Bramkarz Manchesteru United skradł show ostatniego dnia okienka transferowego, ale wydaje się, że saga transferowa związana z piłkarzem Borussii Dortmund jest jeszcze bardziej zwariowana. Nie dość, że FIFA nie zgodziła się na transfer do Galatasaray w tym okienku, to jeszcze w dodatku Grosskreutz nie będzie mógł grać przez najbliższe cztery miesiące, bo zostaje w Stambule.
Historię transferu Niemca do Turcji można też opowiedzieć przez odwołanie do innej transakcji – wypożyczenia Jakuba Błaszczykowskiego do Fiorentiny. Obaj to symbole Borussii powstającej z kolan i zdobywającej mistrzostwa Niemiec. Obaj zżyli się z kibicami z Westfalenstadion i obaj potem popadli w niełaskę u Thomasa Tuchela, nowego trenera. Polak dlatego, że nie pasował mu do koncepcji (oficjalnie), a Niemiec zżymał się na to, że nie ma z nikim kontaktu, choć też raczej nie miałby miejsca w składzie nowej Borussii, stawiającej nie na szybkość i wytrzymałość, lecz przede wszystkim na technikę. Dlatego obydwaj musieli odejść i obydwu nawet nie pożegnano.
Grosskreutz długo był na wylocie z Borussii, ale dopiero Galatasaray złożył konkretną propozycję – 1,5 mln euro. Sprawy trzeba było załatwiać szybko, bo w poniedziałek zbliżał się koniec okienka transferowego. We wtorek Turcy ogłosili transfer, ale Niemcy odpowiedzieli, że transakcja tak właściwie do ogłoszenia się jeszcze nie nadaje, bo wszystko musi potwierdzić FIFA, a nie wiadomo, czy transfer do końca przeszedł przez system.
No i nie przeszedł. Jak czytaliśmy w środę rano, sprawa rozbijała się o 48 sekund, bo dokładnie tyle czasu po północy FIFA otrzymała wszystkie potrzebne dokumenty, choć Galatasaray chciał je wprowadzić do systemu już pięć minut przed deadlinem. Przyczyną opóźnienia miał być zator w systemie, więc wydawało się, że transfer przejdzie. Tym bardziej, że ogłoszono, że Grosskreutz zagra w Lidze Mistrzów. A dokładniej zrobił to sam klub.
Wszystko było więc, mimo problemów, na swoim miejscu. Turcy dostali piłkarza na którym im zależało, a zawodnik wciąż mógł grać w Lidze Mistrzów, co jest marzeniem każdego piłkarza. Ale już wieczorem Grosskreutz zamieścił na Instagramie zdjęcie z wieeeelkim podpisem w którym dziękował wszystkim z BVB za wspaniałą przeszłość, a z Galaty za możliwość pracy w innej kulturze. – Niestety FIFA nie uznała dokumentów i najbliższe tygodnie spędzę na aklimatyzacji w Stambule i na treningach – napisał.
Zaczęły pojawiać się artykuły o tym, że światowa federacja jednak się nie zgodziła na transfer aż w końcu wieczorem Turcy sami ogłosili, że Grosskreutz zagra u nich dopiero od 1. stycznia przyszłego roku. Do tego czasu może jedynie trenować i grać w nieoficjalnych sparingach. Tu jest więc inaczej niż w przypadku De Gei, który w United został.
Ale też nie musi być do końca tak, że tylko te 48 sekund przeważyło. Jak podaje niemiecki “Bild” przyczyną nie był zator w systemie, lecz błąd przy wprowadzaniu dokumentów. Brakowało jednego z podpisów, o czym zapomniał asystent dyrektora sportowego Galatasaray. I już tam nie pracuje.
Jak bumerang wraca więc kwestia tego, czy można nazywać się poważnym klubem, jeśli tak ważne sprawy jak transfery zostawia się na ostatnią chwilę. Galatasaray, Manchester, Real. Trochę tych kompromitacji na zakończenie okienka było.