Ja też bywam zmęczony. Wtedy spędzam pół dnia w klubie, aby się zregenerować. Staram się niczego nie zaniedbać. Odpowiednio się odżywiam, dużo śpię, a gdy gramy co trzy dni, to praktycznie nie ruszam się z domu. Wszystko po to, aby jak najlepiej przygotować się do meczu. W tych sprawach jestem jak… tenisista. Chcę, aby wynik zależał tylko ode mnie. Gdy będę w 100 procentach przygotowany, to wiem, że jako zespół mamy większą szansę na zwycięstwo – mówi w Super Expressie Grzegorz Krychowiak.
FAKT
Legia straciła Kuciaka. Bramkarz wicemistrzów kraju nabawił się kontuzji kolana w meczu z Club Brugge i nie będzie gotowy na mecz z Pogonią Szczecin. Obok czytamy natomiast o poobijanym Lechu po Fiorentinie. Najbardziej ucierpiał Kędziora.
Obrońcę Kolejorza można było spokojnie pomylić z… bokserem. – Spokojnie, łeb nie szklanka – śmieje się lechita.
W kolejnych ramkach są teksty, które zapowiadają pozostałe mecze Ekstraklasy. Ruch podejmuje Lechię, więc pojawia się pytanie, czy były napastnik Niebieskich Kuświk trafi do siatki. Z Piastem na prawej obronie Jagiellonii najpewniej wystąpi Grzyb. Z kolei Górnik Zabrze nie potrafi wygrywać u siebie. Jest też o Sebastianie Nowaku, który w Termalice imponuje Mandryszowi i Barisiciu, który uratował NK Osijek przed bankructwem. O każdym z tych tematów przeczytać można dosłownie kilka zdań.
Koszmarny jubileusz Pawłowskiego. Tekst po wczorajszym meczu.
Skończy po setce? W meczu z Cracovią Tadeusz Pawłowski (62 l.) po raz 100 zasiadł na ławce, jako trener Śląska. I to może być koniec, bo jego ekipa w fatalnym stylu przegrała w Krakowie 1:4.
Lewy rozstrzela Tytonia?
To może być jeden z najbardziej pracowitych dni w karierze Przemysława Tytonia (28 l.). Polski bramkarz VfB Stuttgart jedzie w sobotę (godz. 15:30, Eurosport) na mecz z Bayernem Monachium Roberta Lewandowskiego (27 l.). W stolicy Bawarii dojdzie więc do polskiego spotkania naszych bohaterów Euro 2012. (…) Z drugiej strony Tytoń nie powinien się zbytnio obawiać, że Lewandowski strzeli mu kilka goli. Snajper Bawarczyków ma w meczach ze Stuttgartem sporty problem. Co prawda w 10 spotkaniach zdobył już cztery bramki, ale trafiał jedynie w dwóch meczach. To oznacza, że w aż ośmiu starciach obrońcy VfB mieli receptę na Polaka.
RZECZPOSPOLITA
Nietypowa propozycja Stefana Szczepłka: Drużyna piłkarska jak fortepian.
Czy Fryderyk Chopin grałby w piłkę, gdyby w jego czasach była popularna? Być może. Wiemy tylko tyle, że chodził na ślizgawkę przy ulicy Oboźnej w Warszawie, gdzie rozbił sobie głowę. Pianiści mieli w Filharmonii Narodowej specjalny pokój z fortepianem, na którym mogli przeprowadzić rozgrzewkę. Przed występem zdejmowali z palców biżuterię, bo przeszkadza w grze. Kilkoro w ostatniej chwili zdejmowało rękawiczki. Piłkarze przed wyjściem na boisko rozgrzewają przede wszystkim nogi, a nie ręce, ale także muszą zdjąć sygnety, obrączki, naszyjniki, kolczyki, bo wszystkie te precjoza mogą być niebezpieczne. Stres młodego pianisty przed występem, od którego zależy być może cała kariera, jest porównywalny z tym, co przeżywa piłkarz. On ma zazwyczaj tremę do pierwszego kontaktu z piłką. Pianista – do pierwszego uderzenia w klawisz. Jedni i drudzy, nim zaczną, muszą jeszcze oswoić się z kamerami telewizyjnymi, które zaglądają im w twarze, utrudniając koncentrację. Piłkarze przed zawodami przybijają „piątki”, trenerzy dają im ostatnie wskazówki. Wielu ma rozmaite przesądy. Jedni wchodzą na boisko lub estradę lewą, drudzy – prawą nogą. Zdobywczyni wyróżnienia Aimi Kobayashi przed wyjściem na estradę w I etapie konkursu dostała od swojej profesorki orzeźwiający cios w plecy. Przebudziła się i grała jak natchniona. Porównanie drobnej Japonki z potężnym bokserem niby nie ma sensu, ale przecież ten cios odegrał podobną rolę jak walenie pięściarza po twarzy czy dawanie mu do wąchania amoniaku, po którym zrywa się gotowy do walki.
SUPER EXPRESS
Klub docenił mój wysiłek – mówi Grzegorz Krychowiak, który podpisał nowy kontrakt z Sevillą. Ciekawszy fragment rozmowy.
Jest pan cennym piłkarzem dla klubu, zagrał pan we wszystkich spotkaniach Sevilli w tym sezonie. Mówią o panu maszyna… Był taki moment, że chciał pan odpocząć i poprosić trenera o zmianę?
– Nie, ale ja też bywam zmęczony. Wtedy spędzam pół dnia w klubie, aby się zregenerować. Staram się niczego nie zaniedbać. Odpowiednio się odżywiam, dużo śpię, a gdy gramy co trzy dni, to praktycznie nie ruszam się z domu. Wszystko po to, aby jak najlepiej przygotować się do meczu. W tych sprawach jestem jak… tenisista. Chcę, aby wynik zależał tylko ode mnie. Gdy będę w 100 procentach przygotowany, to wiem, że jako zespół mamy większą szansę na zwycięstwo.
Niektórzy kibice oceniają, że spisuje się pan słabiej w porównaniu z poprzednim sezonem. Co pan na to?
– Nie uważam, abym grał w inny sposób niż w ubiegłych rozgrywkach. Biegam, walczę, staram się, daję z siebie 100 procent. Nic nie mogę sobie zarzucić. Ubiegły sezon był perfekcyjny i nie jest łatwo powtórzyć tamte osiągnięcia.
Dziś Bayern gra ze Stuttgartem. Lewandowski da popalić Tytoniowi?
Robert Lewandowski (27 l.) w tym sezonie Bundesligi pokonał już siedmiu bramkarzy (13 goli). Ósmym może być Przemysław Tytoń (28 l.) – dziś w 12. kolejce Bayern zagra ze Stuttgartem. Tytoń był bohaterem ostatniej kolejki. To w dużej mierze dzięki jego świetnym interwencjom VfB wygrał z Darmstadt (2:0). Teraz jednak przed graczami ze Stuttgartu znacznie trudniejsze zadanie – powstrzymanie rozpędzonego Bayernu i kosmicznego Lewandowskiego. (…) Będzie to starcie najlepszego ataku (33 bramki Bayernu) z najgorszą obroną ligi niemieckiej (23 stracone gole VfB). Co ciekawe, oba zespoły oddały najwięcej strzałów w spotkaniach Bundesligi – Bayern (204), Stuttgart (194).
GAZETA WYBORCZA
W dziale sportowym nic dziś nie ma, ale po drodze napotykamy materiał o nazwie „Tajemnice mundialu Piechniczka”. Odstrzelić Bońka, autorzy: Beata Żurek i Paweł Czado.
Dla wyznawców złotej jedenastki Kazimierza Górskiego to zdanie brzmi jak herezja, ale Grzegorz Lato i Władysław Żmuda są zgodni: „To w 1982 roku Polska była bliżej zdobycia mistrzostwa świata niż w 1974”. Wiedzą, co mówią, bo zagrali we wszystkich meczach na obu tych mundialach. Żadna inna drużyna nie musiała pokonać tylu przeszkód co ekipa Antoniego Piechniczka i nigdy wcześniej ani później polscy piłkarze nie grali wielkiego turnieju w takiej atmosferze jak w 1982 roku. (…) W drodze na decydujący o awansie do półfinału mecz z ZSRR piłkarze naradzają się, czy wymienić się z Ruskimi koszulkami. Większość nie chciała, Boniek chciał. – Traktowałem to jako skalp, ale szczerze mówiąc, lubiłem rosyjskich piłkarzy. – Pułkownik Hendryk Celak przestrzegał, żeby głupot nie robić. A Zbyszek mu mówi: „Co pan nam tu pieprzy. Jeśli będziemy przegrywać, w ostatniej minucie z pięści naparzam i tyle”. Bo to jaja były. Gramy superważny mecz, a tu facet z polityką nam wjeżdża – wspomina Lato. Ekipa na mundial liczy aż 44 osoby (22 zawodników). Paweł Janas: – Działaczy było zaskakująco dużo. Wielu nie znaliśmy. „Szpicle” – mówiliśmy między sobą.
Dozór nad reprezentacją sprawuje komisarz wojskowy w Głównym Komitecie Kultury Fizycznej i Sportu płk Wacław Feryniec. W czasie wojny był dowódcą czołgu T-34 o numerze 102 (pierwowzoru „Rudego” z „Czterech pancernych”). W jednym z raportów wścieka się, że na mundial jedzie aż 22 dziennikarzy. To „jawne nieliczenie się z możliwościami kraju i jego aktualną sytuację gospodarczą”. Grzegorz Lato: – W hotelu działacze odgrodzili się od nas parawanem i winko pili. Na naszym stole były małe bułeczki, więc my tymi bułeczkami bum, bum, bum… za parawan. Działacze wybiegają wzburzeni. – Co jest? Piłkarze: – Nic. I powtarzają bombardowanie, aż kelnerzy zwijają parawan.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Nawałka zaskoczył. Na okładce Dawidowicz ze Stępińskim.
Powołania zaskakują.
Skończyło się świętowanie, zaczęła się najtrudniejsza praca. W grach towarzyskich, treningach i na podstawie analizy gry w klubach Adam Nawałka musi wyselekcjonować grupę 23 piłkarzy, których zabierze na mistrzostwa Europy do Francji. Selekcjoner udanymi kwalifikacjami kupił sobie zaufanie kibiców, ale to nie może uśpić jego czujności. W szerokiej kadrze musi mieć zawodników, którzy pozwolą mu na realizację kilku wariantów taktycznych. Na tym tle szef biało-czerwonych jest bardzo wyczulony. W powołanej kadrze na mecze z Islandią i Słowacją największe zdziwienie wywołuje obecność Pawła Dawidowicza, który gra tylko w rezerwach Benfiki Lizbona. – A może jest tak, że nie nadaje się do pierwszej drużyny Benfiki, a nadaje się do naszej kadry? Nie odrzucałbym takiej możliwości. Inna sprawa, że rozmawiałem ze skautem, który oglądał go w meczu tych rezerw i wystawił mu bardzo wysoką ocenę – mówi nam ekspert nc+ Grzegorz Mielcarski. Trudno też bronić powołań dla Sławomira Peszki i Sebastiana Mili. Ten drugi od ostatniego pobytu na kadrze na boisku spędził raptem kwadrans. – Powołanie dla Sebastiana jest wyrazem tęsknoty Nawałki za klasyczną “dychą’, bo wciąż jej bardzo brakuje. Inna sprawa, że pół żartem można stwierdzić, iż golem z Niemcami Mila zagwarantował sobie dozgonne powołania do kadry – uśmiecha się Mielcarski.
I fragment komentarza Roberta Błońskiego: Selekcjonerowi żal na eksperymenty choćby jednego treningu – wiadomo, lepsze jest wrogiem dobrego. Przygotowania do francuskiego turnieju zaczynają się w poniedziałek. Na kontrowersyjne nominacje był czas, kiedy Nawałka objął funkcję w listopadzie 2013 roku i zrobił przegląd kadr z ekstraklasy. Tym razem nie traci czasu. Nie będzie rewolucyjnych zmian w podstawowym składzie, a wśród zmienników znalazło się miejsce dla rezerwowych Lechii Sławomira Peszki oraz Sebastiana Mili, ale też trzech 20-latków i 19-latka.
Relacje pomeczowe z piątku odpuszczamy, dalej – Snajper jak z włoskiej mafii.
