Reklama

Verstappen jest najlepszy w obecnej erze F1. A może nawet w całej historii

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

24 listopada 2024, 08:42 • 17 min czytania 12 komentarzy

Max Verstappen w Las Vegas zdobył czwarte mistrzostwo świata Formuły 1. Genialny Holender zrównał się tym samym z Lewisem Hamiltonem, Sebastianem Vettelem i Juanem Manuelem Fangio w liczbie mistrzowskich tytułów wywalczonych rok po roku. Pomimo zaledwie 27 lat, Max w karierze pobił już kilka historycznych rekordów. A ze względu na jego młody wiek, zasadne stają się pytania: gdzie aktualnie znajduje się miejsce Verstappena rankingu najlepszych kierowców Formuły 1? Czy dominator obecnej ery F1 wkrótce zyska miano najwybitniejszego kierowcy w dziejach królowej morotsportu? A może już na nie zasługuje?

Verstappen jest najlepszy w obecnej erze F1. A może nawet w całej historii

DOPEŁNIENIE FORMALNOŚCI

Na pewnym etapie tego sezonu wydawało się, że walka o miano najlepszego kierowcy w stawce będzie nieco ciekawsza. Ba, można było nawet sądzić, że podobnie jak w 2021 roku, losy tytułu rozstrzygną się w ostatniej rundzie. W końcu po świetnym wejściu w sezon, Red Bull Racing złapał niemałą zadyszkę, co wykorzystała ekipa McLarena. Oscar Piastri i Lando Norris sprawili, że zespół z Woking wysunął się na czoło w klasyfikacji konstruktorów, zaś Brytyjczyk ostrzył sobie zęby by zdetronizować Maxa Verstappena.

Holender jednak wyciskał ze swojej maszyny siódme poty. W dodatku na torze robił wszystko, by jak najbardziej uprzykrzyć Norrisowi życie. Korzystniejszym wariantem dla panującego mistrza było bowiem, by Norris nie wygrywał wyścigów. Nawet kosztem tego, że sam Verstappen zajmowałby miejsca poza podium. Taka taktyka wynikała z różnic punktowych, przyznawanych za poszczególne pozycje. W dodatku 27-latek zaliczył w tym wszystkim występ wybitny, kiedy w Grand Prix Sao Paulo triumfował pomimo startu z siedemnastej (!) pozycji.

Jego o dwa lata młodszy rywal nie potrafił skutecznie odrabiać strat. W ten oto sposób znaleźliśmy się w Las Vegas – mieście hazardu, w którym zakład o to, że Verstappen obroni tytuł, traktowano jak pewniaka. I dość prawdopodobne było to, że kierowca Red Bulla dokona tego jeszcze w ten weekend. Kalkulacja czy tak się stanie była prosta i składała się z dwóch wariantów. W pierwszym obecnie panujący mistrz musiałby wygrać Grand Prix w USA. Wówczas niezależnie od miejsca Lando, zaklepałby sobie tytuł.

Reklama

W drugim wariancie Verstappen musiałby dopilnować, aby Norris ukończył rywalizację odrabiając do niego maksymalnie 2 punkty. Wówczas kierowca McLarena straciłby nawet matematyczne szanse na to, by w ostatnich dwóch weekendach Grand Prix odebrać Holendrowi mistrzostwo. Tak też się stało. Verstappen w Las Vegas nie walczył o zwycięstwo w wyścigu, ale konsekwentnie pilnował tego, by Norris nie odrobił do niego ani punktu. Wykonał to zadanie perfekcyjnie, ani na moment nie zostawił Brytyjczykowi złudzeń. I choć do mety dojechał na piątym miejscu, to na dwa weekendy GP do końca może już nazywać się czterokrotnym mistrzem świata.

Tym sposobem reprezentant Holandii wywalczył czwarte z rzędu mistrzostwo świata kierowców Formuły 1. Wyrównał tym samym wyczyn legendarnego Juana Manuelea Fangio, Sebastiana Vettela (który także dokonał tego w bolidach Red Bulla) i Lewisa Hamiltona. W całej historii tylko Michael Schumacher może poszczycić się większą liczbą mistrzostw zdobytych po kolei (pięć w latach 2000-2004). Max w kolejnym sezonie może się więc zrównać z legendą Ferrari. Choć ze względu na radykalną zmianę jakości bolidów poszczególnych ekip, będzie to szalenie trudne zadanie. Zespół Red Bulla tym razem będzie musiał gonić stawkę, zamiast pilnować przewagi technologicznej.

Mimo to, już w tegorocznym, w drugiej połowie sezonu zdecydowanie nie najlepszym, bolidzie Verstappen wywalczył swój czwarty tytuł.

NAJLEPSZY KIEROWCA? TO ZALEŻY OD EPOKI

Czy zatem można stwierdzić, że Holender już zalicza się do ścisłego panteonu najwybitniejszych zawodników, którzy kiedykolwiek zasiedli za sterami bolidu Formuły 1? A może w ogóle właśnie oglądamy najlepszego kierowcę w historii tego sportu?

Reklama

Odpowiedzi na te pytania poszukaliśmy wśród ekspertów, którzy zjedli zęby na Formule 1: Cezarego Gutowskiego, dziennikarza Viaplay Macieja Jermakowa, oraz Mikołaja Sokoła, którego na tej samej stacji możecie usłyszeć za mikrofonem podczas wydarzeń ze świata królowej motorsportu.

Najpierw jednak poprosiliśmy naszych rozmówców o wytypowanie ich zdaniem najlepszej trójki kierowców Formuły 1 w historii. I każdy z nich miał z tym spory problem… wskazując ten sam aspekt. Diametralnie różniące się epoki, w których ścigali się kolejni wielcy mistrzowie.

Gutowski: – Trudno ograniczyć mi taką listę do zaledwie trzech nazwisk. Było znacznie więcej kierowców najlepszych na miarę swoich czasów, począwszy od Juana Manuela Fangio. Ale do głowy w pierwszej kolejności przychodzą mi takie nazwiska, jak Ayrton Senna, którego kariera zakończyła się tragicznie, przedwcześnie. Nie można w takiej wyliczance pominąć Michaela Schumachera, który zresztą na początku swojej kariery nie raz wygrywał z Brazylijczykiem w jego ostatnich sezonach. Potem Schumacher został pokonany przez Fernando Alonso… Osobiście mam też wielką słabość do Nikiego Laudy, choć przecież potem pokonał go Alain Prost! To byli najlepsi z najlepszych w swoich czasach i pokoleniach, dopóki nie nadeszły nowe, jeszcze lepiej wyszkolone. Dla mnie wybitnych kierowców najbardziej wyróżnia powtarzalność. Ciągłe zdobywanie maksymalnej dostępnej liczby punktów, które umożliwia pokonanie słabszych rywali w szybszych bolidach – jak teraz Norris. Tacy byli Senna, Lauda czy Schumacher i absolutnie wybitny jest w tym Max.

Mikołaj Sokół twierdzi z kolei: – To trudna kwestia, ograniczyć się tylko do trzech nazwisk, bo realia Formuły 1 zmieniały się tak, że w zasadzie trudno jest jednoznacznie wskazać kierowców bez pomijania którejś wielkiej gwiazdy. Jednak dzieląc to na poszczególne okresy: na pewno Fangio, pięciokrotny mistrz świata z lat 50. Na pewno Jim Clark, który co prawda zdobył tylko dwa tytuły, bo zginął na torze, ale był niesamowicie wszechstronnym i szybkim kierowcą. Nie można zapomnieć o Ayrtonie Sennie, absolutnej legendzie i człowieku, który zmienił oblicze Formuły 1. Później był Michael Schumacher – rekordzista w prawie wszystkich kategoriach… aż do czasów Lewisa Hamiltona, który wiele z tych rekordów pobił, ale już w zupełnie innej rzeczywistości tego sportu.

Ayrton Senna i Michael Schumacher na torze Magny-Cours w 1992 roku

Do tego dochodzą kierowcy z obecnego pokolenia. Znam ich osobiście, obserwuję na żywo to, co robią i nie stronę od umieszczania ich w panteonie największych. Jednak ich w takich porównaniach staram się oddzielać od legend, które wymieniłem. Oczywiście mógłbym wymieniać też innych, jak Jackie Stewart czy Niki Lauda, ale gdybym miał ograniczyć się do największych z największych, to byłaby pierwsza czwórka, którą wymieniłem – kontynuuje komentator Viaplay.

Maciej Jermakow: – Ja zawsze unikałem międzypokoleniowych porównań. Zestawianie ze sobą różnych dekad w tym sporcie, gdzie w jednym okresie ścigasz się, a z tyłu głowy musisz mieć to, że zginiesz na torze, a część twoich kolegów nie dokończy sezonu, do obecnych czasów, w których poziom bezpieczeństwa bardzo wzrósł, jest niesłychanie ciężkie. Gdybym jednak został przymuszony do takiej oceny, to mógłbym postawić w tej trójce na Sennę, Schumachera… I awansem, za to, co jeszcze może zrobić w tym sporcie, trafiłby tu Verstappen.

Jermakow następująco uzasadnia swoje wybory: – Senna: wiadomo, geniusz jazdy w deszczu. Człowiek, który miał niesamowitą aurę i sprawił, że pokochały go miliony Brazylijczyków, bo dawał im w tamtym czasie jakąś nadzieję na lepsze jutro. Swoim zachowaniem poza torem wnosił dodatkową wartość, jeśli chodzi o jego ojczyznę. Na torze miał bezkompromisowy styl jazdy, za co był też krytykowany. Ale właśnie taki styl wyróżnia kierowców, których wymieniłem. Schumacher to też gość, który był w stanie zdobywać tytuły nie tylko gdy miał dobrą maszynę. Wygrywał je także w sytuacjach, w których miał ogromnych konkurentów. Jego sposób prowadzenia bolidów też polegał na tym, że po prostu nie brał jeńców. Jechał jak po swoje i niczym się nie przejmował.

Nasi rozmówcy musieli się więc trochę nagłowić, by wskazać TOP 3 najlepszych kierowców w historii. U wszystkich trzech pojawiły się jednak nazwiska Michaela Schumachera i Ayrtona Senny. Czy to jednak znaczy, że Verstappen jest gorszy od wspomnianej dwójki? Niekoniecznie.

MAX W TOP 3? A MOŻE NAWET… JUŻ JEST NA SZCZYCIE?

Najprostszym czynnikiem wskazującym najlepszych kierowców, byłyby zdobywane przez nich tytuły. Wtedy sytuacja zrobiłaby się prosta. O miano najwybitniejszego walczyliby Schumacher i Lewis Hamilton, bowiem obaj posiadają po siedem mistrzowskich tytułów. Za nimi plasuje się Juan Manuel Fangio, z pięcioma mistrzostwami na koncie. Verstappen jak na razie posiada ich cztery, ale za to ma też ogromne szanse, by swój dorobek poprawić.

Maciej Jermakow rzuca jednak inne światło na to, od jakich czynników może zależeć postrzeganie Holendra jako najlepszego kierowcy: – Zostanie numerem jeden w historii to coś, co może być w jego zasięgu… ale niekoniecznie to musi być związane z liczbą zdobytych tytułów. Jedno mistrzostwo jest bowiem nierówne drugiemu. Dla mnie tytuł Verstappena zdobyty w 2021 roku ma zupełnie inną wagę, niż te wywalczone w sezonie 2022 czy 2023. Oczywiście tamte dwa też były pokazem jego kunsztu. Zespołowy kolega Maxa na różnych etapach pokazywał, że to nie jest wcale takie łatwe, by ten samochód dowieźć do mety zawsze na pierwszym miejscu. Uważam jednak, że obecny sezon dał naprawdę mocny argument ku temu, by brać go pod uwagę w rozważaniach, czy nie umieścić Verstappena na pierwszym miejscu podium najlepszych kierowców wszech czasów.

Max Verstappen podczas weekendu Grand Prix Las Vegas

Mikołaj Sokół dodaje: – W tym wszystkim ciekawe jest to, że – jeżeli wierzyć Maxowi – jemu na tych liczbach i rekordach nie zależy. Mówi, że nie będzie siedział w Formule 1, aż je pobije, tylko dopóki będzie miał frajdę z jazdy i ścigania. A jeśli nie poprawi tych rekordów, nie zdobędzie ośmiu tytułów mistrza świata czy nie wygra ponad stu wyścigów, to jakoś nieszczególnie przeszkodzi mu to w ocenie jego własnego dorobku.

Cezary Gutowski idzie jeszcze dalej i wysuwa wniosek, że Holender… już jest numerem jeden w dziejach: – Dlaczego twierdzę, że Verstappen to najlepszy zawodnik w historii? Bo uważam, że każde następne pokolenie kierowców jest lepsze. Wynika to z rozwoju możliwości treningu, stale rosnącego poziomu kartingu i serii juniorskich czy dostępu do technologii. Max jest lepszy od Hamiltona, którego pokonał – nie dzięki błędowi dyrektora wyścigu w jednym Grand Prix Abu Zabi, tylko na przestrzeni całego sezonu 2021. Wcześniej Lewis był lepszy od Schumachera… Jest w tym jednak „ale”. Nie wiemy bowiem, czy Verstappen byłby najlepszy, gdyby na przykład Senna czy Schumacher ścigali się w dzisiejszych czasach. Podobnie jak nie przekonamy się o tym, czy Holender biłby ich na głowę, gdyby rozwijał się i rywalizował w dawnych czasach ich świetności. Moim zdaniem byliby bardzo blisko siebie, ale kto byłby tym najlepszym? Nie wiem.

CO ŚWIADCZY O WYBITNOŚCI MAXA?

Kiedy dopytujemy Cezarego Gutowskiego, czy Verstappen mimo wszystko będzie musiał jeszcze trochę wygrać w swojej karierze, by być powszechnie uznawany za najlepszego w dziejach, w odpowiedzi słyszymy: – Sportowo Max nic nie musi zrobić, bo już wdrapał się na szczyt tej listy. Osoby, które mają do niego uprzedzenia, i tak nie będą chciały tego zobaczyć, niezależnie od dalszych osiągnięć Holendra. Nawet po jego zwycięstwie w Brazylii, które było jednym z najlepszych przejazdów w historii tego sportu, można było usłyszeć opinie, że to była to łatwa wygrana. Jeżeli ktoś nie chce lub nie potrafi po takim wyczynie zobaczyć wielkości kierowcy, to już nic takiej osoby nie przekona. Nie wspominając o tym, jak doskonale Verstappen panuje nad bolidem czy jak wyśmienicie walczy na torze. Co od dawna już widać gołym okiem, o ile się go nie przymyka.

Bezkompromisowość, która powoduje, że Holender bardziej od innych kierowców polaryzuje środowisko, to wbrew pozorom kolejna cecha świadcząca na korzyść kierowcy. Tłumaczy to Maciej Jermakow: – Podobnie jak Senna czy Schumacher, o których wspomniałem, Verstappen od początku miał swój styl jazdy. Niektórzy bardzo go krytykują, ale to on może powiedzieć „Hej, ja mam kilka tytułów i za chwilę pewnie zdobędę kolejne”. W jego przypadku mówimy też o charakterze. To człowiek, który nie boi się mówić tego, co myśli. Czasami tym denerwuje ludzi, ale jednocześnie sam zupełnie nie przejmuje się ich opiniami. Tym też mi bardzo imponuje, że jest odważny na torze, ale i poza nim. A to wcale nie jest cecha, która teraz jest jakoś powszechna wśród kierowców czy sportowców w ogóle. Większość z nich trzyma się PR-owych regułek i boi się wyjść poza ramy politycznej poprawności.

Mikołaj Sokół także zwraca uwagę na charakter czterokrotnego mistrza świata Formuły 1. Skupia się jednak na aspektach mentalnych: – W przypadku Maxa mamy do czynienia z taką bezwzględną maszyną do wygrywania. Człowiekiem skoncentrowanym na sukces i to, żeby we wszystkim być najlepszym. Mamy na to mnóstwo dowodów z torów Formuły 1. Bezpardonowo rozprawia się z rywalami w skali mikro, w sensie pojedynków na torze w konkretnym zakręcie, czy w skali makro, czyli budowaniu całej mistrzowskiej kampanii i walki o kolejne rekordy. Ale to też takie pozornie drobne rzeczy. Wiemy, że Holender pomiędzy wyścigami lubi rywalizować w simracingu. Tam też robi to po to, żeby wygrywać. Były takie przykłady, że na wirtualnych torach po prostu wyrzucały rywali z trasy, kiedy któryś go wkurzył. Albo kiedy po prostu nie mógł pogodzić się z porażką. Jak powiedziałem, to cyborg nastawiony na wygrywanie. Jego podejście jest poparte wyjątkowym talentem i ciężką pracą. Od najmłodszych lat Max był wychowywany po to, żeby być niepokonanym.

Komentator Formuły 1 również bardziej zwraca uwagę na okoliczności zdobywanych mistrzostw świata, niż suchą statystykę w postaci ich liczby: – Myślę, że dwa sezony – ten pierwszy mistrzowski tytuł oraz obecny, wiele mówią na temat jego wybitności. To były tytuły zdobyte po naprawdę bardzo trudnej walce. Pierwszy w 2021 roku, po wygranej z Lewisem Hamiltonem w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach, zwłaszcza w końcówce. Ale to nie był spacerek, tylko zacięta walka. A mowa przecież o kierowcy, który pierwszy raz stał przed taką szansą i od razu wykorzystał ją tak bezbłędnie. No i ten sezon, w którym widać po formie Red Bulla, że to nie jest samochód numer jeden w stawce. Takie sezony też świadczą o jakości kierowcy. Zawodnik, który jedzie sprzętem nie z najwyższej półki, a mimo to potrafi wyszarpać tytuł, to wyraz największego talentu, poświęcenia i potwierdzenie tego, że należy mu się miejsce w ścisłej czołówce najlepszych kierowców w historii tego sportu.

Podziwu z mistrzostwa, które 27-latek zdobył w tym roku, nie kryje także Maciej Jermakow: – To sezon, w którym Holender wywalczył mistrzostwo ciężką pracą, niesamowitą, momentami kosmiczną jazdą, buńczucznością i ostrym stylem, ale w wielu momentach także pokorą. Niech dołoży jeszcze taki jeden albo dwa sezony. Niech to ponownie będzie starcie z Norrisem czy innym zawodnikiem z czołówki. Jeżeli ponownie dokona tego w samochodzie, który nie jest dominujący, to będę dopuszczał myśl, by nazwać go największym w historii.

REKORDY, KTÓRYCH DŁUGO NIKT NIE POBIJE

Max Verstappen w królowej motorsportu wyśrubował kilka wyników, o poprawieniu których pomarzyć mogą nawet najlepsi i najbardziej utalentowani kierowcy na świecie. Dotyczą one bowiem… młodego wieku.

Holender przystąpił do rywalizacji w Formule 1 w 2015 roku, kiedy liczył sobie zaledwie 17 lat. Zaraz po tym zdarzeniu FIA zmieniła przepisy dotyczące uzyskania Superlicencji, czyli uprawnienia niezbędnego do startów w F1. Od tamtej pory minimalny wiek pozwalający na jej przyznanie, wynosił 18 lat.

