać opaskę Zielińskiemu. Według pierwszych informacji – ta decyzja spotkała się z bardzo dobrą reakcją większości zawodników. Z wewnątrz reprezentacji można nawet usłyszeć głos, że drużyna jest „zachwycona” takim postawieniem sprawy.

Kamil Glik wypoczywa z Grosikiem i bije brawo

Jeśli ktoś relacje między zawodnikami kadry śledzi od dłuższego czasu, taka reakcja – choć z pozoru szokująca – nie jest w istocie szczególnie zaskakująca. Barometrem nastrojów wśród piłkarzy jest zresztą odpowiedź Kamila Glika na decyzję o odebraniu „Lewemu” opaski.

– Brawo – napisał krótko pod postem „Łączy Nas Piłka” 103-krotny reprezentant Polski, który z Lewandowskim dzielił szatnię przez kilkanaście lat.

Przekaz wzmacnia fakt, że Glik nie tylko wciąż jest w kontakcie z aktualnymi reprezentantami Polski, ale podczas pisania tweeta przebywał na wakacjach w towarzystwie… Kamila Grosickiego. Czy potrzeba wymowniejszego dowodu, jak wewnątrz reprezentacji odbierany był ostatnio Lewandowski?

Otwarta wojna przed kluczowym meczem eliminacji

Niezależnie od oceny decyzji Probierza – sposób przekazania informacji Lewandowskiemu: zakomunikowanie decyzji przez telefon oraz niemal natychmiastowe opublikowanie komunikatu w mediach, przez większość ekspertów uważany jest za skandaliczny.

Pojawiają się także pytania o timing decyzji. Ta została podjęta i opublikowana właściwie w przeddzień najważniejszego meczu eliminacji mistrzostw świata. Trudno przypuszczać, by dodatkowe „wstrząśnięcie” zespołem, który już wcześniej wydawał się wyjątkowo kruchy, miało drużynie pomóc. Zwłaszcza, że Probierz jedynie zwiększył ciążącą na piłkarzach presję i spotęgował i tak gigantyczne zamieszanie wokół reprezentacji.

A przecież z ogłoszeniem takiej decyzji – nawet jeśli już została nieodwracalnie podjęta – można było poczekać do zakończenia zgrupowania. Lewandowski i tak przecież nie zagrałby z Finlandią, i tak nie byłby w tym meczu kapitanem. Nie wspominając o tym, że piłkarz z największą liczbą występów i największą liczbą bramek w reprezentacji Polski zwyczajnie zasługuje na coś więcej, niż tylko kilka słów przez telefon.

Zresztą zastanówmy się wspólnie: czy otwarta wojna na linii najlepszy polski piłkarz – selekcjoner naprawdę jest tym, czego potrzebuje drużyna przed kluczowym meczem eliminacji?

Podsumowanie kadencji Kuleszy. „Praprzyczyna wszystkich nieszczęść”

Negatywnie postrzegana jest także reakcja byłego już kapitana reprezentacji. Rezygnacja z gry Lewandowskiego odbierana jest jako nerwowa, emocjonalna, a nawet wprost przedstawiana jako szantaż: albo ja albo Michał Probierz. Cezary Kulesza musi dokonać wyboru.

No właśnie – skoro przy Cezarym Kuleszy już jesteśmy. Nie da się ukryć, że – idąc po nitce do kłębka – to właśnie osoba prezesa stoi u zarzewia obecnej sytuacji. Jak ładnie ujął to Przemek Michalak: to praprzyczyna wszystkich nieszczęść, których finalny efekt obserwowaliśmy w niedzielny wieczór.

– Rezygnacja z gry w reprezentacji najlepszego piłkarza w jej historii, to podsumowanie kadencji Kuleszy, który kompletnie nad niczym nie panuje – słyszę nawet bezpośrednio w związku.

Prezesowi zarzuca się brak umiejętności zarządzania ludźmi. Każdy, kto pracował na stanowisku kierowniczym zdaje sobie sprawę, jak podstawową kwestią jest utrzymanie motywacji kluczowych pracowników. A takim w reprezentacji Polski jest bez wątpienia Robert Lewandowski. Mając do dyspozycji piłkarza tej klasy, trzeba robić wszystko, by podsycać jego ogień i chęć gry oraz poświęceń dla reprezentacji. Zwłaszcza, że u Lewego grunt na to jest akurat podatny – a jego momentami przesadna ambicja sprawia, że jeszcze na Euro 2024 ryzykował zdrowiem, by tylko pomóc drużynie.

Działania Kuleszy od początku zniechęcały jednak Lewandowskiego, który już w słynnym wywiadzie z Mateuszem Święcickim przejechał się po działaczach PZPN.

– To jest żenujące. Poziom pewnych osób jest żenujący – mówił wówczas.

– To, co się dzieje wokół… To jest w dzisiejszych czasach nieakceptowalne. Jestem z pokolenia, które widziało, co było x lat temu i mam porównanie do tego, co jest teraz. Widziałem zmianę, a teraz widzę to, co jest teraz. Młodzi piłkarze nie widzieli tego i myślę, że to dla nich szok i jest to niezrozumiałe. Sądzę, że to dziwny temat dla nich, a nawet żenujący i obcy – dodawał.

Kiedy dodamy do tego kolejne kuriozalne wybory selekcjonerskie, otrzymamy finalny efekt – rezygnację z gry w reprezentacji Roberta Lewandowskiego. Przynajmniej do czasu, w którym selekcjonerem jest Michał Probierz, a więc człowiek, którego na to stanowisko nie wybrałby żaden inny prezes poza Kuleszą.

Czy ktoś pomyślał o sponsorach? „Robienie na rympał”

Prezesowi PZPN poza brakiem umiejętności zarządzania ludźmi zarzuca się też brak myślenia choćby dwa kroki naprzód. Gdy mleko już się rozlało, w PZPN przypomniano sobie, że taka decyzja może rzutować choćby na finansowy aspekt związku.

– Czy ktoś pomyślał o sponsorach? To robienie wszystkiego w emocjach, na rympał – łapie się za głowę jeden z działaczy PZPN.

Jak słyszmy, jeden z głównych sponsorów kadry miał zagwarantować sobie prawo do wykorzystania wizerunku kapitana, oczywiście myśląc wówczas o Robercie Lewandowskim. Fakt, że zamiast zdjęcia napastnika Barcelony będzie mógł w reklamie swojego produktu użyć wizerunku Piotra Zielińskiego, raczej nie wzbudzi jego zachwytu.

Inną sprawą może być zmniejszenie przychodów z dnia meczowego – wśród kibiców nie brakowało takich, którzy wybierali się na mecz głównie po to, by zobaczyć na żywo właśnie Lewandowskiego. Wpływ braku napastnika Barcelony było widać podczas ostatniego meczu w Chorzowie, gdy Stadion Śląski na niektórych sektorach świecił pustkami.

Sytuacja z obecnego zgrupowania nie będzie jednak rzutowała na wynik wyborów, które odbędą się 30 czerwca. Cezary Kulesza nie będzie miał w nich kontrkandydata na fotel prezesa. Opozycja może dziś żałować, że ostatecznie nikt nie zaryzykował zbieraniem rekomendacji. Wolta w wykonaniu Lewandowskiego i ewentualna klęska z Finlandią mogłyby doprowadzić do niemal filmowego zwrotu akcji na finiszu wyborczej kampanii.

A tak – jesteśmy skazani na kolejne cztery lata z Kuleszą w roli szefa polskiej piłki.

Kadra bez przyszłości

Na koniec – nie sposób nie odnieść jednak wrażenia, że jesteśmy świadkami burzy, w których głównymi aktorami są osoby, które trudno nazwać przyszłością polskiej kadry. Lewandowskiego – ze względu na zaawansowany wiek, który mocno ogranicza czas, który pozostał mu do gry w reprezentacji. I Probierza – którego dotychczasowa przygoda z kadrą w żaden sposób nie daje podstaw, by sądzić, że jest to właściwy trener na właściwym miejscu. Dotychczas były trener Cracovii mógł być dość pewny swojej posady, mając wsparcie w Kuleszy, ale z próby sił z Lewandowskim – zwłaszcza w przypadku porażki z Finlandią – wcale nie musi wyjść zwycięsko.

Czy przyszłością kadry może być 31-letni Zieliński, który w kadrze za chwilę rozegra setny mecz, a na którego „przestawienie w głowie” tak naprawdę cały czas czekamy? Można podchodzić do tego sceptycznie.

Gorzej, że nie wiadomo, kto tak naprawdę ma być przyszłością naszej reprezentacji. Poza pojedynczymi wyskokami Nikoli Zalewskiego czy (zeszłorocznymi) Kacpra Urbańskiego trudno szukać nadziei – tak w piłkarzach, jak i w działaczach czy selekcjonerze.

Obawiam się, że nadchodzą wyjątkowo mroczne czasy dla polskiej reprezentacji. Może nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo.

WOJCIECH GÓRSKI

CZYTAJ WIĘCEJ O KONFLIKCIE LEWANDOWSKI – PROBIERZ:

158 komentarzy

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama