Cztery szanse medalowe przyniosły zero medali. Dwudziestu zawodników dotarło do łącznie dwóch finałów. A Ksawery Masiuk zasłynął wypowiedzią o kartonowych łóżkach. Igrzyska w Paryżu były dla polskiego pływania pasmem rozczarowań. – Ja myślę, że naszych trenerów i większość zawodników zadowala, że po prostu zakwalifikowali się na igrzyska – mówi nam Andrzej Skorykow, który w środowisku pływania w Polsce znajduje się od ponad trzydziestu lat.
Nikt oczywiście nie mówił, że Polska ma pewniaka do złota, albo nawet medalu. Ale z tego, co pokazali nasi pływacy w Paryżu, trudno wyciągnąć jedną, naprawdę pozytywną historię. Chyba, że za taką uznamy czwarte miejsce Krzysztofa Chmielewskiego, po którym sam zainteresowany był w widocznie fatalnym humorze.
Skorykow – prezes i trener Warsaw Masters Team, prowadzący podcast „Suchy Tor Broadcast” – występ Chmielewskiego ocenia pozytywnie. Ale już nie może nadziwić się słowom Masiuka, największego talentu polskiego pływania od lat. – Na końcu wypowiedzi usłyszeliśmy (od niego), że “ci Francuzi niczego nie ogarniają, dramat.” Więc jeszcze obraził Francuzów, tak? Proszę sobie wyobrazić, jakby 19-latek z zagranicy startujący w Polsce powiedział: ci Polacy nic nie ogarniają, dramat. Wylałby się na niego olbrzymi hejt.
KACPER MARCINIAK: Ostatnia szansa medalowa w pływaniu przepadła w niedzielę. Katarzyna Wasick była świetna w eliminacjach i półfinale, ale nie dała rady w finale.
ANDRZEJ SKORYKOW: Nie chciałbym dawać Kasi za przykład porażek polskiego pływania, bo ona już ma mentalność amerykańską i trenuje w innym systemie od wielu lat. Poza tym Wasick, można powiedzieć, odcina kupony. Bo przecież jest w trakcie comebacku po zakończeniu kariery.
To był na dodatek comeback niespodziewany, który zaczął się od rywalizacji w Mastersach, czyli rywalizacji “oldboyów”, w której chciała po prostu trochę dla zdrowotności poruszać się po ponad przerwie rocznej od swojej dyscypliny. Okazało się jednak, że pływa coraz szybciej, stąd postanowiła wystartować w zawodach profesjonalnych.
Tak zaczęła się jej nowa przygoda, to drugie życie pływackie. Tytuły, które zdobyła w ostatnich latach, były jej największymi zdobyczami. W związku z tym można powiedzieć, że jej piąte miejsce w Paryżu również jest olbrzymim sukcesem, skoro ona znajdowała się tak naprawdę już na pływackiej emeryturze.
Natomiast oczywiście, że Wasick miała olbrzymią szansę na medal. I szczerze mówiąc, ja po eliminacjach byłem bardziej niż pewny, że ten medal będzie. Chociaż dalej wiedziałem, jaką konkurencją jest pięćdziesiątka. Tam jakikolwiek drobny błąd powoduje, że jesteśmy wolniejsi o te kilka czy kilkanaście setnych i przygrywamy miejsce na podium. Kasi mogło więc przytrafić się jakieś potknięcie, którego ja oczywiście nie zauważyłem, bo z odtworzenia jeszcze tego wyścigu nie oglądałem. Pewnie o tym opowie sama Kasia.
Niedziela była generalnie pełna rozczarowań z perspektywy polskiego kibica.
Tak, wielka szkoda, że tego medalu nie zdobyliśmy, biorąc pod uwagę mierną postawę zawodników z pozostałych dyscyplin. Do tej pory nie mamy żadnego złotego krążka.
Brak sukcesu Kasi powoduje natomiast, że kolejny raz trzeba się zastanowić, co z tym polskim pływaniem. Jak powiedziałem: Wasick jest poza polskim systemem już od dłuższego czasu. Ale Michał oraz Krzysztof Chmielewscy się w nim znajdują. Oni oczywiście wyjechali na studia do Stanów, ale przez wiele miesięcy, przed samymi igrzyskami w Paryżu, przygotowywali się pod okiem swojego trenera Grzegorza Oleńskiego.
W związku z tym można powiedzieć, że oni byli częścią polskiego systemu. A też trzeba pamiętać, że wszyscy nasi olimpijscy medaliści oraz większość finalistów, a także medaliści mistrzostw świata czy nawet rekordziści Europy, jak Mateusz Sawrymowicz, Paweł Korzeniowski, Radosław Kawęcki czy Otylia Jędrzejczak, trenowali w Polsce. Można ich wszystkich tutaj wymienić i pokazać, że ten polski system nie był złym systemem.
Teraz się coś popsuło. Z dwadzieścia lat temu pojawił się w naszym kraju taki trend, który promowali głównie młodzi trenerzy, stojący w opozycji do starych trenerów z osiągnięciami. To znaczy: uznano, że to koniec radzieckiej szkoły pływania, teraz trzeba trenować mniej, ale mądrzej. Bo bardzo mocne treningi wcale nie są najbardziej efektywne.
Ja myślę, że to jest taki moment, w którym trzeba zweryfikować te nowe trendy i wrócić jednak do ciężkiej pracy, systematycznej pracy, a nie szukać dróg na skróty. Chcę też powiedzieć, że nasi pływacy mieli wszystko. Artur Wojdat, Mariusz Podkościelny czy Rafał Szukała mogli tylko pomarzyć o takich warunkach do treningu, jakimi dysponowała dwudziestoosobowa ekipa, która zakwalifikowała na igrzyska olimpijskie w Paryżu.
Naprawdę nie wiem, co tu się mogło wydarzyć. Martwi mnie taka sytuacja, w której nasi zawodnicy w eliminacjach płyną najszybciej, a półfinał mają gorszy.
Ja bym tu użył porównania do boksu. Ponieważ Julia Szeremeta, która już na pewno zdobędzie medal, zrobiła wynik ponad stan. Ma 20 lat, przyjechała na igrzyska i zrobiła coś, czego nikt się nie spodziewał. Podczas gdy polscy pływacy – poza Michałem Chmielewskim – nie wykręcili ani jednej życiówki.
Oni będą zwalać winę na wolny basen. Na to, że padły w Paryżu tylko dwa rekordy świata. Natomiast ja uważam, że nawet na wolnym basenie, jeżeli nasi zawodnicy nie są w stanie zakręcić się wokół życiówek, to coś jest nie tak.
Ale to też jest pokłosie tego, że nasi zawodnicy mają wiele prób zakwalifikowania się na igrzyska. Podczas gdy Amerykanie, Brytyjczycy, czy Australijczycy mają tylko jedne zawody; Trialsy. I albo wywalczą na nich olimpijski bilet, albo nie. To weryfikuje i zawodnika, i trenera, czy są w stanie przygotować się do tego najważniejszego startu.
To może zabrzmieć kontrowersyjnie, ale ja myślę, że naszych trenerów i zdecydowaną większość zawodników zadowala to, że po prostu zakwalifikowali się na igrzyska. Dwudziestu pływaków pojechało do Paryża. I to chyba wielu wystarcza.
Tak się bowiem składa, że kwalifikacja olimpijska gwarantuje finansowanie w przyszłym roku. Ja to zawsze powtarzam: siłą polskiego pływania jest jego słabość. Po co mamy mieć mocniejsze pływanie, skoro trzeba byłoby włożyć albo dużo więcej pracy, albo podejmować więcej trudnych decyzji? Jak wystarczy w miłej atmosferze zakwalifikować dwudziestu zawodników i sobie co cztery lata jechać na igrzyska, a w międzyczasie mistrzostwa świata oraz Mistrzostwa Europy, trenując w tym samym składzie oraz w tych samych ośrodkach.
Brzmi jak specyficzne środowisko.
