Reklama

Szalony mecz w Płocku. Wisła znowu lepsza od Industrii

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

13 października 2024, 15:38 • 4 min czytania 23 komentarzy

Jak wiadomo, w meczach między Płockiem a Kielcami nigdy nie ma nudy. Dziś też było wesoło: sędziowie pokazali łącznie 21 dwuminutowych kar, goście nie wykorzystali czterech rzutów karnych, a ich zawodnik wyleciał z boiska za… ugryzienie rywala. Po spotkaniu do gardeł skakali sobie nie tylko szczypiorniści, ale i… trenerzy obu drużyn, Xavi Sabate i Talant Dujszebajew. Przez chwilę można było mieć wrażenie, że dojdzie między nimi do wymiany ciosów, na szczęście Hiszpanie się opanowali. Aha, jeszcze jedna ważna kwestia – tę szaloną rywalizację znowu wygrała Wisła, tym razem 29:25.

Szalony mecz w Płocku. Wisła znowu lepsza od Industrii

Patrząc na pierwszych osiem minut tego spotkania, mieliśmy wrażenie, że jednych i drugich do grania nie mobilizowali dziś trenerzy, tylko ten facet:

AKT I – SĘDZIOWANIE 

  1. minuta meczu – Tomasz Gębala mocno wjeżdża w Zoltana Szitę.
  2. – Dylan Nahi wbija się w Tomasa Pirocha.
  3. – Michał Daszek atakuje swojego imiennika i kolegę z kadry – Olejniczaka.
  4. – Dani Dujszebajew sprowadza do parteru Leona Susnję. 

Nie mieliśmy jeszcze dziewięciu minut gry za sobą, a sędziowie wywalili już z parkietu czterech graczy! A był to dopiero prolog do tego, co zobaczyliśmy potem. Jedni i drudzy ani myśleli się zatrzymywać, a najbardziej rozochocił się Jorge Maqueda, który ponoć… ugryzł Mirsada Terzicia. Piszemy ponoć, bo polsatowskie powtórki w stu procentach nie pokazały nam, że to zrobił, niemniej jednak arbitrzy uznali, że tego typu dziwaczna – nawet jak na starcia Płock-Kielce, w których działo się naprawdę wiele – agresja miała miejsce. Efekt? Czerwona kartka dla Hiszpana i wysyp żartów na X w stylu: tak się kończy rozgrywanie meczów w porze obiadowej.

Reklama

Generalnie wydaje się, że Michał Fabryczny i Jakub Rawicki przyjęli dziś linię sędziowania, według której każde twardsze zagranie kończyło się karą. I gdyby rozdawali je od razu po danej akcji, może ich praca nie byłaby aż tak irytująca. Arbitrzy chcieli mieć jednak 110% procentową pewność co do swoich decyzji, dlatego mniej więcej co trzecia sytuacja była varowana. W efekcie pierwsza połowa wlokła się w nieskończoność, co nie było dobrą reklamą dla piłki ręcznej. 

AKT II – INDUSTRIA KIELCE

Kielczanie przyjechali do Płocka pokrzepieni wyjazdową wygraną w Lidze Mistrzów z Magdeburgiem. Tymczasem Wisła w czterech spotkaniach Champions League zanotowała cztery porażki. Mistrzom Polski ewidentnie nie wychodziły w tym sezonie ważne mecze. 

Gdy dodamy do siebie te dwie kwestie, można zrozumieć, że Industria liczyła na komplet punktów w Orlen Arenie. Żeby jednak pobić czempionów w ich domu, trzeba być niemalże bezbłędnym. Tymczasem kielczanie zaliczyli dramatyczną, 15% skuteczność w bramce, spaprali cztery rzuty karne, a dodatkowo po jednej trzeciej meczu zostali bez leworęcznego rozgrywającego, bo z parkietu wyleciał wspomniany Maqueda (a kontuzjowany od jakiegoś czasu jest Alex Dujszebajew). W tej sytuacji cała ich gra ofensywna opierała się na świetnych momentami zrywach Dujszebajewa, skuteczności Arka Moryty i przebłyskach Artsema Karaleka. To wszystko trochę za mało, by rozjechać Wisłę w Płocku. 

Kielce miały swój moment między 42., a 48 minutą, kiedy Nafciarze nie zdobyli bramki i co za tym idzie goście wyrównali stan meczu. Gracze Industrii nie poszli jednak za ciosem, co wykorzystali gospodarze.

AKT III – WISŁA PŁOCK

Mirko Alilović. Na dźwięk tych dwóch słów wielu mieszkańców Kielc musi dostawać szału. Chorwat był języczkiem u wagi w zeszłosezonowych finałach, kiedy znakomitymi interwencjami wydatnie pomógł Wiśle w zdobyciu złotych medali. Dziś też bywał wybitny – czy to przy karnych (obronił trzy, raz Nahi nie trafił w bramkę), czy w najważniejszych momentach tego spotkania, kiedy zatrzymywał rywali. Koledzy po fachu z Kielc nie dorastali mu do pięt i to była jedna z kluczowych przyczyn wygranej Nafciarzy.

Drugą był fakt, że Wisła dysponowała trzema bardzo dobrymi rozgrywającymi, którzy co kilka minut zamieniali się odpowiedzialnością za kreowanie gry w ataku. Jeśli nie szalał Szita, to błyszczał Miha Zarabec, jeżeli Słoweniec miał gorszy moment, to odpowiedzialność brał na siebie jego rodak, Mitja Janc.

Reklama

Swoją drogą – to był bohater meczu. Rzucił aż osiem bramek, w tym jedną naprawdę wyjątkową – na ułamek sekundy przed końcem pierwszej połowy trafił z gry mniej więcej z… czternastego metra. Dodajmy że nie rzucał do pustej bramki. Stał w niej Sandro Mestrić, który powoli zaczyna się “specjalizować” w tego typu sytuacjach – w Magdeburgu puścił przecież bramkę po rzucie z podobnej odległości. Obserwujący to wszystko kieleccy kibice mogli wzdychać za Andreasem Wolffem. I żałować, że młodszy z braci Janc też nie trafił do nich – przypomnijmy, że znakomity skrzydłowy Blaz przez trzy lata (2017-2020) występował przecież w Kielcach.

AKT IV – POMECZOWA ZADYMA

Kiedy już wybrzmiała końcowa syrena, jedni i drudzy postanowili dać kibicom w gratisie jeszcze trochę emocji. Zawodnicy obu drużyn do siebie skoczyli, na parkiecie pojawiła się ochrona. Na szczęście nie doszło do bijatyki, choć naprawdę wisiała w powietrzu. Podobnie jak bokserski pojedynek pomiędzy Dujszebajewem a Sabate. Wiadomo, że ci dwaj za sobą nie przepadają, natomiast dziś naprawdę ich poniosło. Panowie skakali sobie do gardeł, a uspokajali ich członkowie sztabów i zawodnicy. Na szczęście te przedszkole nie zamieniło się w pięściarską galę, natomiast, jak mawia klasyk, niesmak po ich wyczynach pozostał…  

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
1
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Piłka ręczna

Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
1
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Komentarze

23 komentarzy

Loading...