Rzecz w tym, że Verstappen już w pierwszym sezonie ustanowił kilka rekordów, które nie sposób było pobić. Mając dokładnie 17 lat i 166 dni w barwach Toro Rosso został najmłodszym kierowcą, który kiedykolwiek wystartował w wyścigu F1. Zaledwie dwa tygodnie później stał się najmłodszym zawodnikiem w historii, który wywalczył punkty w rywalizacji.

Po roku Max przesiadł się z siostrzanego zespołu do ekipy Red Bulla, w której zaliczył debiut-marzenie. Holender triumfował bowiem w Grand Prix Hiszpanii, stając się – jakżeby inaczej – najmłodszym w historii zwycięzcą wyścigu F1. Przy okazji żaden kierowca w tak młodym wieku wcześniej nie stał nawet na podium, więc Max ustanowił i ten rekord. W tym samym roku Verstappen został też najmłodszym zdobywcą pole position w Formule 1. Dokonał tego w Brazylii, gdzie ostatecznie w wyścigu zajął trzecie miejsce.

Max Verstappen z pucharem za zwycięstwo w Grand Prix Hiszpanii w 2016 roku

Ale to nie koniec jego osiągnięć spod znaku „najmłodszy”. W 2021 roku podczas Grand Prix Australii Max zdobył tak zwanego „wielkiego szlema”, czyli wywalczył pole position w kwalifikacjach, wygrał wyścig, a przy tym wykręcił najszybsze okrążenie z całej stawki. Osiągnął to przed ukończeniem 24. roku życia.

Obecnie FIA nieco zaniżyła przepisy dotyczące wieku. W ich najnowszej aktualizacji czytamy, że „Według wyłącznego uznania FIA, kierowca, który w ostatnim czasie i konsekwentnie wykazywał się wyjątkową zdolnością i dojrzałością w zawodach bolidów jednomiejscowych, może otrzymać Superlicencję w wieku 17. lat”. Jednak nawet taki zapis nie zmienia tego, że rekordy Verstappena utrzymają się przez długie lata.

2023 – SEZON TOTALNEJ DOMINACJI

Aktualnie Red Bull Racing przechodzi spore problemy, jednak zespół z Milton Keynes długo nie miał sobie równych w obecnej erze bolidów Formuły 1. Najlepszy bolid i najlepszy kierowca w stawce, stanowili połączenie będące niszczycielem kolejnych rekordów związanych z jednym rokiem startów. W 2023 roku Max Verstappen:

  • Wywalczył najwięcej punktów w historii F1 – 575. Ta liczba sama w sobie może nie robić wrażenia. Na przestrzeni lat punktacja się w końcu zmieniała i znacznie rozrastała. Jednak 575 oczek dało 92,74% wszystkich możliwych punktów do zdobycia. Nikt w historii nie był skuteczniejszy w tej statystyce. Drugi Michael Schumacher w sezonie 2002 wywalczył 84,71% możliwych oczek.
  • Skoro o punktach mowa, to uzyskał największą przewagę w historii nad wicemistrzem świata. Sergio Perez stracił do niego aż 290 pkt.
  • Zaliczył najdłuższą serię wygranych wyścigów. Od rundy w Miami do Grand Prix Włoch triumfował 10 razy z rzędu.
  • Pobił też rekord w liczbie podiów (21 na 22 wyścigi) oraz zwycięstw (19/22). Procentowa statystyka tych drugich wynosi 86,76%. Następni w tym zestawieniu są Alberto Ascari (sezon 1952, 6/8 wygranych, czyli 80%) i Michael Schumacher (sezon 2004, 13/18 wygranych – 72,77%).
  • Holender wykręcił też rekordową liczbę i procent okrążeń spędzonych na prowadzeniu. 1003 kółka na pierwszym miejscu złożyły się na 75,7% liderowania Maxa na przestrzeni całego roku. Wcześniejszy rekord (65,23% okrążeń na pozycji lidera) należał do Sebastiana Vettela, który ustanowił go w 2011 roku.

Innymi słowy, w ubiegłym sezonie Holender zaorał konkurencję w historycznym stylu. Dominował tak, jak żaden inny kierowca w tym sporcie. Kibice mieli nawet prawo narzekać na taki scenariusz, bo praktycznie nie uświadczyli walki o mistrzowski tytuł. W końcu Max rywalizował tylko z historycznymi tabelami. I robił to skutecznie.

JESZCZE MŁODY, JUŻ DŁUGOWIECZNY

Przygotowując statystyki do poniższego artykułu, opierałem się na danych ze strony Stats F1 – prawdziwej skarbnicy wiedzy dla fanatyków cyferek królowej sportu. Poza kategoriami najmłodszego kierowcy, który czegoś dokonał w tym sporcie, a także wyśrubowanymi rekordami ustanowionymi w ubiegłym roku, uderzyła mnie jeszcze jedna kwestia. Mianowicie to, jak wysoko nazwisko Verstappena znajduje się w rekordach polegających na szeroko rozumianej długowieczności.

Weźmy na przykład wygrane w różnych Grand Prix oraz na różnych torach. Przecież do tego, by znaleźć się w czubie takiego zestawienia, potrzeba lat znakomitej jazdy. W obu tych statystykach liderem jest Lewis Hamilton z liczbą 31 triumfów. Ale zaraz za nim znajduje się Verstappen, który triumfował w 30. różnych GP i na 26 różnych trasach.

Skoro padło nazwisko Hamiltona, to Brytyjczyk wraz z Schumacherem prowadzą w najważniejszej statystyce – zdobytych tytułów, których mają po 7. Jednak Verstappen z czterema mistrzostwami jest pod tym względem gorszy tylko od wspomnianej dwójki i Juana Manuela Fangio (5 MŚ).

Zwycięstwa w wyścigach odniesione w różnych latach? Hamilton mógł cieszyć się z wygranego GP w 16. różnych sezonach. 27-latek ma na koncie 9 takich lat. Przed nim w tym zestawieniu znajduje się tylko pięciu kierowców.

Wygrane odniesione z różnych pozycji startowych? Max w swojej karierze triumfował, startując z dziesięciu różnych miejsc. Poprawił tym samym rekord Fernando Alonso. Na sukces Holendra złożył się też zapierający dech w piersiach przejazd w Sao Paulo, w którym zwyciężył startując z 17. pozycji. Wcześniej dokonali tego tylko Kimi Raikkonen (GP Japonii 2005) i John Watson (GP Detroit 1982). Tylko trzech zawodników w historii wygrywało zaczynając z pozycji dalszej, niż 17. Byli to Rubens Barrichello (z 18. miejsca podczas GP Niemiec 2000), Bill Vukovich (z 19. miejsca, GP Indianapolis 1958) i… ponownie John Watson (GP USA West 1983, z 22. miejsca).

Verstappen znajduje się też aktualnie na czwartym miejscu pod względem zwycięstw odniesionych bez wywalczenia pole position, i trzecim w klasyfikacji wygranej po zajęciu pierwszego miejsca w kwalifikacjach. Jest na podium w liczbie wygranych wyścigów (62) za Hamiltonem (105) i Schumacherem (91). Za to wyprzedza ich pod względem procentu wygranych GP, w których jeździł (30,10%). Max może się też pochwalić drugą najdłuższą serią wyścigów, w której zdobywał punkty. Ta wynosi aż 43 starty, od GP Emilia-Romagna 2022, po tegoroczny występ w Arabii Saudyjskiej. Dłuższą serię w historii F1 (48 punktowanych występów z rzędu) ma tylko Hamilton.

Innymi słowy, Max Verstappen ma 27 lat, a już znajduje się w czubie (lub na szczycie) klasyfikacji, które zarezerwowane są dla samych weteranów. Największych postaci w historii Formuły 1. Jednak w przeciwieństwie do nich, Holender jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. I dalej będzie gonił stawkę najlepszych kierowców w dziejach królowej motorsportu. A dla wielu ekspertów, nie tyle gonił, co… zwiększał nad nią przewagę.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o Formule 1:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Formuła 1

Komentarze

12 komentarzy

Loading...