Superpuchar Polski, jak informuje Roman Kołtoń, nie odbędzie się w Miami. Co ciekawe – nie odbędzie się także w Pawłowicach, Marrakeszu, na Księżycu i na Słońcu, choć może ktoś jednak rozważa, żeby polecieć tam nocą.
Najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że Kołtoń ma rację – to znaczy w PZPN-ie faktycznie wpadli na pomysł, żeby polecieć do Miami. Na zasadzie:
– Ej, gramy w Miami?
I tyle. Równie dobrze mogli rzucić:
– Ej, gramy w Miami? Pojedziemy tam na słoniach, wzdłuż nas będą maszerować bębniarze, a wokół latać bociany.
Oba pomysły miałyby tyle samo sensu, więcej – oba miałyby taką samą szansę na realizację. Myślicie, że jakikolwiek stadion został w tym Miami klepnięty, albo chociaż zaproponowany? Nie, według naszej wiedzy po prostu rzucono temat – grajmy w Miami! Coś na zasadzie: to duże miasto, coś na pewno się znajdzie, a jak nie, pykniemy między blokami.
Byleby w Miami.
Logistyka, finanse? Też bez przemyślenia. Przecież trzeba by zapłacić za loty dla klubów, działaczy i sponsorów. Opłacić obu klubom obozy w Miami, bo jednym Superpucharem się do rundy nie przygotują, a jak mają latać w jedną, drugą i trzecią (na przykład Jagiellonia ma obóz w Turcji), to strata czasu oraz pieniędzy, chyba że – znów – związek wyłoży. A jeszcze wynająć stadion (jak już taki się znajdzie). I zapłacić ochronie, rozprowadzić bilety, zareklamować ten mecz (z minimalną nadzieją, że ktoś przyjdzie).
I tak dalej, i tak dalej. Co krok, to koszt. Miliony złotych. Jak nie więcej.
Normalnie odbywa się to tak:
- Pomysł
- Przeliczenie kosztów
- Propozycja dla partnerów zewnętrznych, by pomysł zrealizować
Tutaj było tak:
- Pomysł
- Propozycja dla partnerów zewnętrznych
- Przeliczenie kosztów
Czyli: grajmy w Miami! Odpowiedź: ale to za dużo kosztuje! No faktycznie… To jednak nie grajmy w Miami (które, swoją drogą, nie jest tym samym co wcześniej podnoszone Chicago, gdzie mieszka więcej Polaków).
Na zdrowy rozsądek – postawcie się w sytuacji Jagiellonii. Jej jedyną szansą na kasę z Superpucharu Polski byłaby opcja, żeby zagrać ten mecz w Białymstoku, bo mogłaby zarobić na wejściówkach (to nie jest Puchar Polski z milionową nagrodą). Tymczasem zabrano jej Superpuchar na tydzień przed startem ligi, gdyż Wisła miała puchary, ale chciano jej zaproponować wyjazd do Miami, który w pierwotnej wersji wiązałby się dla niej z wydatkami, a nie zarobkiem.
Przecież to jest komedia.
A to może nie być koniec. Kołtoń pisze, że mecz ma się odbyć siódmego grudnia w Białymstoku. To ciekawe, bo na ósmego grudnia jest zaplanowane inne spotkanie w Krakowie: Puszcza z… Jagiellonią właśnie. Oczywiście można przełożyć to starcie, ale wypadałoby wcześniej sprawdzić, czy stadion w Białymstoku jest w ogóle w tym terminie wolny (PZPN już kiedyś na tym poległ, nie wiedział, że siódmego lipca jest tam kongres świadków Jehowy, a chciał wtedy grać). Zresztą, o czym my mówimy – na prawie równo miesiąc przed wydarzeniem, taka impreza musi być klepnięta na 100%.
TYMCZASEM NIE JEST.
Siódmy grudnia krąży jako termin, ale tylko krąży. Coś jak Miami. Okej, jest bardziej realistyczny, bo to nie wyjazd do USA, tylko do Białegostoku, ale wciąż mówimy o propozycjach. Nic nie jest potwierdzone. Po prostu: – Ej, skoro nie Miami, to może siódmy grudnia na Podlasiu?
Ech… Słuchajcie, my rozumiemy, że Superpuchar ma renomę jedynie trochę lepszą niż międzyszkolny turniej Żaków. Ale czy trzeba go aż tak gnębić i tak dawać do zrozumienia, że nic nie znaczy? Leży już skopany w kałuży, a związek podsuwa mu wydrukowane zdjęcie z Miami i przekonujecie, że zaraz tam się znajdzie.
To okrutne.
Okrutnie głupie.
Czytaj więcej o USA: