Reklama

Dała przykład Jagiellonia, jak zwyciężać mamy

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

23 lipca 2024, 19:33 • 3 min czytania 208 komentarzy

Jagiellonia pokazała w Poniewieżu futbol, do którego przyzwyczaiła w ubiegłym sezonie. Futbol efektowny i efektywny. Białostoczanie błyskawicznie otworzyli wynik, dzięki czemu nie pozwolili gospodarzom nawet na próbę rozwinięcia skrzydeł. Potem raz dwa poprawili i przez godzinę mogli na spokojnie kontrolować mecz.

Dała przykład Jagiellonia, jak zwyciężać mamy

Drużyna dowodzona przez Adriana Siemieńca pisze historię „Dumy Podlasia”. 23 lipca to kolejny dzień 2024 roku, który kibice Jagiellonii zaznaczyli w żółtych kalendarzach na czerwono. Po pierwszym tytule mistrzowskim, przyszedł czas na debiut w eliminacjach do Ligi Mistrzów.

FK Panevėžys – Jagiellonia Białystok 0:4

Nic nie wskazywało na to, że białostoczanie pojadą do wracających z Helsinek Litwinów. W kajecie Karola Strasburgera już powstawały żarty o Finlandii i Duchu Puszczy, a tu zonk! Są Litwini z Poniewieża, którzy sensacyjnie wyeliminowali HJK.

W życiu jest tak, że szklanka może być w połowie pełna i w połowie pusta. Od dziś paradoks szklanki wody możemy stosować zamiennie z paradoksem FK Panevėžys, o którym z całą pewnością możemy stwierdzić, że:

  • jest aktualnym Mistrzem Litwy;
  • jest ostatnią drużyną ligi litewskiej.

Oba stwierdzenia są prawdziwe. Po 22. kolejkach (system wiosna-jesień) drużyna prowadzona przez belgijskiego szkoleniowca Stijna Vrevena zajmuje ostatnie, dziesiąte miejsce w A Lyga z jedenastoma porażkami na koncie. W poprzednim sezonie zespół z Poniewieża prowadził dobrze znany w Polsce, szczególnie w Kielcach, Gino Lettieri. Jego ekipa na 36 meczów przegrała tylko jeden i – podobnie jak Jaga – sięgnęła po pierwszy w historii tytuł mistrzowski. Jednak w przeciwieństwie do „Dumy Podlasia”, klub z Poniewieża pozwolił, by odeszło aż sześciu ważnych graczy.

Reklama

Przed pierwszym gwizdkiem dostrzegaliśmy również pozasportowe plusy niespodziewanego rozstrzygnięcia litewsko-fińskiego dwumeczu. Przede wszystkim: bardziej swojsko i bliżej (360 zamiast 900 kilometrów), co w stu procentach wykorzystali kibice Jagi, których na Litwę wybrało się blisko dwa tysiące.

Jesus Imaz Superstar

Od pierwszej chwili widok trybuny szczelnie wypełnionej żółto-czerwonymi barwami robił wrażenie. Głośny i rytmiczny doping poniósł podopiecznych Adriana Siemieńca. Przed upływem kwadransa, było 1:0 dla Jagi. Wszystko za sprawą wzorowo rozegranej akcji po wrzucie z autu. Zza linii bocznej piłkę do gry wprowadził Joao Moutinho, a potem mogliśmy zachwycić się trzema przećwiczonymi na treningu kontaktami: Pululu, Hansen, Imaz. Hiszpan dopełnił formalności i z kilku metrów skierował piłkę do siatki. Gospodarze odgrywali rolę pachołków. Miło.

Dla Jesusa Imaza był to gol numer 70. w barwach Jagiellonii. Nim na telewizyjnym zegarze umiejscowionym w cieniu na styk przyciętego logotypu Ligi Mistrzów pojawiła się 30. minuta, Imaz miał na koncie trafienia numer 71. oraz 72. i tym samym hat-tricka. La zabawa.

Bawił się Imaz, bawił się Afimico Pululu (który przy trzecim golu wyłożył Hiszpanowi piłkę jak na tacy), bawiła się cała Jagiellonia. Piłkarze z Białegostoku rozstrzygnęli losy dwumeczu w pół godziny. Wzór.

W drugiej połowie mistrzowie Polski uspokoili grę i kilka razy pozwolili gospodarzom dojść do głosu. Ani przez sekundę nie było jednak poważnego zagrożenia pod bramką Sławomira Abramowicza. Za to wystarczyło na moment znów zmienić bieg na „dwójkę” i Kristoffer Hansen podwyższył na 4:0. Drugą asystę w meczu zaliczył Michal Sacek.

Drużyna Adriana Siemieńca była dziś pewna siebie, wyrachowana i skuteczna. Po prostu grali swoje i dali przykład polskim ekipom, jak rozprawiać się w pucharach ze zdecydowanie słabszymi rywalami. Sprawa wyeliminowania HJK Helsinki przez Litwinów trafi do Archiwum X i pozostanie jedną z największych zagadek XXI wieku. Gdyby nie tamten dwumecz, napisalibyśmy, że w Europie są jednak słabe drużyny.

Reklama

FK Panevėžys – Jagiellonia Białystok 0:4 (0:3)

Imaz 15’, 28’, 29’, Hansen 80’

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

208 komentarzy

Loading...