Reklama

Do utraty tchu. Czy największe kluby świata grają zbyt wiele meczów?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

14 sierpnia 2024, 10:00 • 14 min czytania 28 komentarzy

Stany Zjednoczone, Arabia Saudyjska, Maroko, Finlandia, Polska. Odgadnięcie, że owa wyliczanka dotyczy miejsc, w których w piłkę grał ostatnio Real Madryt, to zadanie, któremu sprostają tylko najlepiej zorientowani kibice Królewskich. Przeładowany kalendarz rozgrywek, na który coraz częściej utyskują piłkarze oraz trenerzy, najbardziej dotyka najmocniejszych. Real jest piłkarskim Harlem Globtrotters, tyle że całkiem na serio. 

Do utraty tchu. Czy największe kluby świata grają zbyt wiele meczów?

Dwa tysiące trzysta kilometrów. Tyle w ciągu tygodnia pokonał Real Madryt, żeby zabawić publiczność w Stanach Zjednoczonych. Królewscy tym razem skupili się na konkretnym skrawku rozrośniętego kraju, ale przed rokiem takiego rozsądku zabrakło. Carlo Ancelotti wraz z ekipą zabawiali wtedy kibiców na wschodnim i zachodnim wybrzeżu, a nawet w Teksasie.

Gdy w podobną trasę ruszył walijski Wrexham, świeżo po rozegraniu pięćdziesięciu pięciu oficjalnych spotkań, menedżer Phil Parkinson wrócił do Europy z drużyną na wskroś przemęczoną i narzekał, że takie wypady muszą być lepiej przemyślane i zaplanowane, żeby nie błądzić po całym kraju. O ile najlepsi piłkarze świata są do tego przyzwyczajeni, tak ówczesnym czwartoligowcom przygoda życia mocno dała w kość.

Takie właśnie mamy czasy. W tournée ruszają już nie tylko najwięksi. „CIES Sports Intelligence” w raporcie, który przygląda się piłkarskiemu kalendarzowi, informuje, że rokrocznie w zagraniczne wojaże dla rozrywki udaje się od dwunastu do czternastu klubów Premier League. W minionym roku padł rekord: czterdzieści dwa towarzyskie spotkania angielskich drużyn poza Europą.

Anglicy objeżdżają z piłką świat zupełnie jakbyśmy znów znaleźli się na początku XX wieku, gdy ganianie za skórzanym balonem docierało do nowych zakątków globu. Od roku dwutysięcznego zaliczyli dwadzieścia trzy kraje poza Starym Kontynentem: od Nowej Zelandii przez Makau po Wyspy Karaibskie. Organizowane są specjalne turnieje w Azji i USA. 

Reklama

Wszystko, żeby nasycić wielkim futbolem nowe rynki, kibiców, którzy na co dzień mają idoli znacznie dalej niż na wyciągnięcie ręki, ale gdy tylko dostarczy im się ich pod drzwi, dorzucą do budżetu miliony, napędzając interes.

Jest tylko jeden klub, który, śladem przedstawicieli Premier League, po 2010 roku rozegrał ponad czterdzieści spotkań poza Europą. Wielki, największy, Real Madryt.

Real Madryt lata po całym świecie. Piłkarskie show w 35 krajach

„CIES Sports Intelligence” wyszczególnia czterdzieści pięć meczów towarzyskich Realu Madryt poza Europą w ostatnich czternastu latach, bez podziału na kraje. Nietrudno na własną rękę sprawdzić, gdzie Królewscy bywali, kogo poznali. We wspomnianym okresie widać wyraźną dominację USA.

  • Stany Zjednoczone: 36 spotkań
  • Chiny: 4
  • Australia: 2
  • Katar: 1
  • Kuwejt: 1
  • Zjednoczone Emiraty Arabskie: 1

Najbardziej egzotyczny i zaskakujący był wyjazd do Kuwejtu. W maju 2012 roku Real zagrał z reprezentacją tego kraju, wygrywając 2:0. Istotniejsze były jednak kwestie reklamowe i sponsorskie, które dogadywano na boku. Wyjazd na Bliski Wschód przyniósł Królewskim trzy miliony euro. Sporo, jak na dziewięćdziesiąt minut kopania piłki.

Wynajęcie Realu Madryt na towarzyską gierkę nie jest jednak wymysłem arabskich miliarderów, którzy chcąc zapoznać piłkarskich idoli wyjmują z portfela czek i wpisują kwotę, której za taką usługę oczekują księgowi w stolicy Hiszpanii. Gdyby raport „CIES” uwzględniał również eskapady po Europie, znalazłby się w nim mecz w Tiranie.

Reklama

Dziewięć lat przed tym, jak w stolicy Albanii stanął nowoczesny obiekt narodowy z galerią handlową, kawiarniami i siedzibami kilku firm, na starym, sypiącym się Qemal Stafa Stadium dwadzieścia tysięcy osób obejrzało mecz jeszcze dziwniejszy niż konfrontacja Królewskich z kadrą Kuwejtu. Naprzeciw Kaki czy Karima Benzemy stanęła ekipa Gramozi Erseke, kompletny outsider albańskiej ekstraklasy.

Erseke jest domem dla niespełna pięciu tysięcy osób, w tym jednej szczególnej. Stamtąd wywodzi się Rezart Taci, bałkański magnat paliwowy, który wymyślił, że ściągnie do Albanii wielki futbol, tworząc Taci Oil Cup. Położył więc na stół dwa i pół miliona euro, które podnieśli Królewscy. Dziesięć miesięcy później Gramozi spadli z ligi, tracąc aż szesnaście punktów do bezpiecznej pozycji.

El Clasico po amerykańsku podczas tournee w USA

Real Madryt rozgrywał całą masę podobnych spotkań, zerknijmy na kilka przykładów z XXI wieku:

2001 rok, Kair. Al-Ahly towarzysko ogrywa Real, który inkasuje za to 1,4 miliona euro (przeliczając po obecnym kursie wymiany).

2005 rok, Budapeszt. Real wygrywa z czymś, co nazwano „Drużyną Ferenca Puskasa”. Węgrzy płacą za to milion euro, wybucha z tego mały skandal, bo mecz miał przysłużyć się rodzinie legendarnego piłkarza, która ostatecznie otrzymała zaledwie dziesięć tysięcy euro.

2007 rok, Tel Awiw i Moskwa. Real w charytatywnym meczu rozbija izraelsko-palestyński „Zespół Pokoju”. Parę tygodni później w Moskwie zgarnia parę milionów za udział w Pucharze Rosyjskich Kolei.

2008 rok, Bogota. Kolumbijczycy zapraszają Real na obchody 470. rocznicy założenia miasta. 

2009 rok, Dublin. Cristiano Ronaldo debiutuje w nowych barwach w meczu z Shamrock Rovers zorganizowanym przez grupę Platinum One. Specjalnie na tę okazję trzykrotnie zwiększono pojemność obiektu w Irlandii, dostawiając do niego tymczasowe trybuny.

Jak odpoczywa Real Madryt? Antonio Pintus i sekrety przygotowania motorycznego Królewskich

I tak dalej, i tak dalej. Królewskich zapraszali do siebie Niemcy (Eintracht Frankfurt, Borussia Dortmund czy Hannover 96). Super Mecz z ich udziałem zorganizowano dekadę temu w Warszawie. Już na początku tego tysiąclecia w Chinach, Japonii czy Tajlandii organizowano pierwsze spotkania w ramach „Asia Tour”, więc komercjalizacja meczów towarzyskich nie jest zjawiskiem nowym.

Nowością jest co innego: że dziś nie sposób już obejrzeć Realu Madryt w Szwajcarii podczas sparingów w trakcie okresu przygotowawczego. Jednym z najczęściej odwiedzanych przez Hiszpanów krajów w XXI wieku jest Austria, gdzie rozegrali jedenaście spotkań, ale wszystko to relikt przeszłości i czasów, które już nie wrócą. 

Do 2010 roku Real rozegrał w Stanach Zjednoczonych dziewięć gier. Od tamtej pory: trzydzieści sześć. Bogaci zagarnęli najlepszych piłkarzy świata dla siebie.

Superpuchar Europy szansą dla mniejszych. USA i Azja zawłaszczają gigantów

Doskonale widać to w raporcie „CIES Sports Intelligence”: Real Madryt nie ma już miejsca ani czasu na podróżowanie do Polski, żeby zagrać towarzysko z Fiorentiną. Nie ma, bo nad Wisłą nikt nie zapłaci za takie spotkanie tyle, ile w Dubaju, Dosze, Azji czy USA. Goszczenie takich drużyn w naszych skromnych progach jest możliwe dziś możliwe głównie w dwóch przypadkach:

  • awansu do europejskich pucharów
  • zachcianki polskiej wersji Rezarta Taciego, który opłaci to z własnej kieszeni

Trzecią drogą pozostaje UEFA, która zwykle występuje w roli złoczyńcy, ale w ostatnim czasie wykonała gest w kierunku słabszych, pozwalając im utrzymać kontakt ze światową czołówką. Superpuchar Europy nieprzypadkowo wyniósł się z kipiącego przepychem Monako do, kolejno: Pragi, Cardiff, Tbilisi, Trondheim, Skopje, Tallinna, Stambułu, Budapesztu, Belfastu, Helsinek, Aten i w końcu także Warszawy.

Można to potraktować jak odpowiedź europejskiej federacji na zmieniający się świat. Przeglądając listę spotkań Realu Madryt poza Hiszpanią od 2000 roku, na której umieściliśmy mecze towarzyskie, wszelkiej maści superpuchary oraz Klubowe Mistrzostwa Świata, doliczyliśmy się 128 gier w 35 różnych krajach. 

Różnorodność jest spora:

  • Stany Zjednoczone: 45
  • Niemcy: 12
  • Austria: 11
  • Arabia Saudyjska: 9
  • Japonia: 7
  • Chiny: 6
  • Zjednoczone Emiraty Arabskie: 5
  • Anglia, Maroko, Portugalia: 4
  • Australia, Norwegia, Polska, Rosja, Tajlandia, Szwajcaria, Włochy: 2
  • Albania, Belgia, Egipt, Estonia, Finlandia, Francja, Hongkong, Irlandia, Izrael, Kanada, Katar, Kolumbia, Kuwejt, Macedonia Północna, Szkocja, Szwecja, Walia, Węgry: 1

El Clasico w wersji bliskowschodniej: Real vs Barcelona podczas Superpucharu Hiszpanii w Rijadzie

Jak jednak wspomnieliśmy, tendencja wskazuje na zawłaszczenie rynku przez egzotykę. Ostatnie europejskie sparingi Realu Madryt w letnim okresie przygotowawczym to wizyty w Klagenfurcie i Glasgow w 2021 roku, które były następstwem pandemii i ograniczeń zarówno w podróżach, jak i w sprzedaży biletów.

Z przygotowań dawno temu zrobiono biznes i to kompletnie inny niż przed laty. W 1995 roku w szwajcarskim Vevey Motor Lublin zagrał z Realem dzięki obrotności Władysława Kozubala, paramenedżera, który prawie sprzedał Rafała Szweda do Lausanne-Sports. Kozubal przy okazji pomagał zorganizować w Vevey obchody 90-lecia klubu, na które zaproszono właśnie Real. Od słowa do słowa i wyszło, że każda ze stron będzie zadowolona, gdy to Motor podejmie Królewskich.

Realowi, rzecz jasna, było zupełnie obojętne, z kim zagra. Po latach piłkarze Motoru wspominali, że dało się odczuć, iż rywale traktują to tylko jak zlecenie. Rozżaleni mówili, że nie doszło ani do wymiany koszulek, ani do sesji zdjęciowej. Fotkę-pamiątkę mają tylko ci, którym szczęśliwie udało się złapać którąś z gwiazd, zanim wszyscy czmychnęli do szatni, a potem do hotelu.

Od dłuższego czasu takie spotkania zastąpiły jednak wewnętrzne konfrontacje ścisłej elity. Jeszcze przed wyprawami na tournee po USA mieliśmy do czynienia z formatami takimi jak Audi Cup. W ostatniej dekadzie Real tylko pięć razy wyjechał z kraju, żeby zmierzyć się z przeciwnikiem spoza ligi TOP5, jednak większość z tych ekip i tak można uznać za światową czołówkę.

Club America według rankingu klubów „Opta” mieści się w TOP 100.

Rangers FC to wielka marka.

Red Bull Salzburg jest na tyle mocny, że zagra w Klubowych Mistrzostwach Świata.

MLS All Stars 2017 to Kaka, David Villa czy im podobny plus reprezentanci USA i Nemanja Nikolić.

Ostatnim naprawdę mało elitarnym sparingiem Królewskich, który przypominał spotkania z Plymouth Argyle (Austria, 2005) czy Independiente Santa Fe (Bogota, 2008) była Valerenga Oslo, z którą Real zagrał w 2015 roku.

Biznesowo-marketingowy charakter wojaży Realu Madryt po świecie jest kluczem do zrozumienia tego, że przeładowany kalendarz był większym problemem dwie dekady temu niż teraz. Bo Real wcale nie wychodzi na boisko częściej niż na początku obecnego milenium. Ba, gości na nim rzadziej, a gdy już to robi, to za większe pieniądze.

Real Madryt w Estonii, Superpuchar Europy

FIFPro walczy o prawo piłkarza do odpoczynku, ale nie mówi całej prawdy

Kocham mecze, ale gdy mamy przerwę, powinna być to prawdziwa przerwa. W NBA rozgrywasz 80 spotkań, ale potem pauzujesz trzy czy cztery miesiące, możesz się zregenerować, wdrożyć coś nowego. W piłce nożnej przerwa między sezonami trwa w najlepszym przypadku trzy tygodnie. Może gdyby piłkarze powiedzieli: dość, FIFA lub UEFA zmusiłyby się do refleksji – utyskiwał przed rokiem Pep Guardiola.

Na przeładowany kalendarz narzekali jego podopieczni, mówili o nim także inni trenerzy. Wreszcie FIFPro, stowarzyszenie zawodników, wzięło sprawy w swoje ręce i zgłosiło światową federację do Unii Europejskiej, zarzucając FIFA narażenia zdrowia zawodników poprzez zbyt dużą liczbę spotkań w trakcie sezonu.

Decyzje FIFA w ciągu ostatnich lat faworyzowały własne rozgrywki oraz interesy. Zaniedbywano obowiązki organu zarządzającego, szkodzono interesom ekonomicznym lig i dobrostanowi zawodników. Nie możemy zaakceptować tego, że globalne przepisy ustalane są jednostronnie. Działania prawne są jedynym odpowiednim krokiem w celu ochrony futbolu i jego ekosystemu”.

Z cytowanego wcześniej raporcie „CIES Sports Intelligence” dowiemy się, że w minionym sezonie angielskie kluby rozegrały 87 spotkań w ciągu 72 godzin od zakończenia poprzedniego meczu – chodzi tylko o mecze krajowe. W Hiszpanii taka sytuacja zdarzała się pięćdziesiąt pięć razy. Podczas ostatniego tournee po USA Newcastle rozegrało dwa spotkania w ciągu 48 godzin.

To wszystko fakty, niepokojące zresztą. Mateusz Święcicki zgłębiając temat przeładowanego kalendarza cytował jednak Edena Hazarda, dziś szczęśliwego emeryta, który bardzo trzeźwo podszedł do sprawy, stwierdzając, że może i przez dekadę rozgrywał po sześćdziesiąt spotkań w sezonie, ale dzięki temu zarobił gigantyczne pieniądze, które pozwalają mu przeżyć resztę życia jak tylko mu się podoba.

Hazard twierdzi: coś za coś. To, ile zarabiamy, wynika bezpośrednio z tego, jak często gramy.

FIFPro wylicza, że gwiazdy są przemęczone. Jude Bellingham do 21. roku życia rozegrał 18500 minut, podczas gdy David Beckham w tym samym okresie miał ich na liczniku 4000. Nawet Wayne Rooney nie kopał tak wiele, jako 21-latek zaliczył 15500 minut. Zajrzyjcie pod ich autorski hashtag #AtTheLimit, zbiór dowodów na to, że piłkarze grają zbyt wiele. Dowiemy się z niego, że:

  • sezon Juliana Alvareza trwał dokładnie rok i szesnaście dni, w trakcie których Argentyńczyk 82 razy znalazł się w składzie, notując 75 występów
  • Saud Abdulhamid z Al-Hilal rozegrał 67 meczów, a 75% z nich miało miejsce w ciągu pięciu dni od poprzedniego spotkania
  • Cristian Romero podróżuje tyle, że co osiemdziesiąt dni okrąża Ziemię
  • Vinicius Junior w wieku Ronaldinho ma na koncie dwukrotnie więcej spotkań w karierze

Erling Haaland mówi wprost: nie sposób być w formie w każdym z siedemdziesięciu spotkań w sezonie. Norweg marzy o tym, żeby po karierze relaksować się na farmie, pasąc krowy. Dani Carvajal zauważa, że poziom musi spaść, jeśli nieustannie grasz co trzy dni. FIFPro w swoich wyliczeniach nie przytacza jednak danych „CIES Sports Intelligence” za cały XXI wiek. Nie pasują do tezy, bo odnoszą się do grupy szerszej niż piłkarze najlepszych drużyn świata.

Średnia liczba minut w sezonie w przeliczeniu na zawodnika

W piłkę nożną wcale nie gra się dziś więcej i częściej. Najwięcej minut w pojedynczym sezonie spośród piłkarzy Realu Madryt uzbierał na przełomie wieków Roberto Carlos, który w latach 1999-2000 zaliczył ich dokładnie 6130. W tym samym sezonie Raul spędził na murawie 5948 minut. Na podium rozdziela ich Cristiano Ronaldo i jego 6116 minut w sezonie 2011/2012. 

W których sezonach najwięcej zawodników notowało rekordową liczbę minut?

Faktem jest, że zestawienie bierze pod uwagę jedynie oficjalne występy dla klubu i reprezentacji kraju, ale czy dodanie sparingów diametralnie zmieniłoby obraz sytuacji? W rekordowym dla Roberto Carlosa sezonie Real Madryt rozegrał 38 spotkań w lidze, siedemnaście w Lidze Mistrzów (format z dwiema fazami grupowymi), sześć w Pucharze Króla i cztery w Klubowych Mistrzostwach Światach, łącznie sześćdziesiąt jeden. 

Przed startem rozgrywek Królewscy zaliczyli jednak aż jedenaście sparingów na przestrzeni miesiąca, także poza krajem (Szwajcaria, Włochy, Turcja). Co więcej, w trakcie sezonu udało się zmieścić jeszcze dwa sparingi w Hiszpanii, wyprawę do Anglii w ramach „Lee Dixon Tribute” oraz charytatywną grę w ramach akcji „Say NO to drugs”. W ostatnich latach liczba gier kontrolnych ograniczała się do czterech czy pięciu występów.

„CIES Sports Intelligence” przedstawia wykres, z którego wynika, że liczba spotkań Realu Madryt w porównaniu z początkiem wieku zmalała. W sezonie 2001/2002 Królewscy rozegrali rekordowe 66 oficjalnych meczów, ostatnio zaś było ich o jedenaście mniej. Jeśli w najbliższych dwunastu miesiącach nie powinie im się noga i dotrą do finału absolutnie każdego wydarzenia, w jakim biorą udział, padnie nowy rekord: 71 oficjalnych spotkań w sezonie.

Coraz więcej meczów. Jak kluby zareagują na ponad siedemdziesiąt spotkań w sezonie?

Spojrzenie na przeładowany kalendarz zależy jednak od tego, jaką perspektywę przyjmiemy. FIFPro w walce o zdrowie piłkarzy posługuje się wybiórczo przykładami najlepszych piłkarzy świata. Tak, Jude Bellingham i jego koledzy z Realu Madryt grają non stop, a reprezentanci kraju z Ameryki Południowej występujący w najlepszych ligach świata zaliczają absurdalne liczby przelotów z jednego kontynentu na drugi.

To jednak tylko wycinek tortu, bo sprawa w ujęciu globalnym wygląda zupełnie inaczej. „CIES Sports Intelligence” dowodzi, że więcej niż 60 występów w sezonie notuje średnio 0,31% piłkarzy. To grupa 61 zawodników. Pułap czterdziestu gier osiąga z kolei 9,1% zawodników. W ciągu dwunastu lat ponad pięć tysięcy minut w trakcie sezonu rozgrywało średnio pięćdziesięciu sześciu zawodników. Dla przeciwwagi: dwie trzecie piłkarzy nie zalicza nawet 2000 minut na boisku.

FIFPro na łamach „Guardiana” alarmuje, że tworzenie kolejnych formatów, rozbudowa mistrzostw świata w wersji narodowej i klubowej oraz reforma Ligi Mistrzów sprawią, że w sezonie 2025/2026 będzie można wykręcić 86 spotkań. W tym samym artykule Arsene Wenger – co ważne: już nie po prostu były trener czy ekspert, lecz pracownik FIFA – zaznacza, że w ciągu dwóch dekad w znaczącym stopniu poprawiły się kluczowe dla piłkarzy sektory:

  • nowe technologie wspomagają szybszą regenerację
  • suplementacja sprzyja budowie odporności 
  • działania prewencyjne przeciwko kontuzjom są dziś lepsze i skuteczniejsze

Dwadzieścia lat temu to jego podopieczny, Patrick Vieira, zaliczył 66 występów w sezonie, co przekładało się na 5601 minut na boisku. Zdruzgotany powiedział wtedy dziennikarzom, że czuje się kompletnie rozbity, ugotowany na miękko.

Czasami ciężko mi nawet stać. Bolą mnie plecy, bolą mnie nogi, boli mnie wszystko – cedził, dusząc w sobie złość i łzy.

Liczba krajowych meczów rozgrywanych co trzy dni, na dole średni dystans godzin między nimi

Od tamtej pory tylko jeden francuski zawodnik spędził na murawie więcej minut na przestrzeni jednego sezonu – Adil Rami, gdy w latach 2011-2012 reprezentował Valencię. Także dlatego, że UEFA i FIFA poszły po rozum do głowy. Odpowiedzią na apele Vieiry i innych przemęczonych była reforma Ligi Mistrzów i skasowanie drugiej fazy grupowej. 

Teraz, gdy piłkarze ponownie podnoszą larum, reakcja jest diametralnie inna: tworzone są kolejne okazje do gry.

Wracamy jednak do dyskusji o tym, kto tak naprawdę zmiany odczuje. „CIES Sports Intelligence” dowodzi, że dla zdecydowanej większości nie zmieni się nic. Średnia liczba oficjalnych spotkań danego zawodnika wzrośnie z 24,09 na sezon do 24,45. Analogicznie w przypadku minut różnica przewidywana wyniesie pięć minut.

Kolejne mecze najmocniej odczują w nogach najlepsi z najlepszych, czyli i najbogatsi. Czy są oni gotowi na rezygnację z części zarobków w myśl rozbudowania kadry? W końcu ograniczeniem liczby minut na boisku nie musi być tylko rezygnacja z istnienia danego wydarzenia. Pep Guardiola sugerujący zawodnikom, że tylko ich protest może coś zmienić, mija się z prawdą, co z chęcią wyciągają mu zwolennicy zmian.

Żaden klub Premier League nie skorzystał w lidze z mniejszej liczby piłkarzy niż Manchester City. „Opta” jeszcze przed końcem sezonu przedstawiła dane, z których wynika, że Guardiola wykorzystał jedynie 55% możliwych zmian. Zawodnicy narzekają na przemęczenie, Pep? To może daj im odpocząć, zamiast eksploatować ich do granic możliwości. FIFA nie przymusza nikogo do stawiania na tych samych ludzi tydzień po tygodniu, nie robią tego nawet zobowiązania sponsorskie i reklamowe.

Możliwe, że zbliżamy się do momentu, w którym jedynym rozwiązaniem stanie się żonglerka piłkarzami, a topowe kluby zaczną wysyłać co niektórych na urlopy, jak gdyby parali się zajęciem jak każde inne. Delikatnie przeszkadza w tym fakt, że Kyliana Mbappe w białej koszulce Realu zobaczyć chcą i ci, którzy kupili bilet na Superpuchar Europy w Warszawie, i posiadacze wejściówek na mecz z Getafe, i Amerykanie, którzy zabukują wycieczkę do New Jersey. 

Ktoś więc będzie niezadowolony, ktoś może nie zaakceptować prostego faktu, że tydzień wolnego i opuszczony przez kogoś mecz otwiera furtkę do przedłużenia czyjejś kariery o kolejny sezon, gdy organizm zacznie upominać się o swoje po piętnastu latach życia na walizkach i sprintów od pola karnego do pola karnego. To jednak łatwiejsze niż kolejna wielka rewolta.

Zwłaszcza że klubom do niej nie śpieszno. Gdy narzekają, to na rozgrywki tworzone przez innych, a nie na tournee, za które odpowiadają sami. Brak wspólnej linii widać było, gdy Carlo Ancelotti zasugerował, że Real Madryt za dwanaście miesięcy nie pojawi się na Klubowych Mistrzostwach Świata. Jego pracodawca w mig zapewnił, że wbrew słowom trenera jednak się na turniej wybiera.

Sztuką będzie tym wszystkim zarządzić, tak jak i sztuką jest zapewnienie cząstki Realu kibicom w Polsce, Azji, USA oraz Arabii Saudyjskiej w jednym, tym samym sezonie. Nam, zwykłym trybikom w maszynie, nie wypada się nie cieszyć, że w całym tym bałaganie ktoś jeszcze o nas w ogóle pamięta.

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

28 komentarzy

Loading...