Jak patrzę na inne dyscypliny – boks czy lekkoatletykę – to kluby do swoich dyscyplin pozyskują dzieciaki z ulicy. Czyli trener musi zainteresować młodego człowieka danym sportem. Musi zainteresować chodzeniem na salę, czy to bokserską, czy zapaśniczą. Albo chodzeniem na stadion, na halę, żeby dzieciak pograł w grę zespołową. Polskie pływanie natomiast od lat polega na systemie szkolnym, czyli tworzeniu klas sportowych. To jest chyba polski wymysł. Bo nie ma nigdzie indziej na świecie klas pływackich. My je prowadzimy, przyciągając do nich dzieci z rejonu.
Rodzice myślą sobie, że to tani super sposób na szybkie nauczenie swojego dziecka pływać. Ale są też rodzice, którzy by chcieli stworzyć drugą Otylię Jędrzejczak czy Michaela Phelpsa. I też do takiej klasy pływackiej sześcioletnie dziecko zapiszą. Ale skąd ci rodzice wiedzą, że ich pociecha będzie chciała pływać? Na dodatek w klasach pływackich już od najmłodszych lat wprowadzamy specjalizację u tych dzieci. Proszę nie wierzyć trenerom, którzy mówią, że nie, oni są ogólnorozwojowi, bo przecież znają się na oknach rozwojowych, ukończyli AWF-y i tak dalej.
My mamy kluby i klasy jednosekcyjne pływackie. Siłą rzeczy trenerzy będą dbali o to, żeby ich wychowankowie od najmłodszych lat jak najszybciej pływali na zawodach. A nie dbali o to, żeby wszechstronnie rozwijać sportowców.
Dla przykładu: ja stworzyłem dwa lata temu w klubie dwie kolejne sekcje: piłki wodnej oraz pływania artystycznego dla dzieci i młodzieży. Okazało się, że jest taki problem z nami, że skoro ja chcę moich piłkarzy wodnych i pływaczki artystyczne wystawić w zawodach pływackich, to będą one potrzebowały drugiej licencji w Polskim Związku Pływackim, dwóch licencji w jednym związku. Okazuje się zatem, że nie ma chyba w Polsce klubów, gdzie zawodnicy grają i w piłkę wodną, i pływają.
To też pokazuje, jak szybko specjalizujemy dzieci i w jaki sposób narzucamy na nie presje. Robimy z nich pływaków już w wieku dziesięciu lat, a nawet wcześniej, poprzez klasy sportowe. Przecież my w Polsce mamy kilkanaście szkół Mistrzostwa Sportowego w pływaniu, które nie mają chętnych, żeby zapełnić wszystkie miejsca. Dlaczego nie stworzyć tylko dwóch ośrodków? Ale na tyle atrakcyjnych, żeby ustawiały się do nich kolejki zawodników.
Powiem taką rzecz, która może być bulwersująca dla niektórych. Ale w momencie, kiedy dziecko trafia do takiego systemu, to nauczyciel, który jednocześnie jest trenerem w klubie, ma na osiem lat praktycznie zapewnione finansowanie. Jeżeli będzie powtarzać to w każdym nowym roczniku, to żyć nie umierać.
To tak jakby do redakcji sportowej zatrudnić redaktora i powiedzieć mu: tu masz grupę sportowców, z którymi możesz robić wywiady. I bez względu na to, jaki wywiad zrobisz, to będziesz dostawał pensje.
Ja bym też zwrócił uwagę na to, że polskie pływanie bardzo słabo wypadło po raz kolejny pod kątem wizerunkowym. Najwięcej mówiło się nawet nie o braku medali, a słowach wściekłego Ksawerego Masiuka, który narzekał na warunki w wiosce olimpijskiej.
Tak, już prywatnie na ten temat rozmawialiśmy. Dlaczego 19-letni zawodnik od dwóch lat nie poprawił rekordu życiowego? Chciałbym takich wyjaśnień, bo przecież pływak w Polsce jest finansowany z pieniędzy podatnika. Przecież Ksawery przez dwa lata urósł, rozwinął się. Co tu się takiego wydarzyło, że nie robi progresu?
Czy wszystkiemu jest winne to, że na najważniejszej imprezie spał na łóżku kartonowym? Tak, wiem, że karton zapewnia sztywniejszą konstrukcję łóżka niż jakikolwiek inny materiał, z drewna lub drewnopodobny. Pewnie zrobiono łóżka ekologiczne, żeby były jednorazowe, żeby można było je łatwo przetransportować. Do tego nie magazynować, nie ponosić takich kosztów. Ale tuż też wystarczy z Pawłem Słomińskim porozmawiać, który był na kilku igrzyskach: akurat wioska olimpijska to zawsze są spartańskie warunki, taka specyfika igrzysk.
Szwedki jednak nie narzekały. Jak zobaczyły, że materace są za krótkie, to pojechały do Ikei i kupiły sobie nowe.
Tak, podobno nikt nie zabronił poprawić sobie warunków.
Jasne, że tak. Tutaj może być problem sztabu szkoleniowego, który nie przygotował tych młodych zawodników do tego, co ich czeka w wiosce olimpijskiej. Wszyscy mieli takie same warunki. Kolejny przykład: Koreańczycy przenieśli się do hotelu. Inna sprawa, że my nie mamy w pływaniu wielkiej gwiazdy, której będziemy szukać idealnych warunków. Bo na razie jeszcze ci zawodnicy niczego tak naprawdę nie udowodnili.
Może jestem teraz zirytowany, bo wiadomo, że liczyłem przynajmniej w niedzielę na medal. Poza tym patrzę trochę na to, że zawodnicy wszędzie oznaczają sponsora, Polski Związek Pływacki, Ministerstwo Sportu i tak dalej. A zapomina się o zwykłym kibicu czy podatnikach, którzy tak naprawdę finansują ten cały sport polski, prawda?
Więc dlatego tym bardziej irytują wypowiedzi młodego pływaka z Polski, od którego na końcu wypowiedzi usłyszeliśmy że “ci Francuzi niczego nie ogarniają, dramat.”
Tak, to dokładny cytat.
Więc jeszcze obraził Francuzów, tak? Proszę sobie wyobrazić, jakby 19-latek z zagranicy startujący w Polsce powiedział: ci Polacy nic nie ogarniają, dramat. Wylałby się na niego olbrzymi hejt. Byłaby afera.
Występ braci Chmielewskich musimy ocenić pozytywnie?
Bardzo pozytywnie. Pamiętajmy, to są najniżsi zawodnicy w finale. Krzysztof Chmielewski nie ma mięśnia piersiowego, urodził się z takim defektem. To, co oni osiągnęli, jest wynikiem niezwykle ciężkiej, wieloletniej pracy oraz determinacji. Czwarte czy dziewiąte miejsce na igrzyskach to wyniki wręcz ponad ich możliwości.
Co innego możemy powiedzieć np. o Ksawerym Masiuku. To zawodnik obdarzony wspaniałymi warunkami fizycznymi. Jako siedemnastolatek zdobył medal mistrzostw świata, został okrzyknięty gwiazdą. A potem na mistrzostwach świata juniorów błyszczał na poziomie Davida Popoviciego [mistrz olimpijski na 200 metrów i do niedawna rekordzista świata na 100 metrów kraulem red.].
No gdzie jest dzisiaj Popovici, a gdzie jest dzisiaj Masiuk? Albo inni juniorzy, którzy mieli odgrywać na igrzyskach znaczące role? My się jaramy tymi pięćdziesiątkami grzbietem, żabką, czy delfinem. Mieliśmy teraz mistrzostwa Europy w Belgradzie, na które przyjechało 20 procent zawodników z czołówki. No i trafiały się takie konkurencje, w których – przy tylu absencjach – można było wygrać.
Dobrze, ja rozumiem: pływanie powinno się promować również na takich zawodach. Natomiast my nie możemy spocząć na laurach i cieszyć się z wyników na nieolimpijskich dystansach. Świat się nie interesuje takimi konkurencjami.
