Magdalena Fręch nie grała dziś meczu o trofeum czy nawet o awans do finału turnieju WTA 1000 w Wuhan. Ale spotkanie z Emmą Navarro Polka i tak zapamięta na długo. Był to bowiem jej szesnasty mecz z rywalką z czołowej “10” światowego rankingu. I po raz pierwszy to Polka okazała się lepsza.
Najlepszy rok
Dla Fręch rok 2024 to absolutna życiówka. Oczywiście, miała w nim gorsze momenty – jak wtedy, gdy w marcu i kwietniu wygrała tylko trzy spotkania na siedem rozegranych i w większości turniejów odpadała w I rundzie – ale jej aktualny bilans 40 zwycięstw i 27 porażek, to i tak naprawdę dobry wynik. Tym bardziej, że większość ze swoich spotkań Polka rozgrywała na najwyższym poziomie, a to przez długi czas w jej karierze było oczywistością. Zresztą swoją serię życiowych rezultatów zaczęła już w Melbourne, gdzie w wielkoszlemowym Australian Open doszła do IV rundy, po raz pierwszy w karierze notując taki wynik. Przy okazji pokonała tam Caroline Garcię, odnosząc pierwszą w życiu wygraną nad zawodniczką z TOP 20 rankingu. W 24. próbie.
Potem przyszło kilka niezłych turniejów na Bliskim Wschodzie, i wspomniany już gorszy okres, który – z małymi przerwami – trwał właściwie aż do przedolimpijskiej imprezy w Pradze, gdzie Magda doszła do pierwszego w karierze finału turnieju WTA. Swoją drogą historycznego, bo zmierzyła się w nim z rodaczką, też Magdą – Linette. I to starsza z nich okazała się lepsza, ale Fręch i tak miała być prawo zadowolona. Co prawda nie poszło jej, niestety, na igrzyskach, niemniej wynik w Pradze oznaczał przebicie granicy TOP 50 rankingu, o której od dawna marzyła.
A na tym się nie skończyło.
Po Pradze był bowiem między innymi bardzo dobry występ w Cincinnati i niezły w Monterrey. Rozczarowanie przyniosło US Open, trzeci z rzędu turniej wielkoszlemowy, w którym Polka odpadła w I rundzie. Ale niepowodzenie powetowała sobie w Guadalajarze – turnieju rangi WTA 500 – gdzie skorzystała z bardzo dobrej drabinki (najwyżej notowaną przeciwniczką, z jaką się zmierzyła, była 30. w rankingu Caroline Garcia) i nie tylko doszła do finału, ale też wygrała cały turniej. W efekcie awansowała na 31. miejsce w rankingu WTA. A po niedawnej 1/8 turnieju w Pekinie podskoczyła jeszcze trochę – na 27. lokatę. O tym osiągnięciu pisała potem: “Jestem super dumna”.
Just a small girl with big dreams!🥹❤️ Top 30 achieved! #27 in the world!👋🏼🌎I’m super proud of what I accomplished so far and the most important-a great part of this journey with smile on my face!😁From 2 courts at school to the big stadiums around the world!🏟️ more in comments pic.twitter.com/1dVvYhVGA9
— Magdalena Frech (@MFrech97) October 7, 2024
Wygląda jednak na to, że to nie koniec jej sukcesów w trwającym sezonie.
Odkrycie sezonu
W Wuhan – turnieju, który do kalendarza WTA wrócił po pięciu latach przerwy – Fręch zaczęła od pokonania w dwóch setach Mai Hontamy z Japonii. To był jednak mecz, w którym faworytką była Polka. A dziś sytuacja się zmieniła. Po drugiej stronie kortu stanęła bowiem Emma Navarro. Amerykanka to rywalka, z którą Magda potrafiła co prawda wygrać, ale miało to miejsce w I rundzie US Open przed rokiem. A wtedy Emma była notowana na 57. miejscu w rankingu WTA.
Ten sezon to jednak – podobnie jak u Magdy – absolutna życiówka Amerykanki. W każdym z turniejów wielkoszlemowych osiągała najlepszy wynik w karierze. W Australii doszła do trzeciej rundy, na Roland Garros do czwartej, Wimbledon to ćwierćfinał, a w US Open zaliczyła półfinał. Do tego wygrała zaczynający sezon turniej w Hobart, gdzie w półfinale pokonała właśnie Fręch. Potem zrobiła to ponownie – w Monterrey – i w ten sposób wyszła na prowadzenie w ich bezpośredniej rywalizacji.
Dziś Magda doprowadziła jednak do remisu.
Co jednak istotniejsze: zrobiła to z Emmą, która stała się już zawodniczką TOP 10 rankingu WTA (zajmuje 8. miejsce) i największym odkryciem trwającego sezonu. 23-letnia Navarro w ostatnich miesiącach regularnie zachwycała bowiem ekspertów swoją grą – może niespecjalnie efektowną, ale niezwykle efektywną. Amerykanka potrafi bowiem doskonale odnaleźć się w każdym miejscu na korcie, jest fenomenalnie przygotowana fizycznie i choć nie ma żadnej przesadnie wyróżniającej się broni, to brak jej też słabości. W tym sezonie przekonały się o tym choćby Aryna Sabalenka i Coco Gauff, które pokonywała.
Oczywiście, nadal brakuje jej regularności, ale to kwestia obycia, doświadczenia. A tego na najwyższym poziomie przecież Emma wciąż dopiero nabywa.
Kolejny kamień milowy
I dobrze, bo skorzystała z tego faktu Magdalena Fręch. Choć sam mecz zdecydowanie nie był łatwy. To Polka zresztą jako pierwsza zanotowała w nim przewagę. W trzecim gemie przełamała rywalkę, ale ta natychmiast odrobiła straty i to mimo faktu, że Magda prowadziła przy swoim serwisie 40:0. Po takiej wymianie ciosów obie zawodniczki wróciły do podstaw, czyli utrzymywania własnego podania. Aż do dziewiątego gema. Wtedy zaskoczyła nasza tenisistka, która odważniej zaatakowała na returnie i to dało efekt w postaci przełamania. Swoje podanie tym razem utrzymała bez straty punktu, nie popełniając błędu z początku seta. Wyszła więc na prowadzenie 1:0 w całym spotkaniu.
Druga partia należała znacznie mniej do serwujących, a bardziej do returnujących. Zaczęła Emma, która przełamała Polkę w drugim gemie, ale tylko po to, by tę przewagę natychmiast stracić, a potem na powrót odrobić. Ogółem w tamtym fragmencie meczu obejrzeliśmy… siedem (!) przełamań z rzędu. I niestety jako pierwsza swoje podanie utrzymała Navarro – choć by to zrobić, musiała obronić dwa break pointy – a co za tym idzie: wygrała seta do trzech. Na szczęście utrzymanym serwisem w kolejną partię weszła Magda Fręch. I tym razem to ona jako pierwsza zanotowała przełamanie – w czwartym gemie nie oddała Navarro nawet punktu, a potem potwierdziła przewagę wygraniem własnego gema.
Wynik 4:1 zwiastował, że do końca spotkania jest już bardzo blisko, a sama Emma Navarro wydawała się w tym momencie kompletnie wybita z uderzenia. I faktycznie: Polce już nie zagroziła, utrzymała jedynie dwukrotnie swoje podanie, jednak przy serwisie Magdy nie była w stanie nic zrobić. Polka wykorzystała drugą piłkę meczową i awansowała do III rundy turnieju w Wuhan. Jednak to spotkanie zostanie przez nią zapamiętane głównie dlatego, że po raz pierwszy w karierze pokonała rywalkę z czołowej “10” rankingu WTA. A była to próba numer szesnaście. O ćwierćfinał zagra za to albo z 12. Beatriz Haddad Maią, albo 63. Wieroniką Kudiermietową.
Digging deep 😤@MFrech97 | #WuhanOpen pic.twitter.com/UquoQp71bl
— wta (@WTA) October 9, 2024
Warto też dodać, że do III rundy chińskiej imprezy awansowała również Magda Linette, ale jej spotkanie trwało tylko 7 gemów i zakończyło się kreczem Łesii Curenko.
Magda Fręch – Emma Navarro 6:4, 3:6, 6:3
Magda Linette – Łesia Curenko 5:2 (krecz)
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: