Reklama

Zawada: Jeśli nie zwolnię, kadra i liga top5 będą naturalnymi krokami [WYWIAD]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

14 lutego 2025, 07:13 • 16 min czytania 32 komentarzy

Oskar Zawada dopiero w wieku dwudziestu sześciu lat zaczął wypływać na szersze wody. Przez dwa sezony spędzone w Australii zdobył 22 bramki, dzięki czemu latem zapracował na transfer do beniaminka Eredivisie – RKC Waalwijk. Były napastnik Wisły Płock, Arki Gdynia, Rakowa Częstochowa i Stali Mielec długo nie potrafił się przełamać w nowym klubie, ale gdy już do tego doszło, strzela jak szalony i nie może się zatrzymać. W ostatnich dziesięciu kolejkach holenderskiej ekstraklasy trafił do siatki dziewięć razy, dołożył też dwa gole w krajowym pucharze. To był idealny moment na rozmowę.

Zawada: Jeśli nie zwolnię, kadra i liga top5 będą naturalnymi krokami [WYWIAD]

Jak nie załamać się po ośmiu porażkach z rzędu? Dlaczego nazwał holenderskich obrońców “płaczkami”? Czy ostrzy sobie zęby na letnie okno transferowe? Czym zaimponowali mu szefowie RKC? Dlaczego słusznie obejrzał czerwoną kartkę w 2. kolejce? Czy czeka na powołanie od Michała Probierza? Zapraszamy.

*

Ruud van Nistelrooy powiedział kiedyś, że gole u napastnika są jak ketchup. Możesz się długo starać i nic nie wyjdzie, ale jak już poleci, nagle wylatuje wszystko. Twoje poczynania w tym sezonie idealnie oddają tę wypowiedź. Zacząłeś strzelać w listopadzie i nie możesz się zatrzymać. Co się takiego stało?

Nic szczególnego, to ciągle jest ten sam Oskar. Nikt mnie nie dotknął magiczną różdżką. Zmieniałem kraj i ligę, nie zawsze od razu jest tak łatwo przeskoczyć z Australii do Holandii i wykręcać super liczby od pierwszej kolejki. Grunt, żeby ciągle w siebie wierzyć. W Wellington Phoenix miałem podobnie. Przez pięć meczów nie trafiałem, a potem zdobyłem premierową bramkę i zażarło, potrafiłem pójść za ciosem. Tu dzieje się tak samo. Najważniejsze, żeby cały czas konsekwentnie pracować na równym, wysokim poziomie, bez względu na to, jaki akurat masz okres w sezonie. Sądzę, że od 2-3 lat jest to moja mocna strona. Nie rozkojarzam się i jeśli czuję, że piłka jest po mojej stronie, już jej nie oddaję.

Reklama

Czasami po prostu trzeba zachować cierpliwość. Bycie cierpliwym też jest pewną umiejętnością. U mnie przyszło to z czasem i dziś nie żyję wahaniami emocjonalnymi, że jak mi idzie, to jestem wspaniały, a jak jest gorzej, to się załamuję i tracę poczucie własnej wartości. Rób swoje na sto procent, a reszta sama przyjdzie.

Czasu i zaufania w RKC Waalwijk od początku ci nie szczędzono. Od razu wskoczyłeś do składu, dostałeś opaskę kapitańską i to się w zasadzie nie zmieniało.

Nie ukrywam, że czułem i czuję ogromne zaufanie ze strony sztabu szkoleniowego, zwłaszcza w tych trudniejszych momentach, gdy przegrywaliśmy mecz za meczem, a indywidualnie mi nie szło tak, jak sam bym tego oczekiwał. Nie szukali we mnie czy w innych zawodnikach kozła ofiarnego, tylko ciągle wspierali. Kapitan zawsze jest na świeczniku, szczególnie po porażkach, bardziej się wtedy obrywa na zewnątrz. Jako klub jednak niezmiennie byliśmy razem, co naprawdę rzadko się zdarza w piłce przy tak słabym starcie. Ludzie pracujący w RKC udowodnili, że nie przez przypadek słyną z wiary w swoją filozofię budowania klubu i nie chodzi o samo gadanie, tylko o realne działanie na co dzień. Jestem im wdzięczny, że nie przestawali we mnie wierzyć.

Rolę kapitana obiecywano ci już na etapie rozmów kontraktowych, to był jeden z argumentów klubu?

Nie, absolutnie nie. Nikt nie jest w stanie zapewnić ci miejsca w składzie, a co dopiero takich rzeczy. Przychodziłem z myślą, żeby pokazać się w Eredivisie. Pod koniec okresu przygotowawczego trener wraz ze sztabem zdecydował, że zostanę kapitanem w zbliżającym się sezonie. Było to pewne zaskoczenie, ale i wielki zaszczyt. Dodatkowy kop do pracy i przy okazji nowa funkcja, z którą chciałem się zmierzyć.

Reklama

Mówisz, że w klubie zachowywano spokój, ale nie powiesz mi, że po ósmej porażce z rzędu czy jednym punkcie w dziesięciu meczach nie byliście świadomi, że powoli nadchodzi wóz albo przewóz i jeśli zaraz się nie odbijecie, marnie skończycie.

Zdecydowanie. Pierwszy raz przeżywałem aż tak trudny moment, nigdy nie zaczynałem sezonu od tylu porażek. A jeszcze musiałem funkcjonować jako kapitan, który nie może stracić wiary w siebie i w zespół w tak krytycznym momencie. Znaliśmy realia. Byliśmy nową drużyną, RKC praktycznie co roku wymienia przynajmniej dziesięciu zawodników. Wyróżniający się odchodzą, a przychodzą ci, którzy nie pokazywali swojego potencjału w poprzednich klubach i tu mają szansę go z siebie wydobyć. Musieliśmy się zgrać, dotrzeć z trenerem. Pewnych rzeczy nie przeskoczysz i nie przyspieszysz. Jakość w Eredivisie jest na tyle duża, że jeśli nie dojeżdżasz, szybko zostaniesz ukarany. Tak było z nami na początku, do tego proste błędy w obronie, głupie rzuty karne i czerwone kartki…

W tym twoja, w 2. kolejce wyleciałeś w doliczonym czasie z Groningen.

Wykonałem ruch głową w stronę rywala, ale nie miałem zamiaru go uderzyć. Musnęliśmy się czołami, on to wykorzystał, przyaktorzył i zostałem wyrzucony z boiska. Nie byłem świadomy tego, że nawet jeśli zdecydujesz się na taki gest stojąc metr czy dwa od zawodnika, możesz wylecieć, a co dopiero lekko się dotykając. Zresztą, ten bramkarz później przepraszał w mediach za swoją wyolbrzymioną reakcję, bo mocno go za nią skrytykowano. Co nie zmienia faktu, że zachowałem się nieodpowiedzialnie, a na boisku każdy chce wszystko obrócić na swoją korzyść. Poniosłem konsekwencje, musiałem odcierpieć dwa mecze zawieszenia. Sędziowie trzymali się przepisów, to była uzasadniona kara.

Wracając do tego kryzysu. Jak być wiarygodnym kapitanem po ósmej porażce z rzędu i mówić o przełamaniu bez narażania się na śmieszność? Gdybyś jeszcze indywidualnie dawał wtedy radę, miałbyś argumenty, ale nie zgadzało się jedno i drugie.

Jeśli nie ma takiej potrzeby, to czasem lepiej wyjdziesz na milczeniu, niż na ciągłym gadaniu. Najważniejsze, żeby odzywać się w odpowiedniej chwili. Swoją wiarygodność budowałem na przykładzie tego, jaki jestem na co dzień, jak pracuję na treningach i jak walczę za drużynę na boisku. Starałem się w tym okresie zrozumieć, jak i dlaczego ta szatnia funkcjonuje, poznać z osobna charaktery chłopaków, żeby wiedzieć, co myślą i czują w danej sytuacji. To ja byłem jednym z nowych, nie drużyna. Do tego jako jedyny zawodnik w zespole nie znałem niderlandzkiego, w którym reszta mówiła na co dzień. Musiałem w bardzo intensywnym tempie wziąć się za naukę tego języka, żeby jak najszybciej dostosować się do kultury i warunków, które tu są. Efekty na początku nie były zadowalające, ale nikt nie mógł mi zarzucić braku serca w tym wszystkim. Nigdy nie straciłem wiary w tę drużynę, mimo że chyba każdy na zewnątrz już spisał nas na straty. Powiedzenie Van Nistelrooya, które przytoczyłeś, dotyczy też aspektu zespołowego. Bywa, że czego byś nie robił, nie wychodzi, a czasami wygrasz jeden czy drugi mecz i nagle łapiesz spontaniczny wiatr w żagle, który pcha cię do przodu. Taki wiatr złapaliśmy teraz.

Nie jestem w piłce od roku czy dwóch, wiem, jak to działa. Byłem też już w niejednej szatni. Czułem spokój. Wiedziałem, że to kwestia przepchnięcia jakiegoś meczu, odblokowania głów i wszystko ruszy – u mnie i w drużynie. Dużo pracowałem indywidualnie, analizowałem boiskowe sytuacje, aby wiedzieć, czego od kogo oczekiwać, gdy ma piłkę i jak to wykorzystać dla siebie. Nie załamywałem się i efekty przyszły, dlatego bardzo się cieszę, że RKC w końcu wygrywa, a ja strzelam gole.

Cały ten okres przeżywacie z tym samym trenerem, Henkiem Fraserem. Większość klubów zapewne już dawno by go zwolniła.

Również dla mnie tak duży spokój w klubie i aż takie zaufanie jest czymś nowym. Ludzie z RKC pokazali, że nie jest sztuką szybko zmieniać, bo nie idzie. Oni wierzą w tych, których wcześniej wyselekcjonowali, do których na starcie mieli przekonanie. Nie każdy klub ma tę jakość utrzymania spokoju w kryzysowych sytuacjach, co budzi mój respekt. A nie mam przekonania, czy jakikolwiek szkoleniowiec przychodzący do nas w trakcie sezonu miałby teraz dużo lepsze wyniki niż my w ostatnim czasie.

Być może ten spokój wynikał z faktu, że w RKC znają swoje miejsce w szeregu. Mówimy o klubie dość regularnie krążącym między pierwszą a drugą ligą, więc spadek chyba nie byłby końcem świata.

RKC już szósty rok nieprzerwanie gra w Eredivisie i nie zamierza się z nią żegnać. To klub ze stabilnymi finansami, bez żadnych długów. Jest naprawdę dobrze zarządzany i nie spieszy mu się do powrotu szczebel niżej. Mimo że RKC co roku uznaje się za kandydata do spadku ze względu na ogólną wielkość klubu, to nie oznacza, że spadek byłby czymś naturalnym. Nikt go nie chce. Ideą jest tu dawanie szans zawodnikom, którzy mają potencjał, ale jeszcze go do końca nie pokazali. Komu się uda, jest sprzedawany. W tym sensie RKC ma określone miejsce w systemie. Jest bardziej klubem produkującym niż korzystającym. Wiedziałem, w co wchodzę, chciałem, żeby ten klub tak samo mi pomógł wypłynąć na szersze wody.

Chodzi tylko o wzrost pewności siebie czy poszły za tym również zmiany w kwestiach technicznych? W ostatnich meczach na przykład mieliście znacznie więcej posiadania piłki niż wynosi wasza średnia za ten sezon.

Zmieniliśmy ustawienie z 4-3-3 na 5-3-2, ale nie uważam, że to system czy taktyka były decydujące. Przede wszystkim potrzebowaliśmy czasu, żeby dojrzeć. Wielu zawodników, w tym ja, zrobiło duży postęp względem tego, jak grało na początku. Wygrana 5:0 z Bredą pokazuje, na co nas stać, jeżeli w stu procentach wykorzystamy swój potencjał. Trudno będzie to zrobić w każdym meczu. Drużyna jest dość młoda, wielu chłopaków od niedawna funkcjonuje na poważnie w seniorskiej piłce, więc wahania formy nadal będą. Weszliśmy już jednak na wyższy poziom jeśli chodzi o zgranie i rozumienie założeń trenera. Tylko tyle i aż tyle.

Trochę przewrotnie zapytam, czy jesteś usatysfakcjonowany tymi dziewięcioma golami? Według expected goals, powinieneś mieć już 12 bramek. 

Mógłbym mieć jednego gola, a mógłbym mieć i 15. To jest gdybanie. Trafiłem już dziewięć razy, co daje mi miejsce wśród pięciu najlepszych strzelców w lidze, grając w drużynie z dołu tabeli. Super, ale liczę na więcej. Co do statystyki xG, dla mnie również sztuką jest znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie, żeby mieć sytuację i oddać strzał. Problem jest wtedy, gdy tego nie masz. To w pewnym sensie pokazuje, jak dobrym napastnikiem jesteś. Ja te okazje mam, odnajduję się w polu karnym, ale czasami wpadnie ci coś trudniejszego, a łatwiejszą piłkę zmarnujesz.

Nie ma napastnika na świecie, który nieustannie wykorzystuje każdą okazję czy nawet co drugą. Nawet jeśli z 3-4 sytuacji wykorzystasz jedną lub dwie w co drugim meczu, w skali sezonu będzie to bardzo dobry wynik. Patrząc na ostatni czas, jestem naprawdę zadowolony z tego, jak mi to wychodzi. Zacząłbym się martwić, gdybym przestał dochodzić do szans na gole.

Znajdujesz się w najlepszej formie w życiu?

Tak naprawdę od czasów w Australii mam swoją najlepszą formę. Dziś po prostu ją utrzymuję. Patrząc na ten okres, w 64 meczach strzeliłem 33 gole. Od dwóch i pół roku czuję, że jestem w rytmie strzeleckim, który jest dobry, ale nie przeżywam tego. Chcę tę ciągłość w zdobywaniu bramek utrzymywać bez względu na ligę, bo wiem, że w odpowiednim środowisku i drużynie będę w stanie to robić. Pozostaję sobą, mając w głowie, że ciągle mogę być lepszy i że to nie jest jeszcze mój sufit.

Musiałeś zrewidować swoje strzeleckie cele z początku sezonu?

Na starcie zakładałem zdobycie dziesięciu bramek w Eredivisie, więc potrzebuję jeszcze jednej i wtedy pomyślę, co dalej. Cele mam długoterminowe, ale podejście krótkoterminowe. Żyję z meczu na mecz.

Wracałeś do Holandii z poczuciem, że musisz tu coś udowodnić? Seniorskie granie zacząłeś od wypożyczenia z Wolfsburga do Twente Enschede i nie miałeś się czym pochwalić: 11 goli, bez konkretów.

Pod wieloma względami grało mi się tam ciężko, ale mimo że chodziło raptem o cztery miesiące, ten okres tyle mi dał pod względem życiowym i piłkarskim, że naprawdę cały czas marzyłem o powrocie do Holandii. Tutejszy system szkolenia, w którym codziennie masz małe gry i robisz wszystko z piłkami, jest dla zawodników tym, co daje najwięcej radości. Do tego co tydzień pełne stadiony i ta cała otoczka na co dzień, ludzie naprawdę żyjący futbolem – to było i jest dla mnie niesamowite.

Chciałem znowu trafić do tej ligi, co by się nie działo i gdzie bym nie był. Ciągle ta myśl siedziała mi z tyłu głowy. W pewnym sensie udanym okresem w Australii torowałem sobie drogę do tego, by dostać drugą szansę w Eredivisie i pokazać przede wszystkim sobie, że jestem w stanie zdobywać bramki na takim poziomie. Długo musiałem czekać i nawet z dobrymi latami w A-League nie miałem pewności, czy to się wydarzy. Jak raz wysiądziesz z jakiegoś pociągu, może być już trudno wsiąść do niego ponownie, ale wierzyłem, że dam radę. Gdy się udało, byłem podwójnie zmotywowany, żeby samego siebie nie zawieść.

Chęć powrotu do Eredivisie była tak duża, że przymknąłeś oko na charakterystykę RKC Waalwijk? Dwa lata temu mówiłeś nam o Wellington Phoenix, że nie chcesz być w drużynie, która głównie się broni, a RKC przecież rzadko dominuje. Macie drugie najniższe posiadanie piłki w lidze.

Tak, znam już dobrze realia piłkarskiego biznesu. Wiedziałem, że nawet po tak dobrym czasie w Australii niełatwo będzie mi dostać jakąkolwiek szansę w topowych ligach europejskich i nie będę miał dużego pola manewru. Miałem świadomość, z czym się zmierzę i jak głęboka może być ta woda. Z drugiej strony czułem, że jest wystarczająco jakości w tym zespole i w moim poruszaniu się, żeby pokazać się tu ze swojej najlepszej strony. A nawet gdyby miało nie wyjść, chciałem jeszcze raz sprawdzić się w tej prawdziwej zachodniej piłce. To był wystarczający magnes.

Co do Wellington, w tamtym momencie to był dla mnie idealny wybór. Najpierw musiałem udowodnić sobie, że potrafię seryjnie strzelać gole. Wcześniej nie grałem w klubach, które dominowały i tworzyły wiele szans dla napastników, dlatego właśnie takiego otoczenia wtedy potrzebowałem, żeby odpalić i zrobić pierwszy krok ku górze. Wyszło, że miałem rację, a jak już zaczynasz trafiać, rośnie twoja pewność siebie i dziś nawet w takim zespole jak RKC mogę sobie poradzić. Nieustannie się zmieniam jako człowiek i piłkarz, jestem inny niż dwa lata temu, przez co poprzeczka i poziom trudności powinny być ciągle podnoszone.

Nigdy nie ukrywałeś marzeń o dorosłej reprezentacji Polski. Ostatnio to marzenie przybrało na sile?

Mam swoje cele z tyłu głowy, one mnie mocno motywują do codziennej pracy. Jeżeli ktoś o nie zapyta, nie boję się o nich opowiedzieć, bo jestem przekonany, że mogę je osiągnąć. Chciałbym zagrać w reprezentacji i lidze top5 w Europie. Traktuję to jako realistyczne cele, do których jestem w stanie dojść, jeśli wszystko będzie szło w dobrym kierunku. Jeżeli nadal będę dawał argumenty, reprezentacja i transfer do lepszego klubu będą naturalnym krokiem. Ja muszę robić swoje tydzień po tygodniu, utrzymać obecną formę i wykorzystywać każdy dzień. Patrzę optymistycznie na swoją przyszłość, bo wiem, ile pracy w to wkładam.

W marcu na ogłoszenie powołań będziesz patrzył z większym podekscytowaniem niż zazwyczaj?

Najważniejsze, żeby za kilka dni wygrać z Twente i strzelić następnego gola. Później gramy u siebie z Fortunną Sittard. Wszystko przyjdzie w swoim czasie. Jeśli trenerzy stwierdzą, że to już pora, będę przygotowany. Jeśli nie, będę dalej pracował i chciał się rozwijać. Cele to jedno, ale one nie powinny wpływać na twoją codzienność. Zachowuję spokój i konsekwencję w robieniu tego, na co mam wpływ.

Jak to jest z tymi holenderskimi obrońcami? Po jednym z meczów mocno ich skrytykowałeś przed kamerami, nazywając “płaczkami”, co dość szeroko komentowano. 

Bardziej byłem zły na sędziów niż na obrońców. Miałem na myśli to, że dość łatwo są odgwizdywane faule, gdy napastnik wejdzie w kontakt z obrońcą, a w drugą stronę już to tak nie wygląda. Często jestem perfidnie odpychany czy nadeptywany i nie ma reakcji. Wtedy się to we mnie skumulowało i jak zostałem zapytany, powiedziałem, co myślę. Może użyłem zbyt ogólnikowego sformułowania, chodziło mi o całokształt zjawiska. Na całym świecie obrońca w tym samym starciu przeważnie może więcej niż napastnik. Nie jest to cecha typowa tylko dla holenderskiej piłki, aczkolwiek w Polsce i Australii dużo częściej puszczali stykówki.

Grałeś już przeciwko wszystkim najlepszym w Holandii. Kto zrobił największe wrażenie pod kątem czysto piłkarskim?

PSV Eindhoven w 1. kolejce. Piła naprawdę dobrze im chodziła, mocno nas przewieźli [1:5, PM]. Być może fakt, iż był to mój pierwszy kontakt z Eredivisie po wielu latach jeszcze spotęgował to odczucie. PSV teraz trochę spuchło jako drużyna, ale początek sezonu miało kosmiczny, wygrało dziesięć meczów z rzędu.

Eredivisie to nadal mocno rozwarstwiona liga z wielką trójką, kilkoma innymi zespołami na dobrym poziomie i całą resztą, która zdaniem niektórych nie przewyższa Ekstraklasy?

Trudno porównywać jeden do jednego. RKC jest drużyną z dołu tabeli, ale kultura gry, jakość budowania akcji i sam atak pozycyjny są tutaj dobre praktycznie w każdej drużynie. My nie jesteśmy wyjątkiem. Każdy w Holandii chce grać w piłkę i umie grać w piłkę, co świetnie się ogląda. To kompletnie inny futbol niż u nas. Każda liga ma swoją specyfikę i kładzie większy nacisk na co innego. A jeśli chodzi o różnorodność klubów, do pewnego stopnia we wszystkich ligach ona występuje. Wiesz, Jagiellonia dostała czwórkę i trójkę od Ajaxu, my ostatnio przegraliśmy u nich 1:2, a u nas 0:2. Czy to oznacza, że jako RKC jesteśmy lepsi od Jagi? Nie wydaje mi się, nie można tego tak jednoznacznie oceniać.

Czasami przeciwko lepszym – chociażby z Feyenoordem – grało mi się łatwiej niż na przykład z Willem II. Co nie oznacza, że Willem II przewyższa Feyenoord. Generalnie nazwa drużyny wszystkiego nie determinuje. Bycie mniejszą marką nie oznacza, że nagle biegasz w drugą stronę.

Mimo wszystko faktem jest to, że liga holenderska zajmuje obecnie szóste miejsce w rankingu UEFA, a ja w klasyfikacji strzelców mierzę się z napastnikami typu Wout Weghorst, Luuk de Jong, Troy Parrott, Brian Brobbey czy Santiago Gimenez, który dopiero co odszedł do Milanu za 30 mln euro. Ci wszyscy piłkarze grają w tej samej lidze i mają możliwość strzelania goli tym samym drużynom, co ja.

Nawet patrząc powierzchownie na twoje CV, łatwo dostrzec, że mimo 29 lat na karku nie jesteś zawodnikiem przemęczonym i wyeksploatowanym. Przed wyjazdem do Australii nie miałeś sezonu z tysiącem ligowych minut. 

Słuszna uwaga. Pełne spotkania tydzień w tydzień zacząłem rozgrywać dopiero w wieku 26 lat, gdy trafiłem do Wellington. Wcześniej nie miałem ciągłości występów i ta eksploatacja nie była duża. Uważam, że moja kariera na dobre zaczęła się dopiero w Australii. Potrzebowałem więcej czasu, żeby zaadaptować się w seniorskiej piłce i wywalczyć swoje miejsce. Gdy to się w końcu udało, nie chcę już schodzić z tej drogi. Pod tym kątem czuję się naprawdę świeży i mentalnie, i fizycznie.

Nadam odczuwam olbrzymi głód sukcesu i rozwoju. Jeżeli kontuzje będą mnie omijać, ze swoim zdrowiem, genami i trybem życia jestem w stanie jeszcze wiele lat funkcjonować na wysokim poziomie, zwłaszcza że napastnik o mojej specyfice może w dużej mierze bazować na doświadczeniu, sile i mądrym poruszaniu się. Skrzydłowy, którego główną bronią jest szybkość, z czasem może mieć trudniej.

Ostrzysz sobie zęby na letnie okienko transferowe? RKC wiele ci dało, ale to na pewno nie jest twoje miejsce docelowe. 

Nie będę kłamał, że planuję tu grać do końca kariery i od początku nie takie było założenie. Zawodnicy przychodzą do RKC, żeby wykonać następny krok i klub jest dumny, gdy komuś się udaje. Taki jest też plan na mnie. Chciałbym w tym roku ruszyć gdzieś dalej, bo to przed sezonem byłby najlepszy z zakładanych scenariuszy, ale teraz jeszcze nie zaprzątam sobie tym głowy. Myślenie już dziś o lecie szybko mogłoby okazać się zgubne. Na wszystko będzie czas. W piłce wiele może się zmienić z tygodnia na tydzień. Oduczyłem się zbytniego wybiegania w przyszłość. Na razie chcę strzelać gole dla RKC i pomóc w utrzymaniu. Dopóki tego nie osiągniemy, nawet nie wypada myśleć o tym, co dalej. Chcę maksymalnie wykorzystać nadchodzące miesiące.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ O POLAKACH W HOLANDII

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Widzew Łódź gotowy do wielkich zmian. “Doszliśmy do pełnego porozumienia”

Szymon Janczyk
10
Widzew Łódź gotowy do wielkich zmian. “Doszliśmy do pełnego porozumienia”
Piłka nożna

Kapitan reprezentacji Anglii zagra dla Polski. Kibicuje Lechowi, jest nadzieją Chelsea

Szymon Janczyk
28
Kapitan reprezentacji Anglii zagra dla Polski. Kibicuje Lechowi, jest nadzieją Chelsea
Inne sporty

Były trener kadry Polski skazany za seksaferę. “Po zamroczeniu następowała próba gwałtu”

Szymon Janczyk
19
Były trener kadry Polski skazany za seksaferę. “Po zamroczeniu następowała próba gwałtu”
Ekstraklasa

Lechia Gdańsk i obóz w Dubaju – absurd sezonu w Ekstraklasie [PATOLIGA]

Jakub Białek
41
Lechia Gdańsk i obóz w Dubaju – absurd sezonu w Ekstraklasie [PATOLIGA]

Inne ligi zagraniczne

Ekstraklasa

Widzew Łódź gotowy do wielkich zmian. “Doszliśmy do pełnego porozumienia”

Szymon Janczyk
10
Widzew Łódź gotowy do wielkich zmian. “Doszliśmy do pełnego porozumienia”
Piłka nożna

Kapitan reprezentacji Anglii zagra dla Polski. Kibicuje Lechowi, jest nadzieją Chelsea

Szymon Janczyk
28
Kapitan reprezentacji Anglii zagra dla Polski. Kibicuje Lechowi, jest nadzieją Chelsea
Inne sporty

Były trener kadry Polski skazany za seksaferę. “Po zamroczeniu następowała próba gwałtu”

Szymon Janczyk
19
Były trener kadry Polski skazany za seksaferę. “Po zamroczeniu następowała próba gwałtu”
Ekstraklasa

Lechia Gdańsk i obóz w Dubaju – absurd sezonu w Ekstraklasie [PATOLIGA]

Jakub Białek
41
Lechia Gdańsk i obóz w Dubaju – absurd sezonu w Ekstraklasie [PATOLIGA]