Liga Narodów nie jest zupełnie pozbawiona stawki i Michał Probierz dobrze o tym wie, bo sukcesy jego poprzedników w tych rozgrywkach dały mu bilet na repasaże o awans na Euro. Jeśli jednak jest polem do testowania rozwiązań, to przed selekcjonerem ostatnia okazja na sprawdzenie opcji tak oczywistej, że aż dziw, iż wciąż niewypróbowanej. Na listopadowym zgrupowaniu reprezentacji Polski muszą pojawić się Antoni Kozubal i Radosław Murawski.
Robert Podoliński niedawno zasłynął stwierdzeniem o tym, że „wreszcie mamy topowy polski klub, w którym karty w środku rozdają Polacy”. Miał jednak na myśli Legię Warszawa, z której Michał Probierz powołał Maxiego Oyedele oraz Bartosza Kapustkę. Zarówno teza trenera, który napisał historię Ekstraklasy, spadając z Podbeskidziem mimo awansu do grupy mistrzowskiej, jak i decyzje selekcjonera, były kuriozalne.
Bo tak, mamy topowy klub, w którym karty rozdają nasi rodacy. Jest nim jednak Lech Poznań.
Antoni Kozubal i reprezentacja Polski. Najwyższy czas, żeby to się stało
Powiedzmy to wprost: jedynym logicznym* powodem, dla którego Antoni Kozubal nie dostał jeszcze sms-a, gołębia czy nawet listu z powołaniem do reprezentacji Polski, jest jego rola w drużynie do lat dwudziestu jeden, która walczyła o awans na mistrzostwa Europy. Gwiazdka przy tym stwierdzeniu jest nieprzypadkowa: może to i logiczne z punktu widzenia Michała Probierza oraz Adama Majewskiego, ale istnieje też drugi obóz, do którego należę.
Obóz, który jest zdania, że miejsce najlepszych młodych zawodników jest w seniorskiej reprezentacji Polski.
Nie powiem, że awans na młodzieżowe mistrzostwa Europy nikogo nie obchodzi, jednak wszyscy widzimy, że Antoni Kozubal to zawodnik z widokiem na wieloletnią przygodę w drużynie narodowej. Wiadomo, że nie jest piłkarzem idealnym. Ci z szufladki generational talent w jego wieku są jeszcze kilka szczebelków wyżej. Chłopak należy jednak do najlepszej trójki piłkarzy na swojej pozycji w Ekstraklasie.
Bez żadnych widełek wiekowych, po prostu: najlepszych. Taki gość powinien grać na Paula Wannera pod jednym warunkiem: że Wanner trafia do seniorskiej kadry Niemiec.
Antoni Kozubal to wielka nadzieja Lecha Poznań. Rozumie grę lepiej od Linettego
Tylko czy takie wytłumaczenie – że Kozubal omijał zgrupowania, bo był potrzebny Adamowi Majewskiemu – ma w ogóle sens? Ostatnim razem na młodzieżówce pomocnik zjechał do bazy w przerwie meczu z Kosowem i dostał pół godziny z Niemcami. Nie wygląda to tak, że młodzieżówce posypałby się cały plan, gdyby wyjąć z niej pomocnika Lecha Poznań. Krótko mówiąc: jedyny argument, który w jakimś stopniu można byłoby obronić, obala pięć minut na Transfermarkt.
Zresztą, nawet gdyby uparcie iść w tę narrację, kwestia awansu jest już rozstrzygnięta. Możemy skończyć zabawę w kotka i myszkę: nie istnieje żaden powód, żadne wytłumaczenie dla braku powołania dla kogoś, kto w wieku dwudziestu lat jest liderem Lecha Poznań. Jeśli Michał Probierz uważa inaczej, w porządku, ale wówczas musi wyłożyć kawę na ławę i wytłumaczyć ludziom, dlaczego na szansę jego zdaniem zasłużyli Maxi Oyedele i Mateusz Kowalczyk, którzy ledwie zdążyli liznąć ekstraklasowej piłki, ale już nie lider najlepszej drużyny w lidze.
Kozubal to przypadek zupełnie inny niż tych dwóch. Jest chłopakiem, który rośnie nie od miesiąca czy trzech, lecz od półtora roku. Pamiętam, jak zachwycał na zapleczu Ekstraklasy. W Katowicach nie od razu pokazał, co najlepsze, ale miniony sezon miał już taki, że wypadało jedynie cmokać i rzucać na tacę z intencją ośmielenia Lecha do postawienia na wychowanka. Po jesieni żałowałem, że koledzy okradli go z asyst, że zbyt rzadko sam miał ochotę ich wyręczyć.
Wiosna była zadośćuczynieniem, statystyki sprawiły, że uwagę na niego zwracali już nie tylko ci, którzy mieli ten komfort, że śledzenie z uwagą meczów GieKSy od deski do deski mogli wytłumaczyć sprawami zawodowymi.
Oglądając go w elicie, widzę, że w zasadzie nic się nie zmieniło. Kozubala jest dużo, jest go dużo wszędzie. Większość akcji Lecha przechodzi przez niego, dzięki czemu rosną cyferki w zaawansowanych statystykach wskazujących tych, którzy najbardziej przyczynili się do bramek, ale nie poprzez gola czy asystę. W pressingu świetny, najlepszy ze wszystkich ligowych pomocników. W wykorzystaniu tego, co z pressingu się rodzi, przekuciu odbioru w korzyść dla drużyny, także.
Dawno już nie oglądałem w Ekstraklasie młodego piłkarza na tej pozycji, który byłby tak wszechstronny, tak kompletny. Wystarczy dołożyć mu minuty, ogranie i będzie to kokardka na kolejnej drogocennej paczce wysłanej przez Lecha na zachód.
Radosław Murawski to najlepsza polska szóstka Ekstraklasy
Michał Probierz powołaniami czasami chce nam chyba powiedzieć, że jego ulubionym filmem jest „Ja wam pokażę!”. Nie od dziś wiemy, że lubi zabawę w „widzę więcej”, ale czasami naprawdę wystarczy widzieć to samo, co wszyscy. Na przykład, że Lech Poznań to najbardziej intensywna, najlepsza piłkarsko drużyna w Ekstraklasie. Od początku kadencji Probierza słuchamy narracji o odwadze. Kto lepiej oddaje dziś, czym jest odwaga i jak potrafi ona odmienić zespół, jeśli nie Lech?
Kozubal to jedno, wybór oczywisty, oczekiwany, absolutnie niewzbudzający kontrowersji. Jest jednak i Radosław Murawski, który najwięcej zyskał właśnie dzięki włożeniu mu do głowy odwagi. Sam zainteresowany mówił o tym w Foot Trucku, zaznaczał, jak zmieniło się jego podejście do gry ofensywnej oraz to, co oferuje drużynie pod tym względem. Zero czczego gadania, podkreślmy to konkretnymi liczbami.
Deep progressions, czyli wejścia z piłką oraz podania w tercję ataku:
- najlepszy wynik od powrotu do Ekstraklasy, trzeci w lidze na swojej pozycji
Pass OBV, czyli zwiększenie lub zmniejszenie szans na bramkę poprzez podania:
- dwukrotnie lepszy wynik niż w poprzednim sezonie, najlepszy od powrotu Murawskiego do ligi
Odbiory i przejęcia:
- najwięcej w Ekstraklasie, poprawa o 1,05 względem poprzedniego sezonu
Przebiegnięty dystans:
- dziesiąty wynik w Ekstraklasie wśród pomocników
Dla tych, których mierzi przekaz w stylu laptopowego trenera: Murawski nie rozegrał jeszcze w Lechu sezonu, w którym byłby tak kompletnym zawodnikiem w każdym aspekcie gry, tak mocno angażowałby się w obydwie fazy gry, nie ograniczając się tylko do bycia tłuczkiem, który rozbija mięso w okolicy koła środkowego. Dziś, nawet jeśli ekspiłkarz Palermo coś rozbija, to często na połowie rywala, korzystając z tego, że Niels Frederiksen oczekuje gry tak wysoko, jak tylko się da.
Owszem, mówimy o zawodniku trzydziestoletnim, który to, co czekałoby faceta z dokładnie takimi samymi cechami, ale choćby pięć lat młodszego, ma już za sobą. Michałowi Probierzowi nie przeszkadza jednak wiek, gdy widzi, że zawodnik jest w dobrej dyspozycji, kiedy może on sprostać zadaniom w konkretnej sytuacji. Tak przecież było z Tarasem Romanczukiem, a według danych „Hudl Statsbomb” Murawski rozgrywa jeszcze lepszy sezon niż pomocnik Jagiellonii przed rokiem.
Radosław Murawski lepiej pressuje, częściej odbiera piłkę, lepiej rozgrywa i zatrzymuje rywali częściej niż Taras Romanczuk w mistrzowskim sezonie Jagiellonii Białystok
Nawet jeśli uznamy, że zawodnika nie oceniamy tylko przez pryzmat liczb, radarów, bo trzeba znać kontekst, poprzeć wszystko analizą uwzględniająca to, co dzieje się dookoła i gdzie się to dzieje, to przecież Murawski przeszedłby i test oka. To znaczy: nikt nie rzuciłby, że jego dyspozycja nijak ma się do tego, co serwował Romanczuk w mistrzowskim sezonie Jagiellonii.
Powołania z Ekstraklasy będą miały sens, tylko jeśli Michał Probierz doceni Lecha Poznań
Przyznam, że timing na taki tekst mógłby być troszkę lepszy, że wynik meczu z Puszczą Niepołomice w jakimś stopniu może osłabić przekonanie, że reprezentacja Polski nie obejdzie się bez dwójki Kozubal – Murawski. Chodzi jednak także o timing dla drużyny narodowej. Gdy zaczną się eliminacje mistrzostw świata, selekcja nie będzie zamknięta, ale głupio byłoby nie dać sobie szansy na pewne odpowiedzi zanim poprzeczka znacząco pójdzie w górę.
Probierz w środkowej strefie mieszał już tak energicznie, jakby przyrządzał kisiel. Sprawdził Dziczka, Slisza, Szymańskiego, Romanczuka, Modera, Zielińskiego, Oyedele – to tylko szóstki. Na zgrupowanie zaprosił Mateusza Bogusza czy Karola Struskiego, wspomnianą wcześniej grupkę ligowców, nawet jeśli nie zdążyła ona udowodnić, że ich dyspozycja jest czymś więcej niż tylko przebłyskiem.
Wiadomo, że nie mamy bogactwa wyboru, więc chwycenie miski, przesiewacza i żmudne przeglądanie kamyczków w poszukiwaniu złota nie jest pozbawione sensu. Rzecz w tym, że jeśli tak, to zostało nam już naprawdę niewiele podejrzanie wyglądających grudek do sprawdzenia. Niemal wszystkie potencjalne opcje znalazły się już na liście powołanych, z tych ekstraklasowych zostali w zasadzie tylko lechici.
Czy nie jest absurdem, że ludzie stanowiący o sile drużyny, która wykręca średnią punktów 2,21 (ubiegłoroczny mistrz finiszował, punktując 1,85/mecz) do tej pory nawet nie otarli się o kadrę? Zasłużyli na to zdecydowanie bardziej niż Bartosz Mrozek i nie jest to przytyk w stronę Mrozka – po prostu gdyby selekcjoner nie ignorował istnienia Kamila Grabary, nie miałby on szans załapać się do grona reprezentantów, chyba że jako „bramkarz treningowy”, jak określany jest czwarty wybór na tej pozycji.
Całkiem prawdopodobne, że Kozubal i Murawski nie zejdą już poniżej pewnego poziomu, nawet jeśli czasami przytrafi im się Puszcza. Przed nimi rozgrywki, w których do samego końca będą musieli wypełniać rolę kreatywnych biegaczy, lecz jednocześnie w ich nogach będzie mniej minut niż u kolegów z Legii Warszawa czy Jagiellonii Białystok, którzy także krążą w orbicie reprezentacji kraju. Ich handicapem będzie świeżość.
Bezcenny bonus w czasach, w których futbol gna i gna, upychając w kalendarzu kolejne treningi, mecze, przeloty, podróże.
Istnieje szansa, że piłkarze Lecha Poznań w kadrze skończą jak zdecydowana większość zawodników z Ekstraklasy. Od Marczuka przez Wdowika po Marchwińskiego – każdego z nich w najlepszym przypadku czekał epizodzik, po którym wędrowali w kąt. Skoro jednak sięgamy tak głęboko, że na kadrę może pojechać ktoś, kto pod względem minut w lidze krąży po tej samej orbicie, co Fabian Burdenski, to chyba warto przynajmniej sprawdzić ludzi z wyższej półki?
Sensacyjne powołania Michała Probierza – co z nich wynikało?
Zrozumiałbym brak lechitów w kadrze, gdyby Michał Probierz nagle odkurzył Krystiana Bielika (choć to już obrońca), postanowił zerknąć czy w Berlinie na środkowego pomocnika klasy europejskiej nie wyrasta Michał Karbownik, zainteresował się obecnością Łukasza Łakomego w wyjściowym składzie Young Boys. Albo nawet pomyślał: a może ten Linetty? Zrozumiałbym, bo byłby to sygnał o jakiejś refleksji, że polska liga kadrowiczów jednak nie dostarczy i trzeba pomyśleć o tych, którzy funkcjonują w lepszej rzeczywistości, nawet jeśli nie odgrywają tam pierwszoplanowej roli.
Jeśli jednak Michał Probierz zamierza kontynuować zabawę w powołanie z Ekstraklasy – a zakładam, że zamierza, bo widać, że to lubi, że w tym kierunku zmierza – to będzie ona miała sens tylko wtedy, gdy zacznie czerpać z zespołu lidera. Nie da się dłużej pomijać lechitów, jeśli chce się dawać szansę ligowcom. To znaczy: da się, ale wtedy dojdziemy do etapu, w którym Damian Rasak ma więcej występów w kadrze niż Antoni Kozubal.
A czegoś takiego nie wymyśliłby nawet najwierniejszy kibic z Torcidy.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix