– Zaryzykowaliśmy, bo zawodnicy dostali sześć dni wolnego. Trenowali tylko w jednym dniu. Ale to przyniosło skutek, bo przez większą część meczu byliśmy lepsi – oceniał trener Jagi Michał Probierz (43l.). Prowadzili 1:0. Wszystko układało się dobrze do momentu, gdy po beznadziejnej stracie piłki przez Łukasza Sekulskiego (25l.) gospodarze wyrównali. – Nic tylko kopnąć w reklamę – skwitował Probierz – czytamy w dzisiejszym „Fakcie”.
FAKT
W Fakcie znajdziemy zapowiedzi meczów naszych pucharowiczów. Dziennikarze nawołują, by Lech powtórzył sukces sprzed dwóch tygodni. O Legii piszą, że jej głównym celem jest gra w lidze, a puchary to tylko dodatek. Mimo to Czerczesow zamierza rzucić na Belgów najmocniejszy skład.
Znajdziemy też krótki tekst o Tettehu:
Wskoczył do składu i nie zawodzi. – Przeciwnika można szanować, ale nie można się go bać – mówi przed rewanżem z Fiorentoną pomocnik Kolejorza, Abdul Aziz Tetteh (25l.). (…) – Pokazaliśmy, że aktualna sytuacja w lidze nie musi mieć znaczenia. To jedynie kwestia determinacji – zauważa (…).
W „Fakcie” wypowiada się Franky van der Elst, legenda Club Brugge:
– Piłkarze z Brugii grają jedną połowę dobrze, drugą źle. Tak było w pierwszym meczu z Legią. Po przerwie dali się zdominować. Nie był to jedyny taki mecz w tym sezonie. Brakuje im stabilności – mówi Van der Elst.
W tabloidzie znajdziemy też przewrotny tekst o tym, że… nie warto trenować. Niektórzy piłkarze Jagiellonii dostali przed meczem z Podbeskidziem po sześć dni wolnego i w meczu z bielszczanami przełamali haniebną serię czterech meczów bez punktu.
– Zaryzykowaliśmy, bo zawodnicy dostali sześć dni wolnego. Trenowali tylko w jednym dniu. Ale to przyniosło skutek, bo przez większą część meczu byliśmy lepsi – oceniał trener Jagi Michał Probierz (43l.). Prowadzili 1:0. Wszystko układało się dobrze do momentu, gdy po beznadziejnej stracie piłki przez Łukasza Sekulskiego (25l.) gospodarze wyrównali. – Nic tylko kopnąć w reklamę – skwitował Probierz.
No i jeszcze tekst o Rafale Grzelaku, który dołączył przed sezonem do Korony Kielce i spisuje się do tej pory całkiem nieźle.
Jesienią 2006 roku Rafał Grzelak (27l.), jako niespełna 18-letni zawodnik, trafił do grającej wówczas w najwyższej klasie rozgrywkowej Wisły Płock. Talent miał ogromny. Wróżono mu wielką przyszłość. Wystąpił w jednym meczu i… – Byłem młody, myślałem, że szybko zostanę gwiazdą. W konsekwencji popełniłem kilka życiowych błędów – przyznaje po latach. W efekcie błędów szybko wypadł z ekstraklasowej karuzeli. Mimo to nie poddał się. Zacisnął zęby, mocno pracował ma wizerunek. – Chciałem go sprowadzić do drużyny jeszcze gdy pracowałem z Piastem Gliwice. Ostatecznie nic z tego nie wyszło – mówi trener Korony, Marcin Brosz (42l.).
GAZETA WYBORCZA
W „Wyborczej” nie uświadczymy dziś zbyt wiele piłki nożnej. Naszą uwagę zwrócił jedynie wywiad z Michałem Żyro ze stołecznego wydania.
Jak po operacji wyglądał twój powrót, indywidualne zajęcia?
– Najtrudniejsze były początki. Przez pierwszy miesiąc tylko leżałem w łóżku z gipsem na nodze, by ta była odpowiednio usztywniona. Później założono mi lżejszy opatrunek, ale i tak poruszałem się jedynie na wózku. Po kolejnych kilku tygodniach mogłem w końcu wejść do siłowni i zacząć właściwą pracę, która miała na celu wzmocnienie zoperowanej kostki. To były trudne zajęcia, bo z reguły są one znacznie intensywniejsze niż te, które mamy na co dzień z piłką przy nodze. Do tego nie były łatwe pod względem psychicznym. Dzisiaj już z innej perspektywy patrzę na Ivicę Vrdoljaka, który codziennie jeździ na rowerze wzmacniając kolano. Współczuję mu. Nie jest łatwo wstawać każdego ranka z myślą, że czekają cię serie ćwiczeń, które wykonywałeś wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu. Ale to także część naszego zawodu i z takimi przypadkami musimy sobie dawać radę.
Jak duże masz teraz zaległości?
– Spore. Mam wiele rzeczy do nadrobienia – czucie piłki, taktyka… Dopiero w poniedziałek zacząłem pracę z nowym trenerem. Wcześniej pracowałem przede wszystkim nad dojściem do pełnej sprawności fizycznej.
SUPER EXPRESS
W „Superaku” znajdziemy dwa większe teksty o piłce. Pierwszy – wywiad z Marcinem Żewłakowem, który – jak wiemy – sporą część swojej kariery spędził w Belgii. Drugi – o zatrzymanym Benzemie. Przytoczymy fragment tego pierwszego.
– Jaki jest pana strzelecki dorobek przeciwko Brugge?
– Strzeliłem im pięć goli. W pierwszym moim sezonie w Moeskroen wygraliśmy w Brugii, a ja otworzyłem wynik. Najbardziej bolesne wspomnienie to przegrany 1:3 finał Pucharu Belgii 2002. To był pierwszy finał w historii Moeskroen.
– Nemanja Nikolić pójdzie w pana ślady i też pokona bramkarza Brugge?
– To dla niego odpowiedni mecz i rywal. To gospodarze będą prowadzili grę, a to dobry moment, aby ich skontrować. A w tym Nikolić jest dobry, umie się w takiej sytuacji znaleźć. Czuję, że to spotkanie może mu dać pierwszą bramkę w fazie grupowej Ligi Europy. Najlepszym przykładem jest wynik zespołu Midtjylland, który zagrał z kontry i wygrał z Belgami na ich terenie 3:1.
PRZEGLĄD SPORTOWY
W „Przeglądzie” znajdziemy te same zapowiedzi co w „Fakcie”, tylko że w wersji rozszerzonej. Nie będziemy im wam przytaczać po raz drugi.
Mateusz Cetnarski i jego kariera, czyli niezły roller-coaster. Już w piątek lider Cracovii zmierzy się ze Śląskiem Wrocław, którego przez długi czas był piłkarzem.
Na pewno jestem lepszym piłkarzem niż wtedy, kiedy zagrałem u Franciszka Smudy w reprezentacji – twierdzi Mateusz Cetnarski. Jeśli kiedyś napisze autobiografię, na pewno znajdzie wielu czytelników lubiących historie z zaskakującymi zwrotami akcji. Złote dziecko Oresta Lenczyka w Bełchatowie i reprezentant Polski z perspektywą gry na EURO 2012. Potem zerwane więzadła w stawie skokowym i mozolne starania o odzyskanie formy. Dalej transfer do Śląska Wrocław za ponad półtora miliona złotych i czające się za rogiem wzloty i upadki, bo z jednej strony mistrzostwo Polski i Superpuchar, a z drugiej rola człowieka z cienia, zapchajdziury i dublera Sebastiana Mili. Wreszcie przedwczesne rozwiązanie umowy i przenosiny do Widzewa, a za chwilę spadek z ekstraklasy. (…) To wszystko było tylko przygrywką do tego, co spotkało go w Cracovii. Tam zaczął nowe życie dosłownie i w przenośni. W ubiegłym roku zmagał się z sepsą. Mógł myśleć wtedy o wielu sprawach, ale nie o tym, że wróci do futbolu. Teraz jest piłkarzem pełną gębą, bez niego Pasy nie grałyby tak dobrze w ofensywie. Ma 27 lat i w jego karierze jeszcze wszystko jest możliwe. Źle już było, teraz ma być dobrze.
Nowy udziałowiec w Śląsku Wrocław? Miasto chce się pozbyć akcji klubu. „Przegląd” donosi, że zainteresowany nimi jest biznesmen działający w branży farmaceutycznej.
Nie konsorcjum trzech biznesmenów, a działający w pojedynkę Stanisław Han ma zostać jedynym udziałowcem Śląska Wrocław – dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. Jeśli rozmowy uda się sfinalizować, będzie to dość nieoczekiwane, ale pod względem sprawności decyzyjnej raczej pożądane rozwiązanie. Odpowiedzialność za klub spocznie na jednym biznesmenie. W dodatku uchodzącym za najbardziej majętnego spośród trzech tworzących Wrocławskie Konsorcjum Sportowe. Przypomnijmy sytuację: miasto ma 49 procent akcji Śląska, Konsorcjum 51 procent. Gmina chce jednak pozbyć się swojej części. W wymaganym terminie chęć odkupienia miejskich akcji zgłosiło tylko Wrocławskie Konsorcjum Sportowe, czyli firmy Hana (firma Hasco-Lek, branża farmaceutyczna), Marka Nowary (Inter-System, budownictwo) oraz Rafała Holanowskiego (Supra Inwest, branża ubezpieczeniowa). Problem w tym, że wśród członków Konsorcjum nie było widać determinacji ani jednomyślności, czy rzeczywiście należy przejąć Śląsk i na jakich warunkach. Kupno miejskich akcji za około 4 mln zł, bo na tyle opiewa ich wycena, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Oprócz tego:
– Grendel gotowy do gry,
– Bartłomiej Babiarz nie zagra przeciwko Góralom,
– Nastolatkowie z Pogoni dostaną szansę na Legii,
– Brak Urosa Koruna to duży kłopot,
– Milik walczy o transfer i wyjście z grupy,
– Rozszerzone wersje tekstów, które znaleźliśmy w „Fakcie”.