Piotr Stokowiec jest najdłużej pracującym trenerem Zagłębia Lubin w XXI wieku. Tak, to nie jest żart, a brutalna rzeczywistość. W minionej kolejce został wyrównany rekord Pawła Hapala i trudno się spodziewać, żeby działacze z Lubina nagle zdecydowali się podziękować trenerowi za współpracę. Wprost przeciwnie, choć polska liga lubi zaskakiwać, a działacze są niezwykle niecierpliwi, to szkoleniowiec „Miedziowych” może spać spokojnie i nadal budować silną markę klubu.
Rekord Stokowca jest bardzo wymowny, bo aby wyrównać osiągnięcie Pawła Hapala, potrzebował jedynie 51 spotkań. Tylko tyle i aż tyle, ale biorąc pod uwagę specyfikę i otoczkę wokół „Miedziowych”, to nie lada wyczyn. Kolejni trenerzy właściwie tylko przystawali na chwilę na Dolnym Śląsku – był to swoisty przystanek w ich karierze. Lub najczęściej zjazd bez trzymanki. Kilka nieudanych spotkań, a raczej niewytłumaczalnych porażek, biorąc pod uwagę potencjał drużyny i do widzenia. Próbowano już różnych opcji: krajowych, zagranicznych, młodych, doświadczonych, asystentów, Franciszka Smudę, ale nikt nawet nie zbliżył się do 50 spotkań, czyli niecałych dwóch sezonów. W XXI wieku w Zagłębiu pracowali:
– Mirosław Jabłoński
– Stefan Majewski
– Jerzy Wyrobek
– Adam Nawałka
– Wiesław Wojno
– Adam Topolski
– Żarko Olarević
– Drażen Besek
– Franciszek Smuda
– Marek Kusto
– Edward Klejndist
– Czesław Michniewicz
– Rafał Ulatowski
– Dariusz Fornalak
– Robert Jończyk
– Orest Lenczyk
– Andrzej Lesiak
– Marcin Broniszewski
– Marek Bajor
– Jan Urban
– Pavel Hapal
– Adam Buczek
To daje średnią 1.4 trenera na rok! OBŁĘD! A dodajmy do tego jeszcze 8 prezesów…
Z tyłu głowy pozostaje też pytanie (skierowane może bardziej do innych ekip): w której poważnej lidze taki wynik pozwalałby klubowi spędzić aż 14 na 16 możliwych sezonów w najwyższej klasie rozgrywkowej i jeszcze zdobyć w niej mistrzostwo? W której lidze zmiana trenera trzy razy w trakcie sezonu nie skończyłaby się katastrofą?
Skupmy się jednak na Zagłębiu. Zagłębiu, które od lat było zarządzane żałośnie i bez pomysłu – często żerując jedynie na środkach z KGHM. Tak naprawdę nikt z włodarzy nie potrafił wykorzystać wysokiego budżetu i sprawnie funkcjonującej akademii. „Lepiej” było przecież sprowadzać wagony szrotu z zagranicy, lub wypalone gwiazdki z Ekstraklasy, które nagle – w niewytłumaczalnych okolicznościach – gubiły swoją formę. Osobną kategorię tworzyło też radosne „Lubin Shore”, które z nadmiaru pieniędzy i wolnego czasu wolało wypady do Pragi od kopania piłki. Działacze dołożyli więc nie cegiełkę, a cegłę do tak słabych statystyk kolejnych trenerów i to może przez nich w ogóle piszemy o tak dziwnym rekordzie…
Na szczęście „Miedziowym” przytrafił się spadek. Dla wielu byłaby to tragedia, zesłanie w otchłań, ale dla innych na szczęście pierwsza liga okazuje się trampoliną do zrobienia czegoś lepiej. Zimny prysznic sprawił, że w Lubinie w końcu postanowiono pójść po rozum do głowy i zatrudniono speca od szkolenia młodzieży – Richarda Grootscholtena, a także szkoleniowca z wizją – Piotra Stokowca, choć akurat jemu, znając dolnośląskie klimaty i potknięcie samego Stokowca w Jagiellonii (gdzie miał przecież o wiele lepszą glinę do ulepienia czegoś ciekawego), nie wróżyliśmy szczęśliwej przyszłości. Zwłaszcza, że przecież zęby połamali tutaj o wiele bardziej doświadczeni trenerzy jak: Lenczyk, Majewski czy Urban. Mimo niemrawych początków, Stokowiec odczarował Lubin i pokazał, że można być odpornym na presję trybun oraz uparcie iść pod prąd z wyborem wykonawców do swojej taktyki. Zresztą nie oszukujmy się – ktoś, kto jest w stanie założyć na mecz marynarkę w czerwoną kratę, musi mieć naprawdę silny charakter.
Dziś nie śmiejemy się już z Zagłębia, oj nie! To właśnie zasługa Stokowca, który poukładał ten zespół taktycznie, ale przede wszystkim odciął się od przeszłości, mocno stawiając na wychowanków i piłkarzy z teoretycznie niższej półki. Kto by się spodziewał, że Krzysztof Janus będzie zdobywał jeszcze gol za golem i to w Ekstraklasie, a Łukasz Janoszka będzie prosto kopał piłkę? Kto obstawił przed sezonem, że lubinianie ograją Lecha i Jagiellonię w stylu o jakim ¾ ligi może tylko pomarzyć?
Renesans formy poszczególnych piłkarzy i dobre wyniki to jedno, ale drugie to wychowankowie. Nikt w lidze nie stawia na młodych piłkarzy tak, jak robią to trenerzy z dawnej Dialog Areny. Smuda narzekał w Wiśle, że mistrzowie CLJ nie nadają się do grania w seniorskiej piłce, Śląsk od dawna nie może wprowadzić utalentowanego juniora do podstawowego składu po tym, jak Jakub Wrąbel słabo zaprezentował się z Górnikiem Łęczna, a Korona woli forsować obronę rywali Sierpiną i nieznanym bliżej nam Hiszpanem, niż postawić odważniej na kogoś młodego. A Stokowiec nie bał się zaufać:
– Konradowi Forencowi (23 lata)
– Jarosławowi Jachowi (21)
– Maciejowi Kowalskiemu-Haberkowi (21)
– Sebastianowi Boneckiemu (20)
– Jarosławowi Kubickiemu (20)
– Filipowi Jagiełło (18)
– Krzystofowi Piątkowi (20)
– Erykowi Sobkowowi (18)
Tak dla porównania patrzymy sobie na młodzież w Śląsku Wrocław. Na siłę znaleźliśmy może trzech juniorów, którzy mogliby wskoczyć do pierwszego składu, z czego tak naprawdę tylko Dankowski ma dość silną obecnie pozycję, by powalczyć o coś więcej niż tylko o ławkę rezerwowych. To o czymś świadczy…
Jeśli chodzi o Zagłębie – jasne, to jeszcze nie są gwiazdy naszej ligi, pewnie wielu z nich potrzebuje jeszcze kilku sezonów, żeby okrzepnąć w ekstraklasie, ale przykład zaprezentowany powyżej obrazuje, że da się w Polsce grać efektywnie, czytaj zdobywać punkty i przy okazji wprowadzać młode twarze do zespołu.
Zresztą taka powinna być właśnie polityka „Miedziowych”: mamy świetną akademię, odważnie stawiamy na młodzież, promujemy ją i sprzedajemy. Może jeszcze nie mamy do czynienia z polskim Ajaksem, ale Piotr Stokowiec dał fundament pod naprawdę ciekawy projekt. Wypada mu więc życzyć dużo więcej spotkań w roli pierwszego szkoleniowca „Miedziowych” niż tylko 51, ale wiemy jak to jest w Ekstraklasie – tu wszystko jest możliwe i zaraz znów mogą wrócić demony „Lubin Shore”.
Michał Hardek
Fot. FotoPyK