Jeszcze pół roku temu był załamany. Mówił, że gotów jest wyjechać choćby na biegun północny, by grać w piłkę, bo FIFA nie pozwoliła mu na grę w Nicei. Nie chciało go już Hull City, dość jego wahań formy miało też Newcastle. Plotkowało się o zakończeniu przez niego kariery w wieku 28 lat. Musiał czekać i się doczekał, jest jednym z liderów idącego w górę tabeli jednego z najmłodszych zespołów w lidze francuskiej. I znów zaczął dostawać pytania o reprezentację.
O powrocie do piłki nożnej Ben Arfy mówi dziś niemal cała Francja. Nic dziwnego, w weekend zrobił marmoladę z obrony Saint-Etienne.
3:1, 6:1, 4:1 – to ostatnie wyniki Nicei. Ich mecze buzują, są pełne agresji, ale też i gry piłką. To charakterystyka środka pola zespołu Claude’a Puela, do tego szybkość z przodu. W obronie 32-letni Mathieu Bodmer, najstarszy zawodnik. Drugi najstarszy? To już Ben Arfa. Przypominamy: 28 lat, a więc szczyt formy większości zawodników. Poza tym Nicea to zespół pełen młodzieniaszków. Młodsze jest tylko Monaco, które po kilku okienkach olbrzymich zakupów zmieniło koncepcję na wychowywanie, skauting i sprzedaż. Francuz trafił więc do zespołu, w którym ma odgrywać pierwsze skrzypce, ma całą resztę drużyny ciągnąć do zwycięstwa.
I w tej zwykle najlepiej się czuł. Gdy zostawał następcą Florenta Maloudy w Lyonie, gdy Alan Pardew dał mu pełnię swobody w Newcastle. Gdy wrócił po złamaniu nogi, mówił, że dojrzał. W Anglii grał znakomicie, ale do czasu. Gdy do Paryża odszedł Yohan Cabaye, nagle zespół stracił głównego rozgrywającego, a Ben Arfa partnera w ofensywie. Rozpoczęło się pikowanie kariery skrzydłowego – dawny ulubieniec kibiców stał się kozłem ofiarnym, krytykowano go za podejście, zaangażowanie i przygotowanie.
Pomocną dłoń przed rokiem wyciągnęło Hull, ale tam Ben Arfa był przez pół roku. Wrócił do Newcastle, gdzie od razu rozwiązał kontrakt. Zawędrował do Francji, podpisał w zimie tego roku kontrakt z Niceą i czekał na decyzję FIFA, która badała, czy nie rozegrał już w poprzednim sezonie oficjalnych meczów dla dwóch klubów. Wówczas gra dla trzeciego odpadała. Ben Arfa bronił się, że w Newcastle grał tylko w rezerwach, ale dla światowej federacji nie miało to znaczenia – Francuza czekał półroczny odpoczynek od piłki. Komentując tę decyzję był załamany, pojawiły się plotki o zakończeniu kariery, która choć dobrze się zapowiadała, to nigdy nie rozbłysła.
We Francji od dawna nazywany był l’enfant terrible (okropne dziecko). Każdy widział jego niezaprzeczalny talent, gibkość i technikę, ale bez problemu dostrzegał też wszystkie wady. Nietrudno się domyślić – Ben Arfa nie lubi, gdy coś nie idzie po jego myśli.
Mówiło się, że w 2008 roku pokłócił się na treningu z Karimem Benzemą, wdał się też w przepychankę z Sebastienem Squillacim. Nie chciał powrócić do Lyonu, więc sprzedano go do Marsylii. Tam niemal natychmiast doszło do rękoczynów z Djibrilem Cisse. Kilka miesięcy później nie chciał się rozgrzewać przed zmianą, gdy Eric Gerets posadził go na ławce w meczu z PSG. Pokłócił się też z kolejnym trenerem Marsylii – Didierem Deschampsem. Po zdobyciu mistrzostwa zastrajkował chcąc wymusić przejście do Newcastle. Tam grał dobrze, czasem znakomicie i trafił do kadry na Euro 2012. Po porażce 0:2 z Hiszpanią pokłócił się z selekcjonerem Laurentem Blanciem. Do kadry już nie wrócił.
A to tylko lista znanych grzechów Ben Arfy. Mnóstwo pewnie kryje się jeszcze pod hasłem “tajemnice szatni”. Mimo to, we Francji zaczyna się dyskusja o powrocie zawodnika do kadry, nieśmiało mówi się o nim w kontekście Euro 2016. Bo jak oprzeć się piłkarzowi, który strzela takie bramki.