Mam spory problem czytając kolejne artykuły dotyczące sposobu pracy Stanislava Czerczesowa. Autorytarny styl prowadzenia zespołu. Spore obciążenia. Wizja drużyny? Cytując klasyka: “my way or the highway”, w wersji polskiej: “mój sposób, albo sposób się do wyjścia”. Wymagający, zwracający uwagę na dyspozycję na treningach, kompletnie ignorujący przy wyborze składu zasługi, nazwiska, reputację.
Brzmi to wszystko kapitalnie, ale zastanawiam się – czy jest między nim a Henningiem Bergiem chociaż jeden punkt styczny? Chociaż jedna rzecz, która łączyłaby strategię pracy z drużyną nakreśloną przez Norwega z nowym projektem, którego architektem będzie Czerczesow? Czy jest tu jakikolwiek wspólny obszar? A jeśli nie ma – to dlaczego?
Czytałem sporo o sposobie wybierania nowego szkoleniowca w Barcelonie czy Ajaksie, w Manchesterze United, w wielu innych klasowych zespołach z silniejszych lig. Tę słynną anegdotę o odrzuceniu aplikacji Jose Mourinho w Katalonii znają już chyba wszyscy. Na wszelki wypadek, fragment z książki Grahama Huntera.
Mourinho przygotował olśniewającą prezentację w PowerPoincie. Emanował olbrzymią pewnością siebie. Mimo że kłopotom Barcy przyglądał się z oddalenia, z miejsca błyskotliwie wydedukował, co źle funkcjonuje w klubie. Zaproponował najlepsze sposoby opanowania chaosu i posptrzątania bałaganu. W normalnych okolicznościach i argumenty, i sam człowiek byłyby tak olśniewające i przekonujące, że pozostałoby tylko z miejsca dać mu pracę, tu i teraz.
Jednak podczas spotkań po prezentacji – Ingla i Begiristain rozmawiali z Moruinho indywidualnie, by potem znów dyskutować w trójkę – pojawiła się kwestia, która zaniepokoiła obu Hiszpanów. Ingla to potwierdza: – W pewnym momencie powiedziałem do niego: Jose, nasz problem z tobą polega na tym, że za bardzo grasz z mediami. Jest w tym zbyt wiele agresji i prowokacji. Trener jest symbolem klubu. Trzy konferencje w tygodniu, rozmowa z mediami przez godzinę, otwieranie ognia w różnych kierunkach – to wszystko jest sprzeczne z naszym stylem”. Odpowiedział na to: “Wiem, ale na tym właśnie polega mój styl pracy i tego nie zmienię. Spójrzcie na Van Gaala. Za jego pierwszej kadencji był twardy, arogancki i odniósł sukces. Za drugim razem zachowywał się w klubie jak matka, zupełnie zmienił styl i poległ.”
(…)
Barca pod wodzą Mourinho trenowałaby pilnie, grała przyzwoicie, pragmatycznie i zdobywała trofeum za trofeum. Jednakże byłyby to zwycięstwa pyrrusowe, bowiem zachowanie Portugalczyka kosztowałoby socios i zarząd utratę międzynarodowej renomy Barcelony i zaprzeczenie wszystkich niematerialnych idei, tak istotnych w klubie. “Mes que un club”? To Mourinho był czymś ważniejszym niż klub.
Oczywiście można od razu odsiać większość bajeczek o wartościach i tak dalej, ale jednak – sposób rekrutacji, w którym poza nazwiskiem sprawdza się też zgodność wizji trenera z długofalową wizją klubu wydaje mi się jakimś absolutnymi minimum. Rozumiem różne Podbeskidzia albo kluby pokroju Korony – biorą co jest na rynku, po “kacie” Ojrzyńskim może przyjść dowolny luzak, po gościu preferującym 4-2-3-1 z dwoma defensywnymi pomocnikami może przyjść fanatyczny wyznawca 4-4-2, z brodą i surdutem z lat osiemdziesiątych. Tam i tak gra toczy się o przeżycie najbliższego sezonu, a dalekowzroczność polega na ewentualnym posadzeniu jednego juniora na ławce rezerwowych w Pucharze Polski.
Ale Legia czy Lech? Patrząc na to, jak daleko posunęły się te dwa kluby w kwestiach marketingu, organizacji klubu, rozwoju akademii młodzieżowych – wypadałoby chyba, by wreszcie i pion sportowy patrzył nieco dalej, niż na najbliższe pięć meczów i pół rundy. W Lechu pięknie mówią o długofalowej strategii, którą klub konsekwentnie podąża od lat, ale nie zdziwię się, jeśli za Skorżę w Poznaniu zatrudnią gościa, który znów zaprowadzi swoje porządki, wywróci organizację klubu do góry nogami i odwróci wszystkie trendy wprowadzone przez obecnego szkoleniowca. Od przygotowań fizycznych, przez ustawienie na boisku, po filozofię dotyczącą wprowadzania młodych zawodników do składu. Zresztą, jeśli chodzi o w miarę rozpoznawalnych ludzi z tego konkretnego klubu – Marek Śledź tworzący Akademię Lecha w latach 2012-2015 dziś jest już w Radomiaku, a Dariusz Motała, wieloletni kierownik drużyny pracuje w GKS-ie Katowice. W klubie nie ma też już Patryka Kniata, faceta, który pracował tam… czternaście lat. Zatrudniono z kolei Paolo Terziottiego, który wywoływał sporo emocji w każdym z klubów, do którego ściągał go Skorża, zmieniono również ludzi odpowiedzialnych za opiekę medyczną. Wszystko pod dyktando trenera, po którego zmianie – jak sądzę – wszystko znów stanie na głowie.
Niedawno na Weszło był fajny tekst o dyrektorach sportowych, o funkcji, która u nas właściwie nie istnieje. Ludzie jak Sammer czy Zorc zapewniają ciągłość pracy, spójną wizję klubu, do której następnie dopasowuje się trenera. On sam ma oczywiście mnóstwo swobody, ale jednak – musi mieć z tyłu głowy, że ktoś nad nim pilnuje, by klubowe DNA nie zostało przez przypadek naruszone w imię ugrania dwóch punktów więcej w ligowej tabeli.
Tymczasem porównując Berga i Czerczesowa, ale nie tylko – wystarczy spojrzeć na innych kandydatów, których rozpatruje Legia – mam wrażenie, że to nie zmiana sternika w łajbie, ale wymiana łajby na gokart. Zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Uważam, że jak najbardziej słuszna – zawsze zresztą byłem fanem trenerów tego typu – ale niemająca nic wspólnego z kontynuacją jakiegoś większego projektu, którego elementem był Berg.
Z drugiej strony – może to właśnie teraz rozpoczyna się budowa czegoś większego, po Czerczesowie przyjdzie Ojrzyński, po Ojrzyńskim Di Canio? Dyrektor sportowy Żewłakow zadba o koordynację wszystkich elementów pionu sportowego, a trener – Czerczesow i każdy kolejny, który zostanie zatrudniony po Osetyjczyku – będzie odpowiedzialny przede wszystkim za ogarnięcie szatni i czysto okołomeczowe elementy? Wprowadzony zostanie jasny podział pracy i obowiązków, a zespół ekspertów…
Nie no, bez przesady. Na początek wystarczy mi pewna ciągłość, spójność wizji. Na razie widać ją chyba jedynie… w Białymstoku, w Jagiellonii. I może właśnie dlatego Jaga ma największe szanse zawstydzić obu rodzimych gigantów.