Mówią, że nie ma ludzi niezastąpionych. I rzeczywiście, to prawidło w futbolu sprawdza się coraz częściej. Łzy po byłym ulubieńcu już po kilku miesiącach potrafi otrzeć nowy zawodnik, podobnie zresztą jak nowy trener zastępujący ukochanego dotychczas szkoleniowca. Problem powstaje jednak wtedy gdy klub przyjdzie opuścić architektowi sukcesów nie tylko tych na murawie, ale również poza nią. Człowiekowi, który praktycznie z niczego w kilkanaście lat stworzył markę szanowaną w jednej z najsilniejszych lig świata. Christian Heidel to za naszą zachodnią granicą synonim FSV Mainz. Myślisz “Zero-Piątki” – mówisz Heidel.
Owszem, klub prowadzili tak świetni szkoleniowcy jak Klopp czy Tuchel, ale to właśnie 52-letni Niemiec najpierw ujrzał w nich potencjał, a kolejno zaufał i dał rozwinąć skrzydła. A w międzyczasie postawił stadion, ściągnął na niego kibiców i zarobił krocie. Dla kibiców znad Renu mogą nadejść jednak ciężkie czasy – niemiecki Bild zaszokował bowiem informacją o niemal pewnych już przenosinach Heidela do Gelsenkirchen.
Christian to człowiek Moguncji. Jego ojciec, Herbert, był swego czasu burmistrzem tego miasta. Aktualny dyrektor FSV po ukończeniu studiów odbył szkolenie w banku i zajął się rodzinnym biznesem, pracował w salonie samochodowym. W 1992 roku trafił do lokalnej drużyny, gdzie objął stanowisko kierownicze. 2. Bundesliga, około cztery tysiące widzów na trybunach, roczne obroty w granicach trzech milionów euro. Ponad 20 ciężkich lat pracy poskutkowało pewnym miejsce w środku pierwszoligowej stawki, nowym obiektem regularnie zapełnianym przez 34 tysiące fanatyków i obrotami w granicach 80 milionów. Liczba członków klubu kibica wzrosła z 1,500 do 18 tysięcy, zaś loża VIP rozrosła się z 80 krzesełek do dwóch tysięcy. Do tego Klopp i Tuchel – trenerzy, którzy dziś są flagowymi produktami mogunckiej akademii. Tytaniczna wręcz praca, jaką wykonał Heidel to spełnienie jego dziecięcych marzeń.
– Od dziecka byłem wielkim kibicem tego klubu i skrycie marzyłem o tym, co teraz mogę oglądać. Kiedyś ten klub nie był tak mocno związany z miastem, na mecze przychodziło mało osób, graliśmy w drugiej lidze. Nasz budżet to była sześciocyfrowa liczba. Dziś wszyscy godnie mogą podziwiać jak zawodnicy walczą z największymi firmami w kraju. To wspaniałe.
Kiedy w 2001 Jürgen Klopp kończył swoją niezbyt efektowną piłkarską karierę, Heidel nie bał mu się zaufać. Przez długi czas bacznie obserwował, wyciągał wnioski i zauważał kolejne cechy świadczące o tym, że rosły zawodnik idealnie sprawdziłby się w roli trenera. Bez cienia wątpliwości zaufał mu, rozkładając nad nim parasol ochronny. Dał mu czas i psychiczny spokój na ułożenie drużyny według własnej wizji. Już pierwszy sezon pokazał, że potencjał i siły drzemiące w Kloppie są ogromne. Po poprzednich rozgrywkach, kiedy FSV utrzymało się rzutem na taśmę, teraz zajęło miejsce tuż za tymi, które premiowane były awansem do elity. Na dzisiejszym Coface Arena pracował do 2008 roku, zaliczając upragnioną promocję do pierwszej ligi, a także do Pucharu UEFA. Równie odważna była późniejsza decyzja o powierzeniu sterów drużyny Thomasowi Tuchelowi, który wcześniej miał do czynienia jedynie z rezerwami Augsburga i juniorami “Zero-Piątek”. Tuchel z Mainz wycisnął jednak jeszcze więcej niż swój poprzednik, czym udowodnił że Heidel trenerów dobiera z największą precyzją.
Christian jest świadom tego, że jego klub finansowo nijak nie może równać się z Bayernem, Borussią, Schalke czy choćby Stuttgartem. Postawił więc na drogę rozwijania młodych zawodników i sprzedawania ich z kilkunastokrotnie większym zyskiem. Wśród największych osiągnięć na rynku transferowym wymienia się więc André Schürrle (wyciągnięty z własnej akademii, sprzedany za 8 milionów euro do Bayeru), Ádáma Szalaia (za 600 tys. z Realu Castilla, odszedł za 8 do Schalke), Johannesa Geisa (za 900 tys. z Greuther, przed sezonem przeniósł się również do Schalke za 12) czy Shinjiego Okazakiego (odtrącony za 1,5 miliona ze Stuttgartu, latem ulokował się w Leicesterze za 10). Heidel szuka więc nie tylko wśród młodych chłopców grających w juniorach Mainz, ale także w pozostałych klubach bundesligowych oraz zagranicą. W klubie bardzo jasno nakreślone są również obowiązujące zasady.
– Chcemy być kojarzeni jako drużyna, która gra zespołowo i fair. W związku z tym w naszych szeregach nie ma miejsca dla takich zachowań. Gonzalo Jara dostał wolną rękę w poszukiwaniu klubu – tak błyskawicznie zareagował na zachowanie Chilijczyka, który w trakcie starcia z Urugwajem zrobił Cavaniemu “Arboledę”.
– To bardzo mądry, wyważony i nieugięty w negocjacjach człowiek. Jest pełen pomysłów, szacunku do zawodników oraz pozytywnego humoru, którym zaraża będących obok siebie. Heidel to innowacyjna wizja prowadzenia klubu w dzisiejszym świecie. Ma w sobie taki pozytywny niepokój, który stale każe szukać mu drogi do ulepszenia aktualnego stanu rzeczy. Do tego świetne oko w obserwacji młodych zawodników. Dla mnie to jeden z najlepszych menedżerów w tym kraju – chwali swojego podwładnego Harald Strutz, prezydent Mainz.
Heidel, co pokazała droga zatrudniania kolejnych trenerów, jest bardzo pewny siebie i swoich decyzji. Nie boi się także krytykować tych, którzy na to zasługują. Jeszcze tego lata oberwało się Anglikom.
– Dostaliśmy za Okazakiego 10 milionów euro. Sam byłem w szoku, że tyle udało mi się wynegocjować. Shinji ma 29 lata, rok do końca kontraktu, a Anglicy płacą za niego 200 procent jego wartości. Taki system nie prowadzi do niczego, zwłaszcza dla klubów takich jak Mainz. Wielkie pieniądze z Premiership psują rynek.
Dwa lata temu po uszach dostał natomiast Bayern Monachium:
– Może i według ligowej tabeli są mistrzem, ale zachowują się beznadziejnie. Takie prymitywne metody nie przystoją temu klubowi. Sposób w jaki prowadzą interakcję z klubem którego piłkarza chcą pozyskać jest karygodny. Przeprowadzając transfer Jana Kirchoffa nagle dowiedzieliśmy się, że zawodnik jest już po badaniach. Tak nie powinno się postępować.
Negatywnie zareagował również na sposób rozwoju, jakim kieruje się RB Lipsk.
– To smutne, że w piłce nożnej coraz mniej znaczy… piłka nożna. Czy na pewno tego chcemy? Żeby tylko pieniądze decydowały o sukcesie? RB to świetny pomysł, tam są ludzie złaknieni sukcesu. Ale nie idźmy tą drogą, pracujmy ciężko i budujmy klub krok po kroku.
Przed obecnymi rozgrywkami wydawało się, że z kłopotów klubu nie wyciągnie nawet jego główny architekt. Tuchel przeniósł się do Dortmundu, odszedł najlepszy strzelec, podstawowy lewy obrońca i dwóch kluczowych pomocników. Klub zarobił łącznie 35 milionów euro, ale cóż z tego skoro potrzebował aż kilku alternatyw, by spokojnie przetrwać sezon. Christian wybrnął jednak z tego w sposób wręcz nieprawdopodobny. Okazakiego zastąpił siedem lat młodszym i tyle samo milionów tańszym Yoshinorim Muto, który prezentuje poziom wcale nie gorszy od poprzednika. Odpowiednio powetował także straty w drugiej linii FSV i wreszcie postawił w roli trenera na Martina Schmidta, który idealnie wpisuje się w koncepcje Heidela. Mainz plasuje się na dziewiątej pozycji z 2-punktową stratą do czwartej lokaty, a kibice mają już nowych idoli. Na szpicy świetnie prezentuje się wspomniany Muto, a w pomocy szaleje Yunus Malli o którego w niedalekiej przyszłości walczyć będą nie tylko silniejsze kluby, ale również federacje – niemiecka z turecką.
Aktualny dyrektor Schalke, Horst Heldt, ze swoim prawdopodobnym następcą
I tu ta romantyczna historia powoli dobiega końca. Niemiecki dziennik “Bild” zakomunikował bowiem, że aktualny menedżer “Zero-Piątek” jest już dogadany z Schalke, natomiast kluby z ogłoszeniem swoich decyzji czekają do momentu, aż FSV znajdzie następcę dla swojej legendy. Co ten ruch może oznaczać dla S04 nie trzeba mówić. Dość nieudolnego dotychczas Horsta Heldta zastąpi człowiek ze ścisłej czołówki dyrektorów w kraju. Sam transfer doda także pikanterii w odwiecznej rywalizacji pomiędzy klubem z Gelsenkirchen, a Borussią Dortmund. Oto bowiem dyrektor Heidel, człowiek bez którego nie byłoby Tuchela, stanie na przeciwko swojego wychowanka. Dla Mainz jednak ten transfer może być opłakany w skutkach. Kibice z Moguncji na swojej skórze przeżyli już wiele bolesnych rozstań – od trenerów po piłkarzy – ale Heidel będzie prawdopodobnie osobą nie do zastąpienia na Coface Arena. I tak jak niektórzy nieśmiało wieszczyli Moguncji walkę o ligowy byt w sezonie 2015/2016, tak teraz te deklaracje mogą stać się już o wiele poważniejsze.
MARCIN BORZĘCKI