Najczarniejszym dniem w historii NK Osijek miał być 17 maja 2014 roku. Chorwacka drużyna rozgrywała ostatni mecz sezonu z NK Hrvatski Dragovoljac, przesądzający o tym, czy klub spadnie do drugiej ligi, czy się utrzyma. Wszystko wskazywało na ten pierwszy scenariusz, bo choć Osijek dominował w posiadaniu piłki i stwarzał więcej sytuacji podbramkowych, od 20. minuty przegrywał 0:1. W tym momencie jeszcze Josip Barišić siedział na ławce rezerwowych. To zresztą dla niego żadna niespodzianka, przez całe rozgrywki był bowiem głównie rezerwowym i to mimo że był najlepszym strzelcem drużyny (6 goli). Napastnik Piasta nie godził się z tą sytuacją, cztery razy chodził do trenera na rozmowę, przekonując, że jego miejsce jest w podstawowym składzie. – Uważał, że nie pasuję do jego koncepcji. Mieliśmy bardzo młody skład, najmłodszy w lidze, ale akurat w ataku biegał zawodnik jeszcze starszy ode mnie. Miałem inne zdanie na temat, kto jest lepszy, ale nic nie mogłem zrobić – wspomina dziś Chorwat. Ale w najbardziej dramatycznej chwili Tomislav Rukavina, chcąc, nie chcąc, musiał sięgnąć po zawodnika, do którego nie czuł wielkiego zaufania. W 83. minucie spotkania, a więc zaledwie 7 minut od niechybnie zbliżającej się degradacji, zdecydował się wpuścić Barišicia na plac. Relacje obu panów były tak chłodne, że przed wejściem napastnika na plac, trener nic mu nie powiedział, w żaden sposób nie próbował mobilizować. – Przed zmianą pomyślałem, że koniecznie muszę strzelić gola, bo inaczej będzie katastrofa – mówi Barisić. Zaledwie trzydzieści sekund później wykorzystał dośrodkowanie z prawej strony i strzałem głową dał zespołowi upragniony remis, dający utrzymanie. To był jego pierwszy kontakt z piłką w tym spotkaniu.
A Linetty oczarował Włochów i spodobał się Fiorentinie.
Nieoficjalnie wiadomo jednak, że przedstawiciele włoskiej ekipy byli pod wrażeniem gry Linettego i w rozmowach z szefami poznańskiego klubu twierdzili, że był zdecydowanie najlepszy w jedenastce gospodarzy. A to oznacza, że na pewno będzie dalej obserwowany. Do tej pory Linetty był niemal przypisany do pozycji rozgrywającego i najczęściej tworzył parę środkowych pomocników z Łukaszem Trałką. Poprzedni szkoleniowiec mistrzów Polski, Maciej Skorża w przedsezonowych sparingach dał 20-letniemu zawodnikowi szansę na pozycji ofensywnego pomocnika, ale później z tego rozwiązania skorzystał tylko raz. Bezskutecznie, bo poznaniacy przegrali 1:3 w Mielcu z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza. Pomysł przesunięcia kadrowicza bliżej bramki odkurzył teraz Jan Urban. – Fajnie mi się grało. Miałem schodzić po piłkę wgłąb pola, a w ofensywie grać blisko Kaspra Hämäläinena – przyznał po starciu z Włochami Linetty. Gra tuż za napastnikiem to dla niego nie nowość. Właśnie na tej pozycji występował w zespołach juniorskich Kolejorza. – Trener zalecił mi grę wysokim pressingiem, żeby rywale nie mieli czasu na rozegranie piłki – dodał zadowolony z siebie.
Wśród sobotnich felietonistów tradycyjnie Włodarczyk, Borek i Stanowski. Ten ostatni pisze: Miłość nie istnieje.
Ach ta miłość wobec klubów. Człowiek ma motyle w brzuchu, idzie ulicą i podśpiewuje, cieszy się jak głupi do sera. A jak mu pokażą herb klubu – od razu rzuca się do całowania. Podstawisz dyktafon pod nos – zaraz posypią się ckliwe wyznania. Miłość taka nie wygasa, uczucie trwać może i całe dziesięciolecia, z taką miłością to można za rękę przejść przez życie i się godnie zestarzeć. Oczywiście pod jednym warunkiem – że przelewy dochodzą na czas, a księgowa odbiera telefony. Franciszek Smuda rozkochany był w Wiśle do szaleństwa. Ileż on wywiadów udzielił na temat uczucia, jakim darzy ten klub. Że przecież by sobie nie wybaczył, gdyby Biała Gwiazda wpadła w tarapaty, a gdyby się miała rozpaść – no to jeszcze w trumnie by nogami ze złości wywijał. Bo on się do Krakowa przeprowadził i tak mu ten Kraków zawirował w głowie, że nie wyobraża sobie, by mieszkać gdzie indziej. Dlatego – dość myślenia o pieniądzach, schodzą na drugi plan, trzeba zakasać rękawy i wziąć się do odbudowy klubu. Jak ktoś myśli o forsie – to zły adres. Tutaj, w tym miejscu i w tym czasie, liczy się przede wszystkim Wisła. Tak mówił, takie to było wzruszające. A teraz zamiast wyznać miłosnych słychać tylko: – Dawaj milion! Dawaj milion natychmiast! Dawaj milion w jednej racie! Milion, milion, kasa, już, szybko, teraz!