Pierwsi w ostatni weekend zagrali bardzo słabo, udało im się nawet przerwać serię dwunastu meczów bez zwycięstwa Górnika Zabrze. Drudzy w ostatniej serii gier byli wręcz beznadziejni – przyjęli szóstkę na własnym stadionie od Wisły i skompromitowali się na całej linii. Śląsk Wrocław i Podbeskidzie Bielsko-Biała – bo o tych drużynach mowa – spotkały się w ramach rozgrywek o Puchar Polski. Co tu dużo kryć – dla nich było to spotkanie, dzięki któremu szybko mogli zapomnieć o wtopach, a dla nas i wszystkich widzów… tzw. mecz podwyższonego ryzyka. Obawialiśmy się, że umrzemy z nudów.
I gdy jakieś 800 km na zachód Robert Lewandowski szalał w barwach Bayernu Monachium, strzelając pięć bramek w dziewięć minut, my – wszyscy, którzy tak boleśnie pomylili się przy wyborze meczu na wieczór – czekaliśmy aż któraś z drużyny wymieni dziewięć podań. No niestety, udawało się niezwykle rzadko. Powiedzieć, że nie był to dobry mecz, to tak naprawdę jak skłamać. Był zdecydowanie gorszy.
A zaczął się całkiem się całkiem nieźle i to – niespodzianka – z powodu ataków Podbeskidzia. Niezwykle aktywny był przede wszystkim Mateusz Szczepaniak, chyba jedyny piłkarz Górali, do którego nie można było mieć pretensji za Wisłę. Ale najlepszą okazję do strzelenia bramki zmarnował Mateusz Możdżeń. Za nami był kwadrans gry i gospodarze z Bielska z nieznanych nam względów uznali, że wystarczy tych szaleństw. A że goście od początku też nie kwapili się do ataków, zaczęło się bezsensowne kopanie w środku pola…
Towarzyskie spotkanie przerwał – dopiero w drugiej połowie – Marcel Gecov. Tak się złożyło, że dostał piłkę na 16. metrze, zamknął oczy i uderzył. 1-0. Wpadło niemal w same widły. Jeśli myślicie, że Podbeskidzie rzuciło się do odrabiania strat, to nie macie racji. Śląsk powinien za to dorzucić kilka bramek, ale trójce Paixao, Kiełb i Biliński najprawdopodobniej “włączył się Maradona”.
Pozytywy? Było ciężko, ale znaleźliśmy. Zarówno Tadeusz Pawłowski, jak i debiutujący jako trener Podbeskidzia Robert Podoliński wystawili najsilniejsze składy. Pierwszy dał pobronić Wrąblowi, drugi nie wystawił Krystiana Nowaka. Nie mamy zamiaru specjalnie ich za to chwalić, ale taką normalność, której często przecież brakuje, też warto odnotować.
Śląsk gra dalej, Podbeskidzie może skupić się na lidze. A jak doskonale wiemy – jest na czym się skupiać. Dziś potwierdziło się, że rzeczy do natychmiastowej poprawy jest zdecydowanie więcej niż bramek straconych z Wisłą…
Fot. FotoPyK