Tamte lipcowe wieczory były jeszcze bardziej upalne niż tradycyjne włoskie lato. Kąpiele w fontannach, tłumy na basenach i w cieniu kawiarni. Włochów, szczególnie tych z Mediolanu i Turynu rozgrzewało jednak nie tylko wysoko zawieszone słońce, ale i temperatura dyskusji prowadzonych przy stolikach. Temat przez całe wakacje był tylko jeden. Calciopoli. Afera Moggiego. Największy skandal w futbolu na tym poziomie od czasów… Bernarda Tapiego we Francji?
Afera, która zmieniła na kilka lat obraz ligi włoskiej, a – jak się miało później okazać – i rozkład sił na kontynencie. Bez niej Inter Mediolan prawdopodobnie nie zdobyłby Ligi Mistrzów. Bez niej legendy Del Piero czy Buffona nie byłyby aż tak romantyczne. Wreszcie bez niej temperatura dzisiejszych starć “Nerazzurri” z Juventusem byłaby o wiele niższa. Calciopoli była wielką hańbą dla futbolu, ale z dzisiejszej perspektywy – dopisała kolejny emocjonujący rozdział w długiej historii batalii między mediolańczykami a Turynem.
Historii, która trwa od ponad stu lat.
Vincitore Inter, Terzo Juventus
Zwycięzca: Inter. Trzeci: Juventus. Między te dwie potęgi wkręciła się jeszcze Unione Sportiva Pro Vercelli Calcio, klub po wojnie praktycznie bez sukcesów.
Tak wyglądało podium po sezonie 1909/10, pierwszym po “wielkiej reformie”, która stworzyła podwaliny pod to, co dziś nazywamy “Serie A”. Już wtedy, zaledwie rok po oficjalnym rozpoczęciu działalności, międzynarodowy Inter Mediolan zdobył tytuł najlepszego klubu we Włoszech, dystansując między innymi triumfatora z 1905 roku. Juventus. “Starą Damę”, wówczas zaledwie trzynastoletnią. W ich pierwszym meczu Juve wygrało 2:0, rewanż należał do mediolańczyków, którzy zwyciężyli 1:0.
W ten sposób wybrzmiały pierwsze nuty symfonii, która grzeje Włochy od stu lat, od niemal 230 meczów, jakie rozegrały w historii obie marki. W niedzielę 192. starcie w ramach Serie A, 226. ogółem.
OBSTAWIĆ NIEDZIELNE STARCIE INTERU Z JUVENTUSEM MOŻECIE W TYM MIEJSCU
***
26 lipca 2006 roku. Jeden z tych upalnych dni, o których wspominaliśmy we wstępie. Choć Włochy żyły aferą korupcyjną już od kilku dni, a degradacja i odebranie tytułów Juventusowi wydawało się kwestią czasu, to właśnie wtedy pojawił się oficjalny komunikat zmieniający historię ligi. Turyn traci dwa tytuły mistrzowskie za sezon 2004/05 i 2005/06. W pierwszym z nich oficjalnie liga nie ma zwycięzcy. W drugim, przy zielonym stoliku, scudetto wędruje do Mediolanu. Do Interu, który odzyskał mistrzostwo po siedemnastu chudych latach.
I – parafrazując – raz zdobytego mistrzostwa już nie oddał.
To było jak huragan wyniszczający wszystkie wielkie okręty na morzu, oszczędzający jedną zwrotną galerę. Jak grupowe zwolnienia w firmie, którym oparł się jedynie niepozorny wiceprezes przebywający od miesięcy na zwolnieniu chorobowym. Padł Juventus. Padł AC Milan. Mocno po twarzy dostały Fiorentina i Lazio. Na placu boju ostał się Inter, który czekał na ten moment od zdania mistrzowskiego tytułu w sezonie 1988/89. Gdy rywale próbowali pozszywać rozprute koszulki i budżety, gdy całą ich uwagę skupiało odbudowywanie utraconej marki i pozycji, Inter lał równo każdego – zarówno na własnym podwórku, jak i w Europie. Pod wodzą Jose Mourinho dopadł wreszcie Ligę Mistrzów, w międzyczasie wywalczając już na boisku trzy kolejne scudetto. Druga – krok w krok za Interem – była Roma, drugi wielki beneficjent calciopoli.
Nienawiść do czarno-niebieskich barw w Turynie jeszcze wzrosła. A powiedzmy wprost – Lombardia i Piemont nieszczególnie się kochały już od kilkudziesięciu lat.
DERBY D’ITALIA
W Serie A aż roi się od prestiżowych meczów. Derby della Capitale, Wiecznego Miasta, rzymska wojna Lazio i AS Romy. Derby della Madonnina, czyli derby Mediolanu. Derby Turynu, Derby della Lanterna, czyli spotkanie dwóch zespołów z Genui, sycylijskie derby.
No i wreszcie Derby Włoch. Derby d’Italia. Starcie dwóch zespołów, które nigdy w historii nie spadły sportowo z najwyższej klasy rozgrywkowej. Starcie dwóch zespołów, które od wielkiej reformy ligi w 1909 roku aż do dziś tworzą jej historię niemal bez przerwy, rok w rok, sezon w sezon, poza wspomnianą luką po karnej degradacji Juve. Jako pierwszy wielkość tych spotkań, które zasłużyły na unikalną nazwę włoskich derbów zauważył dziennikarz Gianni Brera. To właśnie on ukuł to określenie przed starciem obu potęg w 1967 roku, a więc w czasach, gdy tytuł wędrował między Turynem a Mediolanem. Juventusem a Interem i AC Milan.
Gdy nałożymy na tę sytuację także tradycyjne spory dwóch sąsiednich regionów na północnym zachodzie Włoch, gdy nałożymy tu jeszcze podziały polityczne – mamy gotowy scenariusz na 90-minutowe bitwy z udziałem 22 herosów dopingowanych przez całe rzesze na trybunach z obu stron stadionu. Zresztą, ten patos wylewa się ze wszystkich zapowiedzi meczu:
To spotkanie unikalne także dla kibiców. Już na początku lat sześćdziesiątych doszło do tzw. “wjazdu na murawę” znanego także jako “pitch invasion”, po którym stoczyła się bodaj pierwsza wielka prawnicza batalia między oboma klubami. Z początku Inter otrzymał trzy punkty za przerwany mecz, ale federacja szybko uznała apelację rodziny Agnellich reprezentujących Juventus. Nakazano powtórzyć mecz, na co naturalnie nie chcieli wyrazić zgody działacze z Mediolanu. Inter uniósł się honorem. Wystawił na “dokończenie” meczu swój zespół młodzieżowy, który przegrał z rywalami 1:9.
Uważasz, że dziś też padnie sporo goli? Postaw na “powyżej 3,5 gola” w Betano po kursie 4,00 W TYM MIEJSCU.
***
Kolejny burzliwy epizod historii Turynu i Mediolanu. Gigi Simoni, były trener Interu Mediolan, mówi wprost – to była kradzież. Kradzież tytułu mistrzowskiego, który już był przymierzany do gabloty na San Siro, już był wizualizowany w dłoniach Pagliuci i spółki, a ostatecznie wylądował w Turynie.
26 kwietnia 1998. Inter Mediolan walczy na dwóch frontach – przed momentem awansował do finału Pucharu UEFA, a w lidze twardo goni minimalnie lepszy Juventus. W składzie m.in. czarnoksiężnik Luiz Nazario de Lima, Ronaldo. Jego bodaj najlepszy sezon w karierze, 47 spotkań i 34 gole, bez kontuzji, bez urazów. Zmęczenie nadeszło dopiero w finale nadchodzących Mistrzostw Świata, ale wtedy, w końcówce kwietnia, Ronaldo był w życiowej formie. Zanetti. Zamorano. Pagliuca w bramce. Skład na triumf w którymś z europejskich pucharów i bez wątpienia skład na zdobycie mistrzostwa. Wystarczyło jeszcze udowodnić wyższość nad bezpośrednim rywalem z Piemontu. Mecz na stadionie Juventusu.
Czarno-niebiescy są w tabeli o punkt za Juventusem, nikt nie ma wątpliwości, że jeśli pokonają “Starą Damę” – tylko kataklizm będzie mógł im odebrać tytuł mistrza. W pierwszej połowie Juvents zdobywa bramkę, po golu Del Piero tytuł jest już naprawde blisko. Po przerwie jednak w pole karne wpada Ronaldo. Mark Iuliano go powstrzymuje.
Kilka lat później sędzia Piero Ceccarini powie: tak, to było zagranie niezgodne z przepisami. Stojąc jednak wówczas na murawie nakazał grać dalej. Według kibiców Interu – mediolańczycy właśnie zostali ograbieni z tytułu, bo po wyrównującym golu z pewnością dołożyliby kolejnego, a nawet jeśli nie – po takiej bitwie na wyjeździe finisz sezonu należałby do nich. Według turyńczyków – nie ma o czym gadać. Tym bardziej, że gdyby nie Pagliuca już chwilę później Del Piero podwyższyłby na 2:0 z rzutu karnego.
Ogółem jednak mecz zostanie zapamiętany jako jeden z najlepszych i najbardziej kontrowersyjnych w historii “Derby d’Italia”. Zidane, Del Piero, Ronaldo. Ale przede wszystkim reakcje. Kilka dni później w parlamencie doszło do… bójki dwóch polityków wykłócających się właśnie o grande ruberia, “wielkie złodziejstwo”, jakim miała być decyzja sędziego w niedawnym meczu.
Juventus dziś znów wygra jednym golem? Kurs w Betano to 4,15! Sprawdźcie TUTAJ.
***
Dziś mecz znów ma wyjątkowy smak. Dla kibiców – bo dla nich wciąż trwa calciopoli, Juventus wciąż twierdzi, że liczą się tytuły zdobyte na murawie, Inter wciąż rozpamiętuje, że najlepsze lata rozwoju ich klubu przypadały na okres, gdy konkurencja grała nieczysto. Dla piłkarzy – bo Inter ma gigantyczną szansę wskoczyć na fotel lidera, a Juventus zwyczajnie musi zacząć punktować. Wreszcie dla działaczy, dla których to przede wszystkim starcie o prestiż i atmosferę wokół klubu.
A właśnie ta ostatnia najbardziej różni obecny Inter i obecny Juventus.
Pierwsi – zdecydowanie na fali. Kryzys poprzedniego sezonu chyba został zażegnany. Wreszcie wyłożono na stół poważne pieniądze. Kondogbia, Jovetić, Perisić, do tego Ljaić… Zmiana pokoleń, wietrzenie szatni, wymiana połowy składu. Efekt? Trzecie miejsce, pięć zwycięstw, jeden remis i jedna porażka. Nie są to może porażające zwyciestwa, mediolańczycy zdobyli do tej pory zaledwie osiem goli, ale jednak – Inter jest diabelnie skuteczny, szczególnie w obronie. Wyłączając porażkę z Fiorentiną – dwa stracone gole w sześć meczów. Osiem punktów przewagi nad Juve – tego nie robi się przypadkowo, bez planu, łutem szczęścia. Jak na razie – to “robi się” defensywą. Sądzicie, że padnie mało goli? Obstawcie poniżej 1,5 gola po kursie 2,90 W TYM MIEJSCU.
Juventus? Finalista Ligi Mistrzów zaliczył falstart. Osiem punktów w siedmiu meczach, szczególnie bolą porażki z Udinese, ale i Napoli oraz AS Romą. Do tego remis z Frosinone. Lepiej wygląda to w Lidze Mistrzów, ale i tak – chyba nikt nie spodziewał się aż tak kiepskiego początku ligi w wykonaniu “Starej Damy”. Kryzys? Możliwe, ale nadal to Juventus jest faworytem dzisiejszego spotkania na San Siro. Zgadza się z nami Betano – za zwycięstwo turyńczyków płaci po kursie 2,72 przy 3,00 na Inter. Sprawdźcie zresztą sami TUTAJ.
A skoro już przy Juve jesteśmy… Widzieliście już “Szybki strzał” z wiedzy o grubej “Starej Damie”?
*
20.45. San Siro. Derby d’Italia, mecz, w którym Inter może potwierdzić, że ten sezon będzie dla Mediolanu wyjątkowy. Mecz, w którym Juventus może wrócić na właściwe tory. Mecz, który da wiele odpowiedzi, albo wręcz przeciwnie – jeszcze namnoży pytań, jeśli – na przykład – żelazna defensywa Interu po raz drugi w tym sezonie zawiedzie. Jakkolwiek jednak – powinno być ciekawie. Sprawdźcie jeszcze statystyki H2H na stronie Betano (KLIK!) i szykujcie się na fantastyczny wieczór.