To może jeszcze jedna kwestia: ludzie nie zawsze zdają sobie sprawę, ale w pływaniu, jak ktoś ma 20 lat, to wcale nie musi mieć szczytu formy przed sobą. Niewykluczone, że zawodnicy, o których rozmawiamy, w Los Angeles będą już pływać wolniej.
Tak się faktycznie może zdarzyć. Szczególnie jeżeli na przykład przez dwa lata w młodym wieku nie poprawiło się życiówki, prawda? Jak znaleźć motywację do dalszego treningu? Do tego, żeby osiągać najwyższe cele, żeby jeszcze bardziej się zaangażować?
Wspomnę tu historię, która opowiedział mi Grzegorz Zgliczyński. Wybitny polski triathlonista, który jest trenerem pływania od 30 lat pracującym w Stanach Zjednoczonych. On prowadzi w klubie pływaków z różnych państw. Nigdy nie zdarzyło mu się, żeby rodzic amerykański czy australijski przyszedł do niego i zapytał się: panie trenerze, będzie coś z tej mojej córki? Albo: panie trenerze, warto inwestować w tego mojego syna? A w przypadku osób rosyjskojęzycznych czy w szczególności Polaków, te pytania padają na jednym z pierwszych treningów. Więc proszę zobaczyć, jaką sami nakładamy presję. I to od początku przygody ze sportem.
Pływanie jest sportem wczesnorozwojowym. Trzeba szybko zacząć je trenować. Tylko czy dziecko siedmioletnie czy dziesięcioletnie chce za wszelką cenę już w tym wieku wygrywać? Nie. Jeżeli pan powie swojemu dziecku: “chodź pobiegnijmy do tego drzewa”, to czy ono stwierdzi, że albo biegniemy na czas, albo mu się nie opłaca?
Nie.
Nigdy. Zresztą proszę popatrzeć, jak dzieci grają w gry na konsoli czy komputerze. To nie jest tak, że zawsze wygrywają. Natomiast co robią? Za każdym razem jak do nich usiądą, to widzą progres. Z kolei kiedy dziecko ukończy jakąś grę, to ile razy jeszcze w nią zagra? No nie zagra, zostawi i znajdzie coś innego. Dla dziecka ważna jest zabawa i proces.
Więc niech nikt mi nie mówi, że dziecko ma wielką potrzebę wygrywania. Bo to my narzucamy na młodego sportowca zbyt wcześnie presję rywalizacji. My, czyli trenerzy oraz rodzice, którzy chcą się potem pochwalić, że ich zawodnik albo syn zdobył rok temu więcej medali mistrzostw Polski. A kiedy ci zawodnicy osiągną wiek dojrzewania emocjonalnego, to powiedzą: ja już nie idę więcej na basen. Ale jak to nie idziesz? No nie idę, bo nie chcę pływać. Ale ty kochałeś pływanie! Nie, ja je nienawidziłem.
Oczywiście przedstawiłem taką ekstremalną sytuację. Niekoniecznie musi się taka rozmowa odbyć. Ale proszę zobaczyć, ile dzieci rezygnuje po ósmej klasie szkoły podstawowej. Albo w trakcie liceum. Jak kiedyś policzyłem, na głównych Mistrzostwach Polski startowało nieco ponad trzydziestu seniorów. To bardzo mało.
Więc to też jest wynik nakładanej przez nas presji. Modni w sporcie są teraz psychologowie. Psychologowie, którzy zajmują się 14-latkami. No, bez przesady. Mi się wydaje, że w takim wieku trener, albo rodzic powinni bez problemu wystarczyć. Ale być może sami doprowadzamy do sytuacji, w której młody pływak potrzebuje pomocy specjalisty.
ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK
Czytaj więcej:
- Anita Włodarczyk dziś pożegna się z igrzyskami. Ale w jakim stylu?
- Zachwycali go polscy siatkarze, Lech Wałęsa i papież. Został wielką legendą siatkówki
- Medal jest niemal pewny, ale może będzie złoty? „Celujemy tylko w jedną imprezę”
Fot. Newspix.pl