Reklama

PZPN i sprzedaż biletów? Wyjątkowo niedobrana para

Jakub Białek

12 kwietnia 2025, 12:53 • 6 min czytania 15 komentarzy

Polski Związek Piłki Nożnej i sprzedaż biletów to od dawna problematyczne połączenie. Kontrowersyjnej sprzedaży wejściówek dotyczyła nawet jedna z największych afer ekipy Zbigniewa Bońka. Pamiętacie Kazimierza Grenia nielegalnie handlującego biletami pod stadionem w Irlandii? Oczywiście, że pamiętacie. Wtedy w rolę konika wcielił się związkowy działacz, a dzisiaj związek nie wie, jak bronić się przed zawodowcami, którzy wykupują bilety, a później odsprzedają je z wyraźną przebitką. Przypominamy największe wpadki obecnego PZPN-u związane z dystrybucją wejściówek. Niestety – nagromadziło się tego całkiem sporo.

PZPN i sprzedaż biletów? Wyjątkowo niedobrana para

Problemy PZPN-u ze sprzedażą biletów

Choć – uczciwie oddajmy – żadna z nich nie jest tak spektakularna jak to, co zrobił Kazimierz Greń. Ówczesny baron Podkarpacia chciał być postrzegany jak jedna z najważniejszych postaci w PZPN, bez której nie byłoby wyborczego sukcesu Zbigniewa Bońka. Brylował w mediach, na salonach, zawsze był na meczach kadry. Jego przygoda z federacją zakończyła się po tym, jak ujawniliśmy, że przed meczem reprezentacji w Dublinie osobiście… sprzedaje kibicom bilety, które otrzymuje przecież ze specjalnej puli dedykowanej PZPN-owskim działaczom.

Reklama

Greń w pokraczny sposób próbował ratować swój wizerunek. Zorganizował konferencję prasową, na której wyjmował z torby ciuchy, w których miał być na meczu, i „obalał po kolei zarzuty”. – Jeżeli „swetr” jest granatowy, to życzę dobrego okulisty – dementował pokazując część garderoby, pijąc do zeznań świadka, który widział go właśnie w granatowym ubraniu.

PZPN nie dał wiary tym tłumaczeniom i zawiesił go na dziesięć lat, a później skrócił karę do czterech. Od tamtej pory Greniowi zdarza się napisać dziennikarzom na święta życzliwego SMS-a.

Do gigantycznej burzy z biletami w tle doszło także za jeszcze poprzednich rządów – pamiętacie, co wypalił Kuba Błaszczykowski po kompromitującym odpadnięciu z Euro 2012? To, że piłkarze nie otrzymali wejściówek ze stosownym wyprzedzeniem, urosło do rangi wielkiego dramatu, przez który zawodnicy nie mogli z czystą głową wykonywać swojego zawodu.

Przejdźmy jednak do aktualniejszych problemów z wejściówkami, na których cierpią nie działacze, nie piłkarze, a zwykli kibice.

Problemy na Polska – Chile

Nasz ostatni mecz przed mundialem w Katarze. Początkowo mamy grać na Stadionie Narodowym – i na ten obiekt sprzedawane są wejściówki. W domu kadry narodowej dochodzi niespodziewanie do awarii dachu i mecz trzeba przenieść. Ze względów logistycznych pada na Łazienkowską.

PZPN obiecał zwroty za zakupione dotąd bilety i zorganizował nową sprzedaż. W czym problem? Ano w tym, że miała ona rozpocząć się we wtorek rano, a już w poniedziałek wieczorem strony używane przez koników zaczęły zasypywać… oferty sprzedaży wejściówek na starcie z Chile, oczywiście z odpowiednią przebitką. Tak jest – dzień przed oficjalnym rozpoczęciem sprzedaży. Jak to możliwe? Nie wiadomo.

Zwykli kibice odbili się we wtorkowy poranek od portalu sprzedażowego jak od ściany. Zakup biletów graniczył z cudem. Pozostało skorzystać z oferty koników…

Zeszłoroczny finał Pucharu Polski

W puli na poprzedni finał Pucharu Polski znalazło się dwadzieścia tysięcy biletów po 120 lub 80 złotych. Wielu kibiców było zmuszonych do skorzystania z oferty nielegalnych pośredników z trzy-czterokrotnymi przebitkami. Wtedy także – podobnie jak w tym roku – trzeba było toczyć duże boje z portalem do sprzedaży wejściówek. Z tą różnicą, że jakaś część kibiców mogła powiedzieć, że wyszła z tego boju zwycięsko.

Zainteresowani obejrzeniem finału albo byli przenoszeni do ciągnącej się w nieskończoność kolejki, albo informowano ich o „wewnętrznym błędzie serwera”.

Mecze Ligi Narodów

Do identycznej historii doszło przed starciami z Chorwacją i Portugalią w Lidze Narodów. Wiadomo, że zwłaszcza na to drugie ze spotkań zainteresowanie było gigantyczne – w końcu mowa o jednej z ostatnich okazji, żeby zobaczyć Cristiano Ronaldo. Na dzień dobry fani otrzymali komunikat o błędzie serwera, a później, czekając w internetowej kolejce, mogli poczuć się jak w epoce słusznie minionej. Tylko wybrańcom udało się dotrwać do końca.

Niespełniona obietnica wobec dzieci

PZPN miał przekazać ZPN-om bilety na spotkanie z Wyspami Owczymi na Narodowym, żeby lokalne związki rozdzieliły je wśród klubów. Takim sposobem mazowieccy działacze obiecali trzydzieści biletów dzieciakom grającym w Laurze Chylice, ale też innym klubom. Rodzice wynajęli autokar, spakowali wyprawkę, dzieciaki udały się na wyjazd, gdy okazało się, że… wejściówek nie ma.

Przepadły, bo na stadionie jest już komplet. Nikt wcześniej nie poinformował o tym klubu spod Warszawy. W efekcie dzieciaki musiały obejść się smakiem i obejrzeć mecz w domu. Winę za całą historię wzięły na siebie władze MZPN-u.

Najniższa frekwencja w historii

Przy niedawnym meczu o Superpuchar Polski nie szwankowała sama dystrybucja, ale cała szeroko pojęta organizacja. Zaczęło się od próby zorganizowania spotkania bez ustaleń z klubami – akurat w dniu, kiedy stadion Jagiellonii był zajęty przez zlot świadków Jehowy. Później oglądaliśmy rozpaczliwe próby znalezienia jakiegokolwiek terminu, absurdalne pomysły typu „zorganizujmy ten mecz w Miami”, przepychanki Kuleszy z kibicami Jagiellonii, przeniesienie spotkania na neutralny teren i wreszcie bojkot kibiców Jagi, którzy postanowili nie jechać do Warszawy.

PZPN zrobił wiele, żeby ośmieszyć rangę tego spotkania. Efekt? Najniższa frekwencja w historii Stadionu Narodowego – 10 935 osób na obiekcie mającym 58 580 miejsc.

Kontrowersyjna współpraca z InPost

Na mecze reprezentacji nie da się kupić biletów w formie elektronicznej. Oficjalnie ma to być sposób na odstraszenie koników. Zamówienia można dokonać jedynie za pośrednictwem InPostu, który jest oficjalnym partnerem reprezentacji Polski. Wysyłka biletu kosztuje 20 złotych. Co ciekawe, kiedy chce się wysłać za pośrednictwem tej firmy inną, znacznie większą paczkę, zapłaci się mniej, ale i na to jest wytłumaczenie – w skład ceny ma wchodzić też pakowanie wejściówki.

Nie wszystkich przekonuje takie podejście do sprawy. Pojawiają się kontrowersje – czy nie dochodzi tutaj do nie do końca zdrowego monopolu?

Finał pomiędzy Pogonią i Legią

No i dochodzimy do najświeższych kłopotów z systemem sprzedażowym, czyli tegorocznego finału Pucharu Polski. Niewielu osobom udało się zakupić wejściówki na to wydarzenie. Jeśli już jakimś cudem w ich koszykach znalazły się bilety, to system nie pozwalał im ich opłacić. Cała sprzedaż potrwała dosłownie chwilę. Sukces odnieśli – jak zwykle – konicy.

PZPN tłumaczy się na naszych łamach:

Specjaliści z Działu IT PZPN odnotowali skoordynowane i realizowane na wielką skalę działania typowe dla tzw. “botów” – czyli programów komputerowych naśladujących osobę indywidualną, których zadaniem jest wykonywanie zautomatyzowanych działań w sieci – takich jak np. zakup biletu na popularne wydarzenie.

Przykłady problemów technicznych przy okazji koncertu Quebonafide w Warszawie czy Pitbulla w Krakowie pokazują, że wspomniany proceder jest powszechny i jedynymi sposobami, aby próbować utrudniać takie praktyki jest wdrożenie systemu kolejkowego, co może skutkować również czasowym zawieszaniem systemu sprzedażowego. Niestety całkowite wyeliminowanie tego typu działań jest niezwykle trudne.

* * *

Całkiem sporo tego się nazbierało. Kiedy PZPN rusza ze sprzedażą biletów na jakieś duże wydarzenie, w zasadzie w ciemno można zakładać, że pojawią się z tego tytułu problemy. Czy tak powinno być? Niewątpliwie nie. Czy sto procent winy zawsze ponosi PZPN? Oczywiście też nie.

Czas jednak na dołożenie wszelkich starań, by wreszcie ucywilizować sprzedaż biletów.

WIĘCEJ O PZPN I BILETACH:

Fot. FotoPyK

15 komentarzy

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama