Piast bez Nespora w wyjściowym składzie? Tego w Ekstraklasie jeszcze nie grali. Aż do dziś i nie ma co się czarować: brak Czecha był więcej niż widoczny. Lider w pierwszej połowie miał – tak na oko – pięćset sytuacji bramkowych, ale zachowywał się w nich tak, jakby i kolejnych pięćset miało zakończyć się fiaskiem. Podbeskidzie udowodniło jednak, że pod Klimczokiem mieszkają bardzo gościnni ludzie i wręczyło rywalom dwie jedenastki.
Co też marnował Piast! Vacek spudłował z siedmiu metrów – zamiast soczystego uderzenia, klasyczny szczur. Zivec sam na sam z nieudanym lobem. Barisić zamiast strzelać wrzucał, a tylko po to, by Zivec nie sięgnął piłki do pustaka. Korun szczupakiem z bliska posłał strzał tak anemiczny, że jakby Covilo to zobaczył to by się przeżegnał. Grzmiało, błyskało się pod bramką Zubasa, ale nie można partaczyć tylu okazji i liczyć, że rywal ciągle będzie kaleczył. Podbeskidzie się ogarnęło, a Szczepaniak zachował najwięcej sprytu w polu karnym i wykorzystał niezłą – acz i fartowną – wrzutkę Mójty, mieliśmy 1:0.
1:0, które zaraz zmieniło się w 1:1, bo Adu sfaulował w polu karnym Pietrowskiego, a przeciętnie grający Vacek pokazał jak powinno się strzelać karne.
Po przerwie obraz gry zupełnie uległ zmianie. Teraz to Podbeskidzie nacierało, a Piast nie potrafił przeprowadzić sensownej akcji. Nagle ci sami piłkarze, którzy przed chwilą co i rusz przebijali się pod bramkę Zubasa, teraz nie potrafili zrobić tego właściwie ani razu. Tymczasem gospodarze wychodzili coraz śmielej i śmielej, także po pięknym golu Możdżenia wcale nie murowali, a szli na kolejne gole. Naprawdę byliśmy blisko tego, by powiedzieć, że to było ich najlepsze 45 minut w tym sezonie ligowym, ale gościnność ma swoją cenę. Bielszczanie popatrzyli na niedolę Piasta, żal im się najwyraźniej zrobiło gliwiczan i Kowalski tyleż spóźnionym co kretyńskim wejściem sprokurował karnego, którego na gola zamienił Vacek. W ostatnich sekundach Mak z paru metrów przestrzelił to, co prawie na pewno Nespor posłał by do bramki i koniec, 2:2.
2:2, zarazem w jakimś stopniu satysfakcjonujące obie strony ale i nie dającej satysfakcji pełnej. Piast zaczął tak, że gdyby tylko miał poważnego napastnika rozstrzygnąłby mecz w piętnaście minut – to musi budzić optymizm, bo ten poważny napastnik zaraz wróci. Strata punktów jest jednak stratą punktów, no i brak zastępcy dla Nespora musi martwić. Z kolei kibice “Górali” trochę się naczekali, ale po zmianie stron zobaczyli Podbeskidzie grające na naprawdę przyzwoitym poziomie. Problem w tym, że gra się dziewięćdziesiąt minut, a tych słabych w grze gospodarzy też było wciąż całkiem sporo.