Rok gry i cały wór goli – ok, to było jasne, że będzie strzelał gole. Jednak Luis Suarez wpasował się do Barcelony chyba znacznie bardziej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. I świadczą o tym nie gole właśnie, ale… asysty. To wydaje się nieprawdopodobne, ale Urugwajczyk zaliczył ich już TRZYDZIEŚCI.
Zadebiutował 25 października, czyli niemal dokładnie rok temu. Już w pierwszym meczu – z Realem Madryt – oczywiście zanotował asystę. A potem kluczowe podania sypały się jedno po drugim. Momentalnie złapał genialny kontakt zarówno z Lionelem Messim, jak i Neymarem. Gołym okiem widać, że na boisku dostrzegają się w każdej sytuacji i nikt z nich na bramki pazerny nie jest. Ale szczególnie altruizm Suareza robi wrażenie. Ilekroć ma do wyboru strzelić albo podać – podaje.
Gdyby przeanalizować topowych środkowych napastników świata, to przez ostatni rok zanotowali oni następującą liczbę asyst (wzięliśmy pod lupę przypadkowe głośne nazwiska i podliczyliśmy dorobek wyłącznie klubowy, od 25 października 2014):
Mueller – 15
Ibrahimović – 13
Aubameyang – 13
Lewandowski – 12
Aguero – 12
Higuain – 11
Benzema – 11
Lukaku – 10
Icardi – 9
Diego Costa – 6
Kane – 6
Giroud – 4
Suarez ze swoimi 30 asystami po prostu miażdży konkurencję. Mało tego, jego klubowy kolega Neymar, czyli zawodnik grający mniej centralnie i który z racji ustawienia na boisku powinien notować więcej asyst, uzbierał w tym czasie 18 asyst. Suarez ma też więcej asyst niż Lionel Messi w tym samym czasie – Argentyńczyk zanotował 23 asysty. Najbliżej Suareza jest Ronaldo, który miał 27 asyst (chociaż odkąd przesunięto go na środek ataku, to tylko 2).
Pod względem zawodników grających non stop na środku ataku Suarez jest absolutnie bezkonkurencyjny. Ale to dla nie żadna nowość. Już jego dokonania w Premier League pokazały, jak się rozwija jako piłkarz. W kolejnych sezonach notował 5, 6, 11 i 21 asyst. Ewidentnie stał się zawodnikiem zespołowym. A w Barcelonie od pierwszego dnia zrozumiał: jeśli chcę być jednym z nich, muszę grać jak oni. Czyli najlepiej wjechać z piłką do bramki lub umożliwić to koledze.
Obawiano się, jak połączyć ego trzech tak wielkich piłkarzy w jednej formacji. Okazało się jednak, że to wcale nie takie trudne, przynajmniej w przypadku tych konkretnych zawodników. Na tę chwilę zdaje się, że żaden drugiemu niczego nie zazdrości i żaden nie czuje się stłamszony – czego bał się między innymi Johan Cruyff.