Co by nie wydarzyło się w El Clasico, Vinicius w poniedziałek poleci do Paryża i odbierze “Złotą Piłkę”. Zasłużenie, nie zaprzeczę, choć smuci mnie fakt, że niepisane zasady plebiscytu wykluczają mojego faworyta. Niestety, obrońcy nie są dzisiaj sexy. Carvajal nie jest tak sexy. Za dużo nie podrybluje, nie strzeli hat-tricka, rzadko kiedy ktoś nazwie go piłkarzem meczu, a mimo to rok miał wybitny. Ach, no i jeszcze jedno: nie jest antypatyczny. Nie musisz być kibicem Realu, żeby go lubić i tak samo nie trzeba pałać miłością do Barcelony, żeby zachwycać się Yamalem. Bawi się, kopią go, sprowadzają do parteru, ale jakimś cudem nie skacze do sędziego z gębą. Nie kłóci się, nie turla, nie zasłania rasizmem… zaraz, to tak się da?
Choć mówimy o zawodniku wybitnym piłkarsko od dobrych kilku lat, jego odbiór kompletnie obrzydza mi otoczka, jaką wokół siebie wytworzył. Nie nazwę go pajacem, bo nie wypada, ani też tak nie myślę. Ale nie dziwię się, jeśli wielu innym podobne epitety łatwo przychodzi wysmarować na Twitterku, kiedy zaczyna swoją sambę. Nie piłkarską, tylko tę emocjonalną. Bo chyba nie trzeba nikomu dzisiaj tłumaczyć, nawet kibicom Realu, że Vinicius ma problem właśnie z emocjami. Nawet jeśli ostatnio nie dochodził w tej kwestii do skrajności (oby JUŻ nie), zgniły ślad się za nim ciągnie.
Żeby zostać legendą futbolu, trzeba czegoś więcej. Dużo klasy, chociaż trochę ogłady, mnóstwa pokory. Nie tylko tej, która doprowadza cię na szczyt, ale również tej, która wzbudza pozytywne emocje w neutralnych środowiskach. Nie widzę tego, kiedy patrzę na Brazylijczyka. I nie wierzę, że świadomi kibice “Królewskich” widzą inaczej. Może i muszę nosić okulary (oszukuję i biorę soczewki), bo nie rozpoznałbym Cristiano Ronaldo stojącego 10 metrów obok. Ale nawet gdybym był ślepy jak kura, i tak zauważyłbym, kto ma ciekawsze predyspozycje do bycia bardziej respektowaną twarzą sportu i walki z rasizmem. Nie Vinicius, tylko Yamal.
Chłopak ma 17 lat, a wykazuje się taką dojrzałością w sytuacjach stykowych, że Vinicius wypada przy nim jak namolny frustrat. Nie to, żeby Brazylijczyk był zawsze sprawiedliwie traktowany, ale przecież to dotyczy każdego świetnego dryblera na świecie. Zakładasz komuś kanał, robisz sombrero, jesteś niewygodny do upilnowania – prędzej czy później dostajesz kopa. Jedni ponarzekają pod nosem, inni doprowadzają sędziów do granic cierpliwości lub wyskakują do faulujących z obrazą majestatu, a jeszcze inni siedzą cicho i w naprawdę wyjątkowych przypadkach walą pięścią w murawę. No bo wiadomo, że gdzieś leży limit, ile razy można skrobać kogoś po kostkach bez konsekwencji. Znajmy umiar i w reakcjach, i ich przyczynach.
Nie sposób odnieść wrażenia, że akurat w tym elemencie o niebo lepiej wypada Lamine Yamal. Przypomina Messiego z jego pierwszej połowy kariery, gdy ten po kasacji po prostu brał piłkę i za chwilę mścił się na rywalu po piłkarsku. Vinicius też to potrafi, ale zdecydowanie za często dokłada machanie rękami, teatralne gesty i pretensje. Nawet sam Carlo Ancelotti na początku sezonu miał tego dość, odnosząc się do kar za dyskusje dla swoich piłkarzy, w tym oczywiście Viniciusa. Podobna historia z Yamalem? Bez szans. Albo przynajmniej, póki co, nic na to nie wskazuje.
Owszem, Yamal mógłby czerpać od Viniciusa garściami. To nadal różnica jednej półki piłkarskiej i przede wszystkim sumy doświadczenia w dorosłym futbolu, nawet mimo faktu, że skrzydłowy Barcelony w obu przypadkach ją w magiczny sposób niweluje. Ale pod jednym pretekstem, czego na zdrowy rozum zwyczajnie nie da się podważyć, Brazylijczyk mógłby wylądować na lekcjach u młodszego kolegi po fachu. Lekcjach dobrych manier. W pierwszej ławce. Dla własnego dobra.
Zamiast skupiać na sobie uwagę rasistów na obcych stadionach, mógłby spróbować ją rozproszyć bez tych wszystkich ekspresyjnych wojenek. A potem, jak na zdobywcę “Złotej Piłki” przystało, może pójść krok dalej i zapracować na niejedno standing ovation poza Santiago Bernabeu. W teorii od Yamala dzieli go 7 lat, ale w praktyce to Hiszpan też jako widowiskowy zawodnik jest bliżej statusu powszechnego docenienia. Nie budzi tak skrajnych emocji, nie antagonizuje przeciwnych grup kibicowskich.
No więc, da się? Czy nie?
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Mistrz pióra, playboy, bon vivant. Legenda Janusza Atlasa [REPORTAŻ]
- Telewizja Polska wydała miliony euro na Ligę Mistrzów, a dostała resztki ze stołu
- Powolne starzenie Messiego i Ronaldo. Cieszą się fani, a przede wszystkim FIFA
- Dla pieniędzy, adrenaliny czy „ostatniej wygranej”. O bokserach, którzy kończyli za późno
- BOJKOT WISŁY KRAKÓW. KLUBY KŁAMIĄ W ŻYWE OCZY, PZPN MA DURNE PRZEPISY
Fot. Newspix