Podczas tegorocznego Australian Open w rywalizacji kobiet Aryna Sabalenka stanie przed szansą wygrania turnieju trzeci raz z rzędu. Jak trudna to sztuka, niech świadczy fakt, że ostatni raz udała się ona Martinie Hingis w 1999 roku. Białorusince plany pokrzyżować będą chciały Coco Gauff, Qinwen Zheng oraz oczywiście Iga Świątek, której sprzyja drabinka. – Polka może nie jest w pierwszym szeregu faworytek, ale w drugim już tak. Zresztą na korcie ma z Aryną rachunki do wyrównania – mówi nam ekspert. Z kolei u mężczyzn najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest finał Jannika Sinnera z Carlosem Alcarazem. Chyba, że Novak Djoković, dawny król kortów w Melbourne, postanowi powrócić na tron.
CZY KTOŚ POWSTRZYMA SABALENKĘ?
W rankingu WTA posiada 9656 punktów – o ponad 1500 więcej, niż druga Iga Świątek. Nie mamy nawet połowy stycznia, a ona już wygrała jeden turniej. Zaliczyła też świetną drugą połowę ubiegłego roku, w której była najlepsza w Wuhan, US Open i Cincinnati. Dzięki tym sukcesom zdobyła pozycję najlepszej tenisistki na świecie.
Jeszcze wcześniej Aryna Sabalenka – bo o niej mowa – triumfowała też w Australian Open. Ponownie. Dlatego fani w Melbourne powoli zaczynają traktować Białorusinkę, niczym paryscy kibice naszą mistrzynię. 26-latka wyrasta na królową australijskich kortów. O tym, jak sama znakomicie czuje się w Australii, niech świadczy jej aktywność w mediach społecznościowych. Sabalenka w swoich wpisach emanuje radością i pozytywną energią. Cieszy się każdą chwilą spędzoną w krainie kangurów.
Wyświetl ten post na Instagramie
Z tego powodu, oraz rzecz jasna z racji świetnej formy, w której się znajduje, Aryna Sabalenka jest główną kandydatką do zdobycia mistrzowskiego tytułu. Nie znaczy to jednak, że Białorusinka znajduje się poza zasięgiem reszty rywalek. Przekonuje o tym Adam Romer – redaktor naczelny magazynu Tenisklub, z którym porozmawialiśmy o potencjalnych faworytach Australian Open.
– Przypomnę tylko, że podczas WTA Finals w Rijadzie też wszyscy myśleli, że Sabalenka wygra, a tak się nie stało. Zobaczymy jak Białorusinka sobie radzi z presją, bo ona do Melbourne jedzie rzeczywiście jako wielka faworytka. Ktoś, kto ma zwyciężyć trzeci raz z rzędu, co zdarzyłoby się pierwszy raz od czasów Martiny Hingis, czyli przeszło ćwierci wieku. To jest presja – mówi ekspert.
Kto więc może powstrzymać Arynę przed skompletowaniem hat-tricka w Australian Open?
Romer: – Poza Białorusinką widać, że Coco Gauff robi bardzo dobre wrażenie. Ona przecież ostatnio wygrała z Sabalenką w 1/2 WTA Finals. Myślę, że Qinwen Zheng też będzie chciała się pokazać z jak najlepszej strony. Jednak czy jej się uda wygrać z Sabalenką? Tutaj postawiłbym znak zapytania.
W istocie, ostatnie wyniki pokazują, że zwłaszcza Amerykanka znajduje się w świetnej dyspozycji. Gauff zwyciężyła we wspomnianych Finałach WTA, w meczu o tytuł pokonując… Qinwen Zheng. Z kolei na przełomie tego i poprzedniego roku zaliczyła znakomity występ podczas United Cup. Kiedy Sabalenka zmierzała po zwycięstwo w Brisbane, Coco rozprawiała się z kolejnymi rywalkami, ku chwale reprezentacji USA. Wrażenie robi chociażby fakt, że całe zawody rozegrała bez straty ani jednego seta. A przecież grała tam z naprawdę dobrymi rywalkami. Takimi, jak Karolina Muchova czy też Iga Świątek.
Coco Gauff
ŚWIĄTEK NA AUTOSTRADZIE DO FINAŁU?
Właśnie, a w takim razie co z Igą? – Polka może nie jest w pierwszym szeregu faworytek, ale w drugim już tak. Zresztą na korcie ma z Aryną Sabalenką rachunki do wyrównania – twierdzi Adam Romer.
Rzeczywiście, w porównaniu do Białorusinki, Amerykanki czy też wspomnianej Chinki, Świątek trudno traktować za największą kandydatkę do zwycięstwa. Jednak nie popadajmy ze skrajności w skrajność – 23-latka znajduje się w wąskim gronie najlepszych tenisistek świata. Owszem, Iga zmieniła trenera, więc uczy się nowych rzeczy. Do niedawna zmagała się też z oskarżeniem o celowe stosowanie dopingu, które skutecznie udało się jej odeprzeć. Cała sprawa kosztowała ją jednak odpuszczenie kilku ważnych turniejów, a także sporo nerwów. To wszystko wpływa na obecną formę naszej tenisistki.
Jednak jeszcze przed startem turnieju, do Świątek uśmiechnęło się szczęście. Losowanie turniejowej drabinki ułożyło się bowiem w ten sposób, że po rozstawionej po drugiej stronie Sabalenki dołączyły Gauff i Zheng. Z kolei 23-latka po drodze do meczu o tytuł może trafić na Jasmine Paolini (4. WTA) czy Jelenę Rybakinę (6. WTA). Z tym, że od czasu osiągnięcia finałów Rolanda Garrosa i Wimbledonu, Włoszka znacznie zmniejszyła obroty. I tak po prawdzie, osiągnięcie 1/2 fazy zawodów byłoby w jej wypadku ogromnym sukcesem.
Z kolei Rybakina dwa lata temu grała w finale Australian Open z Aryną Sabalenką, a w przeszłości potrafiła sprawić Świątek sporo problemów. Lecz na razie wydaje się, że Kazaszka nie powróciła do pełni formy po zeszłorocznych urazach zdrowotnych. A i sama Iga, grająca z nią nieco inaczej podczas United Cup, pokazała, że na korcie potrafi znaleźć odpowiedź na styl Rybakiny. I wygrała mecz 7:6, 6:4.
W tym miejscu jednak przestrzegamy. Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że Polka ma w takim razie autostradę do finału. Po pierwsze z tego względu, że warto uczyć się na błędach, a już raz tak mówiono. Pamiętacie Australian Open 2022? Wtedy też nasza rodaczka trafiła na drabinkę, która dawała jej spore szanse na grę w meczu decydującym o tytule. Tymczasem w półfinale zatrzymała ją Danielle Collins. Wówczas jeszcze zawodniczka z drugiego szeregu, która jednak po tym sukcesie zaczęła kręcić się wokół pierwszej dziesiątki rankingu WTA. Swoją drogą, ostatnimi czasy Amerykanka nie kryje braku sympatii wobec Świątek, co pokazała podczas meczu z Polką na igrzyskach olimpijskich. Czy też niedawno, gdy tenisistki przywitały się podczas United Cup. A jako, że w tej edycji półfinał Świątek – Collins jest możliwy, to chętnie zobaczylibyśmy udany rewanż 23-latki za mecz sprzed trzech lat i ostatnie zachowania Amerykanki (inna sprawa, że ten już w pewnym sensie nastąpił… sześciokrotnie, tyle meczów rozegrały bowiem od AO 2022 i zawsze wygrywała Iga).
Danielle Collins a changé sa photo de profil Instagram avec le screen de sa poignée de main avec Iga Swiatek en United Cup. 💀 pic.twitter.com/IpKxiId6uQ
— Univers Tennis 🎾 (@UniversTennis) January 6, 2025
Wracając do meritum: niezależnie od możliwych do trafienia rywalek, dojście do finału turnieju to naprawdę trudna sztuka. Poza tym kobiecy tenis słynie ze swojej nieprzewidywalności. Czasami więc nawet te mniej oczywiste zawodniczki – jak Collins trzy lata temu, czy Paolini podczas ubiegłorocznego French Open – potrafią zaskoczyć zarówno kibiców, jak i faworytki do tytułu.
FINAŁ ALCARAZ – SINNER, A MOŻE POWRÓT KRÓLA?
Z kolei Australian Open 2025 w wykonaniu mężczyzn prawdopodobnie potwierdzi, że u panów na dobre doszło już do zmiany warty. Wszak Roger Federer rakietę do szały schował ponad dwa lata temu. W ubiegłym roku w ślad za Szwajcarem podążył jego wielki rywal, Rafa Nadal. I tak z Wielkiej Trójki na kortach pozostał ten być może największy. A na pewno najbardziej utytułowany. Ba, do dwudziestu czterech wygranych Wielkich Szlemów Novak Djoković, w zeszłym sezonie dołożył upragnione olimpijskie złoto. W dodatku ograł wtedy Carlosa Alcaraza. Chociaż chwilę wcześniej to Hiszpan triumfował nad nim w finale Wimbledonu.
Novak Djoković i Carlos Alcaraz przed finałem Wimbledonu
Sukces na olimpijskiej scenie z pewnością uzupełnił dziedzictwo Serba. Lecz nie może on zakrzywiać rzeczywistości. Djoković w zeszłym sezonie trapiony był kontuzjami. Pierwszy raz od 2017 roku nie wygrał żadnego wielkoszlemowego turnieju. Nie triumfował nawet w żadnych zawodach w tourze. Ponadto, kiedy w tym roku zaprezentował się w Brisbane, który to turniej dla wielu tenisistów jest próbą generalną przed Australian Open, odpadł tam w ćwierćfinale zawodów. Jego pogromcą został Reilly Opelka – serwisowa maszyna, a w przeszłości gracz pierwszej “20”, ale obecnie jednak 171. zawodnik rankingu ATP.
Mimo wszystko Adam Romer nie przekreśla szans na to, że wciąż aktywna legenda tenisa kolejny raz zaskoczy młodszych kolegów: – W turnieju mężczyzn jako trzeciego faworyta jednak postawiłbym na Novaka Djokovicia. To gość, który jest nieobliczalny. W jego przypadku absolutnie nie wolno używać słowa „niemożliwe”. Nawet mając świadomość tego, że ma już rocznikowo 38 lat, to akurat w Australii myślę, że może nas zaskoczyć. Djoković to człowiek, który na najwyższym poziomie gra właściwie od dwudziestu lat. Ja osobiście widziałem go po raz pierwszy w 2005 roku na Rolandzie Garrosie. On sam doświadczeniem przerasta dwie trzecie stawki.
Na jaki wynik konkretnie stać więc Novaka? I skoro jest trzecim faworytem, to którym dwóm tenisistom naczelny magazynu Tenisklub daje większe szanse?
– Uważam, że do drugiego tygodnia Djoković dotrze na pewno, a co będzie dalej? Na tle młodszych rywali może mu jednak zabraknąć odrobiny fizyczności. Dlatego będę się mocno trzymał zdania, że faworytami do wygranej są Carlos Alcaraz i Jannik Sinner. Prawdopodobnie Serb polegnie z jednym z nich – mówi Romer.
Jeżeli po drodze nie dojdzie do żadnych sensacji, to Djoković istotnie będzie musiał zmierzyć się z Hiszpanem na etapie ćwierćfinału turnieju. Jeśli sprosta temu zadaniu, to w półfinale czekać może go mecz z Alexandrem Zverevem.
O zawodniku, który ze względu na pochodzenie zapewne posiada ogromną bazę polskich fanów – przypomnijmy, że to Niemiec o rosyjskich korzeniach – jeszcze nie napisaliśmy w kontekście potencjalnego triumfu w Australian Open. I może niesłusznie, bo Sascha ma za sobą dobre dwanaście miesięcy. W 2024 roku zwyciężył w dwóch turniejach serii 1000. Podczas Rolanda Garrosa dotarł do finału zawodów. Tam wprawdzie lepszy okazał się Carlos Alcaraz, ale Niemiec odegrał mu się za tę porażkę podczas Finałów ATP. Zresztą ma też korzystny bilans meczów z Carlosem: w wygranych prowadzi 6 do 5. Częściej też wygrywał z Jannikiem Sinnerem (4 do 2). A w rankingu ATP zajmuje drugą pozycję, pomiędzy liderującym Włochem, a trzecim Hiszpanem.
Ze względu na sporą przewagę punktową wymienionego tercetu nad resztą stawki, fani – oczywiście na wyrost, może nawet z przekąsem – nazywają ich nową „wielką trójką”. Nam daleko do określania w ten sposób nowej generacji tenisistów. Niech panowie jeszcze kilka ładnych lat sobie na nie zapracują. Lecz skoro dwóch z nich już zdobyło szlemy, to może teraz czas na Zvereva?
– Ranking to jest jedna rzecz, ale jednak powiedziałbym, że jest dwóch tenisistów, którzy w 2025 roku będą dzielić między sobą wygrane w turniejach wielkoszlemowych. Mowa o Sinnerze i Alcarazie. Bo czy Aleksander Zverev wreszcie dorósł do tego, by wygrać takie zawody? Sądzę, że raczej nie uda mu się to w Melbourne, a jeżeli już, to widziałbym go jako mistrza Rolanda Garrosa. Jednak i tam nie będzie głównym faworytem – kończy Adam Romer.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: