Reklama

10 najlepszych zimowych transferów w Ekstraklasie [RANKING]

Przemysław Michalak

26 maja 2025, 16:48 • 9 min czytania 22 komentarzy

Zakończył się sezon 2024/25 w Ekstraklasie, pora więc na to, co niektórzy z was bardzo lubią, a inni wręcz przeciwnie, psiocząc na okres ogórkowy, czyli wszelkiego rodzaju rankingi i podsumowania. Zaczniemy od tego, co wielu w całym świecie piłki ekscytuje najmocniej, czyli transferów. Kto zimą dokonał ruchów kadrowych, których dziś może sobie gratulować? 

10 najlepszych zimowych transferów w Ekstraklasie [RANKING]

Nie będzie wielkim spoilerem stwierdzenie, że kandydatów do transferów najgorszych wyselekcjonowaliśmy znacznie więcej niż do najgorszych (takie zestawienie również się pojawi). Tak się dzieje praktycznie zawsze, w każdym okienku. Dużo łatwiej z nowym piłkarzem przestrzelić niż trafić, dlatego tym bardziej warto docenić tych, którzy poradzili sobie na rynku.

Reklama

10 najlepszych zimowych transferów w Ekstraklasie [RANKING]

Poza dziesiątką, którą za chwilę poznacie, braliśmy pod uwagę jeszcze tylko dwa nazwiska. Jakub Łabojko przychodził do Motoru Lublin po jesiennym bezrobociu i straconej wiośnie we włoskiej Ternanie. Nie dostał kontraktu od razu, musiał się najpierw pokazać na obozie i szybko przekonał do siebie sztab szkoleniowy. W założeniu jednak, chyba także samego zainteresowanego, miał on być przede wszystkim zmiennikiem Sergiego Sampera. Hiszpan sprawił dobre wrażenie w pierwszych miesiącach na polskiej ziemi i wydawało się, że Łabojko jest skazany na łapanie minut z ławki. Tymczasem szybko wygryzł Sampera ze składu, oferując większy balans między grą ofensywną a defensywną. Były piłkarz Barcelony sam się do swojej sytuacji dołożył, dwukrotnie wylatując z boiska, ale jeszcze trzeba było z tego skorzystać. Łabojko to zrobił, choć na razie mówimy o poziomie przyzwoitym, bez zachwytów, dlatego ostatecznie do dziesiątki się nie załapał. Plusik przy jego nazwisku można jednak postawić.

Do rozważenia był też Steven Kingue, który całkiem poprawnie wkomponował się do nowej defensywy Radomiaka Radom. Dwóch stoperów z tej drużyny w top10 chyba byłoby przesadą, dlatego poprzestaliśmy na lepszym w tym duecie Marco Burchu.

*

10. Ivan Cavaleiro (Stal Mielec)

Przychodził zawodnik z kosmicznym CV jak na polskie warunki, który jednak ostatnio zaliczał ogromny zjazd w karierze. Nie mogło być inaczej, skoro życie zaprowadziło go do Mielca. Na dodatek słyszało się, że dopiero co oblał testy medyczne u szejków (jego kolana miały być w rozsypce), a z brazylijskiego Bragantino pogoniono go ze względu na coraz większy mięsień piwny. On sam przekonywał w mediach, że chce się pokazać, żeby latem zapracować na kontrakt w lepszej lidze. Motywacji miało mu nie brakować.

Mając taką wiedzę na starcie, trzeba przyznać, że Cavaleiro zrobił więcej niż można się było spodziewać po tak krótkim okresie, jaki zamierzał spędzić w Stali. Sześć ligowych występów wystarczyło mu do strzelenia dwóch goli i zaliczenia dwóch asyst. Chwilami po jego ruchach widać było, że to już nie to, brakowało przyspieszenia i dynamiki, ale jakość z piłką przy nodze pozostała, co wystarczyło do wyróżnienia się na tle znacznie słabiej wyszkolonych kolegów. Mimo tego, nie pokusilibyśmy się o stwierdzenie, żeby któryś z ekstraklasowiczów brał go w ciemno. Znaków zapytania dotyczących stanu jego zdrowia na przestrzeni całego sezonu byłoby wiele, bo nawet w Mielcu zdarzało mu się przymusowo pauzować.

9. Akim Zedadka (Piast Gliwice)

W obliczu „problemów” z Arkadiuszem Pyrką Piast zimą pilnie potrzebował nowego prawego obrońcy i udało mu się zakontraktować gościa z ciekawą i nieodległą przeszłością, który jednak jesienią zakopał się w rezerwach Lille. Typowy przykład zawodnika do odgruzowania.

I na początku było to widać. Zedadka od razu został rzucony na głęboką wodę, wyszedł w pierwszym składzie we Wrocławiu i to na lewej obronie. Podwójna trudność. Nic dziwnego, że był zdecydowanie najsłabszym punktem swojego zespołu. Choć Piast wygrał 3:1, on wyraźnie odstawał od reszty. W efekcie następne dwie kolejki spędził na ławce i dopiero pod koniec lutego na dobre wskoczył do gry. Czas działał na jego korzyść. Im dalej w las, tym bardziej widzieliśmy zadziornego, dobrego technicznie i bardzo ofensywnie nastawionego obrońcę. Z jego wypadów do przodu urodziły się dwie asysty. Szybko okazało się, że ostrej gry także nie unika – już po piątym występie pauzował za cztery żółte kartki.

Można zakładać, że najlepsze dopiero przed Zedadką i w nowym sezonie zobaczymy pełnię jego możliwości, którymi swego czasu imponował w Clermont na tyle, że sięgnęło po niego Lille.

Akim Zedadka nie pokazał jeszcze wszystkiego, co potrafi na boisku. 

8. Enzo Ebosse (Jagiellonia Białystok)

W obliczu kontuzji Adriana Diegueza Jagiellonia potrzebowała na wczoraj nowego stopera. Czasu na działanie było wyjątkowo mało, ale Łukasz Masłowski wynalazł przyzwoite zastępstwo za Hiszpana. Enzo Ebosse miał mocne papiery – po kilkadziesiąt meczów w Ligue 1 i Serie A czy pełny występ dla reprezentacji Kamerunu przeciwko Brazylii (1:0) na mundialu w Katarze. Haczyk? Widoczny od razu. Facet od dwóch lat w zasadzie nie grał w piłkę. Dwukrotnie zrywał więzadło krzyżowe w kolanie. Po pierwszej kontuzji wrócił i po paru minutach rozsypał się ponownie. Dramat.

Obie strony mogły sporo zyskać na tym wypożyczeniu i zyskały. Plan się powiódł. Ebosse momentalnie znalazł się w jedenastce Jagi i generalnie dał radę. Pewne mankamenty w jego grze były widoczne. Czasami wyraźnie przysypia w kryciu, zdarzają mu się też zaćmienia z piłką przy nodze, gdy traci ją w dziwny sposób, ale całościowo zapewniał niezły poziom w lidze i pucharach. Przez trzy i pół miesiąca w Polsce rozegrał blisko 1800 minut, czyli najwięcej od sezonu 2021/22 w barwach Angers, po którym ruszył do Włoch.

Z Jagiellonią zdążył się już pożegnać, jego wypożyczenie z Udinese nie zostanie przedłużone, ale będzie miał co wspominać.

7. Konstantinos Sotiriou (Korona Kielce)

Jego transfer przeszedł bez większego echa. Ot, 28-letni Cypryjczyk przychodzi z ligi izraelskiej, nie ma się czym ekscytować. Okazał się jednak więcej niż solidnym nabytkiem, na dłuższą metę wygrał rywalizację z Bartłomiejem Smolarczykiem. Dobry w obronie, piłka też go nie parzy, potrafi coś zdziałać pod bramką rywali (gol z Widzewem). Z Sotiriou na boisku (10 meczów) Korona ani razu nie przegrała.

Gdyby nie bolesna kontuzja twarzy w spotkaniu z GKS-em Katowice, oznaczająca pauzę z Lechią Gdańsk i grę w masce w następnych meczach, być może na finiszu rozgrywek pokazałby jeszcze więcej.

6. German Barkowskij (Puszcza Niepołomice)

Puszcza spadła, ale on zaprezentował się z na tyle korzystnej strony, że być może ktoś w Ekstraklasie po niego sięgnie. Barkowskij nadspodziewanie szybko posadził na ławce Michalisa Kosidisa, który przecież miał co najmniej niezłe liczby jak na taki zespół. W praniu wyszło, że Białorusin daje jeszcze więcej. Do zalet Kosidisa dołożył więcej „piłkarskości” i lepszą grę tyłem do bramki.

Efekty? Trzy gole i trzy asysty. Barkowskij ma dopiero 22 lata, znajduje się jeszcze w dość atrakcyjnym wieku pod kątem przyszłej promocji i sprzedaży, dlatego bylibyśmy zdziwieni, gdyby nikt tego lata nie zapukał do Niepołomic z konkretną ofertą.

5. Jose Pozo (Śląsk Wrocław)

Przyszedł dość późno (2 lutego), już po starcie rundy, ale miał za sobą miesiące regularnej gry w Karmiotissie, dlatego był już odbudowany po wcześniejszym 2,5-letnim okresie z incydentalną liczbą meczów.

Z futbolówką przy nodze Pozo to pan piłkarz. Po prostu. Ma ponadprzeciętną technikę, spokój i wizję gry, z przyjemnością ogląda się jego poczynania. Od razu nas „kupił”, prawie zawsze należał do wyróżniających się postaci Śląska, a wisienką na torcie było wyjazdowe spotkanie z Cracovią, gdy zdobył ładną bramkę i zaliczył asystę. Gdyby koledzy byli skuteczniejsi, konkretów ofensywnych uzbierałby więcej.

Nic dziwnego, że już jego usługi zapewniła sobie Pogoń Szczecin, zwłaszcza że klauzula odejścia po spadku Śląska była symboliczna. Jedyna wątpliwość dotyczy tego, czy środkowy pomocnik tak słabo pracujący w defensywie będzie miał rację bytu w tak ofensywnie nastawionym zespole jak Portowcy, w którym taryfę ulgową w grze obronnej ma już przecież Kamil Grosicki.

Jose Pozo w meczu Ekstraklasy.

Jose Pozo wypromował się ze Śląska Wrocław do Pogoni Szczecin. 

4. Norbert Wojtuszek (Jagiellonia Białystok)

Jeden z tych transferów, na który wpaść mogli tylko ci, którzy widzą więcej. Wojtuszek nie miał za sobą szałowego sezonu na wypożyczeniu w pierwszoligowym GKS-ie Tychy, nie był nawet pewny składu w Górniku Zabrze, będąc nominalnie środkowym pomocnikiem najlepsze mecze rozegrał jako prawy obrońca, a tu nagle zgłasza się po niego mistrz Polski.

Całkiem szalona historia, zwłaszcza że Wojtuszek sprawdził się w Jagiellonii właśnie na boku obrony. Pewnie nie musiałby tak szybko zostać zweryfikowany w tak dużym wymiarze, ale akurat niedługo po jego przyjściu poważnej kontuzji doznał Michal Sacek i Adrian Siemieniec nie miał dużego wyboru przy szukaniu alternatywnego rozwiązania. Urodzony w Krakowie 23-latek dał radę, podobał się zwłaszcza w ofensywnych wypadach. To jego gol w ostatniej kolejce zapewnił białostoczanom remis z Pogonią oznaczający kontynuację europejskiej przygody w nowym sezonie.

3. Assad Al-Hamlawi (Śląsk Wrocław)

Atak WKS-u miał ratować król strzelców drugiej ligi szwedzkiej, co nie brzmiało zbyt ekskluzywnie. Praktyka pokazała, że i w tym przypadku Rafał Grodzicki trafił. Rzadko zdarza się, żeby napastnik zmieniający klub zimą od razu zdobył tyle bramek.

Pierwsze wrażenie Al-Hamlawi sprawił słabe. Widać było jakąś technikę, ale jeszcze więcej chaosu i złych decyzji. Nagle jednak zaczęło mu wpadać wszystko, czego się dotknął.

  • gol z Legią Warszawa
  • gol z Pogonią Szczecin
  • gol ze Stalą Mielec
  • dwa gole z Lechem Poznań

A mówimy tylko o czterech spotkaniach. Do końca sezonu zdołał jeszcze pokonać bramkarzy Zagłębia Lubin i Puszczy Niepołomice. Utrzymania to nie dało, ale indywidualnie ładnie się wypromował, co daje Śląskowi nadzieję na konkretny zarobek w letnim okienku.

2. Marco Burch (Radomiak Radom)

Okazał się wielkim niewypałem w Legii Warszawa. Wypożyczenie do Radomiaka zaczął od katastrofalnego – swojego i całej drużyny – występu w Białymstoku, gdzie Jagiellonia już do przerwy zapakowała rywalom pięć goli. Wydawało się, że Burch potwierdzi łatkę ligowego nieudacznika, która zdążyła się do niego przyczepić.

Po Jadze na kilka tygodni poszedł w odstawkę, a potem wrócił. Odmieniony. Nie ukrywajmy, w sprawieniu tego wrażenia pomogły mu konkrety z przodu. Z Lechią Gdańsk gol i asysta, z Koroną i Pogonią dołożył kolejne bramki. Wszystkie te mecze były wygrane i przesądziły o utrzymaniu Radomiaka. Ewidentnie słabszy moment Szwajcar miał jeszcze tylko raz, z Lechem Poznań.

Teraz może wracać do Legii z jakimiś nadziejami, zyskał wiele pewności siebie.

Marco Burch odbudował się w Radomiaku Radom. 

1. Rasmus Carstensen (Lech Poznań)

Chyba nawet w samym Lechu na starcie nie spodziewali się, jak dobry ruch wykonują. Duńczyka sprowadzono do roli kogoś, kto ma trochę ponaciskać Joela Pereirę w walce o skład, bo świetny jesienią Portugalczyk nie miał żadnej konkurencji w zespole. Carstensen jako tako rokował. Pokopał przecież sporo w Bundeslidze dla FC Koeln, choć paradoksalnie po spadku jego akcje zleciały i na drugim szczeblu grał mniej niż na pierwszym.

Okazało się, że facet wszedł do drużyny z buta i po paru tygodniach to on grał, a Pereira siedział na ławce. To wielka sztuka, żeby będąc wypożyczonym bez opcji transferu definitywnego, prezentować się tak dobrze, że trenerzy na rzecz ciebie odstawiają dotychczas najlepszego zawodnika ligi na swojej pozycji.

Carstensen jest innym typem obrońcy niż Pereira, który ma głównie atuty ofensywne i woli dośrodkowywać sprzed narożnika pola karnego. Duńczyk jest bardziej rozbiegany, lubi pościgać się do linii lub wbiec w pole karne, lepiej też czuje się w grze w kontakcie. To było coś nowego, Lech zaskoczył rywali.

Po pewnym czasie Carstensen trochę spuścił z tonu i w końcu Pereira odzyskał swoje miejsce, ale na koniec piłkarz Koeln jeszcze bardzo się przydał. W decydującym meczu z Piastem Gliwice wystąpił na lewym skrzydle i zaliczył asystę przy zwycięskim golu Afonso Sousy. Gdyby było to możliwe, chętnie oglądalibyśmy tego zawodnika w kolejnym sezonie Ekstraklasy.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. FotoPyK/Newspix

22 komentarzy

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama