Cała sprawa jest od początku do końca tak absurdalna, że aż trudno w nią uwierzyć. Pomocnik reprezentacji Francji uprawia seks z narzeczoną, nagrywa to na kamerkę, ale wideo jakimś cudem wypływa. Jakimś cudem trafia też w ręce – prosimy o koncentrację – przyjaciela brata jego kolegi z kadry. Ten przyjaciel wpada więc na pomysł, że warto zarobić trochę kasy. I posuwa się do szantażu. Na zasadzie – albo wpłacisz 150 tysięcy euro, albo wypuszczamy seks-taśmę na YouTube. Nie robi jednak tego sam. Prosi o pomoc, a w zasadzie pośrednictwo rzeczonego kolegę, czyli Karima Benzemę. Dlaczego? Prawdopodobnie po to, by ruszyć sprawę „nieoficjalnym” kanałem. Przecież Mathieu Valbuena nie odważy się ogłosić, że szantażuje go kumpel z reprezentacji. Przecież takie rzeczy się nie zdarzają. Kto uwierzyłby w taką abstrakcję?
A jednak nie można wykluczyć takiego scenariusza. Po spędzeniu przez Benzemę nocy na komisariacie w Versalles wypłynęły na światło dzienne kolejne fakty. Francuskie źródła podają, że napastnik przyznał się do udziału w całej aferze. To on na początku października, podczas zgrupowania reprezentacji, miał poinformować Valbuenę, że wideo wypłynęło i czas sięgnąć do portfela. Sam Benzema ponoć twierdzi, że chciał po przyjacielsku ostrzec kolegę. Innego zdania rzekomo jest jednak Valbuena, który – według telewizji BFMTV – miał to odebrać w charakterze groźby. Cała ta historia wyjątkowo śmierdzi, a kolejne szczegóły powinniśmy poznać już wkrótce. Przyjaciel brata Benzemy, czyli główny podejrzany, też bowiem został aresztowany i wkrótce będzie zeznawał. Podobnie zresztą jak dwóch innych szantażystów.
Jak było naprawdę – póki nie ma oficjalnego wyroku – możemy się tylko domyślać. Sam jednak fakt, ile osób zostało zaangażowanych w aferę, świadczy o tym, jak długo ktoś to planował. Świadczy też o tym, że nie była to niewinna zabawa mająca na celu żarty z biednego Valbueny, tylko naprawdę planowano tu skasować grubszą kasę. Grubszą, czyli wspomniane 150 tysięcy euro – mniej niż Benzema zarabia w tydzień w Realu. Po co więc w ogóle się w to bawił? Jak mógł aż tak ryzykować wizerunkiem? Czy faktycznie było mu obojętne, że właśnie rozwala atmosferę w kadrze, a jego zdjęcia prowadzonego w kapturze na komisariat znajdą się na większości sportowych dzienników na świecie? I wreszcie – czy ten Benzema jest naprawdę, po ludzku, aż tak piramidalnie głupi, że – jakikolwiek był jego udział – w ogóle chciał w tym partycypować?
Francuscy prawnicy zastanawiają się nad tym samym. Podkreślają, że nie ma logicznego motywu, dla którego można byłoby w ogóle łączyć Karima z tą sprawą. Policja postanowiła go jednak zatrzymać na noc, by w tzw. międzyczasie nie utrudniał prowadzenia śledztwa. Djibril Cisse, którego nazwisko też pojawiało się w analizowanych rozmowach telefonicznych, również spędził na dołku 12 godzin. Jeszcze wczoraj adwokat Benzemy, Sylvain Comier stwierdził, że jego klient „jest wręcz usatysfakcjonowany, że mógł zakończyć tę żenującą polemikę, bo nie miał żadnego związku z szantażem”, ale dzisiejsze informacje kłócą się z tą wypowiedzią. Prawnik dementuje, Benzema się niby przyznaje, a Valbuena – co sąd poddał oddzielnej analizie – wstawia na Facebooka zdjęcie w czułej pozie z Karimem (!).
Kto ma rację? Komu wierzyć? Czy w ogóle jest sens doszukiwać się w tym wszystkim logiki? Jeżeli okaże się, że Benzema faktycznie szantażował kolegę, to – jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi – sąd może zakazać wysłania mu powołania. Obecność na kadrze może bowiem prowadzić do mataczeń i utrudnienia śledztwa. Spirala faktów, spekulacji, plotek i możliwych rozwiązań kręci się w zawrotnym tempie. Co kilkanaście minut dochodzą kolejne.
Dla Benzemy to jednak nie nowość. Facet, który w życiu nie dostał czerwonej kartki (tylko 18 żółtych w 518 meczach), niewiniątko boiskowe, poza murawą jest prawdziwym recydywistą. Kartotekę policyjną otworzył już w 2009 roku, gdy w podmadryckim Pozuelo de Alarcón walnął Audi Q7 najpierw w ogrodzenie, potem w drzewo. Miesiąc później – podczas świętowania 22. urodzin – zdemolował Lamborghini wracając z imprezy na wyspie Reunion. Minęło pół roku i razem z Franckiem Riberym wpakował się w głośną aferę z nieletnią prostytutką, Zahią Dehar, w roli głównej. Po czterech latach obaj piłkarze zostali uniewinnieni, ale Benzema zdążył zadbać, by kartoteka nie stała pusta. W czerwcu 2011 przyłapano go na starcie w nielegalnych wyścigach ulicznych na Ibizie, za co otrzymał 250 euro kary. 18 tysięcy musiał natomiast zabulić za wciśnięcie pedału gazu aż do ziemi w swoim Porsche. Przejażdżka z prędkością 218 km/h po ekskluzywnej dzielnicy La Finca kosztowała tyle co samochód średniej klasy. Madryccy policjanci wiedzieli jednak kogo łapać. Pierwszy raz bez prawka zatrzymali go w maju, a drugi – przed tygodniem. Za ostatni występek Karim będzie się tłumaczył przed madryckim sądem 23 listopada. Dwa dni po klasyku.
I właśnie o formę sportową Benzemy najbardziej obawiają się kibice Realu. Kiedy Rafa Benitez ciągle tłumaczy się z gry defensywnej, James dochodzi do siebie po kontuzji, Bale jest wiecznie niedysponowany, a Ronaldo znajduje się w przeciętnej dyspozycji, to od Benzemy – kiedy już wróci do zdrowia – powinno zależeć najwięcej. W końcu to on potrafi świetnie połączyć grę Portugalczyka i Walijczyka, a sam – takie zadanie postawił mu Benitez – ma strzelić w tym sezonie 25 goli (na razie wbił 7 w 8 meczach). Fanów Królewskich może pocieszać fakt, że dotychczasowe wyskoki Karima nie zabijały jego formy. Mało tego – w 2011 roku sam przecież padł ofiarą szantażu, gdy zagrożono, że jeżeli nie wpłaci 900 tysięcy euro, to wypłyną jego fotki o podobnym charakterze jak wideo Valbueny. Wtedy Benzema zgłosił sprawę na policję i w porozumieniu z agentem udało się wpakować szantażystę w zasadzkę. Aż trudno uwierzyć, że teraz sam Karim miałby wystąpić w tej roli, ale ta historia może mieć tylko jedną puentę…
Ciąg dalszy nastąpi.
TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Aktualizacja (13:55): Prokuratura informuje, że Benzemę oskarżono o próbę szantażu i udział w grupie przestępczej. Grozi za to pięć lat więzienia.